Niedziela minęła spokojnie. Will zrobił mi śniadanie, miał wyrzuty sumienia, że przez niego spałam na kanapie. W sumie było wygodnie, ale śniadania nie odmówiłam.
Spakowałam się na wycieczkę, a wieczór spędziłam u Jack'a. Było wspaniale. Przytulanie, całowanie, czułe słówka i komedia.
Nie mogę się przyzwyczaić do takiej bliskości, ale się staram.
Will nie odpuścił i przed wyjściem miałam ojcowski wykład. On serio myśli, że jestem tępa. Może nie miałam wcześniej chłopaka, ale wiem skąd biorą się dzieci i jak temu zapobiec. Z resztą nie planuje w najbliższym czasie większej bliskości.
Powiedział, żebym nie była głupia i miała swój rozum, a Jack nie może mnie do niczego zmuszać. Tu miał rację. Głupio się przyznawać, ale jestem raczej osobą podatną na sugestie i łatwo mnie do czegoś zmusić. Chociaż zdaje sobie z tego sprawę, pod wpływem sytuacji nie zastanawiam się nad tym i nic z tym nie robię.
I ja się dziwię, że mnie gnębili.
Wstałam o 6.00, a o 6.55 byłam pod szkołą. Oczywiście dostałam opieprz od nauczycielki, ponieważ spóźniłam się 10 minut.
Nie była to moja wina, mama sprawdzała jeszcze walizkę, czy wszystko wzięłam.
Wbiegłam do autokaru, gdzie wszyscy już zajęli miejsca. Rozejrzałam się, Jack siedział z Mikiem, podeszłam i pocałowałam go w policzek.
-Przepraszam kochanie. Myślałem, że może źle się czujesz, nie odbierałaś telefonu. -złapał mnie za rękę. Zauważyłam Leo, który siedział na końcu autokaru, machał do mnie ręka. Siedział sam, ale otoczony był kolegami. Podeszła, a on zabrał plecak i mnie przytulił. Aha.
-Cześć.
-Hej. -uśmiechnęłam się i usiadłam obok niego.
-Słyszałem, że ty i Jack jesteście razem. -oznajmił chyba Jeremy, nie znam jeszcze wszystkich imion. Zarumieniłam się.
-Co?! -zapytał Leo. -Wy jesteście razem?
-Tak.
-Czemu nic nie mówiłaś?
Dlaczego miałam mu mówić?
-Nie było okazji.
Nauczycielka przerwała nam mówiąc jak mamy się zachowywać, co robić, gdy ktoś się źle poczuje itd. Byłam jej wdzięczna, nie lubię być w centrum uwagi, a gdy wypytywali o mój związek, właśnie w nim byłam.
Gdy autokar ruszył, Devries oparł się plecami o szybę i położył na mnie nogi.
-Nie za wygodnie?
-Szyba jest trochę twarda. -uśmiechnął się szeroko i lekko uderzył głową o szybę.
-Co gwiazda przyzwyczaiła do łóżek w tour busie? -skomentował jeden z chłopaków i wszyscy się zaśmiali.
-Miałem się rozłożyć na dwóch siedzeniach, ale przyszła Rose i musiałem ustąpić damie.
Zignorowałam to i wyjęłam z torebki telefon i słuchawki.
-Mogę? -zapytał, usiadł prosto i zabrał mi jedną słuchawkę.
Jechaliśmy jakieś 30 minut. Całą drogę Devries kopał siedzenia dziewczyn, które były przed nami, a one odwracały się i śmiały.
Droga minęła bez zbędnych przystanków, chociaż gdyby podróż potrwała jeszcze 10 minut, musieli by zrobić specjalny przystanek dla mnie. Te dziewczyny tak podlizywały się do Devries'a, aż niedobrze się robiło.
Wszyscy skierowali się do wyjścia. Co mnie zdziwiło, chłopcy przepuścili najpierw dziewczyny. W mojej starej szkole o takim czymś można było pomarzyć.
Wyszłam z pojazdu i poszłam po swoją walizkę.
-Jak tam kotku? -Jack zaszedł mnie od tyłu i przytulił.
-Spać mi się chce. -wydęłam dolną wargę, a on pocałował mnie w policzek.
-Ooo biedna. Słuchaj, Jennifer pytała czy będziesz chciała być z nimi w pokoju.
-Jasne i tak za bardzo nikogo nie znam. -wzruszyłam ramionami. Jack wziął nasze walizki i weszliśmy do dużego, szarego budynku.
Taka wycieczka mi się podoba. Totalne zadupie, więc nie będziemy zwiedzać żadnych kościołów, ani wystaw znaczków czy kamieni. Będziemy odpoczywać. Przed budynkiem jest jezioro z pomostem, dwa boiska, do koszykówki i piłki nożnej, a dookoła las.
Weszliśmy do budynku i nauczyciele przydzielili nam pokoje. Mam trzyosobowy z Jennifer i Juli.
Pokoje nie były jakieś luksusowe, przez blado pomarańczowe zasłony i zielone koce w krate, które leżały na łóżkach, czułam się trochę jak w domu starców, ale nie narzekam, jest łazienka i duże lustro.
Dziewczyny zajęły łóżko piętrowe, a ja to pojedyncze. Mieliśmy teraz zbiórkę, więc zostawiłyśmy torby i wyszłyśmy na podwórko.
Pogoda jest wspaniała- ciepło, niestety w ostatnich dniach było dość chłodno, więc jezioro odpada.
Gdy już wszyscy zebrali się na boisku, nauczyciele zaczęli tłumaczyć zasady.
- 8.00 śniadanie.
- Czas wolny/ zabawy integracyjne.
- 13.00 obiad.
- Czas wolny/ zabawy integracyjne.
- 15.00 podwieczorek.
- Czas wolny/ zabawy integracyjne.
- 18.00 kolacja.
- Czas wolny/ zabawy integracyjne.
- Po 22 każdy ma być w swoim pokoju.
- Balkony są połączone, więc muszą być zamknięte na wypadek, gdyby ktoś chciał się wymknąć.
- Zakaz wchodzenia do jeziora, jeżeli ktoś wejdzie, kończy swoją wycieczkę i wraca do domu.
- Zakaz wchodzenia do lasu.
Wszyscy poszliśmy na śniadanie. Mama kazała mi zjeść w domu, więc wypiłam tylko herbatę.
Siedziałam przy stoliku z Jack'iem, Mikiem, Jennifer i Juli. Chłopcy żartowali, a dziewczyny gadały o jakimś filmie.
Oni skończyli swoje śniadanie, a potem poszliśmy do pokoju chłopaków. Mieli pięcioosobowy pokój, nawet nie pytałam z kim, bo nie kojarzę jeszcze większości osób.
Usiadłam na łóżku Jack'a, a on położył głowę na moich kolanach.
-Gdzie ten Devries?
-Jennifer ogarnij się, co wy w ogóle w nim widzicie?
-O co chodzi? -zapytałam.
-Jennifer i Juli jarają się Devries'em, a on mieszka z nami w pokoju.-wytłumaczył mi Jack.
-Serio?
-Jesteś z Jack'iem więc nie wypada ci mówić, że ci się podoba, ale my i tak wiemy swoje. -wybuchliśmy śmiechem.
-Co tu tak wesoło?-do pomieszczenia wszedł Devries, dziewczyny spoważniały, a my dalej się śmialiśmy.
-Jennifer... -zaczął Mike, ale dziewczyna rzuciła w niego poduszką. -Nie ważne.
-Okej. -powiedział krótko, spojrzał na mnie, a potem wziął telefon.
Poplotkowaliśmy jeszcze o wychowawczyni, a potem mój telefon zaczął dzwonić. Zdziwiłam się widząc na telefonie"Mój bóg".
Numer do boga. Fajnie.
-Halo? -zapytałam niepewnie.
-Czemu się nie chwaliłaś?!-usłyszałam roześmiany głos Lenehan'a.
-Em poczekaj.
Wstałam z łóżka, zrzucając z siebie Jack'a i wyszłam z pokoju.
-Kiedy ty dorwałeś się do mojego telefonu? Bogu?
-Nie ważne. Czemu nie mówiłaś, że jesteś z Luck'iem?
-Jack'iem idioto. Czemu miałam ci mówić i skąd wiesz?
-Przyjaźnimy się przecież. Leondre jest z nim w pokoju. -zaśmiał się.
-Devries... Noooo jesteśmy razem.
-Mój boże, moja mała dziewczynka ma chłopaka...
-Nie mów tak. To brzmi dziwnie, biorąc pod uwagę to, że się całowaliśmy. -szepnęłam i usłyszałam śmiech w słuchawce.
-Masz rację, to źle brzmi. No nic muszę kończyć, bo matematyca mnie nie lubi, a jestem już spóźniony pięć minut. Miłej wycieczki, na razie.-rozłączył się.
Wróciłam do pokoju.
-Idziemy pograć w piłkę, idziesz z nami? -zapytał Jack.
-Ja? Mam grać z wami w piłkę?
-My idziemy się opalać, chodź się przebrać. -Juli pociągnęła mnie za rękę i poszliśmy do naszego pokoju.
Przebrałyśmy się w stroje kąpielowe, narzuciłam na siebie krótkie spodenki i luźny biały top z jakimś napisem. Gdy wyszłyśmy chłopcy grali już w piłkę.
Ręczniki na trawę i rozebrałyśmy się.
Położyłam się i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Jak na tą porę roku jest wręcz gorąco. Czułam jak promienie słoneczne rozgrzewają moją skórę.
Jak to dziewczyny plotkowałyśmy o chłopakach, głównie o Devries'ie, którym są zachwycone. Nadal pamiętam co mi zrobił, więc żadne miłe zdanie o nim nie przeszło mi przez gardło.
-O matko co to za seks bomba tutaj leży?!
-Zamknij się Devries, znajdź sobie swoją. -usłyszałam Jack'a, a potem śmiechy. Otworzyłam oczy i usiadłam. Nad nami stali chłopcy z naszej klasy. Speszyłam się trochę więc nałożyłam top.
Czułam palące spojrzenia na sobie i żałowałam, że założyłam ten strój. Wszyscy dokładnie badali każdy centymetr naszych ciał. Dziewczyny nie zwracały na to uwagi, a moje policzki płonęły.
Jack usiadł obok mnie i objął ramieniem.
-Po obiedzie będzie jakaś gra, a wieczorem ognisko. -podeszła nasz wychowawczyni. -Rose i Jack do mnie.
Wymieniliśmy się spojrzeniami, a po chwili wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę nauczycielki, która stała kilka metrów dalej.
-Coś się stało? -zapytał Jack.
-Słuchajcie... Widzę, że macie się ku sobie, jestem waszym opiekunem i muszę was pilnować. Wolałabym żeby te czułości zachować do momentu aż wrócicie do domu.
Zażenowania, które wtedy poczułam nie da się opisać.
Przecież my nic takiego nie robiliśmy- przytulaliśmy się.
Przytaknęliśmy grzecznie i zaczęliśmy się oddalać. Jack położył dłoń u dołu moich pleców.
-A i Rose, ubierz się. -rozkazała kobieta.
Chłopak zaczął się śmiać.
*LEO*
Próbowaliśmy pograć w piłkę, no właśnie próbowaliśmy... Dziewczyny leżały w samych strojach kąpielowych! Jennifer i Juli są po prostu chude, a Rose... Boże Rose. Ma piękne ciało, widać, że ćwiczy, bo ma lekko zarysowane mięśnie brzucha.
Po jakimś czasie stwierdziliśmy, że dalsza gra nie ma sensu, bo żaden z nas nie mógł się skupić. Poszliśmy do nich. Trochę żałowałem, że Rose założyła tą bluzkę, ale może to i lepiej. Żaden z nas nie będzie pożerał jej wzrokiem.
Para rozmawiała z nauczycielką.
-Ej Rose ma fajny tyłek. -skomentował Jeremy.
-Zamknij się idioto. -skarciła go Juli.
Zgadzam się z nim.
Szczerze? Rzygam już ich miłością.
Skończyli rozmawiać z nauczycielką i szli w naszą stronę. Przynajmniej próbują, bo Jack przyssał się do szyi dziewczyny. Chętnie wybiłbym mu zęby. Może nie mam za dobrych kontaktów z Rose, ale nadal traktuje ją jak przyjaciółkę i średnio mi odpowiada jak się z nim całuje.
W końcu udało im się dojść, chłopak złożył ręcznik, a Rose założyła spodenki.
-A wy gdzie?
-Idziemy do pokoju.
-Po co?!
-Chyba nie muszę ci się spowiadać. -spojrzał, a we mnie aż się zagotowało. -Chodź. -złapał brunetkę za dłoń i poszli do budynku.
-No to będzie się działo. -Jeremy wybuchł śmiechem.
Siedzieliśmy jeszcze trochę, a potem poszliśmy na obiad.
Nie mogę patrzeć jak oni się obściskują. Czy muszą to robić przy obiedzie?
Po obiedzie poszliśmy do swoich pokoi. Jennifer i Juli przyszły do naszego.
-Gdzie Rose? -zapytał Jack.
-Źle się czuję.
-To pójdę do niej.
-Nie idź, rozmawia przez telefon.
-Z kim?
Co robi? Z kim robi? Jak długo? Chłopie ogarnij się.
-Jezu nie wiem, z mamą chyba czy coś... -dziewczyna przekręciła oczami.
Siedzieliśmy jakąś godzinę, a potem przyszła nauczycielka i kazała nam iść na boisko. Akurat zadzwonił menadżer, więc powiedziałem, że dojdę. Rozmowa się przeciągnęła do 30 minut. Pobiegłem szybko na boisku, ale nikogo już nie było.
-Devries! -odwróciłem się i zobaczyłem Rose idącą w moją stronę. -Gdzie wszyscy? -zasłoniła dłonią oczy przed słońcem marszcząc przy tym uroczo nosek.
-Poszli na jakąś grę terenową.
-Tyle to i ja wiem. -stanęła na przeciwko mnie.
-Chyba mieli zacząć od jakiejś polany, chodź poszukamy ich. Jak się czujesz?
-Dziękuję, już trochę lepiej, ale ja chyba wrócę do pokoju.
-Chodź przewietrzysz się. - chciałem złapać ją za dłoń, ale ona schowała ręce do tylnych kieszeni spodenek.
Szliśmy jakaś ścieżką leśną szukając tej polany, niestety wszędzie były tylko drzewa.
-Daleko jeszcze?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? -brunetka zatrzymała się.-Myślałam, że wiesz gdzie ona jest.
-Skąd miałbym wiedzieć? Jesteśmy tu od dzisiaj.
-Lepiej wróćmy.
-Nie, słyszałaś?
-Nie,co miałam słyszeć?
-Głosy.
-Devries, słyszysz głosy? -zaśmiała się. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. -To się leczy.
-Pomyślę o tym, jak wrócę do domu. A teraz serio, to pewnie nasza klasa, chodź.-pociągnąłem ją za ramię i poszliśmy dalej. -To co tam słychać? -zapytałem po dłuższej ciszy.
-Dobrze, a u ciebie?
-Dobrze.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
-Rozmowa się klei.
-Rose?
-Mhm?
-Dlaczego jesteś z Jack'iem?
-Co to za pytanie?
-Nie wiem, po prostu myślałem, że ty i Charlie...
-Chwila, co? Ja i Lenehan? Przecież to... fu. -skrzywiła się.
-Sorry, po prostu myślałem... Jesteście ze sobą blisko.
-To mój... Przyjaciel.-zawahała się.
-Rozumiem. -spuściłem wzrok i patrzyłem na swoje buty.
Czyli ona i Charlie to nic takiego.
Kurcze, ale co jest nie tak? Przecież to ja zawsze byłem lepszy w te klocki z dziewczynami. Mógłbym mieć każdą, którą tylko bym chciał, a Charlie to ten romantyk, który bawi się w poznawanie i długie związki. Rzadko kiedy jakaś laska mu się podoba i rzadko kiedy jakąś podrywa. A jak go widzę z Rose to jakieś przytulanki itd. Boli mnie to, bo robi to co ja bym chciał, a nie potrafię. Oczywiście Rose jest w kręgu dziewczyn, z którymi chciałbym się przyjaźnić. "Krąg materiałów na przyjaciółkę". Tak. Właśnie taki wymyśliłem i na razie tylko Rose w nim jest. Ale chwila... "materiał na przyjaciółkę ", czy ja ją traktuję jak rzecz? Nie, to tylko tak brzmi.
Z rozmyśleń wyrwał mnie przeraźliwy pisk dziewczyny. Rose skakała i wymachiwała nogami. Wyglądała przekomicznie.
-Rose co się dzieję?
-Fu matko boska, ona mi skoczyła na buta!-krzyknęła i już trochę się ogarnęła. Palcem wskazała na żabę, która była w trawie. Była duża, ale żeby aż piszczeć? Zacząłem się śmiać, dziewczyna tylko skarciła mnie wzrokiem.
-To nie śmieszne.
-Przecież to tylko żaba. -stwierdziłem rozbawiony.
-To żaba mutant. Ktoś ją pewnie wyhodował na sterydach. -dziewczyna wygładziła materiał bluzki.
-Wyhodował? W lesie? -uniosłem brwi. Schyliłem się i wziąłem płaza w dłonie. -Zobacz. -wyciągnąłem ręce w stronę dziewczyny, a ona zaczęła się powoli odsuwać.
-Devries zostaw ją!
-Zobacz to tylko zwierzątko. -zbliżyłem się do niej.
-Fu! Devries zostaw ją! Ona może być trująca! Devries, kurwa nie zbliżaj się do mnie!-zacząłem się śmiać. Pierwszy raz usłyszałem jak przeklina i nie pasuje to do jej słodkiego głosu. Ja jak to ja, zacząłem ją gonić z tą żabą. Rose biegała potykając się o korzenie drzew. W pewnym momencie musiałem się zatrzymać, bo ze śmiechu rozbolał mnie brzuch.
-Dobra, Rose, chodź! -dziewczyna odwróciła się w moją stronę. -Zobacz odkładam ją.- to co powiedziałem, zrobiłem i gdzieś na trawę odłożyłem zielone stworzenie.
-Głupi jesteś! -krzyknęła, gdy do niej podszedłem.
-Mogę cię przytulić na przeprosiny. -rozłożyłem ramiona.
-Chyba żartujesz... Ta żaba mogła być trująca.
-Żaba? Trująca?
-Nie słuchałeś na biologii?
-No właśnie słuchałem i chyba coś ci się pomieszało. -chciałem ją przytulić.
-Nie dotykaj mnie.
-Daj spokój...
-Nie. Musisz umyć ręce.
-Oh, dobry pomysł. Możesz mi powiedzieć, gdzie jest kran?
-Użyj śliny. -prychnęła i zaczęła iść dalej.
Zebrałem ślinę w buzi i wyplułem ją na swoje dłonie. Brunetka odwróciła się i spojrzała na mnie poważnie. Teraz zrozumiałem jakim jestem idiotą. Takie żarty byłyby dobre w towarzystwie Charlie'go, a nie dziewczyny.
Rose spojrzała na moje ręce, potem twarz i wybuchła śmiechem.
-Boże, nie wiedziałam, że to zarobisz! -powiedziałam wybuchając jeszcze większym śmiechem.
Potarłem dłonie a potem wytarłem je o spodnie.
-No co przynajmniej są czyste. -wzruszyłem ramionami i również się zaśmiałem.
-Ty to jednak masz coś na bani.
-Trudne dzieciństwo, rozumiesz... -Rose chyba nie lubi tego tematu, bo od razu spoważniała. -To co? Przytulas?-uniosłem brwi i rozłożyłem ramiona.
-Jack nie byłby zadowolony. -spuściła wzrok. -To co idziemy? -przytaknąłem i ruszyliśmy dalej. Zapomniałem, że mamy szukać naszej klasy.
-Wracajmy, nie ma tej polany.
O nie, nie ma mowy. Chcę jeszcze z nią pobyć sam na sam, puki mam szanse.
-Zaraz wrócimy, skoro ich nie ma to chociaż pospacerujmy trochę.
-Nooo dobra.
-To jak ci się podoba u Turner'ów?
-Hmm Will to głupek, ale już go polubiłam, jego ojciec...nie wiem sama, jest taki... Oficjalny.
-'Oficjalny'?-zaśmiałem się.
-No wiesz, " Dzień dobry Rosalio"-powiedziała obniżonym głosem. -Nawet nie rozmawia z Will'em, tylko praca, praca, praca...
-Tak, ale musisz go zrozumieć, stracił żonę...
-Tak wiem. Wiesz jak to przeżył Will?
-Yhy, znałem już go. Udawał twardego, ale przecież to była jego mama... Jakoś się otrząsnął.
-Widzę...
Spacerowaliśmy rozmawiając o szkole... Niesamowite, nie widzieliśmy się trzy lata, a nadal tak dobrze się dogadujemy.
-To może już wracajmy? -zaproponowała. Chciałem z nią jeszcze spędzić czas, ale faktycznie robiło się późno.
-Tak, chyba skończyli grę. Nie widać żadnego biegającego debila.
Szliśmy nie mam pojęcia ile, w każdym razie długo. Po chwili zorientowałem się czemu..., gdy Rose uciekała od żaby zboczyliśmy z głównej ścieżki. Starałem się jakoś zagadywać dziewczynę. Rose to panikara, jakby się zorientowała, że nie idziemy w dobrą stronę, podejrzewam, że usiadłaby i zaczęła płakać. Oboje nie mieliśmy telefonów, z resztą wątpię, żeby w środku lasu był zasięg.
Rozglądałem się w poszukiwaniu ścieżki, albo jeziora, z brzegu byłoby widać, gdzie jesteśmy, ale wszędzie są tylko krzaki i drzewa.
-Devries, zgubiliśmy się, prawda? Myślisz, że jestem głupia i nie zauważyłam?
-Muszę odpowiadać? -uśmiechnąłem się zadziornie, a dziewczyna szturchnęła mnie ramieniem.-Nie mam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. -pokręciłem głową.
-Okej. Przecież, to tylko las. Zakazany las. Do którego nie mogliśmy wchodzić sami. Robi się ciemno. Jest zimno. Nauczycielka nas zabije. No chyba, że zrobi to jakiś potwór. -z każdym zdaniem była coraz bardziej zdenerwowana, a co za tym idzie ja też.
-Uspokój się. Jakoś znajdziemy drogę.
-Jak?! Ten las jest ogromny!
-Jeszcze raz krzykniesz to cię tu zostawię!
-Dobra!
-Dobra!
-Fajnie. -powiedziała już ściszonym głosem, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
-Wracaj tu! Zgubisz się! -zignorowała mnie. Jak ja nie lubię, gdy ktoś mnie nie słucha.
Przekląłem pod nosem i poszedłem za nią.
-Chodź tam!-pokazałem ręką przeciwny kierunek do tego, w którym szliśmy, nie wiem po co skoro nawet nie widziała tego.
-Oh, wystarczająco nas zaprowadziłeś!
-Tak, najlepiej zrzuć wszystko na mnie! Mogłaś nie wbiegać w las i iść ścieżką!
-Mogłeś mnie nie straszyć tą żabą!
-Zamknij się! Mam nadzieję, że zje cię jakiś potwór! - od razu pożałowałem tego co powiedziałem, brunetka zamilkła i przyśpieszyła, a mi zrobiło się głupio. Ściemnia się, jest już zimno. Rose miała tylko krótką bluzkę i spodenki, ja miałem trochę lepiej, byłem w dresach.
Długo szliśmy w nieznanym kierunku, ciemność była już tak głęboka, że ograniczała nam widoczność. Widziałem jak Rose drga za każdym razem, gdy jakiś ptak szeleścił w konarach drzew, czy jeż w trawie. Byłem na nią wkurwiony, ale nie mogłem patrzeć jak biedna się męczy. Dorównałem jej kroku, objąłem ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Jej skóra była lodowata.
-Przepraszam nie powinniśmy wchodzić do tego lasu.
-Mogłam się nie zgodzić... Ja też przepraszam, że się tak zachowałam. -powiedziała drżącym głosem.
-To co robimy?
-Nie wiem. Leo, boję się, nie chcę tu być. Nie chce spędzić tu nocy.
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej i przytuliłem.
Wiem, że Rose nie lubi takich gestów, szczególnie teraz gdy ma chłopaka.
Boi się, czego nie potrafię zrozumieć. To tylko las, co za różnica czy będziemy tu czy gdzie indziej. Jeżeli ma nam coś się stać to się stanie bez względu na miejsce.
Gdy dziewczyna trochę się uspokoiła, odsunąłem ją od siebie i spojrzałem na twarz, którą oświetlał księżyc. Widziałem w jej oczach przerażenie. Położyłem dłonie na jej zimnych policzkach.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Najwyżej spędzimy tu noc, nic nam się nie stanie. Obiecuję. -uśmiechnąłem się i pocałowałem jej mały nosek. To był błąd, dziewczyna speszyła się i odsunęła.-Rosie chodź tu, będzie cieplej. -uśmiechnąłem się i ponownie objąłem jej ramiona.
Szliśmy przed siebie, próbowałem zacząć jakikolwiek temat, ale ona odpowiadała mi zdawkowo, co mnie cholernie denerwowało. Po dłuższym czasie drzewa odsłoniły jezioro. Nigdy nie widziałem tak zadowolonej Rose.
Stanęliśmy na brzegu i znów pojawiło się przerażenie.
-Jesteśmy po drugiej stronie. -oznajmiła patrząc przed siebie.
Znaleźliśmy się po drugiej stronie jeziora. Nie mam pojęcia jakim cudem przeszliśmy tak długą drogę.
Po drugiej stronie widać było oświetlony budynek i postacie przed nim, było zamieszanie.
-Szukają nas.
-Pięknie, co my teraz zrobimy?
-Możemy pójść lasem, blisko brzegu.
-Zwariowałeś? Ja nie wejdę do tego lasu.
-W takim razie poczekamy do rana. -usiadłem na trawie.
*ROSE*
Pięknie, jest ciemno jak w dupie, a my spędzimy noc w lesie. Jak mogliśmy nie zauważyć, że weszliśmy tak głęboko w las.
-Usiądź. -poprosił, a ja usiadłam w odległości pół metra od niego, przekręcił oczami i usiadł bliżej, przytulił mnie do siebie. Na początku się speszyłam, ale zrobiło mi się cieplej.
Cała się trzęsłam i nie wiem czy z zimna, czy ze strachu. W tym momencie bałam się wszystkiego: wilków, niedźwiedzi, potworów, morderców, psychopatów, gwałcicieli. Ramiona Devries'a odganiały wszystkie te obawy. Było mi dobrze.
Zamknęłam oczy i oparłam głowę na jego ramieniu, chciałam zasnąć, mimo okoliczności, zimno i zmęczenie, byłam blisko, ale w pewnym momencie poczułam usta Devries'a na moim policzku. Na początku pomyślałam, że to nic takiego, Charlie ciągle robi takie gesty, ale brunet zrobił to drugi i trzeci raz. Jego usta były coraz bliżej moich.
-Przestań. -poprosiłam i zaśmiałam się nerwowo. Bałam się, że jak zareaguje złością to się wkurwi i mnie tu zostawi.
Mimo mojej prośby nie przestał. Złapał za mój podbródek. Nasze usta były coraz bliżej siebie.
-Leondre mam chłopaka. -powiedziałam, gdy był już niebezpiecznie blisko.
-Nie dowie się. -uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-Nie jestem taka. -patrzyłam na niego z wyrzutami. Nigdy nie zdradziłabym Jack'a, argument, że się nie dowie, nic nie zmienia.
Chłopak momentalnie zmienił wyraz twarzy. Kąciki ust opadły, tak samo jak brwi. Oczy były przepełnione złością, która mnie przerażała. Szybko wstał, odchylił głowę do tyły i przeczesał dłońmi włosy zostawiając ręce na karku. Spojrzał na mnie po chwili.
-I o to właśnie kurwa chodzi! -krzyknął, przez co drgnęłam. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na drugą stronę jeziora. -Rozbieraj się. -rozkazał, a ja zamarłam. Nie mogłam na niego krzyknąć, bo bałam się jego reakcji, nie miałam, gdzie uciec. Bałam się go. Patrzyłam jak zdejmuje swój t-shirt. Fala ciepła uderzyła w moje ciało. Nie wiedziałam co mam zrobić. Patrzyłam na jego każdy ruch i nie mogłam wydusić słowa, w moim gardle zebrała się wielka gula. Nie obdarzył mnie żadnym spojrzeniem, dopóki się nie rozebrał do bokserek, dopiero wtedy spojrzał na mnie. -Co się tak gapisz? Przecież cię nie zgwałcę. Przepłyniemy jezioro.
-Wwoda jest zimna.
-Możesz zostać. Nie wytrzymam z tobą ani chwili dłużej.
Ałć.
Spojrzałam na las i stwierdziłam, że sama tu nie zostanę, rozebrałam się do bielizny. Czułam się źle, chłopak skanował moje ciało przez co zrobiło mi się gorąco, ale zimny wiatr przyprawiał mnie o dreszcze. To się źle skończy.
Pierwszy do jeziora wszedł brunet, widziałam jak się skrzywił i zaczęłam zastanawiać się czy może jednak nie zostać tu na noc. Chyba wolę utonąć niż zostać zjedzona przez potwora.
Powoli zamoczyłam stopę w wodzie i przeszedł mnie dreszcz.
-Szybciej królewno. -rozkazał z jadem w głosie. Koniec tego, chciałam jak najszybciej uciec od jego towarzystwa. Weszłam do wody i jak najszybciej kierowałam się ku głębokiej wodzie. Ignorowałam zimno i rośliny, które wplątywały się w moje nogi. Gdy moje uda dotknęły wody zanurzyłam się do szyi. Moje ciało krzyczało wracaj, a mózg chciał jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie, i wygrał. Zaczęłam płynąć, nie zważając na bruneta, który nadal próbowałam przyzwyczaić się do zimnej wody.
I tak się kurwa nie przyzwyczaisz.
Nie chciałam moczyć twarzy, ze względu na makijaż, ale było z tym trudno. Ciągle zmieniałam tępo, zmęczyłam się, więc zwalniałam, gdy czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa płynęłam szybciej, z nadzieją, że jakoś się rozgrzeje. Chciałam się zatrzymać i zacząć płakać, ale nie było już odwrotu. Gdy przepłynęłam już połowę, ktoś zaczął krzyczeć i pokazywać ręka w stronę jeziora.
Wszyscy wbiegli na pomost. Zmęczyłam się, więc z zamiarem odpoczynku zatrzymałam się. Machałam nogami, by utrzymać się na powierzchni. Podpłynął do mnie Devries.
-Dasz radę? -zapytał. Nie był już wściekły i agresywny, zapytał z troską. Przytaknęłam i popłynęliśmy dalej. Po tak długiej męczarni dopłynęliśmy do pomostu. Od razu ktoś mnie wyciągnął i owinął ręcznikiem, a potem mocno przytulił. To był Jack. Ciągle ktoś, coś mówił, ale skupiłam się tylko na cieple, które dawał mi chłopak. Jack wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Za nami pobiegła nauczycielka i pytała czy nic mi nie jest. Heh usłyszała tylko zgrzyt moich zębów, którego nie kontrolowałam.
Położył mnie na łóżku, okrył kołdrą i kocem.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. Czemu byliście w tym lesie? -zapytał, a nauczycielka usiadła na łóżku Juli
-Z Devries'em wyszliśmy trochę później i nigdzie was nie było. Ponoć mieliście być na jakiejś polanie. Poszliśmy was szukać i się zgubiliśmy, postanowiliśmy wrócić... Jeziorem.
-Mieliśmy dzwonić już po policję. -zaczęła zdenerwowana nauczycielka.
Więc czemu tego nie zrobili?
-Złamaliście zasady! Jutro mają przyjechać po was rodzice! Karę wymyślę potem.
Już się boję.
Nauczycielka wyszła, a ja zostałam z chłopakiem.
-Na pewno nic ci nie jest?
-Tak, wszystko w porządku. Pójdę wziąć prysznic. -uśmiechnęłam się, wzięłam ciuchy i owinięta ręcznikiem poszłam do łazienki. Wzięłam ciepły prysznic, zmyłam rozmazany makijaż i ubrałam się.
Nadal miałam dreszcze.
Wyszłam z łazienki.
-Chcesz zostać w pokoju czy idziemy na ognisko?
Trochę się zdziwiłam, że zrobili ognisko, ale postanowiłam pójść, trzeba się integrować, nie?
Wyszliśmy przed budynek. Ognisko było już rozpalone, a wszyscy siedzieli dookoła.
-Rosalie! -zawołała mnie nauczycielka. Stała z naszą wychowawczynią i Devries'em.
-Zaraz przyjdę. -oznajmiam chłopakowi i puściłam jego rękę. Powoli podeszłam do nauczycielek.
-Rose możesz zostać. Leondre oszukał cię, powiedział, że mamy tam zbiórkę. On wróci do domu.
To jakieś żarty?
-Leondre nic mi nie kazał, sama poszłam. -spojrzałam na niego. Jego mina mówiła tyle co"zamknij się".
-Jak to?
-No tak. Nic mi nie kazał, stwierdziliśmy, że poszukamy grupy. -oznajmiłam.
Czekaj, stop. Czy Devries wziął całą winę na siebie? Już nic nie rozumiem.
Raz jest miły, świetnie nam się rozmawia, a jak mam własne zdanie i sprzeciwiam się mu, robi się chamski, a teraz mnie broni?
Nauczycielki spojrzały na siebie a potem na chłopaka.
-Nie ważne, dzwonię do waszych rodziców. -oznajmiła zła wychowawczyni. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę naszej klasy, w połowie kroku przerwał mi Devries , łapiąc mnie za ramie.
-Noi po co ci to było?!
-Powiedziałam prawdę. Ja nie wkopuje kolegów. -powiedziałam spokojnie i dołączyłam do klasy. Wszyscy nas wypytywali i nabijali się. Teraz to i ja się z tego śmieje. Było sympatycznie siedzieliśmy wszyscy razem, śpiewaliśmy jakieś głupie piosenki i śmialiśmy się.
Ta wycieczka wcale nie jest taka zła, powoli zaczęłam żałować, że to już koniec dla mnie.
Bałam się sprawdzić telefon. Mama pewnie dzwoniła już milion razy.
Około pierwszej nauczycielki kazały nam iść do pokoi.
Mój telefon ciągle wibrował, mama pewnie chciała mnie opieprzyć, Charlie wyśmiać, Will... nie wiem w sumie. Jeszcze go nie rozgryzłam, raz się ze mnie śmieje, a raz troszczy. Wyłączyłam telefon, nauczycielka powiedziała, że przyjadą po nas w czasie śniadania.
Umyłam się i przebrałam w piżamkę. Milion pytań od dziewczyn, jak było z Devries'em.
Gdyby tylko wiedziały, że jest chujem. Nie będę psuć mu opinii.
Zgasiłyśmy światło, założyłam słuchawki na uszy i zakryłam się po czubek głowy.
Leżałam i wsłuchiwałam w słowa piosenek.
Już byłam bliska zaśnięcia, gdy poczułam czyjąś dłoń na moich ustach. Próbowałam krzyczeć, machałam nogami, rękoma. Na nic.
-Zamknij się.-szepnął do mojego ucha... Leondre. Uspokoiłam się, ale serce waliło jak oszalałe. Odepchnęłam go i usiadłam na łóżku.
-Czy ciebie.... -przerwałam, w pokoju spały Juli i Jennifer, gdyby się obudziły i zobaczyły w pokoju Devries'a, wtedy dopiero miałabym jazdę.
-Musimy pogadać.
-Jest prawie trzecia, o tej porze muszę tylko spać.
Zaśmiał się cicho.
-Albo wyjdziesz ze mną na balkon, albo zacznę krzyczeć i obudzę dziewczyny. -zagroził. Zjechałam go wzrokiem i z przymusu wstałam.
Wyszliśmy na balkon.
-Co chcesz?
-Przeprosić.
-No więc słucham. -założyłam ręce.
-Wiem, głupio się zachowałem i jest mi przykro.
Ha. I to tyle... Głupio się zachowałem. Miałam ochotę go wyśmiać.
Wzięłam głęboki oddech.
-Nic się nie stało. To ja cię zdenerwowałam. -strzeliłam jak z karabinu.
Zmarszczył brwi. Przegryzłam policzek od środka żeby się nie zaśmiać.
-Wszystko okej?
-Okej.
Przekręcił głowę na bok, patrząc na mnie badawczo.
-Nie jesteś zła?
-Jestem. Mogę iść? -wskazałam ręką na drzwi balkonowe.
-Nie i nie zachowuj się tak!
-Jak?
-Obojętnie, ja cię przepraszam, a ty się ze mnie nabijasz!-zbliżył się do mnie, a z jego oczu wyczytałam gniew.
Teraz się trochę przestraszyłam.
-Dobra, spokojnie. -odepchnęłam go delikatnie, gdy jego klatka piersiowa stykała się z moją. Ani drgnął. A co zrobiła głupia Rose? Usiadła na zimnej posadzce, nie miałam siły się z nim kłócić. Patrzył na mnie jak na idiotkę, a ja tylko miałam nadzieję, że pozwoli mi wrócić do pokoju.
Dlaczego musiałam mieć jego pozwolenie? Otóż dlatego, że jak zaczniemy się kłócić, a Devries ma bardzo wybuchowy charakter i zaczął by drzeć mordę, wszyscy się obudzą. Ja i on około 3, sami na balkonie. Przepraszam, ale nie chcę już problemów u nauczycielek, a już boję się pomyśleć jak zareagowałby Jack.
-Jesteś popieprzona. -powiedział z wyrzutami. Czy może mieć do mnie wyrzuty o to, że jestem dziwna?
-Mogę iść?
Chwilę nic nie mówił i miałam nadzieję, że sobie pójdzie. Jest zimno jak cholera.
-Nie. Posiedzimy tu. -usiadł obok mnie i uśmiechnął się szeroko. -Widziałem, że Jack był zły.
Co cię to kurwa obchodzi?
-Nie był. Bardziej zmartwiony.
-Żesz se chłopka znalazła.
Boże czemu on mówi jak wieśniak?
-Mój chłopak moja sprawa.
-Jasne, tylko potem kurwa nie płacz.
-O co ci chodzi? -odwróciłam głowę w jego stronę.
-O nic.
Znów chwila ciszy.
-Mogę już iść?
-Nie!
-Dobrze spokojnie.
Cisza.
-A kiedy będę mogła pójść?
-Jak będzie mi się chciało spać.
-Czemu muszę tu siedzieć?
-Bo mam taki kaprys.
-No dobra, więc dlaczego...
-Jeszcze jedno pytanie i osobiście zamknę ci buzie.
Jakieś pięć minut siedzieliśmy w ciszy. Oparłam głowę o mur budynku i zamknęłam oczy, było zimno co ułatwiało mi zaśnięcie.
Mam w dupie to, że ten, za przeproszeniem mamo, chuj tu siedzi. Zamarznę na jego oczach, jeszcze lepiej.
Poczułam ciepło na moim ramieniu i już po chwili siedziałam wtulona w bruneta. Normalnie bym się odsunęła, ale nie miałam na to siły. Zasnęłam.
_______________________________________
Hej wszystkim!
Tak wiem, kloc ze mnie. Rozdział miał być w weekend a jest teraz XD Możecie mnie bić.
Nooo mam oczywiście nadzieję, że się podobał.
Wchodzę na grupę, dawno nie byłam i nie wiem o co chodzi... Wiem tyle, że zostały 3 adminki..., no i wiem, że duża część grupy nie mam mózgu... To jest grupa dla fanów BAM, a nie dla fanów adminek XD Myślę, że dziewczyny postąpiły dobrze, jeżeli adminki łamały regulamin to co innego można było zrobić? Regulamin chyba obejmuje wszystkich c'nie?
Nie ważne... mam nadzieję, że dziewczyny dadzą radę i uda im się ogarnąć grupę.
Pozdrawiam <333
-Kate xx