wtorek, 29 marca 2016

8.Old Life.

Czwartek i piątek... już musiałam iść do szkoły. Jack opowiadał co się działo na wycieczce. Było zajebiście.
Mówił, że za mną tęsknił, to miłe.
Co jest smutne? Ja nie mogłam powiedzieć tego samego.
Nie czekałam na telefony od niego, a chyba powinnam, co nie?  Dla mnie było to obojętne.
Czekałam z Will'em na chłopców. Yeey jedziemy do mojego taty!  Nie mam pojęcia gdzie oni mają zamiar spać, bo mój ojciec ma nieduże mieszkanie, ale cóż. Nie mówiłam mu, że przyjadę z obstawa, na pewno się ucieszy, będzie mecz, przyda mu się męskie towarzystwo.
-Dobra, chodź. Jedziemy bez nich. -oznajmił zdenerwowany ich 10 minutowym spóźnieniem.
Poszliśmy do samochodu, mama pozwoliła nam wziąć swój. 
-Cholera, czy te matoły nie mogą choć raz przyjść na czas? 
-Nie wiem, to twoi znajomi. 
Tylko to powiedziałam, a Charlie już otworzył bagażnik i razem z Devries'em wrzucili do neigo swoje rzeczy. 
-Czy wy nie znacie się na zegarku? -zapytał zdenerwowany Will, gdy zajęli miejsca z tyłu. 
-Sorry były korki. 
Zaśmiałam się, gdy powiedział to Charlie. Mieszkają 10 minut stąd.
Wyjechaliśmy już z miasta, ciągle o czymś rozmawiali, co jakiś czas mnie zagadywali, ale odpowiadałam monosylabami, więc odpuścili. Zawsze jak jadę samochodem chce mi się spać.
Spojrzałam na Will'a był strasznie blady, a jego głowa machała się we wszystkie strony świata.
-Wszystko okej?
-Tak, tak...
-Zatrzymaj się.
-Rose jest okej.
-Zatrzymaj się do cholery!-krzyknęłam, rozmowa z tyłu ucichła.
-Coś się stało?- zapytał zdezorientowany blondy, gdy Will zjechał na pobocze.
-Wysiadaj.- Will wykonał polecenie i razem wysiedliśmy. Loczek usiadł na asfalcie, a jego głowa, jak bezwładna, opadła.-Co się dzieje?- kucnęłam przy nim.
-Nic...trochę mi się słabo zrobiło.
-Może wrócimy?
-Nie, nie, jest okej.
-Co się dzieje?- z auta wyszli chłopcy.
-Will źle się czuje, Charlie poprowadzisz samochód?
-Jasne, ale może go odwieść...
-Nie mówcie jakby mnie tu nie było. Jedziemy dalej.- podniósł się z ulicy i wsiadł na tylne siedzenie samochodu. Obaj spojrzeli na mnie, wzruszyłam tylko ramionami.
-Leondre usiądź z przodu.-poprosiłam. Wróciliśmy do samochodu. Patrzyłam na Loczka, wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, otworzyłam szybę, usiadłam bliżej niego.
-Oprzyj się.
-Usiądź tam. -poprosił, więc wróciłam na swoje miejsce. Will położył głowę na moich kolanach i po kilku minutach zasną. Na początku się martwiłam, ale pewnie całą noc grał na komputerze i takie są efekty.
Droga trwała jakieś 45 minut, GPS trochę nas zgubił, ale daliśmy radę.
-Will wstawaj, już jesteśmy na miejscu.- szturchnęłam go lekko w ramię.
-Mhmm. -mruknął, usiadł i poprawił swoje loki. 
-Już dobrze się czujesz? -zapytałam z troską. 
-Tak, po prostu mało spałem.
Wzięliśmy swoje rzeczy i weszliśmy do budynku.
Znajomy smród brudnego psa mojej sąsiadki i jego karmy. Mój ojciec mieszka na pierwszym piętrze, stanęliśmy przed drzwiami. Otworzyłam je i przekroczyłam próg. 
-Jestem! -krzyknęłam a zza rogu wyszedł mój tatuś, od razu wziął mnie w swoje objęcia i uniósł do góry.
-Moja malutka Rosie.-postawił mnie na ziemię i przyjrzał uważnie. -Wyrosłaś. 
-Nie widziałeś mnie dwa tygodnie. 
-Najgorsze dwa tygodnie w moim życiu.-zaśmiał się i spojrzał na chłopców. Od razu mina mu zrzedła. 
-Will. -Loczek od razu wyciągnął dłoń. 
-Robert. 
Wszyscy się przedstawili. Mój ojciec, jak to on, mierzył ich swoim wzrokiem, a ja widziałam ich dyskomfort. Sami chcieli. 
-Dobra to chodźcie do salonu. -zaprosił ich. 
Czułam się jakbym była w obcym miejscu. Trzypokojowe mieszkanie, nie jest tak odstawione jak dom William'a. Mój ojciec jest grafikiem komputerowym i uwielbia wszelką technologię, w całym domu walają się sprzęty elektroniczne, komputery i inne niepotrzebne rzeczy, które powinny ułatwiać życie, ale na razie się tylko kurzą. Spodziewałam się, że jak zostanie sam, mieszkanie zarośnie brudem, ale było czysto, nawet bardzo. 
Zajęliśmy miejsca na kanapie i fotelach. 
-To może powiedzcie mi kim są ci trzej chłopcy, którzy przyjechali z moją córką?
-No to my jesteśmy chłopakami pana córki. -powiedział poważnie blondyn patrząc na mężczyznę. -Jest 21 wiek, związki poligamiczne są teraz modne i jest nam z tym dobrze. -mój tata wyglądał jakby miał zaraz upaść. Wszyscy zaczęli się śmiać a mój ojciec odetchną z ulgą. 
-Boże to nawet nie było śmieszne. -stwierdził. -Wiedziałem, że to żart. Wiedział bym pierwszy, że moja córka ma chłopaka. 
-Heh, no właśnie. -spuściłam wzrok. 
-Ja wiedziałem pierwszy. -powiedział dumny Will. 
-Co?! 
-No wiesz tato, to na razie taki tam kolega... 
-Jak ma na imię? 
-Jack, to na prawdę bardzo miły chłopak. 
-Miły...dobrze. -powiedział jakby do siebie, a my zaczęliśmy się śmiać. -Zobaczymy jak wy kiedyś będziecie mieli dzieci, to już nie będzie zabawne. 
-Moja córka będzie w pokoju pod kluczem. -stwierdził Lenehan. 
-Też tak myślałem, a teraz co? Dobra to co, pizza? 
Wszyscy się zgodziliśmy a tata zamówił pizze. Był już pewny, że żaden z nich nie jest moim chłopakiem. Chyba najlepiej dogaduję się z Lenehan'em, który czasem wali jakimiś głupimi żartami, ale mój ojciec ma takie same poczucie humoru. 
-To wy jesteście pełnoletni? -spojrzał głównie na Devries'a. 
-No jasne. -przyjrzał mu się uważnie a potem przyniósł wszystkim piwo, oprócz mnie. Myślałam, że się uśmieje, gdy podał je Leo. Dużo i tak nie wypija, bo tato piję tylko przy meczu, więc nie ma żadnych zapasów. 
Odebrałam pizze, bo reszta była zajęta meczem. Leciało tyle epitetów, że moje uszy więdły. Co za ludzie. 
Koniec końców nasza, ich, drużyna wygrała. Co za emocje. 
Po meczu było gorzej. ''Ten biega jakby chciał a nie mógł, a tam ten ma na włosach tyle żelu, że mu po czole spływa.'' 
Siedziałam w kącie i śmiałam się z ich rozmów. Polubili się z moim ojcem.
-Nie wiem jak wy, ale ja jestem zmęczony. -oznajmił Loczek trochę po północy. 
-A to wy macie zamiar tu nocować... -wszyscy się zaśmieli na słowa mojego taty. -Żartuje, to ja prześpię się na kanapie, a wy w moim pokoju, ale nie wiem jak się pomieścicie. 
Poszłam do sypialni mojego ojca i zmieniłam pościel. Niech sami się zastanawiają jak chcą spać. 
Układałam poduszki, gdy ktoś uderzył mnie dłonią w pośladki. Automatycznie podskoczyłam. 
-Spokojnie... -usłyszałam roześmiany głos Devries'a. 
-Zabieraj łapy. -wysyczałam, gdy ręce na moich biodrach.
-Może przygarniesz mnie do siebie? 
-Chyba sobie żartujesz? 
-Nie. Jestem śmiertelnie poważny. 
-Spadaj. -wyszłam z pokoju. 
-Rosie, Will będzie u ciebie spał, dobrze? -spojrzałam na Loczka. Dziwne, że ojciec nie robi z tego afery, zawsze mówił, że będę księżniczką zamknięta w wierzy. 
-No okej... Skoro musi. 
-Zajmę twoje łóżko, a dla ciebie zostawię ziemię. -chłopak uśmiechnął się szeroko. 
-Bo cię wyślę do sąsiadki. 
-Uu a ile ma lat? 
-130 i trzy koty. -oznajmił mój tato, a wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Zawsze nabijaliśmy się z tej starej jędzy.
-Wole, spać na ziemi u Rose. 
Wymiana zdań się tym zakończyła. Wszyscy się umyliśmy i poszliśmy do swoich pokoi. Wszyscy, oprócz Lenehan,a, który w nocy ma ADHD i zainteresował się sprzętami mojego taty. Pewnie tak jak ja nie wie do czego służą. Po co komu Tempescope, który kosztuje tyle, ile pewnie teraz mój ojciec na koncie nie ma.
-Twój pokój jest prawie czarny. -stwierdził, gdy otworzyłam drzwi do mojego królestwa. Uwielbiam ten pokój, jest w granatowym kolorze, a każda rzecz znajdująca się w nim jest w innej barwie. Przyznam, nie wygląda to dobrze, ale dla mnie jest po prostu mój. Mama przygotowała mi pokój bardziej dziewczęcy, estetyczny w jasnych barwach, nie czuję się w nim dobrze, ale i tak jestem tam tymczasowo. 
-Granatowy. 
-Może mi jutro przedstawisz swoje koleżanki. Chętnie poznam. -poruszył śmiesznie brwiami, układając sobie łóżko na ziemi. 
-Nie mam koleżanek. 
-Każdy ma znajomych.
-Ja nie. 
-Jak to? -usiadł na moim łóżku. 
-Tak to. Nie mam znajomych. Mówiłam ci, że mama chce mnie wysłać do psychologa. To dlatego, że jak to ona mówi, nie angażuje się w życie towarzyskie. 
-Moim zdaniem jesteś mega towarzyska. 
Usiadłam obok niego. 
-W podstawówce byłam... Nie ma co się oszukiwać- gruba. Rówieśnicy tego nie akceptowali i wyśmiewali się, jak to dzieciaki. Tylko nie wiedzieli, że dla mnie to nie jest zabawne. Nie wytrzymałam tego i zamieszałam z tatą, zamknęłam się sobie. -Will objął mnie ramieniem. 
-Teraz ty możesz się z nich śmiać. 
-Dobra, nie będziesz spać na ziemi. Możesz zająć część mojego łóżka. 
-O nie Rose, co ty mówisz?! Przecież jestem chłopakiem!
-Chciałam być miła, ale jeżeli wolisz spać na ziemi... -wskoczyłam pod kołdrę i odwróciłam się do ściany. Chłopak zgasił światło i chwilę potem leżał już obok mnie.-Moje łóżko kusi, co? 
-Gdyby ciebie nie było kusiłoby bardziej. 
-Spadaj. -odwróciłam się do niego i odepchnęłam nogą. 
-Taka prawda. Jesteś brzydka jak noc. 
-Moim zdaniem noc jest piękna.
-Noi jeszcze dziwna. -Loczek objął mnie mocno w tali i przerzucił nad sobą. Z wielkim hukiem uderzyłam o ziemię.
-Ał! To moje łóżko!
-Cicho, już późno i chce spać. -podniósł swoją rozczochrana czuprynę.
Chciałam wrócić do mojego łóżka, ale on odpychnał mnie nogą.
-Will ogarnij się, chcę spać. 
-Czy my się znamy? Idź gdzie indziej. 
-Will! 
-Cicho... Rosie co by pomyślał twój tatuś, gdyby się dowiedział, że pchasz się do mojego łóżka?-wybucham śmiechem. 
-Głupi jesteś. Chce spać! 
-Ja też, więc zamknij mordę. 
-Powiem dla taty. 
Will spojrzał na mnie rozbawiony. 
-Pf, śmiało. 
-Sam tego chciałeś. 
Sięgnęłam po radykalne środki. Po prostu na niego skoczyłam, a gdy zwijał się z bólu zajęłam moje miejsce pod ścianą. 
-Pojebana jesteś! Mogłaś złamać mi żebro! 
-Cicho, chcę spać. 

Will już chrapie od ponad godziny, a ja przewracam się z boku na bok. Było słychać cichą rozmowę mojego taty i Charlie'go. Ludzie dajcie spać! 
W końcu udało mi się zasnąć. 
-------------------------------------------------------------------
Siemson!
Rozdział pojawił się dzięki Phoenix <33
Napisała mi taką miłą wiadomość, że musiałam go wstawić...(+ groźba gwałtem sznorówką, także ten Kc :*)
Blog Magdy: http://widmowy-las.blogspot.com/
nie o Bam, moim zdaniem zajebisty :*
Te dwa rozdziały były takie...luźne, nie ważne XD
W następnym, będzie coś, co myślę, że większość z was ucieszy :D
Także ten (moja wyszka ciągle tak mówi, nienawidzę tego XD) Komentarze motywują !
Pozdrawiam 
-Kate xx
Wywiad chłopców: http://m.onet.pl/rozrywka/muzyka/wywiady,pgzy57

poniedziałek, 28 marca 2016

7.Our father.

-Rose wstawaj! My idziemy na śniadanie, a po ciebie zaraz przyjdzie mama.
Otworzyłam oczy. Byłam w swoim łóżku, przykryta kołdrą i kocem. Czyli Leo mi się śnił. Skurwysyn zostawiłby mnie na balkonie.
Usiadłam na łóżku.
-To do zobaczenia. -obie pocałowały mnie w policzek.
-Miłej wycieczki!
Dziewczyny wyszły a ja pozbierałam swoje rzeczy, umyłam się i ubrałam. 

Oczywiście zostawiłam po sobie idealny porządek. Poszłam na stołówkę i pożegnałam się z moim chłopakiem.
Przed budynkiem usiadłam na walizce.
Szare niebo, a jezioro nadal piękne. Założyłam kaptur na głowę. Już boję się reakcji mamy. Wczoraj nie odbierałam od niej telefonów, więc opieprz będzie podwójny.
-Ej brzydulo! -odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Devries'a z walizką.
Ej chuju!
Zignorowałam go.
-Nie podziękujesz mi za to, że odniosłem cię do łóżka?-podszedł i usiadł obok. Czyli mi się nie śniło.- Chciałem cię przygarnąć do siebie, ale straszna cnotka z ciebie.
Uśmiech nie znikał z jego głupiej mordy. Zacisnęła dłonie w pięści. Zabiję chyba. -Nic nie powiesz?
-Nie odzywaj się do mnie.
-Uuu ktoś źle spał.
-Zgadnij dlaczego.
-Bo brakowało ci...
-Zamknij się.
-Okej, okej nie chcę się kłócić.
-To ciekawe. Robisz wszystko żebym cię nie lubiła.
-To nie tak. -szepnął po chwili.
Panie i panowie najdziwniejszy chłopak na świecie. Raz się ze mnie wyśmiewa, wyzywa, denerwuje mnie, a po chwili robi się nieśmiały.
Przed budynkiem zatrzymał się biały samochód. Czekałam na opieprz, ale z samochodu wyszedł uśmiechnięty George. Odetchnęłam z ulgą,
-Oj dzieci dzieci. Po Leo mogłem się tego spodziewać, ale po tobie Rosalie?- zaśmiał się. Przysięgam pierwszy raz widzę go w tak dobrym humorze.
-Hej.- powiedziałam cicho.
-Wsiadajcie.
-Mama po mnie nie przyjedzie?- spytał Leo.
-Chyba nie chciałbyś żeby po ciebie przyjechała...
Włożyliśmy nasze walizki do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu i założyłam słuchawki.
W czasie drogi trochę przysypiałam, a moja głowa kiwała się we wszystkie strony świata. Ta męczarnia w końcu minęła, najpierw odwieźliśmy Devries'a, a potem pod dom Turnerów. George ostrzegł mnie, że mama jest w domu. Mężczyzna wziął moją walizkę i cicho weszliśmy do domu.
-Rosalie Nixton do jadalni!- usłyszałam na wejściu. Zacisnęłam powieki i wzięłam głęboki oddech. Zdjęłam buty i weszłam w głąb domu. Mama stała z założonymi ramionami. Ruchem głowy wskazała na krzesło, więc na nie usiadłam.
-Co to miało być?! Od kiedy ty masz takie pomysły? Przecież zawsze byłaś rozważna! Kurczę Rose mogłaś się zgubić w tym lesie!
-Posłuchaj mamo... Nie poszliśmy tam tako sobie, chcieliśmy szukać naszej klasy.
-Jak to?
-No, źle się czułam, więc siedziałam w pokoju, a gdy wyszłam był tylko Leo i powiedział, że nasza klasa jest na jakiejś polanie. Poszliśmy ich szukać, ale wyszło tak, a nie inaczej.
-Nauczycielka powiedziała, że uciekliście. Dobra nie ważne, to nie zmienia faktu, że masz mózg i mogłaś pomyśleć, że w lesie można się zgubić.
Taka jest moja matka, niby miła, ale ja zawsze jestem ta zła.
-Zjedz coś.- rozkazała.
Zrobiłam sobie kilka kanapek, herbatę i poszłam do swojego pokoju. Włączyłam Pamiętniki Wampirów i rozłożyłam się na łóżku. Gdy odcinek się skończył rozpakowałam moją walizkę. I po co mi ona była?
Nudziło mi się Will jest w szkole, a mama ciągle wypominałaby mi tą wycieczkę. Położyłam się i zasnęłam.
Obudził mnie smród papierosowy.
-Szybko wróciłaś.- usłyszałam roześmiany głos Will'a.
-Jak mama poczuje to będzie na mnie. 
-Jak można być tak tępym żeby chodzić kilka godzin po lesie? 
-Nie wiem, zapytaj swojego przyjaciela. 
-A no tak byłaś tam Leo, i jak było?-zaśmiał się, a ja na samo wspomnienie skrzywiłam się. Zdecydowanie najgorsze kilka godzin w moim życiu. 
-Głupek łapał żaby i mył ręce śliną. 
Przyznam się, na to wspomnienia się uśmiechnęłam. Czasem potrafi być zabawny. 
-Ciesz się masz dwa dni wolne od szkoły.
-Tak, to trochę pocieszające. -usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki telefon. Zrobiłam mu zdjęcie. 
-Co ty robisz? 
-Jak mnie zdenerwujesz wyślę to zdjęcie anonimowo do Georga. -powiedziałam zmieniając intonacje głosu. 
Jego ojciec jest lekarzem strasznie przewrażliwionym na punkcie palenia. 
-Głupia jesteś. 
-A ty palisz. 
-Noi? 
Zdałam sobie sprawę, że mój argument był bezsensu, więc musiałam go spławić. 
-Tak. -odpowiedziałam po prostu i wyszłam do łazienki, usłyszałam jeszcze krzyk Will'a "głupia!".
Chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego ten idiota pali w moim pokoju. 
Wróciłam do pokoju, w moim łóżku leżała loczek. 
-Zaraz przyjdą Charlie i Leo. 
-Noi. 
-Tak. 
Spojrzałam na niego i wybuchliśmy śmiechem. 
-Nie będę wam przeszkadzać, więc pójdę biegać. 
-Lenehan'owi na pewno nie przeszkadzasz. -uśmiechnął się znacząco. 
-Co? 
-Gówno...przecież widać, że cię lubi.
-Spadaj geju. 
-Goń się lesbo. 
-Wyjdź, bo chce się przebrać. 
Chłopak założył ręce za głowę. 
-Proszę bardzo, nie będę przeszkadzał. 
-Fu jesteś obrzydliwy, prawie jestem twoją siostrą. 
-A mnie prawie to przekonało. 
-Prawie uwierzyłam w to, że jesteś fajny. -wzięłam ciuchy z szafy. 
-Jesteś prawie ładna. 
Zignorowałam go, poszła do łazienki gdzie się przebrałam i związałam włosy w wysokiego kucyka. 


-Nie wyjdziesz tak. -stwierdził Loczek, gdy mnie zobaczył. 
-Jak? 
-Tak ubrana. 
Spojrzałam na siebie. 
-Wyjdę. -chciałam wyjść z pokoju, ale chłopak staną przede mną. 
-Susaaaaan! -krzyknął, a po chwili przyszła moja mama. 
-Co się stało? 
-Spójrz, twoja córka chodzi ubrana jak ladacznica. 
-Ej! 
-Uspokój się Will, przecież wszyscy tak biegają. To strój sportowy. 
Mina Will'a była bezcenna. Co on myślał, że mama zamknie mnie w pokoju? 
Kobieta wyszła. 
-Już możesz mnie przepuścić. 
-Powiedziałem, że nigdzie tak nie pójdziesz. 
Chciałam przejść, ale tego ani ominąć, ani przeskoczyć. 
-William nie wygłupiaj się. 
-Założysz jakąś bluzkę i możesz iść. 
-Dobra. 
Cofnęłam się, wzięłam jakąś bluzkę, a on przepuścił mnie do łazienki. Wykorzystałam moment, rzuciłam ubranie za siebie. Zbiegłam po schodach nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Zgarnęłam buty po drodze, mało nie upadaj, gdy przekroczyłam próg domu. 
Wygrałam!
Usiadłam na schodku i zakładałam buty. Poczułam ciężar na plecach, a potem już leżałam brzuchem na chodniku. 
-Mówiłem, że nigdzie nie idziesz. -powiedział mi do ucha Will. 
-Kamyczek mi się wbija w brzuch. 
-Gdybyś miała długą bluzkę kamyczek by ci się nie wbijał. 
-Głupek. 
Przez dobre pięć minut czołgaliśmy się po chodniku przed domem. Udało mi się zrzucić go z moich pleców, ale jak przyssawka przytulił się do moich nóg. Przez myśl mi przeszło skopanie go, ale sobie odpuściłam. 
-Łołoło co tu się dzieje?-spojrzeliśmy w stronę dochodzące głosu i zobaczyliśmy roześmianych Lenehan'a i Devries'a. Chciałam uniknąć spotkania z tym drugim, ale wyszło jak zawsze. 
-Rose chce ściągnąć na swoją głowę pedofilii. 
-Na razie jakiś idiota ukradł moje nogi. -stwierdziłam poparta śmiechem. -Ja chce tylko pobiegać. -zrobiłam smutną minę. 
-Zobaczcie. -Will wstał i podniósł mnie z ziemi mocno trzymając na ręce, jakby myślał że ucieknę...znowu. -Ona chce iść tak biegać. Głupia. 
"Głupi" to chyba nasze ulubione słowo. 
Lenehan podszedł do mnie i otrzepał moje brudne ubrania. Uważnie mi się przyjrzał.
-Noi w czym problem? 
-Jak to? Przecież to coś. -wskazał na mój top. -Więcej odkrywa niż zakrywa. 
Razem z blondynek wybuchliśmy śmiechem. 
-Przecież Rose nie wygląda wulgarnie. Normalny strój sportowy. -wzruszył ramionami. 
-Tak,tak przestań się ślinić. 
Will zakrył mnie swoim ciałem. 
Boże czemu mnie pokarałeś takim głupim bratem? 
-Żebyś widział jak chodziła na wycieczce... -Devries dodał swoje zdanie. 
-Strój kąpielowy to coś złego? -zapytałam. 
-Głupia jesteś? Przecież tam było z 15 chłopaków. 
-Will ogarnij się.-podszedł do mnie Lenehan i przytulił. Potem odsunął mnie od siebie, założył na mnie swoją bluzę i zapiął zamek do połowy. -Teraz lepiej? -spojrzał na Loczka. 
Chociaż go mam po swojej stronie. 
-Idź, zanim się rozmyśle. -fukną. Poprawiłam kucyka i poszłam na plaże.Wiał lekki wiatr, który ochładzał moje spocone ciało. Idealnie. 
Po godzinie wróciłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic. Przebrałam się i wzięłam portfel.

-Mamo idę zrobić zakupy, coś trzeba? 
-Jak zawsze jakieś warzywa. Masz. -podała mi pieniądze. -Chłopcy są u Will'a, zapytaj może oni coś chcą. 
Z bólem znów weszłam po schodach. 
-Idę do sklepu, chcecie coś? 
-Idę z tobą. Chcę cole. -oznajmił blondyn. 
-Siedź. Rose ci kupi. 
-Będzie jej ciężko. 
-Da radę biegać, to i przyniesie zakupy. Kup jakiś popcorn i chipsy. 
Jezu Will strzela jakiegoś focha. Znam go ledwo ponad tydzień, a to koło znam na pamięć. Kłócimy się, on jak baba strzela focha i jest wredny, a jak mu się nudzi to przyłazi do mnie. 
-W dupę sobie to wsadźcie! Kupię brokuły...-powiedziałam wychodząc z pokoju.
Zazwyczaj unikam kłótni. Denerwuje mnie krzyk i sama staram się być miła, ale nie pozwolę się tak traktować. 
Założyłam buty i wyszłam. Słuchawki w uszy i od razu czuję się pewniej. Cały świat mam w dupie. 
Zrobiłam spore zakupy, warzywa, owoce  i inne produkty spożywcze. Wzięłam jeszcze cole dla Charlie'go, tylko on jest dla mnie miły, reszta niech się pieprzy. 
Szłam z tymi ciężkimi torbami. Denerwująco obijały mi się o nogi. W końcu dotarłam do domu. Zakupy położyłam na wysepce i zdjęłam buty. Chłopcy już siedzieli w salonie. Will zaczął przeglądać torby. 
-Gdzie chipsy? 
-W sklepie. 
-Nie kupiłaś? 
-Trzeba było być miłym. 
Odwróciłam się a on uderzył mnie w pośladki. 
-Auu, głupi jesteś?!
-No prosiłem cię!- praktycznie pisnął.
-Charlie kupiłam ci cole. -powiedziałam przesłodzonym głosem do blondyna, który z Devries'em śmiali się z nas. 
-Ooo kochana jesteś. -Charlie podszedł i mnie przytulił. 
-Wolałabym takie brata.
-Nie znam swojego ojca, więc to możliwe. -spojrzałam na niego, a chłopcy spoważnieli. Nie wiem co z jego ojcem, ale posmutniał. Przytuliłam go jeszcze raz. -Nie mam z kim oglądać meczy.- zaśmiał się. 
-W weekend jadę do taty, możesz jechać ze mną. -spojrzałam na niego.
-Ja też jadę! -krzyknął Will. -Muszę poznać gościa, który cię tak rozpuścił. 
-Jadę z wami, nie będę siedział w weekend sam. -dodał Devries. Żartuje chyba. 
-Mam was wszystkich wziąć ze sobą?
-Będzie mecz. -wzruszył ramionami loczek. 
-Może wezmę Jack'a? 
-Nie! -krzyknęli w tym samym czasie Devries i Will. 
-To mój chłopak. 
-Ja prowadzę i go nie chcę. 
-Głupek.
Chłopcy wrócili do gry,  a ja poszłam do swojego pokoju. Nie chce siedzieć z Devries'em. Co on sobie w ogóle myśli jechać do mojego ojca? Mój ojciec. Will i tak musiał go poznać, Charlie'mu zaproponowałam, a on? Wpieprzył się sam. 
Zadzwoniłam do Jack'a. Nasz związek jest dziwny. Nie czuję się swobodnie, ciągle się pilnuje żeby nie powiedzieć czegoś głupiego jak to mam w zwyczaju robić. Dlaczego więc z nim jestem? Potrzebuje czułości, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że tęsknił. Potrzebuję być kochana. 
Czekam, aż się lepiej poznamy, może wtedy wszystko się zmieni. 
Porozmawiałam chwilę z tatą, śmiał się, że mnie wyrzucili z wycieczki. Trochę był zdziwiony, że jego mała córeczka złamała zasady. 
Na razie nie mówiłam mu o Jack'u, uruchomiłby chyba wszystkie środki bezpieczeństwa, czyli kazał mamie nie wypuszczać mnie z domu. Jest trochę nadopiekuńczy. Ha...trochę...
Wieczór spędziłam na słuchaniu muzyki.
___________________________________________
Siemson!
Co tam królewny?
Sprawa wygląda tak, że wczoraj cały dzień pisałam rozdziały XD nudynudynudynudy
Także no...KTO CHCE KOLEJNY ROZDZIAŁ JESZCZE DZIŚ?
Miłego dnia :)
-Kate xx

czwartek, 24 marca 2016

6.Forbidden Forest.

Niedziela minęła spokojnie. Will zrobił mi śniadanie, miał wyrzuty sumienia, że przez niego spałam na kanapie. W sumie było wygodnie, ale śniadania nie odmówiłam.
Spakowałam się na wycieczkę, a wieczór spędziłam u Jack'a. Było wspaniale. Przytulanie, całowanie, czułe słówka i komedia.
Nie mogę się przyzwyczaić do takiej bliskości, ale się staram.
Will nie odpuścił i przed wyjściem miałam ojcowski wykład. On serio myśli, że jestem tępa. Może nie miałam wcześniej chłopaka, ale wiem skąd biorą się dzieci i jak temu zapobiec. Z resztą nie planuje w najbliższym czasie większej bliskości.
Powiedział, żebym nie była głupia i miała swój rozum, a Jack nie może mnie do niczego zmuszać. Tu miał rację. Głupio się przyznawać, ale jestem raczej osobą podatną na sugestie i łatwo mnie do czegoś zmusić. Chociaż zdaje sobie z tego sprawę, pod wpływem sytuacji nie zastanawiam się nad tym i nic z tym nie robię.
I ja się dziwię, że mnie gnębili.
Wstałam o 6.00, a o 6.55 byłam pod szkołą. Oczywiście dostałam opieprz od nauczycielki, ponieważ spóźniłam się 10 minut.
Nie była to moja wina, mama sprawdzała jeszcze walizkę, czy wszystko wzięłam.
Wbiegłam do autokaru, gdzie wszyscy już zajęli miejsca. Rozejrzałam się, Jack siedział z Mikiem, podeszłam i pocałowałam go w policzek.
-Przepraszam kochanie. Myślałem, że może źle się czujesz, nie odbierałaś telefonu. -złapał mnie za rękę. Zauważyłam Leo, który siedział na końcu autokaru, machał do mnie ręka. Siedział sam, ale otoczony był kolegami. Podeszła, a on zabrał plecak i mnie przytulił. Aha.
-Cześć.
-Hej. -uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego.
-Słyszałem, że ty i Jack jesteście razem. -oznajmił chyba Jeremy, nie znam jeszcze wszystkich imion. Zarumieniłam się.
-Co?! -zapytał Leo. -Wy jesteście razem?
-Tak.
-Czemu nic nie mówiłaś?
Dlaczego miałam mu mówić?
-Nie było okazji.
Nauczycielka przerwała nam mówiąc jak mamy się zachowywać, co robić, gdy ktoś się źle poczuje itd. Byłam jej wdzięczna, nie lubię być w centrum uwagi, a gdy wypytywali o mój związek, właśnie w nim byłam.
Gdy autokar ruszył, Devries oparł się plecami o szybę i położył na mnie nogi.
-Nie za wygodnie?
-Szyba jest trochę twarda. -uśmiechnął się szeroko i lekko uderzył głową o szybę.
-Co gwiazda przyzwyczaiła do łóżek w tour busie? -skomentował jeden z chłopaków i wszyscy się zaśmiali.
-Miałem się rozłożyć na dwóch siedzeniach, ale przyszła Rose i musiałem ustąpić damie.
Zignorowałam to i wyjęłam z torebki telefon i słuchawki.
-Mogę? -zapytał, usiadł prosto i zabrał mi jedną słuchawkę.
Jechaliśmy jakieś 30 minut. Całą drogę Devries kopał siedzenia dziewczyn, które były przed nami, a one odwracały się i śmiały.
Droga minęła bez zbędnych przystanków, chociaż gdyby podróż potrwała jeszcze 10 minut, musieli by zrobić specjalny przystanek dla mnie. Te dziewczyny tak podlizywały się do Devries'a, aż niedobrze się robiło.
Wszyscy skierowali się do wyjścia. Co mnie zdziwiło, chłopcy przepuścili najpierw dziewczyny. W mojej starej szkole o takim czymś można było pomarzyć.
Wyszłam z pojazdu i poszłam po swoją walizkę.
-Jak tam kotku? -Jack zaszedł mnie od tyłu i przytulił.
-Spać mi się chce. -wydęłam dolną wargę, a on pocałował mnie w policzek.
-Ooo biedna. Słuchaj, Jennifer pytała czy będziesz chciała być z nimi w pokoju.
-Jasne i tak za bardzo nikogo nie znam. -wzruszyłam ramionami. Jack wziął nasze walizki i weszliśmy do dużego, szarego budynku.
Taka wycieczka mi się podoba. Totalne zadupie, więc nie będziemy zwiedzać żadnych kościołów, ani wystaw znaczków czy kamieni. Będziemy odpoczywać. Przed budynkiem jest jezioro z pomostem, dwa boiska, do koszykówki i piłki nożnej, a dookoła las.
Weszliśmy do budynku i nauczyciele przydzielili nam pokoje. Mam trzyosobowy z Jennifer i Juli.
Pokoje nie były jakieś luksusowe, przez blado pomarańczowe zasłony i zielone koce w krate, które leżały na łóżkach, czułam się trochę jak w domu starców, ale nie narzekam, jest łazienka i duże lustro.
Dziewczyny zajęły łóżko piętrowe, a ja to pojedyncze. Mieliśmy teraz zbiórkę, więc zostawiłyśmy torby i wyszłyśmy na podwórko.
Pogoda jest wspaniała- ciepło, niestety w ostatnich dniach było dość chłodno, więc jezioro odpada.
Gdy już wszyscy zebrali się na boisku, nauczyciele zaczęli tłumaczyć zasady.

  • 8.00 śniadanie.
  • Czas wolny/ zabawy integracyjne.
  • 13.00 obiad.
  • Czas wolny/ zabawy integracyjne.
  • 15.00 podwieczorek.
  • Czas wolny/ zabawy integracyjne.
  • 18.00 kolacja.
  • Czas wolny/ zabawy integracyjne.
  • Po 22 każdy ma być w swoim pokoju.
  • Balkony są połączone, więc muszą być zamknięte na wypadek, gdyby ktoś chciał się wymknąć.
  • Zakaz wchodzenia do jeziora, jeżeli ktoś wejdzie, kończy swoją wycieczkę i wraca do domu.
  • Zakaz wchodzenia do lasu.

Wszyscy poszliśmy na śniadanie. Mama kazała mi zjeść w domu, więc wypiłam tylko herbatę.
Siedziałam przy stoliku z Jack'iem, Mikiem, Jennifer i Juli. Chłopcy żartowali, a dziewczyny gadały o jakimś filmie.
Oni skończyli swoje śniadanie, a potem poszliśmy do pokoju chłopaków. Mieli pięcioosobowy pokój, nawet nie pytałam z kim, bo nie kojarzę jeszcze większości osób.
Usiadłam na łóżku Jack'a, a on położył głowę na moich kolanach.
-Gdzie ten Devries?
-Jennifer ogarnij się, co wy w ogóle w nim widzicie?
-O co chodzi? -zapytałam.
-Jennifer i Juli jarają się Devries'em, a on mieszka z nami w pokoju.-wytłumaczył mi Jack.
-Serio?
-Jesteś z Jack'iem więc nie wypada ci mówić, że ci się podoba, ale my i tak wiemy swoje. -wybuchliśmy śmiechem.
-Co tu tak wesoło?-do pomieszczenia wszedł Devries, dziewczyny spoważniały, a my dalej się śmialiśmy.
-Jennifer... -zaczął Mike, ale dziewczyna rzuciła w niego poduszką. -Nie ważne.
-Okej. -powiedział krótko, spojrzał na mnie, a potem wziął telefon.
Poplotkowaliśmy jeszcze o wychowawczyni, a potem mój telefon zaczął dzwonić. Zdziwiłam się widząc na telefonie"Mój bóg".
Numer do boga. Fajnie.
-Halo? -zapytałam niepewnie.
-Czemu się nie chwaliłaś?!-usłyszałam roześmiany głos Lenehan'a.
-Em poczekaj.
Wstałam z łóżka, zrzucając z siebie Jack'a i wyszłam z pokoju.
-Kiedy ty dorwałeś się do mojego telefonu? Bogu?
-Nie ważne. Czemu nie mówiłaś, że jesteś z Luck'iem?
-Jack'iem idioto. Czemu miałam ci mówić i skąd wiesz?
-Przyjaźnimy się przecież. Leondre jest z nim w pokoju. -zaśmiał się.
-Devries... Noooo jesteśmy razem.
-Mój boże, moja mała dziewczynka ma chłopaka...
-Nie mów tak. To brzmi dziwnie, biorąc pod uwagę to, że się całowaliśmy. -szepnęłam i usłyszałam śmiech w słuchawce.
-Masz rację, to źle brzmi. No nic muszę kończyć, bo matematyca mnie nie lubi, a jestem już spóźniony pięć minut. Miłej wycieczki, na razie.-rozłączył się.
Wróciłam do pokoju.
-Idziemy pograć w piłkę, idziesz z nami? -zapytał Jack.
-Ja? Mam grać z wami w piłkę?
-My idziemy się opalać, chodź się przebrać. -Juli pociągnęła mnie za rękę i poszliśmy do naszego pokoju.
Przebrałyśmy się w stroje kąpielowe, narzuciłam na siebie krótkie spodenki i luźny biały top z jakimś napisem. Gdy wyszłyśmy chłopcy grali już w piłkę.
Ręczniki na trawę i rozebrałyśmy się.
Położyłam się i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Jak na tą porę roku jest wręcz gorąco. Czułam jak promienie słoneczne rozgrzewają moją skórę.
Jak to dziewczyny plotkowałyśmy o chłopakach, głównie o Devries'ie, którym są zachwycone. Nadal pamiętam co mi zrobił, więc żadne miłe zdanie o nim nie przeszło mi przez gardło.
-O matko co to za seks bomba tutaj leży?!
-Zamknij się Devries, znajdź sobie swoją. -usłyszałam Jack'a, a potem śmiechy. Otworzyłam oczy i usiadłam. Nad nami stali chłopcy z naszej klasy. Speszyłam się trochę więc nałożyłam top.
Czułam palące spojrzenia na sobie i żałowałam, że założyłam ten strój. Wszyscy dokładnie badali każdy centymetr naszych ciał. Dziewczyny nie zwracały na to uwagi, a moje policzki płonęły.
Jack usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Po obiedzie będzie jakaś gra, a wieczorem ognisko. -podeszła nasz wychowawczyni. -Rose i Jack do mnie.
Wymieniliśmy się spojrzeniami, a po chwili wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę nauczycielki, która stała kilka metrów dalej.
-Coś się stało? -zapytał Jack.
-Słuchajcie... Widzę, że macie się ku sobie, jestem waszym opiekunem i muszę was pilnować. Wolałabym żeby te czułości zachować do momentu aż wrócicie do domu.
Zażenowania, które wtedy poczułam nie da się opisać.
Przecież my nic takiego nie robiliśmy- przytulaliśmy się.
Przytaknęliśmy grzecznie i zaczęliśmy się oddalać. Jack położył dłoń u dołu moich pleców.
-A i Rose, ubierz się. -rozkazała kobieta.
Chłopak zaczął się śmiać.

*LEO*
Próbowaliśmy pograć w piłkę, no właśnie próbowaliśmy... Dziewczyny leżały w samych strojach kąpielowych! Jennifer i Juli są po prostu chude, a Rose... Boże Rose. Ma piękne ciało, widać, że ćwiczy, bo ma lekko zarysowane mięśnie brzucha.
Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że dalsza gra nie ma sensu, bo żaden z nas nie mógł się skupić. Poszliśmy do nich. Trochę żałowałem, że Rose założyła tą bluzkę, ale może to i lepiej. Żaden z nas nie będzie pożerał jej wzrokiem.
Para rozmawiała z nauczycielką.
-Ej Rose ma fajny tyłek. -skomentował Jeremy.
-Zamknij się idioto. -skarciła go Juli.
Zgadzam się z nim.
Szczerze? Rzygam już ich miłością. 
Skończyli rozmawiać z nauczycielką i szli w naszą stronę. Przynajmniej próbują, bo Jack przyssał się do szyi dziewczyny. Chętnie wybiłbym mu zęby. Może nie mam za dobrych kontaktów z Rose, ale nadal traktuje ją jak przyjaciółkę i średnio mi odpowiada jak się z nim całuje.
W końcu udało im się dojść, chłopak złożył ręcznik, a Rose założyła spodenki.
-A wy gdzie?
-Idziemy do pokoju.
-Po co?!
-Chyba nie muszę ci się spowiadać. -spojrzał, a we mnie aż się zagotowało. -Chodź. -złapał brunetkę za dłoń i poszli do budynku.
-No to będzie się działo. -Jeremy wybuchł śmiechem.
Siedzieliśmy jeszcze trochę, a potem poszliśmy na obiad.
Nie mogę patrzeć jak oni się obściskują. Czy muszą to robić przy obiedzie?
Po obiedzie poszliśmy do swoich pokoi. Jennifer i Juli przyszły do naszego.
-Gdzie Rose? -zapytał Jack.
-Źle się czuję.
-To pójdę do niej.
-Nie idź, rozmawia przez telefon.
-Z kim?
Co robi? Z kim robi? Jak długo? Chłopie ogarnij się.
-Jezu nie wiem, z mamą chyba czy coś... -dziewczyna przekręciła oczami.
Siedzieliśmy jakąś godzinę, a potem przyszła nauczycielka i kazała nam iść na boisko. Akurat zadzwonił menadżer, więc powiedziałem, że dojdę. Rozmowa się przeciągnęła do 30 minut. Pobiegłem szybko na boisku, ale nikogo już nie było.
-Devries! -odwróciłem się i zobaczyłem Rose idącą w moją stronę. -Gdzie wszyscy? -zasłoniła dłonią oczy przed słońcem marszcząc przy tym uroczo nosek.
-Poszli na jakąś grę terenową.
-Tyle to i ja wiem. -stanęła na przeciwko mnie.
-Chyba mieli zacząć od jakiejś polany, chodź poszukamy ich. Jak się czujesz?
-Dziękuję, już trochę lepiej, ale ja chyba wrócę do pokoju.
-Chodź przewietrzysz się. - chciałem złapać ją za dłoń, ale ona schowała ręce do tylnych kieszeni spodenek.
Szliśmy jakaś ścieżką leśną szukając tej polany, niestety wszędzie były tylko drzewa.
-Daleko jeszcze?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? -brunetka zatrzymała się.-Myślałam, że wiesz gdzie ona jest.
-Skąd miałbym wiedzieć? Jesteśmy tu od dzisiaj.
-Lepiej wróćmy.
-Nie, słyszałaś?
-Nie,co miałam słyszeć?
-Głosy.
-Devries, słyszysz głosy? -zaśmiała się. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. -To się leczy.
-Pomyślę o tym, jak wrócę do domu. A teraz serio, to pewnie nasza klasa, chodź.-pociągnąłem ją za ramię i poszliśmy dalej. -To co tam słychać? -zapytałem po dłuższej ciszy.
-Dobrze, a u ciebie?
-Dobrze.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
-Rozmowa się klei.
-Rose?
-Mhm?
-Dlaczego jesteś z Jack'iem?
-Co to za pytanie?
-Nie wiem, po prostu myślałem, że ty i Charlie...
-Chwila, co? Ja i Lenehan? Przecież to... fu. -skrzywiła się.
-Sorry, po prostu myślałem... Jesteście ze sobą blisko.
-To mój... Przyjaciel.-zawahała się.
-Rozumiem. -spuściłem wzrok i patrzyłem na swoje buty.
Czyli ona i Charlie to nic takiego.
Kurcze, ale co jest nie tak? Przecież to ja zawsze byłem lepszy w te klocki z dziewczynami. Mógłbym mieć każdą, którą tylko bym chciał, a Charlie to ten romantyk, który bawi się w poznawanie i długie związki. Rzadko kiedy jakaś laska mu się podoba i rzadko kiedy jakąś podrywa. A jak go widzę z Rose to jakieś przytulanki itd. Boli mnie to, bo robi to co ja bym chciał, a nie potrafię. Oczywiście Rose jest w kręgu dziewczyn, z którymi chciałbym się przyjaźnić. "Krąg materiałów na przyjaciółkę". Tak. Właśnie taki wymyśliłem i na razie tylko Rose w nim jest. Ale chwila... "materiał na przyjaciółkę ", czy ja ją traktuję jak rzecz? Nie, to tylko tak brzmi.
Z rozmyśleń wyrwał mnie przeraźliwy pisk dziewczyny. Rose skakała i wymachiwała nogami. Wyglądała przekomicznie.
-Rose co się dzieję?
-Fu matko boska, ona mi skoczyła na buta!-krzyknęła i już trochę się ogarnęła. Palcem wskazała na żabę, która była w trawie. Była duża, ale żeby aż piszczeć? Zacząłem się śmiać, dziewczyna tylko skarciła mnie wzrokiem.
-To nie śmieszne.
-Przecież to tylko żaba. -stwierdziłem rozbawiony.
-To żaba mutant. Ktoś ją pewnie wyhodował na sterydach. -dziewczyna wygładziła materiał bluzki.
-Wyhodował? W lesie? -uniosłem brwi. Schyliłem się i wziąłem płaza w dłonie. -Zobacz. -wyciągnąłem ręce w stronę dziewczyny,  a ona zaczęła się powoli odsuwać.
-Devries zostaw ją!
-Zobacz to tylko zwierzątko. -zbliżyłem się do niej.
-Fu! Devries zostaw ją! Ona może być trująca! Devries, kurwa nie zbliżaj się do mnie!-zacząłem się śmiać. Pierwszy raz usłyszałem jak przeklina i nie pasuje to do jej słodkiego głosu. Ja jak to ja, zacząłem ją gonić z tą żabą. Rose biegała potykając się o korzenie drzew. W pewnym momencie musiałem się zatrzymać, bo ze śmiechu rozbolał mnie brzuch.
-Dobra, Rose, chodź! -dziewczyna odwróciła się w moją stronę. -Zobacz odkładam ją.- to co powiedziałem, zrobiłem i gdzieś na trawę odłożyłem zielone stworzenie.
-Głupi jesteś! -krzyknęła, gdy do niej podszedłem.
-Mogę cię przytulić na przeprosiny. -rozłożyłem ramiona.
-Chyba żartujesz... Ta żaba mogła być trująca.
-Żaba? Trująca?
-Nie słuchałeś na biologii?
-No właśnie słuchałem i chyba coś ci się pomieszało. -chciałem ją przytulić.
-Nie dotykaj mnie.
-Daj spokój...
-Nie. Musisz umyć ręce.
-Oh, dobry pomysł. Możesz mi powiedzieć, gdzie jest kran?
-Użyj śliny. -prychnęła i zaczęła iść dalej.
Zebrałem ślinę w buzi i wyplułem ją na swoje dłonie. Brunetka odwróciła się i spojrzała na mnie poważnie. Teraz zrozumiałem jakim jestem idiotą. Takie żarty byłyby dobre w towarzystwie Charlie'go, a nie dziewczyny.
Rose spojrzała na moje ręce, potem twarz i wybuchła śmiechem.
-Boże, nie wiedziałam, że to zarobisz! -powiedziałam wybuchając jeszcze większym śmiechem.
Potarłem dłonie a potem wytarłem je o spodnie.
-No co przynajmniej są czyste. -wzruszyłem ramionami i również się zaśmiałem.
-Ty to jednak masz coś na bani.
-Trudne dzieciństwo, rozumiesz... -Rose chyba nie lubi tego tematu, bo od razu spoważniała. -To co? Przytulas?-uniosłem brwi i rozłożyłem ramiona.
-Jack nie byłby zadowolony. -spuściła wzrok. -To co idziemy? -przytaknąłem i ruszyliśmy dalej. Zapomniałem, że mamy szukać naszej klasy.
-Wracajmy, nie ma tej polany.
O nie, nie ma mowy. Chcę jeszcze z nią pobyć sam na sam, puki mam szanse.
-Zaraz wrócimy, skoro ich nie ma to chociaż pospacerujmy trochę.
-Nooo dobra.
-To jak ci się podoba u Turner'ów?
-Hmm Will to głupek, ale już go polubiłam, jego ojciec...nie wiem sama, jest taki... Oficjalny.
-'Oficjalny'?-zaśmiałem się.
-No wiesz, " Dzień dobry Rosalio"-powiedziała obniżonym głosem. -Nawet nie rozmawia z Will'em, tylko praca, praca, praca...
-Tak, ale musisz go zrozumieć, stracił żonę...
-Tak wiem. Wiesz jak to przeżył Will?
-Yhy, znałem już go. Udawał twardego, ale przecież to była jego mama... Jakoś się otrząsnął.
-Widzę...
Spacerowaliśmy rozmawiając o szkole... Niesamowite, nie widzieliśmy się trzy lata, a nadal tak dobrze się dogadujemy. 
-To może już wracajmy? -zaproponowała. Chciałem z nią jeszcze spędzić czas, ale faktycznie robiło się późno. 
-Tak, chyba skończyli grę. Nie widać żadnego biegającego debila. 
Szliśmy nie mam pojęcia ile, w każdym razie długo. Po chwili zorientowałem się czemu..., gdy Rose uciekała od żaby zboczyliśmy z głównej ścieżki. Starałem się jakoś zagadywać dziewczynę. Rose to panikara, jakby się zorientowała, że nie idziemy w dobrą stronę, podejrzewam, że usiadłaby i zaczęła płakać. Oboje nie mieliśmy telefonów, z resztą wątpię, żeby w środku lasu był zasięg. 
Rozglądałem się w poszukiwaniu ścieżki, albo jeziora, z brzegu byłoby widać, gdzie jesteśmy, ale wszędzie są tylko krzaki i drzewa. 
-Devries, zgubiliśmy się, prawda? Myślisz, że jestem głupia i nie zauważyłam? 
-Muszę odpowiadać? -uśmiechnąłem się zadziornie, a dziewczyna szturchnęła mnie ramieniem.-Nie mam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. -pokręciłem głową.
-Okej. Przecież, to tylko las. Zakazany las. Do którego nie mogliśmy wchodzić sami. Robi się ciemno. Jest zimno. Nauczycielka nas zabije. No chyba, że zrobi to jakiś potwór. -z każdym zdaniem była coraz bardziej zdenerwowana, a co za tym idzie ja też. 
-Uspokój się. Jakoś znajdziemy drogę. 
-Jak?! Ten las jest ogromny!
-Jeszcze raz krzykniesz to cię tu zostawię!
-Dobra! 
-Dobra! 
-Fajnie. -powiedziała już ściszonym głosem, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. 
-Wracaj tu! Zgubisz się! -zignorowała mnie. Jak ja nie lubię, gdy ktoś mnie nie słucha. 
Przekląłem pod nosem i poszedłem za nią. 
-Chodź tam!-pokazałem ręką przeciwny kierunek do tego, w którym szliśmy, nie wiem po co skoro nawet nie widziała tego. 
-Oh, wystarczająco nas zaprowadziłeś!
-Tak, najlepiej zrzuć wszystko na mnie! Mogłaś nie wbiegać w las i iść ścieżką! 
-Mogłeś mnie nie straszyć tą żabą! 
-Zamknij się! Mam nadzieję, że zje cię jakiś potwór! - od razu pożałowałem tego co powiedziałem, brunetka zamilkła i przyśpieszyła, a mi zrobiło się głupio. Ściemnia się, jest już zimno. Rose miała tylko krótką bluzkę i spodenki, ja miałem trochę lepiej, byłem w dresach. 
Długo szliśmy w nieznanym kierunku, ciemność była już tak głęboka, że ograniczała nam widoczność. Widziałem jak Rose drga za każdym razem, gdy jakiś ptak szeleścił w konarach drzew, czy jeż w trawie. Byłem na nią wkurwiony, ale nie mogłem patrzeć jak biedna się męczy. Dorównałem jej kroku, objąłem ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Jej skóra była lodowata. 
-Przepraszam nie powinniśmy wchodzić do tego lasu. 
-Mogłam się nie zgodzić... Ja też przepraszam, że się tak zachowałam. -powiedziała drżącym głosem.
-To co robimy? 
-Nie wiem. Leo, boję się, nie chcę tu być. Nie chce spędzić tu nocy. 
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej i przytuliłem. 
Wiem, że Rose nie lubi takich gestów, szczególnie teraz gdy ma chłopaka. 
Boi się, czego nie potrafię zrozumieć. To tylko las, co za różnica czy będziemy tu czy gdzie indziej. Jeżeli ma nam coś się stać to się stanie bez względu na miejsce.
Gdy dziewczyna trochę się uspokoiła, odsunąłem ją od siebie i spojrzałem na twarz, którą oświetlał księżyc. Widziałem w jej oczach przerażenie. Położyłem dłonie na jej zimnych policzkach. 
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Najwyżej spędzimy tu noc, nic nam się nie stanie. Obiecuję. -uśmiechnąłem się i pocałowałem jej mały nosek. To był błąd, dziewczyna speszyła się i odsunęła.-Rosie chodź tu, będzie cieplej. -uśmiechnąłem się i ponownie objąłem jej ramiona. 
Szliśmy przed siebie, próbowałem zacząć jakikolwiek temat, ale ona odpowiadała mi zdawkowo, co mnie cholernie denerwowało. Po dłuższym czasie drzewa odsłoniły jezioro. Nigdy nie widziałem tak zadowolonej Rose.
Stanęliśmy na brzegu i znów pojawiło się przerażenie. 
-Jesteśmy po drugiej stronie. -oznajmiła patrząc przed siebie. 
Znaleźliśmy się po drugiej stronie jeziora. Nie mam pojęcia jakim cudem przeszliśmy tak długą drogę. 
Po drugiej stronie widać było oświetlony budynek i postacie przed nim, było zamieszanie. 
-Szukają nas.
-Pięknie, co my teraz zrobimy? 
-Możemy pójść lasem, blisko brzegu. 
-Zwariowałeś? Ja nie wejdę do tego lasu. 
-W takim razie poczekamy do rana. -usiadłem na trawie. 

*ROSE*
Pięknie, jest ciemno jak w dupie, a my spędzimy noc w lesie. Jak mogliśmy nie zauważyć, że weszliśmy tak głęboko w las. 
-Usiądź. -poprosił, a ja usiadłam w odległości pół metra od niego, przekręcił oczami i usiadł bliżej, przytulił mnie do siebie. Na początku się speszyłam, ale zrobiło mi się cieplej. 
Cała się trzęsłam i nie wiem czy z zimna, czy ze strachu. W tym momencie bałam się wszystkiego: wilków, niedźwiedzi, potworów, morderców, psychopatów, gwałcicieli. Ramiona Devries'a odganiały wszystkie te obawy. Było mi dobrze. 
Zamknęłam oczy i oparłam głowę na jego ramieniu, chciałam zasnąć, mimo okoliczności, zimno i zmęczenie, byłam blisko, ale w pewnym momencie poczułam usta Devries'a na moim policzku. Na początku pomyślałam, że to nic takiego, Charlie ciągle robi takie gesty, ale brunet zrobił to drugi i trzeci raz. Jego usta były coraz bliżej moich.
-Przestań. -poprosiłam i zaśmiałam się nerwowo. Bałam się, że jak zareaguje złością to się wkurwi i mnie tu zostawi. 
Mimo mojej prośby nie przestał. Złapał za mój podbródek. Nasze usta były coraz bliżej siebie. 
-Leondre mam chłopaka. -powiedziałam, gdy był już niebezpiecznie blisko. 
-Nie dowie się. -uśmiech nie schodził z jego twarzy. 
-Nie jestem taka. -patrzyłam na niego z wyrzutami. Nigdy nie zdradziłabym Jack'a, argument, że się nie dowie, nic nie zmienia. 
Chłopak momentalnie zmienił wyraz twarzy. Kąciki ust opadły, tak samo jak brwi. Oczy były przepełnione złością, która mnie przerażała. Szybko wstał, odchylił głowę do tyły i przeczesał dłońmi włosy zostawiając ręce na karku. Spojrzał na mnie po chwili. 
-I o to właśnie kurwa chodzi! -krzyknął, przez co drgnęłam. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na drugą stronę jeziora. -Rozbieraj się. -rozkazał, a ja zamarłam. Nie mogłam na niego krzyknąć, bo bałam się jego reakcji, nie miałam, gdzie uciec. Bałam się go. Patrzyłam jak zdejmuje swój t-shirt. Fala ciepła uderzyła w moje ciało. Nie wiedziałam co mam zrobić. Patrzyłam na jego każdy ruch i nie mogłam wydusić słowa, w moim gardle zebrała się wielka gula. Nie obdarzył mnie żadnym spojrzeniem, dopóki się nie rozebrał do bokserek, dopiero wtedy spojrzał na mnie. -Co się tak gapisz? Przecież cię nie zgwałcę. Przepłyniemy jezioro. 
-Wwoda jest zimna. 
-Możesz zostać. Nie wytrzymam z tobą ani chwili dłużej. 
Ałć. 
Spojrzałam na las i stwierdziłam, że sama tu nie zostanę, rozebrałam się do bielizny. Czułam się źle, chłopak skanował moje ciało przez co zrobiło mi się gorąco, ale zimny wiatr przyprawiał mnie o dreszcze. To się źle skończy. 
Pierwszy do jeziora wszedł brunet, widziałam jak się skrzywił i zaczęłam zastanawiać się czy może jednak nie zostać tu na noc. Chyba wolę utonąć niż zostać zjedzona przez potwora. 
Powoli zamoczyłam stopę w wodzie i przeszedł mnie dreszcz. 
-Szybciej królewno. -rozkazał z jadem w głosie. Koniec tego, chciałam jak najszybciej uciec od jego towarzystwa. Weszłam do wody i jak najszybciej kierowałam się ku głębokiej wodzie. Ignorowałam zimno i rośliny, które wplątywały się w moje nogi. Gdy moje uda dotknęły wody zanurzyłam się do szyi. Moje ciało krzyczało wracaj, a mózg chciał jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie, i wygrał. Zaczęłam płynąć, nie zważając na bruneta, który nadal próbowałam przyzwyczaić się do zimnej wody. 
I tak się kurwa nie przyzwyczaisz. 
Nie chciałam moczyć twarzy, ze względu na makijaż, ale było z tym trudno. Ciągle zmieniałam tępo, zmęczyłam się, więc zwalniałam, gdy czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa płynęłam szybciej, z nadzieją, że jakoś się rozgrzeje. Chciałam się zatrzymać i zacząć płakać, ale nie było już odwrotu. Gdy  przepłynęłam już połowę, ktoś zaczął krzyczeć i pokazywać ręka w stronę jeziora. 
Wszyscy wbiegli na pomost. Zmęczyłam się, więc z zamiarem odpoczynku zatrzymałam się. Machałam nogami, by utrzymać się na powierzchni. Podpłynął do mnie Devries. 
-Dasz radę? -zapytał. Nie był już wściekły i agresywny, zapytał z troską. Przytaknęłam i popłynęliśmy dalej. Po tak długiej męczarni dopłynęliśmy do pomostu. Od razu ktoś mnie wyciągnął i owinął ręcznikiem, a potem mocno przytulił. To był Jack. Ciągle ktoś, coś mówił, ale skupiłam się tylko na cieple, które dawał mi chłopak. Jack wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Za nami pobiegła nauczycielka i pytała czy nic mi nie jest. Heh usłyszała tylko zgrzyt moich zębów, którego nie kontrolowałam. 
Położył mnie na łóżku, okrył kołdrą i kocem. 
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. Czemu byliście w tym lesie? -zapytał, a nauczycielka usiadła na łóżku Juli
-Z Devries'em wyszliśmy trochę później i nigdzie was nie było. Ponoć mieliście być na jakiejś polanie. Poszliśmy was szukać i się zgubiliśmy, postanowiliśmy wrócić... Jeziorem. 
-Mieliśmy dzwonić już po policję. -zaczęła zdenerwowana nauczycielka. 
Więc czemu tego nie zrobili? 
-Złamaliście zasady! Jutro mają przyjechać po was rodzice! Karę wymyślę potem. 
Już się boję. 
Nauczycielka wyszła, a ja zostałam z chłopakiem. 
-Na pewno nic ci nie jest? 
-Tak, wszystko w porządku. Pójdę wziąć prysznic. -uśmiechnęłam się, wzięłam ciuchy i owinięta ręcznikiem poszłam do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic, zmyłam rozmazany makijaż i ubrałam się. 

Nadal miałam dreszcze. 
Wyszłam z łazienki. 
-Chcesz zostać w pokoju czy idziemy na ognisko? 
Trochę się zdziwiłam, że zrobili ognisko, ale postanowiłam pójść, trzeba się integrować, nie? 
Wyszliśmy przed budynek. Ognisko było już rozpalone, a wszyscy siedzieli dookoła. 
-Rosalie! -zawołała mnie nauczycielka. Stała z naszą wychowawczynią i Devries'em. 
-Zaraz przyjdę. -oznajmiam chłopakowi i puściłam jego rękę. Powoli podeszłam do nauczycielek. 
-Rose możesz zostać. Leondre oszukał cię, powiedział, że mamy tam zbiórkę. On wróci do domu. 
To jakieś żarty? 
-Leondre nic mi nie kazał, sama poszłam. -spojrzałam na niego. Jego mina mówiła tyle co"zamknij się".
-Jak to? 
-No tak. Nic mi nie kazał, stwierdziliśmy, że poszukamy grupy. -oznajmiłam. 
Czekaj, stop. Czy Devries wziął całą winę na siebie? Już nic nie rozumiem. 
Raz jest miły, świetnie nam się rozmawia, a jak mam własne zdanie i sprzeciwiam się mu, robi się chamski, a teraz mnie broni? 
Nauczycielki spojrzały na siebie a potem na chłopaka.
-Nie ważne, dzwonię do waszych rodziców. -oznajmiła zła wychowawczyni. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę naszej klasy, w połowie kroku przerwał mi Devries , łapiąc mnie za ramie.
-Noi po co ci to było?! 
-Powiedziałam prawdę. Ja nie wkopuje kolegów. -powiedziałam spokojnie i dołączyłam do klasy. Wszyscy nas wypytywali i nabijali się. Teraz to i ja się z tego śmieje. Było sympatycznie siedzieliśmy wszyscy razem, śpiewaliśmy jakieś głupie piosenki i śmialiśmy się. 
Ta wycieczka wcale nie jest taka zła, powoli zaczęłam żałować, że to już koniec dla mnie. 
Bałam się sprawdzić telefon. Mama pewnie dzwoniła już milion razy.
Około pierwszej nauczycielki kazały nam iść do pokoi. 
Mój telefon ciągle wibrował, mama pewnie chciała mnie opieprzyć, Charlie wyśmiać, Will... nie wiem w sumie. Jeszcze go nie rozgryzłam, raz się ze mnie śmieje, a raz troszczy. Wyłączyłam telefon, nauczycielka powiedziała, że przyjadą po nas w czasie śniadania. 
Umyłam się i przebrałam w piżamkę. Milion pytań od dziewczyn, jak było z Devries'em. 
Gdyby tylko wiedziały, że jest chujem. Nie będę psuć mu opinii. 
Zgasiłyśmy światło, założyłam słuchawki na uszy i zakryłam się po czubek głowy. 
Leżałam i wsłuchiwałam w słowa piosenek. 
Już byłam bliska zaśnięcia, gdy poczułam czyjąś dłoń na moich ustach. Próbowałam krzyczeć, machałam nogami, rękoma. Na nic. 
-Zamknij się.-szepnął do mojego ucha... Leondre. Uspokoiłam się, ale serce waliło jak oszalałe. Odepchnęłam go i usiadłam na łóżku. 
-Czy ciebie.... -przerwałam, w pokoju spały Juli i Jennifer, gdyby się obudziły i zobaczyły w pokoju Devries'a, wtedy dopiero miałabym jazdę. 
-Musimy pogadać. 
-Jest prawie trzecia, o tej porze muszę tylko spać. 
Zaśmiał się cicho. 
-Albo wyjdziesz ze mną na balkon, albo zacznę krzyczeć i obudzę dziewczyny. -zagroził. Zjechałam go wzrokiem i z przymusu wstałam. 
Wyszliśmy na balkon. 
-Co chcesz? 
-Przeprosić. 
-No więc słucham. -założyłam ręce. 
-Wiem, głupio się zachowałem i jest mi przykro. 
Ha. I to tyle... Głupio się zachowałem. Miałam ochotę go wyśmiać. 
Wzięłam głęboki oddech.
-Nic się nie stało. To ja cię zdenerwowałam. -strzeliłam jak z karabinu.
Zmarszczył brwi. Przegryzłam policzek od środka żeby się nie zaśmiać. 
-Wszystko okej?
-Okej. 
Przekręcił głowę na bok, patrząc na mnie badawczo.
-Nie jesteś zła? 
-Jestem. Mogę iść? -wskazałam ręką na drzwi balkonowe. 
-Nie i nie zachowuj się tak! 
-Jak? 
-Obojętnie, ja cię przepraszam, a ty się ze mnie nabijasz!-zbliżył się do mnie, a z jego oczu wyczytałam gniew. 
Teraz się trochę przestraszyłam. 
-Dobra, spokojnie. -odepchnęłam go delikatnie, gdy jego klatka piersiowa stykała się z moją. Ani drgnął. A co zrobiła głupia Rose? Usiadła na zimnej posadzce, nie miałam siły się z nim kłócić. Patrzył na mnie jak na idiotkę, a ja tylko miałam nadzieję, że pozwoli mi wrócić do pokoju. 
Dlaczego musiałam mieć jego pozwolenie? Otóż dlatego, że jak zaczniemy się kłócić, a Devries ma bardzo wybuchowy charakter i zaczął by drzeć mordę, wszyscy się obudzą. Ja i on około 3, sami na balkonie. Przepraszam, ale nie chcę już problemów u nauczycielek, a już boję się pomyśleć jak zareagowałby Jack. 
-Jesteś popieprzona. -powiedział z wyrzutami. Czy może mieć do mnie wyrzuty o to, że jestem dziwna?
-Mogę iść? 
Chwilę nic nie mówił i miałam nadzieję, że sobie pójdzie. Jest zimno jak cholera. 
-Nie. Posiedzimy tu. -usiadł obok mnie i uśmiechnął się szeroko. -Widziałem, że Jack był zły. 
Co cię to kurwa obchodzi? 
-Nie był. Bardziej zmartwiony. 
-Żesz se chłopka znalazła.
Boże czemu on mówi jak wieśniak? 
-Mój chłopak moja sprawa. 
-Jasne, tylko potem kurwa nie płacz. 
-O co ci chodzi? -odwróciłam głowę w jego stronę. 
-O nic. 
Znów chwila ciszy. 
-Mogę już iść? 
-Nie! 
-Dobrze spokojnie. 
Cisza. 
-A kiedy będę mogła pójść? 
-Jak będzie mi się chciało spać. 
-Czemu muszę tu siedzieć?
-Bo mam taki kaprys. 
-No dobra, więc dlaczego... 
-Jeszcze jedno pytanie i osobiście zamknę ci buzie. 
Jakieś pięć minut siedzieliśmy w ciszy. Oparłam głowę o mur budynku i zamknęłam oczy, było zimno co ułatwiało mi zaśnięcie. 
Mam w dupie to, że ten, za przeproszeniem mamo, chuj tu siedzi. Zamarznę na jego oczach, jeszcze lepiej. 
Poczułam ciepło na moim ramieniu i już po chwili siedziałam wtulona w bruneta. Normalnie bym się odsunęła, ale nie miałam na to siły. Zasnęłam. 
_______________________________________
Hej wszystkim!
Tak wiem, kloc ze mnie. Rozdział miał być w weekend a jest teraz XD Możecie mnie bić.
Nooo mam oczywiście nadzieję, że się podobał.

Wchodzę na grupę, dawno nie byłam i nie wiem o co chodzi... Wiem tyle, że zostały 3 adminki..., no i wiem, że duża część grupy nie mam mózgu... To jest grupa dla fanów BAM, a nie dla fanów adminek XD Myślę, że dziewczyny postąpiły dobrze, jeżeli adminki łamały regulamin to co innego można było zrobić? Regulamin chyba obejmuje wszystkich c'nie? 
Nie ważne... mam nadzieję, że dziewczyny dadzą radę i uda im się ogarnąć grupę.
Pozdrawiam <333
-Kate xx

czwartek, 17 marca 2016

5.I'm alone.

ROZDZIAŁ DEDYKUJE KLAUDII ! kc wariatko <3
*ROSE*
Obudziłam się w objęciach blondyna. W sumie było mi wygodnie, złapałam jego dłoń i położyłam pod swój policzek. Zamknęłam oczy i chciałam zasnąć.
-Już nie jesteś obrażona? -usłyszałam cichy, zachrypnięty głos Charlie'go, przytulił mnie mocno. -Dziękuję za pomoc. -pocałował mnie w skroń. To było miłe.
-Wiesz... wcale nie było tak źle.
-Mówiłem... -zaśmiał się cicho.
-Pomijając fakt, że jak się całujesz to masz ślinotok, jesteś dobrym chłopakiem.
-Widziałaś.... -podniósł się lekko i spojrzał na mnie.-Jej minę, gdy się całowaliśmy.
-Widziałam, albo jak powiedziałeś, że możemy spać razem. Myślałam, że jej oczy wyjdą. -zaśmieliśmy się. -Dobra wstajemy, mam dzisiaj randkę. Muszę się zrobić na bóstwo. -wstałam z łóżka i pozbierałam swoje rzeczy.
-Mówisz o swojej randce, wychodząc z łóżka, na którym leży pół nagi chłopak. -założył ręce za głowę.
-Ogól pachy. -walnęłam a on wybuch śmiechem. -Boże, jaka jestem głupia. Co jeśli powiem coś takiego przy Jack'u? Przecież pomyśli, że jestem nienormalna. -złapałam się za głowę z zażenowania.
-Luz, Rose, jesteś ładna, dobrze całujesz i na prawdę jesteś fajną dziewczyną. -usiadł na łóżku i uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Dobra, idę się ubrać.
Poszłam do łazienki, gdzie umyłam ręce i twarz, włosy związałam w kucyka i założyłam wczorajsze ciuchy. Rzeczy, które dała mi Sara, złożyłam w kostkę i położyłam na łóżku, na którym spaliśmy. Charlie'go nie było więc pewnie zszedł na dół. Gdy byłam na schodach usłyszałam głos Sary. Zatrzymałam się. Nie mam w zwyczaju podsłuchiwać, ale co miałam wrócić na górę i czekać aż skończą rozmawiać?
-Charlie oboje postąpiliśmy głupio. Dobrze wiesz, że tylko ze mną możesz być szczęśliwy. Zróbmy tak: zapomnijmy o wszystkim i wróćmy do siebie.
Chłopak nic nie odpowiadał, a ja modliłam się żeby nie był takim idiotą i do niej nie wrócił
-Sara, przykro mi, ale to koniec. Jestem szczęśliwy z Rose.
Musiałam przerwać tą scenę wyciągniętą niczym z filmu, moja randka nie poczeka. Zbiegłam dość głośno po pozostałych schodkach i wpadłam w ramiona blondasa, pocałowałam go w policzek.
-Dziękuję, że pozwoliłaś zostać nam na noc, świetnie się bawiłam. -uśmiechnęłam się do dziewczyny.- Niestety musimy już iść, ale może się jeszcze kiedyś spotkamy? -zapytałam. Sama się zdziwiłam skąd u mnie tyle pewności siebie. Kiedyś nawet jak kupowałam masło w markecie, byłam zawstydzona.
-Tak, dobry pomysł. -powiedziała obojętnie. Ubraliśmy się i wyszliśmy na pociąg.
-Rose, jesteś najlepszą dziewczyną na niby jaką miałem. -stwierdził zadowolony Charlie i przytulił mnie mocno.
-To ile ich miałeś?- zaśmiałam się i odsunęłam od niego.
-W sumie, byłaś pierwszą.
Podróż minęła w ciszy. Oparłam głowę o szybę i obserwowałam las.
Jestem zestresowana spotkaniem z Jack'iem. Przez trzy lata moim jedynymi rozmówcami byli rodzice i pani Izabella, której robiłam zakupy. Nie potrafię rozmawiać z rówieśnikami. Czasem jak coś powiem nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Will i Charlie już się  przyzwyczaili do moich głupich komentarzy, przy Leondre się hamuje.
-O czym tak myślisz? -blondyn położył nogę na moim kolanie. -Pewnie o Jack'u.
Kiwnęłam głową. Charlie jest jedyną osobą przy, której nie wstydzę się mówić o uczuciach. Will chyba za bardzo się wkręcił w rolę brata i nie chce żebym się spotykała z jakimkolwiek chłopakiem. Charlie to Charlie. Niby jest idiotą, nabija się ze mnie, ale on zna uczucie, kiedy ci na kimś zależy i doradza mi.
-Co jeśli powiem coś nie tak? Znasz mnie zawsze mówię coś nie tak...
-Oj Rose, uwierz w siebie. Masz rację ciągle mówisz coś głupiego, ale to zabawne. -zaśmiał się. - Jesteś nieśmiała, ale to urocze. -posłał mi uśmiech.- Jeżeli cię nie zaakceptuje takiej jaką jesteś, to wasz związek nie ma sensu.
-Masz rację.
-Chodź, idziemy. -złapał mnie za rękę i wyszliśmy z pojazdu. Chłopak uparł się, że mnie odprowadzi. Podziękował mi za pomoc i poszedł do siebie.
Po cichu weszłam do domu, mama już wróciła z pracy i pewnie śpi. Jakby się dowiedziała, że nie było mnie na noc w domu to... Już sobie wyobrażam tą awanturę o to, że mam dopiero 17 lat. Poszłam szybko do łazienki, od wczoraj nie myłam zębów, w tym momencie mogłabym zabić za pastę i szczoteczkę do zębów. Wzięłam jeszcze szybki prysznic, przebrałam się w pierwszy lepszy dres i poszłam zabić Will'a. 
Moja obsesja na punkcie prywatności nawet teraz nie odpuściła i zapukałam do drzwi. Usłyszałam ciche "proszę " i weszłam.
-Razem to ukartowaliście! Mogłam się tego spodziewać po Lenehan'ie, ale po tobie?! -krzyczałam na chłopaka, który leżał jeszcze w łóżku. Starałam się być cicho ze względu na rodziców, ale chyba słabo mi to wyszło.
-Oj przepraszam...- miał kontynuować, ale zaniósł się kaszlem.
-Wszystko okej? -zapytałam zmartwiona i usiadłam obok niego.
-T...tak. trochę się przeziębiłem, ale jest okej. Słuchaj, na prawdę przepraszam.
-Dobra, nie ważne. Zrobię ci jakaś herbatę. -uśmiechnęłam się.
-Tylko nie mów Susan. -poprosił, a ja przytaknęłam i zeszłam do kuchni.
Moja mama jest pielęgniarką i chyba przez to jest przewrażliwiona. Jak ktoś kaszle, ona podejrzewam gruźlicę. Pamiętam moje czasy otyłości, chodziłyśmy do kilku lekarzy, czy aby na pewno to nie jest choroba.
Zaraziła mnie nadmiernym dbaniem o higienę i troską. Jak tata chorował robiłam mu herbatki, zupki i podawałam witaminki.

Zaniosłam mu herbatę z cytryną. Powiedział, że później mu wszystko opowiem, bo jest zmęczony i chcę iść spać.
Poszłam do swojego pokoju i sprawdziłam wszystkie portale społecznościowe. Jack napisał, że nie może się doczekać i przyjdzie po mnie o 17. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie z mamą i Georg'em. Zaniosłam jajecznice Will'owi. Biedny, nie wygląda najlepiej.
Włączyłam muzykę i położyłam się na łóżku.
Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Obudziłam się, gdy poczułam zimno. Przykryłam się kołdrą.
-Wstawiaj już, za dwie godziny masz randkę. -usłyszałam głos Will'a. Odwróciłam się w jego stronę i otworzyłam oczy. Loczek siedział na parapecie przy otwartym oknie i palił papierosa.
-Zimno jest. -powiedziałam jeszcze zaspana, podeszłam i na jego nogi położyłam koc.
-Dziękuję.
-Jak się czujesz? -wróciłam na łóżko i odkryłam się po uczy.
-Już lepiej, twoja herbatka postawiła mnie na nogi. -zaśmiał się i zaciągnął papierosem. -To opowiadaj jak tam z Charlie'm?
-Trochę nudno, ale Sara już chciała do niego wrócić.
-Serio? Musieliście dobrze udawać .-wyrzucił peta i zaraz usiadł obok mnie.
-No. Trochę się zdenerwowałam, że musiałam tam nocować, ale nie było tak źle. Dobrze, że mama się nie zorientowała.
-Załatwiłem wszystko. -uśmiechnął się zwycięsko.
-Dobra idź już. Muszę się jakoś przygotować.
-Okej, to życzę miłej zabawy. -powiedział przez ramię, gdy wychodził z mojego pokoju.
Poszłam do toalety umyłam zęby, wróciłam do pokoju i zrobiłam mocniejszy makijaż. Zastanawiałam się czy kręcić włosy, ale stwierdziłam, że wczoraj to robiłam i ładnie się falują. Ubrałam się i usiadłam na łóżku.

 Po około 15 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.  Zbiegłam po schodach potykając się o własne nogi.
-Uważaj, bo się zabijesz! -krzyknęła mama. Założyłam buty i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam uśmiechniętego bruneta. Przyjrzałam mu się. Miał jakąś koszule i granatowe spodnie. Wyglądał dobrze, ale Charlie wczoraj wyglądał lepiej. Dlaczego ja go porównuje do Lenehan'a?
Nie, Jack wygląda dobrze. Koniec.
-Hej. -zbliżył się do mnie i pocałował w policzek.
-Hej.
-Ładnie wyglądasz. -uśmiechnął się jeszcze szerzej i podał mi bukiet kwiatów.
-Chwileczkę. -poprosiłam i cofnęłam się do domu. Podałam mamie kwiaty. Szczerzyłam się jak głupia.
-Miłej zabawny kochanie. -mama zabrała ode mnie kwiaty, a ja wróciłam do chłopaka.
Szliśmy w ciszy trzymając się za ręce, słońce zachodziło przez co atmosfera wydawała się idealna. Tylko ta cisza. Między mną a Charlie'm takiej nie było.
I znowu to robię. Ogarnij się Rose, jesteś na randce z idealnym chłopakiem!
-To jak tam w roli niańki było?
-Co? -zmarszczyłam brwi.- No miałaś pilnować siostry Lenehan'a.
-A no tak. -zachichotałam. -Dobrze, nudno trochę. -skłamałam.
-Mogłaś napisać bym ci dotrzymał towarzystwa.
-Nawet o tym nie pomyślałam.
Poszliśmy do kawiarni, cały czas rozmawialiśmy o szkole.
Mówiłam, że wczoraj był najnudniejszy dzień w moim życiu? Myliłam się, dziś jest ten dzień.
Gdy wypiliśmy kawę poszliśmy do kina i ta godzina czterdzieści była wybawieniem od niezręcznej ciszy. Może jednak nie pasujemy do siebie?
Film się skończył i Jack odprowadził mnie do domu, ale nie było już między nami ciszy, rozmawialiśmy o filmie.
-To co? Do poniedziałku.-uśmiechnął się chłopak.
-Do poniedziałku.
Jack podszedł i wbił się w moje usta. Nie był delikatny, wręcz natarczywy. Poczułam te cholerne motyle w brzuchu. Odwzajemniłam jego pocałunek, a on położył dłonie na moich pośladkach. W tym momencie przerwałam pocałunek.
-To do poniedziałku. -szepnęłam i poszłam do domu.
Zdjęłam szybko buty i nie mogłam się powstrzymać, musiałam komuś się pochwalić. Zapukałam kulturalnie do pokoju Will'a i przeskakiwałam z nogi na nogę, czekają na odzew. Po chwili usłyszałam stłumione "proszę " i już wyzbywając się mojej kultury wparowałam do pokoju. Od razu zobaczyłam Leo siedzącego na fotelu, potem Will'a na łóżku i Lenehan'a na ziemi, oczywiście grali na konsoli.
-O Rose, ładnie wyglądasz. -uśmiechnął się Will i wzrokiem wróciłam do ekranu telewizora, który wisiał na ścianie.
-Zgadnijcie kto całował te usta? -niemalże pisnęłam zadowolona i palcem wskazałam na swoje wargi. Momentalnie wszyscy trzej spojrzeli na mnie.
-Ja! -blondyn szybko podniósł rękę.
Idiota.
-Co?! -krzyknęli w tym samym czasie Will i Leondre. Spojrzałam na niego groźnie, nie wiedzieli o naszych pocałunkach podczas randki 'na niby'.
-Całowaliście się? -zapytał oburzony Devries.
-Przecież żartowałem. -wykręcił się blondyn. -Czyli całowałaś się z Jack'iem. -Zaśmiał się, a ja pokiwałam energicznie głową.
-Opowiem wam, chcecie? - podekscytowana usiadłam na ziemi, a na nogi położyłam poduszkę.
-Nie trzeba. -burkną Leo.
-To i tak wam opowiem. No więc tak: na początku było nudno, ale potem się rozkręciło i gadaliśmy. Było super i w ogóle. -powiedziałam na jednym wdechu, a później zorientowałam się, że moja wypowiedź nie miała sensu.
-I całowaliście się?-zapytał Lenehan i wróciła stara ja. Zdałam sobie sprawę, że znam ich tydzień, no poza Leo, którego moja randka nie interesowała, a opowiadam im o chłopaku, który mi się podoba.
Nieśmiało pokiwałam głową.
Czuję się jakbym miała rozdwojenie jaźni, raz jestem pewna siebie, a za chwilę wraca moja nieśmiałość.
-No to gratuluję. -uśmiechnął się blondas. Wyglądał jakby się cieszył moim szczęściem, a reszta? Patrzyli na mnie jakbym co najmniej matki im zabiła.
-To... Jak się czujesz? -skierowałam się do Will'a.
-Dzięki, już dobrze. Chcesz zagrać? -wyciągnął w moją stronę pada.
-Nigdy nie grałam. Nie lubię gier.
-Chodź, pokaże ci.
Charlie usiadł za mną, a ja oparłam głowę na jego szyi, przełożył ręce przed moją klatkę piersiową.
Gdy zdałam sobie sprawę z tego jak blisko jesteśmy, spięłam się. Chłopak chyba to zauważył, bo potarł policzkiem moją skroń.
Stwierdzam wszem i wobec, że to najlepszy podrywacz jakiego znam.
-Trzymaj.-złapałam urządzenie w dłonie. -Rose, złap to porządnie, musisz przyciskać te kolorowe guziczki. -zaśmiał się.
-Ale mi tak wygodnie.
-Nie wygodnie. Nie dasz rady tak grać.
Wykonałam jego polecenie. Charlie wytłumaczył jaki "kolorowy guziczek" kiedy naciskać. Niestety nie załapałam. Wciskałam co popadnie.
-Rose, teraz ten po prawej!
-Której prawej? Mojej czy twojej?!
Charlie zaczął się śmiać.
-Mamy tą samą prawą. -stwierdził, gdy przegraliśmy kolejny raz.
-W ogóle mi nie pomagałeś.- powiedziałam z oburzeniem i odsunęłam się od niego. Gdy oderwałam plecy od jego klatki piersiowej od razu poczułam nieprzyjemny chłód.
-Bo ciągle krzyczałaś, że sama sobie poradzisz!
-Od kiedy ty przestrzegasz moich zasad?! -wypomniałam mu naszą randkę.
-Dobra nie pozabijajcie się. -zaśmiał się Loczek, usiadł na parapecie i zapalił swojego kochanego papierosa.
Pożegnałam się z chłopakami i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i chowają twarz w poduszkę zaczęłam piszczeć i machać nogami. Ja Rose Nixton całowałam się z Jack'iem Colins'em. Mój pierwszy, prawdziwy pocałunek. Nie mogę w to uwierzyć. Ale hej! Czy to oznacza, że jesteśmy razem?
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu. Uśmiechnęłam się widząc, że to Jack.
-Hej.
-Cześć Rose. Co robisz?
-Myślę, a ty?
-Myślę.-zaśmiałam się.
-O czym?
-A ty?
-Pierwsza zapytałam.
-O nas. -oznajmił, a ja ledwo powstrzymałam się od pisku.
-I co wymyśliłeś? -starałam się być spokojna.
-Czy mam już miano twojego chłopaka?
-Myślisz, że to dobry pomysł? Znamy się dość krótko.
Heh, pewnie, że myślałam, że to dobry pomysł. Po prostu nie chciałam tego powiedzieć. 
-Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. -powiedział ciepło, a po moim ciele przeszły ciarki.
-W takim razie ja też.
-W takim razie mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie. -dopiero teraz zorientowałam się, że moja warga zaraz pęknie pod naciskiem zębów. -Może jutro przyjdziesz do mnie... Obejrzymy jakiś film?
-Tak!-odpowiedziałam nie mogąc chować entuzjazmu. Musiałam brzmieć jak jakaś desperatka. Odchrząknęłam. -Tak, mogłabym.-poprawiłam się i usłyszałam w słuchawce śmiech chłopaka.
-Będę czekał. Już tęsknię.
-Ja tez. Do jutra.
-Do jutra.
Rzuciłam gdzieś telefon i zbiegłam po schodach krzycząc jak wariatka.
-Mamooo!  Gdzie jesteś?!
Mama wybiegła z kuchni w jakimś fartuchu i z brudnymi rękoma.
-Co się dzieje? -zapytała przerażona. Pobiegłam do niej i przytuliłam.
-Boże, nie uwierzysz. Mam chłopaka! -krzyknęłam skacząc. Usłyszałam śmiech Georg'a i odsunęłam się od mamy, trochę spoważniałam, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Rose to wspaniale!
-Co się stało? -po schodach powoli zszedł Will.
-Rose i Jack są razem.
Loczek spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
-Co ku...
-Uważaj na słowa. -przerwał mu ojciec.
-Rozmawialiśmy 20 minut temu i jeszcze nie byliście razem.
-Tak, bo zadzwonił do mnie i... -mówiłam gestykulując rękoma, ale zdałam sobie sprawę, że w sumie Jack poprosił mnie o "chodzenie" przez telefon. -Oh spadaj. -przerwałam swoją wypowiedź i pobiegłam do swojego pokoju mijają po drodze Will'a.
Szukałam jakiejś piżamy w szafie. Chłopcy w piątek wywalili wszystko z mojej szafy a później po prostu wepchnęli je z powrotem i nic nie można znaleźć.
Usłyszałam pukanie, byłam pewna, że to mama.
-Proszę.
Myliłam się, do pokoju wszedł Will. Spojrzałam na niego i wróciłam do szukania ciuchów.
O znalazłam spodenki, cud.
-Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? -po jego głosie wywnioskowałam, że jest zły, tylko o co?
-Mam burdel w szafie. -oznajmiłam beznamiętnie.
Taka mała rzecz, a zdenerwowała mnie prawie do łez. Tak na prawdę wcale nie chodziło o te głupie ciuchy, które były zwinięte w kolorowa kulkę. Chodziło o to, że tak na prawdę nie mam w nikim wsparcia. Zawsze byłam sama, sama radziłam sobie z problemami, a teraz, gdy problemów nie ma, jestem szczęśliwa wszyscy mają to w dupie. Myślałam, że jak już otworzyłam się na ludzi, to będzie inaczej. Myliłam się. Wszyscy mają w dupie, czy jestem szczęśliwa, czy smutna. Liczy się tylko to, żebym była na każde ich zawołanie, prośbę. Muszę spełniać ich oczekiwania, a to co czuję jest nie ważne. Z resztą czego ja się spodziewałam? Że przyjadę tu i nagle ludzie zaczną mnie lubić? Nic się nie zmieniło. Mogę liczyć tylko na siebie.
-Rose, kurde. O chuj ci chodzi?!
-Nic, możesz sobie iść. -wzięłam jakąś bluzkę, byleby szybciej wyjść z tego pokoju i skierowałam się do drzwi.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie trzymając mocno za ramię. Wziął kluczyk, który leżał na półce i zamknął drzwi.
-Ał to boli! -krzyknęłam, a chłopak puścił mnie. Potarłam bolące ramię i patrzyłam na niego z oburzeniem.
-Nie wyjdziesz dopóki nie powiesz o co chodzi!
Zaczęłam się z nim szarpać, ale on wrzucił kluczy do tylnej kieszeni, wiedział, że nawet nie będę próbowała go wyciągnąć.
Odpuściłam i usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki telefon, miałam jedną wiadomość. Chciałam ją odczytać, ale chłopak wyrwał mi urządzenie.
-Kto napisał? Oo Jack. Masz zapisane go z serduszkiem. Jak słodko. -drwił. Chciałam wyrwać własność, ale złapał moją dłoń i mocno ścianą. Poczułam piekący ból.
-Will puść mnie! -wykonał moje polecenie. Spojrzałam na czerwony ślad po jego ręce, po każdym palcu został wyraźny kontur.
-Zobaczmy co on tam piszę. O Rose już tęsknię....!- cytował z pogardą w głosie.
-Will nie czytaj moich wiadomości! To moja własność rozumiesz?!  Nie masz prawa!
Łzy zebrały się do moich oczu. Jestem przewrażliwiona na punkcie prywatności.
-Nienawidzę cię! Jesteś najgorszym bratem jakiego mogłam mieć!  Nienawidzę cię!
Mój oddech był głośny i szybki. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdenerwowana.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Powoli wyciągnął w moją stronę telefon. Wzięłam go i odłożyłam na półkę.
Chwilę patrzyliśmy na siebie, a gdy odwróciłam wzrok, otworzył okno, usiadł na parapecie i zapalił papierosa. Jego policzki zrobiły się czerwone i nerwowo przeczesywał swoje loki. Stałam i nawet nie drgnęłam.
-Przepraszam. -powiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc. Wyrzucił peta i zamknął okno.
Przeprasza mnie za czytanie moich wiadomości? Za ślady na moich rękach? Czy za bycie idiotą?
Staną na przeciwko mnie i uniósł mój podbródek.
-Przepraszam. -tym razem intensywnie patrzył w moje oczy.
Pierdol się.
-Nic się nie stało. Mogę iść się umyć?
-Powiedziałem, że nie wyjdziesz dopóki nie powiesz o co chodzi.
Odwróciłam się i usiadłam na łóżku, po chwili usiadł obok mnie.
-Zabolało, jak powiedziałaś, że mnie nienawidzisz.
Nic nie opowiedziałam, tylko bawiłam się placami.
-Wiesz... Jak umarła moja mama... -spięłam się, gdy to usłyszałam. Słyszałam, że matka Will'a nie żyje, ale on sam o tym nie mówił, a ja bałam się pytać. - Wszędzie było pusto. Nikt nie krzątał się po kuchni, nikogo nie obchodziło tego jak się uczę, czy w ogóle chodzę do szkoły, co robię w wolnym czasie. Ojciec się załamał i skupił na pracy, a ja żyłem, jakby sam. Dom był pusty i nie było do kogo się odezwać. Gdy wprowadziła się Susan, nie chciałem jej, było to dla mnie nowe. Ktoś zaczął się interesować moimi znajomymi, tym co robię, gdzie jestem, o której wrócę. Jak wstaje czeka na mnie śniadanie, jak wracam ze szkoły ciepły obiad, a w lodówce moje ulubione ciasto, rozmowa jak było w szkole i jakie mam plany na weekend. Na początku nie chciałem nawet rozmawiać, byłem chamski; Susan przychodziła do mojego pokoju, siadała na fotelu i zmuszała do rozmowy; mimo, że nie jestem jej synem, traktuje mnie jak syna. Wiem, że jesteś zamknięta w sobie, udało się zmusić cię do zmiany. Chcę być dla ciebie bratem. Chce mieć w tobie wsparcie i wzajemnie. Chronić przed błędami. I właśnie tym błędem jest Jack.
-Nie znasz go. -powiedziałam cicho.
-Masz rację nie znam, ale wiem, że z tego nie wyjdzie nic dobrego.
-Teraz ja ci coś powiem. W Cardiff nie miałam nikogo, chłopaka, znajomych, nawet psa czy kota. Tutaj poznałam ciebie i Charlie'go. Myślałam, że mimo krótkiej znajomości, mam w tobie wsparcie, tak jak powiedziałeś, widocznie się myliłam. Nadal nie mam nikogo. Mam tylko Jack'a. Znajomość z nim jest dla mnie naprawdę ważna, a nawet nie mam komu się wygadać, no bo słuchać mnie chce tylko kumpel mojego brata. Myślałam, że chociaż ty mnie wysłuchasz...
-Masz racje zachowałem się jak dupek, ale to dla tego, że się o ciebie martwię. Coś mi nie pasuje w tym Jack'u.
-Nie możesz cieszyć się z mojego szczęścia? -spojrzałam na niego.
-Mogę. -przytulił mnie do siebie. -To twoje życie rób co chcesz, moje ramię zawsze służy pomocą. -zaśmialiśmy się krótko. -Może jestem nerwowy i nie zareagowałem jak powinienem, ale zawsze możesz na mnie liczyć. Nie jesteś sama.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Głupio mi było za to co powiedziałam.
-Will nie nienawidzę cię. Powiedziałam tak, bo mnie zdenerwowałeś. Jesteś najlepszym bratem. -oparłam głowę na jego ramieniu.
-Wiesz... To nasza pierwsza bójka. Teraz już jesteśmy prawdziwym rodzeństwem.-zaczęliśmy się śmiać.
Loczek się jeszcze ze mną podroczył, ale w końcu oddał mi klucz i mogłam iść się umyć.
Obejrzeliśmy jakiś film noi Will zasną na moim łóżku. Nie chciałam go budzić więc wzięłam koc i postanowiłam noc spędzić na kanapie.
______________________________________________________
Heej!
Jak tam minął tydzień? 
No to tak...z tego co wiem, lepiej wam czytań na blogu, więc zostaje tutaj :D
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. :)
Następny planuje wstawić za tydzień, ale jeżeli mnie zmotywujecie to ...nwm, nwm może jeszcze w weekend XD
No i najważniejsze POZDRAWIAM KLAUDIE, KTÓRA WYSYŁA MI MILION SNAPÓW DZIENNIE! KCKCKCKCKCKCKC:*
ZAPRASZAM NA JEJ BLOGA : http://hopeful-bars-melody.blogspot.com/
SNAPCHAT: xxkasixxd