piątek, 3 lutego 2017

Epilog.

Było wspaniale, Leondre dzwonił codziennie, a nawet dwa razy dziennie by się dowiedzieć co u mnie i opowiedzieć w jak wspaniałym miejscu aktualnie jest. Mówił, że mnie kocha i gdzie zabierze mnie na wakacje. Każdego dnia przekonywałam się jak bardzo go kocham, a tęsknota kuła mnie w serce.
Tak było.
Przez pierwszy miesiąc.
Nie ma żadnej miłości, nie będzie wakacji, bo przestał się odzywać. Z czasem dzwonienie zamieniło się w wiadomości, które przychodziły coraz rzadziej, raz dziennie, raz na tydzień, a potem w ogóle.
Nie ma miłości jest tylko tęsknota za tym co mogłoby być gdybyśmy utrzymywali kontakt.
Najgorsze było, gdy w urodziny piłam tanie wino z Avril i czekałam na głupią wiadomość od niego. Wystarczyłoby mi pieprzone sto lat, wiedziałabym, że o mnie pamięta, ale nie pamiętał.
Zapomniał o wszystkim, o obietnicach, które mi składał i o mnie. Teraz już wiem, że dla niego nic się nie liczy. Nie potrzebuje niczego na dłużej, nie dojrzał do miłości, a tym bardziej do związku.
Czy żałuję? Nie. Dzięki niemu wiem czym jest prawdziwa miłość, jak to jest kochać i widzieć w kimś cały swój świat. A także jak mogą boleć puste słowa. I już wiem na pewno, że nie chcę znów zaznać smaku tego uczucia.
Coś się we mnie pękło, zmieniło na zawsze, jestem innym człowiekiem, inaczej na wszystko patrzę.
To był mój błąd. Nie powinnam go do siebie dopuścić.
Zniszczyłeś naszą miłość. 
Zniszczyłeś moją wiarę w ludzi.
Zniszczyłeś mnie jako człowieka zdolnego do wielkich uczuć.
Na twoje pieprzone, porwane spodnie
Nienawidzę cię Leondre Devries.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hura?!
Nie wiem czy mam się cieszyć, bo skończyłam już drugie ff, czy płakać, bo to już koniec.
Tu powinnam napisać kilka słów o tym jak próbowałam przekazać coś między wierszami, ale nie mogę nic napisać, bo dla mnie to nie jest koniec. Mam dalszą część tej historii w głowie i kto wie, może jeszcze pojawi się w postaci bloga.
Narazie nawet o tym nie myślę, bo obiecałam drugą część JNCMWŻS i zamierzam tego dotrzymać, z racji tego, że już dawno zaczęłam, to informacja o nowym blogu powinna się pojawić w ciągu tygodnia :)
Więc mogę jedynie wam podziękować, za to, że dotrwaliście ze mną do końca, za wsparcie i miłe słowa, komentarze, wyświetlenia...Gdym was nie miała prawdopodobie pisać skończyłabym w połowie mojego pierwszego bloga, a tu proszę, skończyłam już drugi i wcale nie zamierzam kończyć.
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO!
-Kate xx

czwartek, 2 lutego 2017

50.

Obudziłam się chwilę po szóstej przygnieciona przez chłopaka. Leżał na mnie połową ciała nie pozwalając mi ani drgnąć. Delikatnie wygrzebałam się z pod jego ciężaru i poszłam do toalety. Załatwiłam to co miałam i chciałam wrócić do łóżka. Swobodnie szłam korytarzem, ale zupełnie zapomniałam o mamie Leo, która teraz stała na schodach. Zacisnęłam wargi i zatrzymałam się obserwując jej reakcje. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, ale ona jak gdyby nigdy nic pokonała resztę schodów i stanęła naprzeciwko mnie. Próbowałam naciągnąć niżej materiał koszulki, ale to wcale nie pomogło.
-Dzień dobry. -wyjąkałam i przysięgam, że ona wcale nie ukrywała rozbawienia.
-Jak się spało?-spytała z wielkim uśmiechem.
-Przepraszam, że nie zapytaliśmy pani o zdanie, ale wróciliśmy późno, pani nie było i... -wylałam potok słów denerwując się jak nigdy.
-Nie szkodzi. -przerwała mi. -Na prawdę. Pewnie jesteś głodna, chodź zrobiłam naleśniki. -kiwnęła głową w stronę schodów.
-Em... Ja tylko... -co miałam jej powiedzieć? Że chcę założyć stanik i spodnie?
-Będę na dole. -uratowała sytuację i poszła do swojej sypialni, prawdopodobnie odłożyć ubrania, które trzymała złożone w rękach. Szybko wbiegłam do pokoju Leo, wyjęłam z jego szafy spodenki, które nie dość, że spadały mi z dupy to były mi do połowy łydek oraz stanik. Leondre spał, pomyślałam, że nie ma sensu go budzić. Pocałowałam go w skroń i zbiegłam na dół. Pani Victoria siedziała przy stole i piła kawę, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu.
Trzymałam spodnie i płonęłam ze wstydu kiedy zmierzyła mnie wzrokiem. Dziwne, że ciągle się uśmiechała, widząc mnie taką.
Powoli usiadłam naprzeciwko niej i przegryzłam wargę. Byłam ciekawa co powie i jaka będzie skala niezręczności, bo narazie to 13/10.
-Częstuj się. Mam nadzieję, że Leondre zaraz wstanie, bo wszystko wystygnie.
Uśmiechnęłam się, nałożyłam sobie naleśnika i zaczęłam smarować go dżemem. Zauważyłam, że obok mojego talerza stoi kubek parującej herbaty, więc założyłam, że to dla mnie. Nie mam zwyczaju jedzenia śniadania od razu po obudzeniu się, bo po prostu nie jestem głodna, ale raz, że nie wypadało odmówić, a dwa  wolałam mieć zajętą buzię.
-Dziękuję.
Próbowałam jeść, ale pani Victoria patrzyła na mnie z takim uśmiechem jakby miała zaraz zanieść się śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
W końcu wybuchła.
-Przepraszam Rosie, ale tak się cieszę... Już myślałam, że nigdy nie będziecie razem, Leondre tak się przejął waszym rozstaniem i myślałam, że to już definitywnie. Na prawdę się cieszę. -ostatnie zdanie powiedziała już spokojniej, a ja odetchnęłam z ulgą. -Mam nadzieję, że wiesz...to już na poważnie.
-Em... Po prostu dużo się kłóciliśmy, bardzo się różnimy... Nie wiem na czym to polega, ale chyba dlatego go kocham. -gdy to powiedziałam jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a ja zorientowałam się co powiedziałam. Była to prawda, ale jak mogłam powiedzieć to jego mamie zaraz po tym jak do siebie wróciliśmy?
-Leondre zawsze był trudnym dzieckiem, kiedyś był zamknięty w sobie, a z wiekiem zaczął odreagować inaczej, imprezy, nauczyciele mówili, że jest bezczelny, egoistyczny, a nawet agresywny, ale uwierz mi, jeżeli o ciebie walczył to nie był to jego głupi wybryk.
-Niech pani w to nie wierzy, jest dobrym chłopakiem. -uśmiechnęłam na myśl o nim. Nie określiłabym go tak, wszystko co robi, robi dlatego, bo myśli, że to jest dobre. Nie zwraca uwagi na środki tylko na cel.
-Bardzo dobrze o tym wiem.
Przerwałyśmy, bo usłyszałyśmy otwieranie drzwi i zaraz zszedł Leo. Podszedł do mnie od tyłu, pocałował w policzek i objął ramionami moją szyję.
-Dzień dobry pięknym paniom.
-Dobry humor?
-Żebyś wiedziała mamo. -znów pocałował mój policzek i usiadł obok. Gdy przyszedł rozmowa zrobiła się luźniejsza, zjedliśmy i poszliśmy na górę, bo chciał ze mną porozmawiać. Przestraszyłam się, że to coś poważnego, bo był trochę nieswój.
-No więc o co chodzi. -usiadłam na łóżku, a on na ziemi przytulając się do moich nóg. Położył brodę na moich kolanach i patrzył na mnie spod rzęs. -Leondre zaczynam się bać. -zaśmiałam się nerwowo.
-Kiedyś mówiłem ci o trasie. -mówił bardzo spokojnie, a ja zmarszczyłam brwi. -Ameryka, Europa, Azja, to duża sprawa. -pogładził dłonią mój policzek, patrzyłam na niego i już wiedziałam o co chodzi.
-Miała trwać kilka miesięcy. -głośno przełknęłam ślinę. -Kiedy jedziecie?
-Jutro z rana. -powiedział po dłuższym milczeniu. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam wargi, żeby przyjąć jakoś tą wiadomość, ale nie potrafiłam wziąć tego na spokojnie.
Wstałam, zdjęłam bluzkę, spodnie i zaczęłam zakładać moją sukienkę.
-Poczekaj. -złapał mnie za dłoń, ale wyrwałam ją i zapięłam zamek od sukienki. -Proszę Rosie, co ja mam zrobić?
-Nic nie możesz zrobić. O to chodzi. -spojrzałam na niego. -Mogłeś wcześniej powiedzieć, że to nie ma sensu. -zabrałam buty i zbiegłam na dół dopiero tam je założyłam i wyszłam.
Właśnie teraz, gdy wszystko mogło być takie piękne, on jedzie w trasę. Jak on to sobie wyobraża? Będziemy ze sobą na odległość, przez te kilka miesięcy będziemy pisać do siebie wiadomości i to będzie nam wystarczać? Nie będzie mi wystarczać. Chcę mieć go tu blisko, chcę się z nim przytulać, całować, kłócić i chodzić na randki. Chcę żeby był obok, a nie gdzieś na końcu świata.
Nawet się nie zorientowałam gdy byłam już w domu, zdjęłam buty i weszłam w głąb, od razu zostałam obrzucona krzykami mamy, że nie mogę sobie tak po prostu wychodzić na noc, bo mieszkam pod jej dachem blablabla, zignorowałam i poszłam do siebie.
I co teraz? Nie chcę żeby jechał.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do kołdry.
Dlaczego wszystko musi być do bani? Znowu. Naprawdę się cieszę, że ma pasję i zawsze będę go wspierać, ale to musi się odbijać na nas? W najgorszym momencie. Mieliśmy pracować nad NAMI, było wiele błędów, złych sytuacji, niepotrzebnych słów...nie ufamy sobie w stu procentach i trzeba to naprawić, a jego wyjazd jeszcze bardziej nas od siebie oddali. 
-Wszystko jest do dupy. -wstałam i poszłam wziąć długą kąpiel. Starałam sobie wyobrazić jak to będzie wyglądało, ale żadna z wymyślonych przeze mnie historii nie kończyła się dobrze. 
Przebrałam się osuszyłam trochę włosy. 
-Jak tam Rosie? -trafiłam na Willa na korytarzu.
-Powiem ci jedno... Życie jest do dupy. Nawet jeżeli myślisz, że jest super to nie jest. Jest do dupy. 
-Przykro mi. -potarł moje ramię. -Masz gościa. 
Byłam pewna, że to Leondre. Gdy weszłam do pokoju siedział na moim łóżku z wielkim bukietem kwiatów. Uśmiechnęłam się smutno, a on wstał. 
-Kwiaty nic nie załatwią. 
-Wiem, to są kwiaty za wczoraj. -szybko do niego podeszłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. 
-Nie chcę żebyś jechał. -zachlipałam. 
-Nie mogę już tego odwołać. 
-Nie chcę żebyś odwoływał. Poczekaj tu. -odsunęłam się. -Pójdę po jakiś wazon. Dziękuję. 
Nalałam wody do wazonu, włożyłam kwiaty i postawiłam go na biurku. 
-Hej, nie płacz. -złapał mnie za dłoń kiedy przechodziłam obok niego. 
-Nie płaczę... Ja tylko... Jak ty to sobie wyobrażasz? -usiadłam po jego lewej stronie. 
-Narazie będziemy rozmawiać przez telefon, będę tęsknił jak cholera i pewnie też będę płakał. -zaśmiałam się i przytuliłam do jego boku. -A jak wrócę będzie zajebiście. -pogłaskał moje włosy i pocałował w czoło. -Będzie wspaniale. 
-Boję się, że powiesz w końcu, że to nie ma sensu. 
-Rosalie, powiedz mi Skarbie, jak ja mógłbym tak powiedzieć? -przyciągnął mnie na swoje kolana. -Gdzie ja później znajdę taką drugą ciebie? Hm? To ja powinienem się bać, że ktoś będzie próbował mi cię zabrać. -pocałował mnie delikatnie w usta 
-Ugh. Obiecaj, że będziesz codziennie dzwonił. 
Leondre uśmiechnął się i położył na plecach, więc siedziałam na nim okrakiem. 
-Obiecuję. -położył dłonie na moich udach. -Obiecuję, że będę dręczył cię telefonami pięć razy dziennie, a jeżeli przez dziesięć minut nie będziesz mi odpisywała, będę dzwonił do twojej mamy. 
-Leondre mnie to nie bawi. Wiesz, że Avril będzie wiedziała o wszystkim co robicie. Jak się dowiem, że jakaś fanka nie trafiła ustami w twój policzek to... -nie zdążyłam dokończyć, bo pociągnął mnie za bluzkę i przytulił.
-To przyjedziesz i zabierzesz mnie do domu. Chyba specjalnie, którąś pocałuje.
-Ale wtedy możesz o mnie zapomnieć. -uśmiechnęłam się uwodzicielsko i musnęłam jego wargi. -Tym razem na zawsze. -znów zbliżyłam usta.-Tak? 
Pokiwał głową i uchylił wargi, ale odsunęłam się. -Tak? 
Patrzył na mnie wielkimi oczami i zamrugał kilka razy.
-Przysięgam na całą kolekcję filmów Harrego Pottera, na nasze pocałunki, na każdy kurwa raz kiedy płakałem za tobą jak bachor, pójście do BGT, każdy koncert, płytę i nagrodę, na moje porwane spodnie, twoją czerwoną pomadkę, na ten pieprzony domek na drzewie i każde twoje wybaczenie, przysięgam, że Kocham cię Rosalie Nixton najbardziej na całym świecie. 
Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy i nawet przeszło mi przez myśl, że chcę na niego patrzeć już zawsze, bo chociaż nie wiem ile razy będę wątpić to on zajmuję pierwsze miejsce w moim sercu. 
***
Gdy obudziłam się z rana jego już nie było. Czułam tylko jego zapach, którym mogę cieszyć się tylko dzisiaj. Jutro, po jutrze, we czwartek, piątek, za miesiąc i za dwa, tego nie będzie. 
Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem wszedł Will i od razu odsłonił okna. 
-Pobudka śpiąca królewno. Życzysz sobie naleśników, jajecznicy, tostów, może kanapki? 
-Wystarczą mi płatki. -Will uśmiechnął się i wyszedł. 
Wzięłam do ręki telefon, żeby sprawdzić godzinę, była 6.40 i miałam jedną wiadomość. 
"Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić. Jestem już na lotnisku, ale pewnie jak to przeczytasz będę w samolocie. Przekaż Avril, że Charlie uśmiechnął się do pani pracującej w Mc'u niech coś z tym zrobi. Proszę zapnij koszulę pod samą szyję i nie maluj się za bardzo, a właściwie w ogóle. Na twoją czerwoną szminkę, Kocham cię.xx"
Uśmiechnęłam się pod nosem i opadłam na łóżku. 
-Kocham cię Leondre. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
No już jest wielkie 50 i uwierzcie, mnie też to przeraża xd
No to tak, jutro wieczorem też się coś powinno pojawić, więc serdecznie zapraszam :)(
-Kate xx





wtorek, 31 stycznia 2017

49.

Obudziłam się dopiero o 12, po wczorajszej rozmowie byłam wściekła, nawet nie na nich. W mojej głowie było tyle sprzecznych myśli... Przez całą noc czytałam te kartki od Leo, znam każde słowo na pamięć, a gdy się obudziłam byłam już pewna.
Miałam osiem godzin. Zadzwoniłam do A.K. i udało mi się skontaktować z Clarke.
Usiadłam na łóżku i poraz kolejny to przeczytałam. I jak za każdym razem wylałam morze łez. Nie wiem co się stało, ale czułam się dziwnie, czułam się tak gdy pierwszy raz to czytałam.
Usłyszałam pukanie do drzwi, szybko wytarłam policzki i włożyłam kartki do szafki.
-Proszę!
A.K. weszła do środka, myślałam, że będzie zła, ale ona po prostu usiadła obok mnie i przytuliła.
-On nadal czeka.
Nie rozmawiałyśmy długo, bo zaraz przyszła Clarke i zaczęło się.
Nauka tańca, wybieranie sukienki, malowanie paznokci, fryzura, makijaż... 

Najgorszej było z tańcem, nie potrafię tańczyć, a zapamiętanie kroków to była masakra. Clarke musiała iść się przygotować, więc zostałyśmy we dwie.
-No więc co mu powiesz? -spytała zakręcając kolejny kosmyk moich włosów na lokówce.
-Nie wiem, coś jak "cześć"?
-Ja pierdolę...
-Avril, boję się. -zacisnęłam powieki.
-Ej, nie. Rose on cię kocha. -potrząsnęła moimi ramionami.
-Co jeśli mu przeszło, albo nie wiem... Ostatnio byłam taką suką.
Zorientowałam się, gdy była 19.56, szybko pomalowałam usta czerwoną, matową pomadka i ze szpilkami w ręku zbiegłam po schodach. 
-Zadzwoń! -zaśmiała się Avril, machnęłam ręką i na dole założyłam buty.
-A więc idziesz? -przestraszyłam się trochę, bo nie zauważyłam Loczka, który siedział na kanapie.
-Emm, tak. -wyprostowałam się i złożyłam dłonie czekając aż mnie opieprzy. Byłam zdziwiona, gdy zaproponował, że mnie podwiezie, oczywiście się zgodziłam, bo kompletnie zapomniałam o transporcie.
Szkoła jest dość blisko, więc 20.01  byliśmy już na parkingu szkoły.
Przez całą drogę się do siebie nie odzywaliśmy i było mi nawet głupio.
-Will, wiem, że ci się to nie podoba, ale ja na prawdę... No nie wiem. Co ja mam zrobić? Zależy mi na nim. -ostatnie zdanie szepnęłam ze spuszczoną głową. Ciężko było mi to przyznać, ale taka jest prawda i chociaż nie wiem ile bym zaprzeczała tęsknię za nim.
-Rosie, Rosie... -zaśmiał się i pokręcił głową. -No biegnij już. -uśmiechnął się i odpiął mój pas. Nie czekałam, od razu wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę szkoły.
-Ślicznie wyglądasz! -krzyknął przez otwarte drzwi, odwróciłam się jeszcze żeby posłać mu uśmiech i weszłam do budynku.
Było dość cicho, pomijając głosy dochodzące z sali gimnastycznej.
Oby nie było za późno.
Drzwi na salę były zamknięte, więc praktycznie wpadając na nie, otworzyłam je.
Wszystkie oczy skierowały się na mnie, bo narobiłam sporego hałasu. Sala była ładnie ozdobiona, było kilka stolików, DJ i mnóstwo ludzi.
Trochę mi ulżyło, bo na środku były już pary ustawione do tańca.
Rozejrzałam się dookoła i od razu go znalazłam. Siedział na jednym z krzesełek z łokciami opartymi na kolanach i spuszczoną głową.
Szybko podeszłam, a on chyba słysząc w tej ciszy stukot moich obcasów podniósł głowę.
Ten wzrok był bezcenny. Na początku był zaskoczony, potem nie dowierzał, a na końcu jego oczy zrobiły się większe niż zwykle. Powoli wstał, gdy byłam już blisko i zmierzył mnie wzrokiem.
-Wy... -chrząknął. -Wyglądasz pięknie. -powiedział patrząc mi w oczy.
-Ty też. -powiedziałam bez namysłu.
-Dziękuję. -uniósł kącik ust. -Mógłbym. -uniósł ramię, którego się złapałam.
-Oczywiście.
Stanęliśmy w okręgu z innymi parami.
-Co się nagle stało? -spytał nachylony nad moim uchem. Położył dłoń na mojej talii, ale powoli przesunął ją na dół moich pleców. Poczułam jakby z tego miejsca popłynęła fala ciepła rozlewająca się po całym moim ciele.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zaczęła lecieć muzyka. Szybko jedną dłoń położyłam na jego ramieniu, a drugą złapał za jego dłoń.
Na początku starałam się nie pomylić kroków i myślałam tylko o tym, ale gdy podniosłam na chwilę wzrok i spotkałam te brązowe oczy, zapomniałam o wszystkim. Jego oczy zawsze wydawały się takie obojętne, jakby wszystko miał gdzieś i nic nie miało znaczenia, ale zawsze gdy się przyglądam widzę więcej. Czuję więcej. Nie da się tego określić, po prostu ten wzrok powodował gęsią skórkę, dziwne uczucie w moim brzuchu i to, że nie mogłam, a nawet nie chciałam oderwać od niego wzroku.
Byliśmy skupieni, ale nie na tańcu, na sobie. Chciałam mu w tym momencie tak wiele powiedzieć, a zarazem wiedziałam, że i tak nie dam rady. Chciałabym, żeby po prostu wiedział.
Nagle Leondre obrócił mnie, a gdy wróciłam do podstawowych kroków moim partnerem był już Jeremy. Leondre był z jakąś nieznaną mi dziewczyną, uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
-Wiedziałem, że przyjdziesz.
-Aż tak to widać? -spojrzałam na niego.
-Gdybyś go nie kochała od razu kazałabyś mu spierdalać. Leondre nie jest zły, potrzebuje tylko osoby dla której chce być dobry.
Przełożył dłonie na moją talię i uniósł do góry obracając nas o 180 stopni i znów zamienił się na Leo.
Jego dłoń na mojej talii.
Jego oczy wpatrzone we mnie.
Jego zaciśnięte wargi.
Przymknęłam oczy na dłuższą chwilę.
Nie chciałabym go stracić.
Wypchnęłam go, żeby nie przeszkadzać tym, którzy faktycznie tańczyli i wbiłam się w jego usta.
Zacisnął palce na mojej talii i pociągnął mnie lekko do góry.
-Jesteś niedojrzałym dupkiem. -przerwałam pocałunek, ale zaraz znów musnęłam jego wargę. -Ale nic nie poradzę na to, że cie kocham.-chciałam ponownie złączyć nasze usta, ale złapał moje policzki nie pozwalając mi się zbliżyć.  Patrzy w moje oczy i nawet nie musi nic mówić, wiem, że mnie kocha.
Wszyscy zaczęli klaskać, a my zaczęliśmy się śmiać. Dużo osób na nas patrzyło, ale te oklaski nie były dla nas.
Nagle muzyka zmieniła się na dyskotekową i wszyscy zaczęli tańczyć.
Złapałam bruneta za rękę i wyciągnęłam z sali. Na korytarzu odwróciłam się na chwilę, by kolejny raz musnął moje wargi, a potem weszliśmy do najbliższej sali. Pociągnął mnie za ręki i zaczął zachłannie całować, nie byłam dłużna. Złapał mnie za uda i posadził na biurko nauczyciela przekładając dłonie na moje pośladki.
Właśnie tak chciałam spędzić ten wieczór, całując się i macając z tym dupkiem.
-Leondre, poczekaj. -poprosiłam, ale on zaczął całować moją szyję. -Tylko chwilę. -zaśmiałam się i odchyliłam głowę. Położył dłonie na moich kolanach i zaczął coraz wyżej podwijać moją sukienkę dokładnie obserwując to co robi.
-Tylko szybko. -podniósł wzrok.
-Musimy zacząć nad sobą pracować. -zaczęłam, a on przekręcił oczami. -Musisz mniej pić, a jak już ci się zdarzy i przyjdziesz do mnie pijany, masz iść spać tak jak ci karze. Żadnych przygód z innymi dziewczynami. Jak jakiś chłopak będzie ze mną rozmawiał, nie masz prawa go uderzyć. Nie kłóć się z Michaelem. I nie bądź zazdrosny. -założyłam ręce na jego kark. -To chyba wszystko.
-Za to ty nie masz prawa mnie zostawić. -musnął moje wargi. -Już nigdy. -przyciągnął mój tułów do siebie.
***
-Pomyślałabyś pięć lat temu, że teraz będziemy razem? -spytał, gdy szliśmy do jego domu. Wyszliśmy wcześniej, bo stwierdziliśmy, że wolimy spędzić czas sami.
-Ledwo mieściłam się w drzwiach. Nie myślałam, że kiedykolwiek ktoś na mnie spojrzy. -owinęłam się ciaśniej jego marynarką.
-Nie byłaś taka gruba...
-Leondre jesteś kochany, ale nawet pod płotkami na wfie nie mogłam przejść.
-No dobra, byłaś trochę większa, ale byłaś i jesteś jedyną dziewczyną, która skradła mi serce.-pocałował mnie w skroń, a ja zaśmiałam się.
-Uwielbiam takie tandetne rzeczy.
-Wiem, dlatego je mówię.
Byliśmy już pod jego domem, gdy wziął mnie na ręce i wniósł do domu.
-Gdzie twoja mama?
-Wyszła. Czy to ważne? -postawił mnie na ziemię i zaczął zachłannie całować.
W swoim krótkim życiu towarzyskim całowałam się z Charliem, Willem, Jackiem i Michaelem. (Plus z chłopakami z imprez, ale tego nie pamiętam zbyt dobrze.) Leondre z nich wszystkich całuje najlepiej, zazwyczaj jest zachłanny i natarczywy, ale, w odpowiednich momentach potrafi być czuły. Zawsze w tych odpowiednich momentach.
Złapał za moje udo, poniósł je, a ja owinęłam w okół niego nogę. Czułam jak delikatnie przesuwa dłoń wzdłuż uda i z powrotem. Całował moją szczękę, szyję, dokolt.
-Zamierzacie się pieprzyć już dzisiaj? -usłyszałam i odskoczyłam od Leo poprawiając sukienkę. Na schodach siedziała A.K. z Charliem. Światło było zapalone tylko w korytarzu, dlatego ich nie zauważyliśmy. Blondyn podśmiechiwał się pod nosem, a dziewczyna łupała orzeszki, które pewnie wygrzebała z szafki.
-Okay...mogę wiedzieć jak weszliście? -spytał wyraźnie zdenerwowany brunet.
-Przyszliśmy jak była jeszcze Victoria. Tak myślałem, że nie będziecie siedzieć na tym balu.
-Tak. Przyszliśmy tutaj żeby być SAMI.
-No. My jesteśmy waszą antykoncepcją. -oznajmiła A.K. i wszyscy wybuchliśmy śmiechem, wszyscy poza Devriesem. -Myślisz, że pozwoliłabym wyruchać ci moją koleżankę?-podeszła do niego i lekko uderzyła w ramię.
-Nie. Oczywiście, że nie. Miałem nadzieję, że dowiesz się po fakcie.
-Słyszałaś Ro? Chciał cię wyruchać.
Pewnie byłam czerwona jak burak, bo mimo, że to moi przyjaciele nie śmieszyły mnie takie żarty.
-Pójdziecie już, czy...
-Nie. Posiedzimy jeszcze trochę. Nocuje u Charliego, więc... W sumie to może zrobimy sobie nockę, co? -mówiła idąc do salonu po drodze zapalając światła. Oczywiście wiedziałam, że ona żartuje, ale Leo tego nie wiedział i jego mina była wręcz komiczna. -Żartuje idioto. -odwróciła się do niego. -W końcu zabrałeś te włosy z mordy i nie wyglądasz jak menel, ale mógłbyś założyć spodnie od garnituru. -rzuciła się na kanapę.
-Nie wytrzymasz jak mnie nie obrazisz, co?
-Nah.
-Chłopie od wczoraj słucham jaki to jesteś super. -zaśmialiśmy się, a Avril kopnęła blondyna w udo.
-Wiem że mnie uwielbiasz. Chcecie coś do picia?
-Przynieśliśmy ze sobą. -Charlie wyjął w torebki dziewczyny przezroczystą butelkę.
-Woooodka! Opijemy was!
Oczywiście, że miała gdzieś nasz związek, po prostu chciała się napić.
Leondre spojrzał na mnie pytająco, a ja uśmiechnęłam się. Więc teraz będę decydować o tym, czy może wypić, czy nie. Będę jedną z tych dziewczyn, które zabraniają imprezować swoim chłopakom, wychodzić bez nich z domu... Bluszcz.
Ta... Nie jestem taka, sam musi się pilnować i wiem, że jak chce to potrafi postawić sobie granicę.
Odpuściłam po trzecim kieliszku, bo dawno nic nie piłam już czułam jak kręci mi się w głowie. Za to oni... Eh, byli tak pijani, że rozmawiali na tematu, które u mnie w towarzystwie nie przejdą, więc siedziałam cicho, zawieszona na ramieniu Leo.
-Myślicie, że Will zaliczył już tą swoją... Jak jej tam...
-Nell. -pomogłam.
-No. W ogóle jej nawet nie widziałam, ładna jakaś?
-Nie dziwię się. -zadrwił Charlie. -Ona jest... Za delikatna na ciebie. -zaśmialiśmy się. -Gdyby zobaczyła twoją minę pewnie by uciekła.
-Aha? Co to miało znaczyć?
-Że jesteś sukowata. -Leo pociągnął ją za policzek. -Ale potrafisz być miła. Czasem.
-Gdyby nie ja, nie bylibyście razem.
-Wiem. -objął ją ramieniem.
To był jeden z najlepszych widoków jaki widziałam. Od samego początku się nie lubili, a teraz proszę bardzo. Moja przyjaciółka i mój chłopak nawet się lubią!
Okazało się, że torebka Avril jest bez dna i nie skończyło się na jednej butelce. Z Charliem sobie odpuściliśmy, i kolejną butelkę wypili we dwoje.
-Chyba powinniśmy już iść. -stwierdził Charlie pomagając wstać Avril.
-Tak, chyba tak. -spojrzałam na Devriesa, który nawet nie dał rady wstać. -Leż sobie, zaraz przyjdę.
-Paa Leeeo.
-Chodź Słońce. -blondyn zaprowadził ją na schody i podał buty. -Zakładaj.
-Nie jestem dzieckiem Charlie.
Zaśmiał się i spojrzał na mnie.
-Jakby coś się działo dzwoń.
-Nic nie będzie się działo. Twoja mama jest w domu?
-Tak... Załamie się gdy zobaczy Avril, jakoś za nią nie przepada.
-Dziwne... Twoja mama lubi wszystkich.
-Nie wiem o co jej chodzi.
-Avril jest specyficzna o to jej chodzi.
-Chciałbym żeby ją lubiła, będę musiał coś wymyślić. -podszedł do dziewczyny. -Chodź, idziemy Skarbie.
Pożegnaliśmy się i wyszli, zamknęłam dom i wróciłam do Devriesa.
-Rosie, musimy porozmawiać.
-Jutro porozmawiamy, jesteś pijany i idziemy spać. -podniosłam go i prawie zaniosłam do łóżka.
-Zostaniesz na noc?
-Mam inne wyjście? -zaczęłam zdejmować jego spodnie, bo leżał jak kłoda i nawet nie miał zamiaru się rozebrać. Z szafy wygrzebałam jakieś dresy i przebrałam go. Sama poszłam się umyć i założyłam jego t-shirt.
Myślałam, że jak wrócę będzie już spał, ale czekał na mnie. Położyłam się i chciałam go pocałować, jednak zrezygnowałam.
-Śmierdzisz Leo.
-Właśnie to chciałem teraz usłyszeć. -zaśmiałam się i położyłam głowę na jego torsie. Stare nawyki wróciły, bo złapał mnie za dłoń i dokładnie się jej przyglądał.-Masz zimne rączki. -szepnął, a potem pocałował moje palce. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Rozdział, bo ferie.
Cholercia to już 49...szybko poszło.
Miłego dnia!
-Kate xx

niedziela, 29 stycznia 2017

48.

*miesiąc później *
*KATE*

Dużo się zmieniło przez ten miesiąc. Z Charliem układa nam się zajebiście, nawet się nie kłócimy, Will już ma na głowie loki i nawet spotyka się z jakąś dziewczyną z uczelni, Leondre... Leondre i Rose nie odzywają się do siebie, jemu oczywiście zależy, ciągle jest jakiś zamyślony, ciągle ze słuchawkami w uszach, a gdy ktoś tylko wspomni o Rose bierze telefon i udaje, że nie słucha.
Szkoda mi tego chłopaka, ale Ro w ogóle nie chcę o tym rozmawiać, zachowuje się jakby nigdy nic się nie stało, a gdy wychodzimy wszyscy razem, ona nie przychodzi.
Rozmawiałam z Willem, oboje się zgadzamy, że wcale o nim nie zapomniała i też jest jej ciężko.
Leondre na kilku próbach był z jakąś Sandy, ale potem stwierdził, że nie będzie tańczył.
Dziś wyszło tak, że siedzimy u Willa, ich starzy pojechali na weekend do spa, więc możemy siedzieć całą noc. Był problem z Rose, bo na pewno by nie zeszła, gdy przyjdzie Devries, a głupio tak bawić się, podczas gdy ona siedziałaby sama w pokoju. Zgłosił się Michael, powiedział, że i tak nie ma co robić, a dawno nie spędzał z nią czasu. Ro trochę się wystraszyła, gdy ten ją pocałował, ale rozmawiałam z nim i powiedział, że to pod wpływem emocji. I dobrze.
Kupiliśmy trochę alkoholu, zamówiliśmy pizze i siedzieliśmy w salonie rozmawiając o głupich rzeczach, Mich poszedł na górę do Rose, więc byłam sama z Charliem, Willem i Leo. Brakowało jej w naszej paczce.
Zauważyłam, że Leondre dziwnie się zachowywał, zawsze miał dwie fazy, zabawny i towarzyski, albo właśnie ten nieobecny. Teraz był trochę zdenerwowany.
-Wszystko okay? -szturchnęłam go, chłopcy głośno o czymś rozmawiali, więc nawet nie zwrócili na nas uwagi.
-Tak. -wziął piwo ze stolika i otworzył je.
-Mam iść zobaczyć co robią? -domyśliłam się o co chodzi. Jest zazdrosny. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Dzięki, że jesteś po mojej stronie.
-Nie jestem po niczyjej stronie. Po prostu nie chcę żeby się pieprzyła z moim bratem. -puściłam mu oczko i wstałam, ale nawet nie musiałam wchodzić po schodach, bo sami zeszli. Michael ubrany na czarno, z kapturem na głowie i przymulona Rose.



Podeszła do mnie i pocałowała w policzek.
-Hej. -kiwnęła jeszcze głową do Charliego.
-Cześć, fajnie, że zeszliście. -spojrzałam na Leo, który perfidnie patrzył się na jej bordowe usta.
-Właściwie to wychodzimy.
-O, a gdzie? -spytał Will, na pewno nie jest zadowolony, że wychodzi z moim bratem.
-Na lody czy coś. -Mich wzruszył ramionami, a Rose się zaśmiała. -Nie o to mi chodziło debilko. -lekko ją odepchnął.
-Wiem o co ci chodziło zboku. -oddała mu. -Nie masz na co liczyć. Miłego wieczoru. -założyli buty i wyszli.
-Oni żartowali. -oznajmiłam widząc ich poważne miny. -Wiecie o tym?
-Ty możesz sobie wiedzieć. -Will wypuścił powietrze z ust.
-Rozmawiałam z nim. -usiadłam obok Leo. -Na prawdę nic z nią nie ten... Na tysiąc procent.
-To nadal za mało. -brunet się napił.
-Dajcie spokój, wyobrażacie sobie Rose robiącą loda? I to w dodatku mojemu bratu? -razem z Charliem wybuchliśmy śmiechem. -No weźcie. Jakbyście jej nie znali.
-Em... Kiedyś, zanim byliśmy razem, nie lubiła mnie za bardzo...tak się upiła, że obściskiwaliśmy się w czyjejś sypialni. Powiedziałbym, że była nawet bardzo chętna. -opowiedział Leo, a my zaniemówiliśmy. Dosłownie siedziałam z otwartą buzią, bo okay, jak wypije to puszcza trochę hamulce, ale nie tak żeby z kimś się przespać.
-Nie... -Charlie pokręcił głową. -Myślicie, że może...
-Bez przesady, Michael jest pojebany, ale nie aż tak, żeby ją upić i przelecieć. Poza tym gdyby chciał to już miał tyle okazji. -broniłam go, bo to jakieś bzdury. Michael nie jest jakimś napalonym chujem, żeby to zrobić.
-Masz rację, miał już dużo okazji. -podsumował Will.
Przyjechali po niecałej godzinie z lodami z mc'a dla wszystkich, zostawili je i poszli do pokoju Rose.
-Myślicie, że oni? -spytał Will, a Devries oczywiście wyjął telefon i udawał, że to go nie interesuje.
-Na tysiąc procent nie. Jej pomadka była w idealnym stanie. -oznajmiłam, a oni się zaśmiali. -Mówiłam?
Nasza mała impreza skończyła się jakoś po pierwszej, gdy Leondre z Willem najebani zasnęli na kanapie, a ja z Charliem obściskiwaliśmy się na wysepce w kuchni.
-Co jeśli twój brat właśnie pieprzy się z Rose? -zaśmiał się w przerwie między następnym pocałunkiem, a potem złapał mnie za pośladki i przyciągnął bliżej siebie.
-To go wykastruje. Ona ma być z Leo. -odchyliłam się do tyłu i podparłam się na dłoniach.
-Myślałem, że go nie lubisz.
-Nie lubiłam, ale Rose serio źle robi. Jak można się wypierać miłości do kogoś?
-Nie wiem. -nachylił się i przyssał do mojej szyi.
-On kocha ją tak mocno... Ona też,  przecież nawet ślepy by to zobaczył.
-Mhmm.
-Może trzeba im trochę pomóc? -całował coraz niżej, aż dotarł do obojczyka. Włożył dłonie pod moją koszulę i jeździł nimi po nagiej skórze pleców. -Ja nie mogę rozmawiać o tym z Rose, bo za bardzo się denerwuje, ale ty możesz. Ona cię lubi, szanuje twoje zdanie... Czy ty mnie w ogóle słuchasz? -objęłam jego policzki i osiągnęłam od siebie.
-Kiedy ja cię całuje myślisz o innym związku. To nie jest normalne. -uniósł kącik ust.
-To nasi przyjaciele, chyba powinniśmy im pomóc. Ktoś kiedyś powiedział, że miłości trzeba pomóc.
-Ale to ani twoja ani moja miłość.-znów zaczął całować moją szyję, a ja znów go odsunęłam od siebie.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie mogę patrzeć jak się męczą. Nie szkoda ci ich?
-Oooo, moja Avril ma serduszko. -zaśmiał się, a ja już usiadłam po turecku.
-Pierdol się. W tym momencie to ty nie masz serca, wiesz? -uniosłam brwi. -To twój przyjaciel, twoja przyjaciółka, odpowiada ci to jak się traktują?
-Słońce, co ja mam z tym zrobić? -położył dłonie na moich kolanach. -Nic nie zrobimy jeżeli sami nie chcą nic zrobić.
-Nie, Charlie. Rose wydaje się, że jest ponad to, ale nie jest. Ona go kocha. I to bardzo. A Leondre to już w ogóle.
-Wiesz... Nie wydaje mi się, że Rose coś do niego jeszcze czuję, po co miałaby się tak zachowywać.
-Dobra wytłumaczę ci. -oznajmiłam, a on odchylił głowę do tyłu.
-Wolałabym robić coś innego, ale słucham. -usiadł obok mnie.
-Ro go kocha, ale nawet przed sobą boi się to przyznać, przez co go rani, a później się przekona, że sama siebie TEŻ zraniła. Boję się, że on się w końcu ogarnie, znajdzie kogoś innego, zapomni o niej, a ona dopiero zrozumie. Musimy im pomóc. Musimy jej udowodnić, że go kocha! -wytłumaczyłam jakbym odkryła Amerykę, podczas gdy z miny Charliego można było wyczytać, że nic nie rozumie.
-Zrozumiałem ostatnie zdanie. Co proponujesz?
-Nie mam pojęcia. -zacisnęłam wargi i pokręciłam głową.
Usłyszałam ciche zamykanie drzwi na górze, a zaraz pokazał się Michael. Miał rozczochrane włosy i był trochę zamulony. Zatrzymał się na środku schodów i zmarszczył brwi.
-Cicho, śpią. -przyłożyłam palec od ust.
Podszedł do lodówki z której wziął wodę napił się i odłożył ją z powrotem.
-Jedziemy? -jego głos był mocno zachrypnięty. Przyjrzałam mu się dokładnie. -Co młoda?
-Co robiliście? -spytałam podejrzliwie.
-Oglądaliśmy film i zasnęliśmy. -wzruszył ramionami. -A wy co robicie?
-Avril chce zeswatać Leo i Rose. -wytłumaczył blondyn.
-O kurwa. -nagle mój brat zaczął się śmiać, jakby to było śmieszne. Czasem jest tak irytujący.
-Czego się śmiejesz debilu? -warknęłam.
-Znalazłem coś w szafce Rosalie.
-Grzebałeś jej w szafce?
-No, zawsze to robię. -posiedział jakby to było normalne.
-Czy ty kurwa nie wiesz co to prywatność?
-Em, codziennie czytasz moje wiadomości. -wtrącił się Charlie.
-Ja to robię, bo... A spadaj. Co tam znalazłeś?
-Chodźcie. -odepchnął się od szafek i razem poszliśmy na górę, na chwilę wszedł do pokoju Ro i wyszedł z jakimiś kartkami. Usiedliśmy na schodach i zaczęliśmy czytać.
To były krótkie listy od Leo. Opisał historię ich miłości, co czuł, tłumaczył swoje zachowanie...dlaczego ją kocha.
Dokładnie przeczytałam każde słowo, które napisał i na prawdę mnie to ruszyło. Byłam pewna, że muszę im pomóc.
Spojrzałam na nich, podczas gdy ja byłam pierwszy raz wzruszona oni się śmiali.
-Wy idioci... Nigdy w życiu byście nawet nie wpadli na taki pomysł. Przecież to jest... Kurwa. Wiecie co ja bym zrobiła gdybym takie coś dostała. -zdenerwowana pomachałam tymi kartkami.-Rose na prawdę jest głupia. Dostać takie coś i jeszcze narzekać...
Uspokoili się trochę po tym jak to powiedziałam i chyba nawet zrobiło im się głupio.
-Skoro to jest takie super, to najwyraźniej Rose jest mocno niezainteresowana. -stwierdził mój chłopak.
-Mocno jebnięta. Mich musisz nam pomóc.
-Mam wam pomóc w czym?
-Rose musi być z Leo? -powiedziałam jakby to było oczywiste.
-W życiu. Nie pomogę wam. Przecież ten gówniarz znów ją zdradzi czy nawet zrobi coś gorszego. Sorry, ale jest moją przyjaciółką i uważam, że już wystarczająco przecierpiała. -chciał wstać, ale pociągnęłam go za spodnie, żeby się nie ruszał.
-On ma rację, to nie ma sensu Avril.
-Dobra, zrobimy tak, albo mi pomożecie, albo będę wkurwiona. Będę wkurwiona jak nigdy, zniszczę wam każdą sekundę szczęścia, tak, że odechce się wam żyć. Charlie na twoim miejscu bym się bała. -położyłam rękę na jego udzie.
-Właściwie... Nie jestem jakoś przeciwny. Może faktycznie mają jeszcze szansę być szczęśliwi.
-Wiedziałam, że mnie zrozumiesz. -uśmiechnęłam się sztucznie i zatrzepotałam rzęsami.
-Ja pierdzielę... Pomogę wam, ale jeżeli zobaczę, że Rose na tym tylko traci, wypisuję się z tego.
***
Plan był dziecięco prosty, musieliśmy w jeden dzień pokazać Rose, że Leondre to chłopak "do rany przyłóż". Dlaczego jeden dzień? Bo jutro jest bal i fajnie by było, żeby poszli na niego razem.
Will nie był objęty planem, bo idiota nie życzy sobie, żeby Ro była z Leo. Idiota.
Nocowaliśmy u mnie, bo nie było rodziców i od samego rana wzięliśmy się za spiskowanie.
Niestety okazało się, że jesteśmy w tym chujowi i nie wiedzieliśmy jak to rozegrać. Fajnie by było zrobić coś na poziomie jakiegoś filmu romantycznego, niestety ani ja ani tym bardziej te debile nie znamy się na takich rzeczach.
Na szczęście mieliśmy mnie i mój mózg, który wymyślił, że po prostu z nią porozmawiamy. Na szczęście, albo i nie.
To jest kurwa najgorszy pomysł na świecie. Rozmawiałam z nią kilka razy, a do niej nadal nic nie dociera.
Mieliśmy jeszcze jedną przeszkodę, Rose chyba zbiedniała, bo jak przyszliśmy do jej domu, to zastaliśmy tylko Willa, który poinformował, że jest w pracy i wróci wieczorem.
-Powiecie mi w końcu czego od niej chcecie? -spytał poraz setny, bo już od trzech godzin czekamy z nim na Ro.
Całe szczęście Devries poszedł do domu z samego rana, bo inaczej cała akcja poszłaby się jebać.
-Co taki ciekawy? Mamy sprawę i tyle.
-Znowu masz okres?
-Nie interesuj się. Nie spotykasz się dzisiaj  przypadkiem ze swoją panną?
Widziałam jak ukradkiem spojrzał na Charliego, który tylko wzruszył ramionami.
-Może tak, może nie. -prychnął.
Rose przyszła dopiero po 20, zdążyliśmy zjeść obiad i nawet kolację, którą zrobił Will. Ja pierdzielę, jakie to było dobre...
Gdy tylko przyszła zabraliśmy ją na górę, ale musieliśmy czekać kolejne pół godziny, żeby mogła się umyć i przebrać.
-No to o co chodzi? -zaśmiała się i usiadła na dywanie, bo łóżko było już przez nas zajęte.
-Rose. -zaczęłam. -To już na prawdę nie są żarty.
-No raczej, skoro przychodzicie do mnie całą pielgrzymką, ale po co?
-Widziałaś Leo? -gdy tylko usłyszała to imię lekceważąco odchyliła głowę do tyłu.
-Wczoraj.
-Przez ułamek sekundy. Nie wiesz jak on się czuje. Ciągle jest jakiś przymulony, smutny... Nie możesz czegoś z tym zrobić? Nie wiem, porozmawiaj z nim, spotkaj się,... Wróć do niego. -ostatnie słowa powiedziałam ciszej i obserwowałam jak zareaguje. Nie zareagowała dobrze. Na pewno nie.
Jej brwi wystrzeliły do góry jakby nie wierzyła w to co powiedziałam, albo po prostu wiedziała po co przyszliśmy.
-Heh. -zaśmiała się krótko i przegryzła wargę. -Po to, to wszystko... Przyszliście mnie namawiać, żebym do niego wróciła. Nawet ty Michael?
-On na prawdę cierpi, jest mu ciężko, możesz tak po prostu na to patrzeć? -chłopcy oczywiście siedzieli ze spuszczonymi głowami i wszystko musiałam robić ja, ale czego ja się spodziewałam. Szkoda tylko, że ja w takich akcjach jestem zjebana.
-Jest mu smutno...cierpi... Cholera. -zamknęła oczy, a gdy zebrała siły wybuchła. -A ktoś pyta jak ja się czuję?! -nagle wstała i zaczęła krzyczeć. -Mam mętlik w głowie! Jakby was to interesowało... Wiecie co? Jeszcze miesiąc temu mówiliście, że mam go zostawić i mieć w dupie, a teraz przychodzicie i czego oczekujcie?! Że pójdę do niego i będę błagać o wybaczenie?! Byłam blisko tego już dawno temu, ale wybiliście mi to z głowy. I wiecie co? Cieszę się. Dziękuję, kurwa! -zauważyłam, że ma zaszklone oczy, więc wcale nie jest taka obojętna co do niego. -Mówił, że mnie kocha, żebym mu ufała...Nigdy nie dał mi nawet powodu, bo gdy go potrzebowałam miał lepsze zajęcia. Ja zawsze byłam małą, głupiutką Rose, którą można było robić jak się chciało.
-Pamiętasz... -zaczął cicho Michael zastanawiając się chwilę. -Dużo mi opowiadałaś, mam wrażenie, że wiem nawet więcej niż ty. -zaśmiał się krótko. -Już raz go nienawidziłaś, pamiętasz? -Rose spuściła głowę, domyśliłam się, że chodzi o ten czas kiedy się tu wprowadziła, może właśnie trzeba zacząć od początku?-A potem wymykałaś się do niego, bo Will był zły. -oboje się zaśmiali.-Gdy się poznaliśmy od samego początku mówiłem, że nie ma co za nim płakać. A ty mi ciągle opowiadałaś jakieś historię z waszego związku. Nawet nie były to historię... To było raczej... Wydaje mi się, że uwielbiałaś samą jego obecność. Nieważne jak wielkim był dupkiem, rozumiałaś to i gdy cię przepraszał poraz setny wybaczałaś. Bo przy tobie taki nie był.
-Skończ już Michael. -poprosiła cicho.
-W 100 % się z tobą zgadzam, że z nim zerwałaś, bo nie powinien cię tak traktować, ale każdy zasługuje na drugą szanse.
-Miał drugą szansę. Zgodziłam się pójść z nim na bal, pokazał jaki jest.
-Bo uderzył jakiegoś chłopaka? Jeżeli dla ciebie to powód... To wydaje mi się, że z nami też powinnaś zerwać.
-To co było to było. Nie możecie tu przychodzić i po prostu ode mnie oczekiwać. Mam go gdzieś. -powiedziała stanowczo.-Niech znajdzie inną ofiarę, bo ja już za dużo wycierpiałam. Wyjdźcie stąd.
-Rose...
-Wynocha! -wrzasnęła, a oni szybko wstali i po prostu wyszli, ale ja tak szybko nie odpuszczę.
-Na prawdę tego chcesz?! -wstałam i stanęłam naprzeciwko niej. -Chcesz ryczeć, bo kurwa nie potrafisz go docenić?!
-Jesteś taka sama jak on, manipulujesz, by osiągnąć swój cel.
-Ja manipuluje... -zaśmiałam się gorzko. -Może i jestem taka jak on i dlatego widzę jak się stara. Idiotko on cię kocha!
-Ale ja go nie kocham! Tego już nie widzisz?! Zostaw mnie w spokoju! Zajmij się swoim życiem!
Nie było z nią żadnej rozmowy, będzie krzyczeć i się zapierać, że go nie kocha cokolwiek powiesz. Miałam już jej dość.
Okrążyłam łóżko i wyjęłam z szafki listy, które napisał Leondre.
-To też nie ma znaczenia?! Myślisz, że kłamał pisząc to?
Nie potrafiła mi nawet odpowiedzieć.
-A co czułaś czytając to? Hm? -nadal się nie odzywała. -Nic? -zdenerwowana rzuciłam kartki w jej stronę i ruszyłam do drzwi. -Nie oszukasz samej siebie Rose.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak się podoba, hę?
Avril wzięła się do akcji.
Noi super.
Kilka osób prosiło, żeby rozdział był wcześniej, więc jest. Myślę, że w tym tygodniu pojawi się jeszcze jeden :))
-Kate xx

czwartek, 26 stycznia 2017

47.

Wieczorem Charlie odwiózł wszystkim do domów, a my musieliśmy sprzątać cały syf, który zostawili.
-Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tych dziewczynach, które spotykają się z kilkoma naraz? -zadał pytanie.
Był jakiś dziwny, dziwnie na mnie patrzył i prawie się nie odzywał.
-Mhm, puszczalskie. -zaśmiałam się, ale on był całkiem poważny.
-Ja bym tego tak nie nazwał.
-No to co z nimi?
-Zamieniasz się w jedną z nich. -założył ręce i oparł się o blat.
Aha?
-Co proszę? -zamrugałam kilka razy.
-Nie wiem co robisz, ale przestań, bo nie jesteś taka.
-Czyli jaka? O co ci chodzi?
-Widzę, że z Leo wcale nie skończyłaś, a z Michaelem nie jesteście tylko przyjaciółmi. Myślałem, że mówimy sobie wszystko. -powiedział z wyrzutem.
-Myślisz, że gram na dwa fronty? Nie jestem taka.
-Wiem, dlatego nie rozumiem dlaczego to robisz.
-Will, nic im nie obiecywałam, powiedziałam Devriesowi, że nic z tego nie będzie. -powiedziałam lekko zdenerwowana.
-To jest Leo. Nazywa się Leo. Jeżeli nie chcesz z nim być, to nie rób mu nadziei. Nie musiałaś codziennie się z nim spotykać, nie musisz iść na ten gówniany bal, a i tak to robisz. Dlaczego? Na prawdę chcesz mu się tak odpłacić? Nigdy nie byłem święty, ale nie potrafiłbym w taki sposób bawić się uczuciami innych. To świństwo Rose, bo on cie kocha.
-Zrozum, że nic mu nie obiecywałam! -krzyknęłam już zdenerwowana.
Nic nie rozumie i nie ma prawa mnie oceniać. On nie ma prawa tak o mnie myśleć 
-Pokazałaś mu, że ma szansę. Znam go i wiem, że nie odpuści. Ty też to wiesz. A Michael? On też jest częścią gry? Nigdy nie sądziłem, że będziesz zdolna do czegoś takiego. Wiesz co mnie dziwi najbardziej? Wiedząc jak to boli, gdy ktoś cię krzywdzi masz czelność robić to komuś innemu.-jego ton był tak irytujący, przesiąknięty niechęcią do mnie. Chciał żebym poczuła to bardzo dobrze, umyślnie wbił mi szpile w serce.
Nawet nie pomyślałam o tym, uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. A potem zaszklonymi oczami patrzyłam mu prostu w twarz.
-Zrób to jeszcze raz. -powiedział poważnie. -Uderz jeszcze raz. No dalej. -szturchnął mnie. -Wcale ci nie ulży. Jesteś wściekła, bo powiedziałem ci prawdę? -zadrwił. -Nie jesteś dla mnie tylko siostrą, traktuję cię jak przyjaciółkę i nie mam zamiaru mówić, że jest okay. Bo nie jest. Zrób coś z tym. -odepchnął się od blatu i tak po prostu poszedł do swojego pokoju.
***
-Myślisz, że to dobry pomysł?
-To bardzo dobry pomysł.
-Ja wcale tak nie myślę. -powiedziałam, gdy Leondre wprowadził mnie na sale gimnastyczną, a wszystkie oczy skierowały się na mnie.
Nie były to wcale. miłe spojrzenia.
Na szczęście sytuację uratował Jeremy, który podszedł do nas tanecznym krokiem.
-O patrzcie kto przyszedł. -wystawiłam rękę, więc przybił mi piątkę, a następnie brunetowi. -Nie sądziłem, że z nim przyjdziesz. -zaśmiał się, a Devries uderzył go pięścią w ramię, Jeremy oddał i tak zaczęli się szarpać, popychać itd.
-Twój chłopak to takie same dziecko jak mój. -usłyszałam dziewczęcy głos i spojrzałam na dziewczynę, na któą wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi. Była ode mnie wyższa może 10 centymetrów, miała brązowe włosy do ramion, lekko falowane, oczywiście jak przystało na Jeremiego była bardzo ładna.
-To nie mój chłopak, jesteśmy znajomymi.
-Były chłopak, no tak. Jeremy coś mówił o złamanym sercu Leo. -przekręciła oczami. -Clarke. -podała mi dłoń, którą uścisnęłam.
-Rosalie. Nie wiedziałam, że Jeremy ma dziewczynę.
-To świeża sprawa... Właściwie jesteśmy ze sobą od wczoraj. -zaśmiałyśmy się. -Wcześniej byliśmy przyjaciółmi. Chyba cie nie lubią, co? -zmieniła temat. -Oczywiście się nie obraź, ale wszyscy się na ciebie patrzą.
-Uczyłam się tu, ale...
-Nie rozmawiajmy o tym.-uśmiechnęła się. Na pewno zauważyła, że to zły temat. Jest bardzo sympatyczna, myślę, że pasują do siebie z Jeremym, mimo, że znam ją krótko.
Chłopcy zakończyli swoją walkę, gdy jeden przyłożył drugiemu pięścią w czoło i obaj zaczęli się śmiać.
Przyszła nasza wychowawczyni i jeżeli to ona ma uczyć tego tańca to na prawdę nie ma to sensu.
Wszyscy staliśmy w kole dookoła niej słuchając co mówi. Zauważyłam Jacka, wyprzystojniał i zmężniał. Nawet nie zauważyłam, że też się na mnie patrzy, dopóki Devries nie położył dłoni na mojej talii.
-Wszystko w porządku? -spytał szeptem.
-Ona nawet chodzi krzywo, jak ma nas nauczyć tańczyć. -zerwałam kontakt wzrokowy z Jackiem, a Leo się zaśmiał.
Byłam zaskoczona, bo okazało się że układ jest piękny. Z Leo dużo się śmialiśmy było na prawdę sympatycznie, moja była wychowawczyni nas nienawidzi i ciągle zwracała nam uwagę, ale nie przejeliśmy się nią. 
-Pójdę jeszcze do toalety. -poinformował Leo, a ja oparłam się plecami o ścianę. Ostatni z sali wyszedł Jack z Jennifer, powiedział jej coś i podszedł do mnie. Był trochę zdenerwowany i zakłopotany, ale gdy się uśmiechnęłam trochę się rozchmurzył. 
-Cześć Rose. 
-Hej. 
-Jak się trzymasz? 
-Dobrze, jak widzisz będę z wami na balu. 
-Trochę się zdziwiłem. Ty? Tańczyć? -zaśmialiśmy się. 
-Przestań, byłam całkiem niezła. 
-Prawda, na mnie Jennifer ciągle narzekała, okay nastąpiłem na nią raz czy dwa, ale ogólnie było dobrze. 
-Jak wam się układa? 
-Jest denerwująca, nerwowa, zazdrosna i lubi kontrolować, ale ją kocham. 
Uśmiechnęłam się, bo nawet w jego oczach widziałam tą miłość. 
Każda potwora znajdzie swojego amatora. 
Życzę im szczęścia. 
Chciałam to powiedzieć, ale chłopak nagle został pociągnięty do tyłu i uderzony pięścią w twarz przez Devriesa. Od razu zareagowałam i go odepchnęłam. 
-Zwariowałeś?! -kucnęłam przy Jacku, który został tak mocno uderzony, że aż uparł. Dostał w szczękę, nie było krwi, ale jestem pewna, że twarz mu spuchnie. 
Devries nawet się tym nie przejął, pociągnął mnie za ramię żebym wstała. 
-Masz się do niej nie zbliżać, rozumiesz?!- wyrwałam się i pomogłam Jackowi wstać. 
-Nic ci nie jest? 
-Nie, nie, wszystko w porządku, ja już pójdę. -uciekł, a ja spojrzałam na Devriesa. 
-Czy ty upadłeś na głowę? Mogłeś mu zrobić krzywdę! 
Teraz stał jak niewinny szczeniaczek i nawet nie wiedział co powiedzieć. 
-Ja tylko... Nie chcę żebyś z nim rozmawiała. -powiedział ze spuszczoną głową. 
-Heh. Nie Chcesz żebym z nim rozmawiała... Wiesz co? Pierdol się. -odwróciłam się na pięcie i wyszłam ze szkoły. Stało tam kilka osób z mojej byłej klasy, było już ciemno i zimno. Potarłam ramiona i stwierdziłam, że nie wrócę do domu, bo będę musiała jechać autobusem z Devriesem. 
-Rosie! Poczekaj!-jak na zawołanie poczułam jak ciągnie mnie za ramię. Trochę mnie odrzuciło, ale nie zatrzymałam się.-Daj mi chwilę! -stanął mi na drodze, więc musiałam się zatrzymać. 
-Czego ty ode mnie chcesz? -założyłam ręce i uniosłam brodę. 
-Ja po prostu jestem zazdrosny. Co mam na to poradzić? Okay, nie powinienem tak reagować, ale nie potrafię tego kontrolować. Kocham cię i no... Nie kontroluję tego. -dotknął dłonią mojego policzka, a ja na chwilę zamknęłam oczy. 
-Co jeżeli znów stracisz kontrolę i uderzysz mnie? -spojrzałam na niego.
Nie wiem czy się tego bałam. W ostatnich dniach był czuły i troskliwy, ale co jeśli znów się napije i straci kontrolę? 
-Dobrze wiesz, że nie zrobiłbym tego. -pokręcił głową. Złapałam za jego dłoń i kciukiem gładziłam jej skórę. 
-Właśnie nie wiem tego Leo. Ja sobie to przemyślałam i... Nie powinnam się na to zgadzać, to był błąd i przepraszam, że narobiłam ci nadziei, ale to już koniec. 
Chłopak zamkną oczy i wziął kilka głębokich oddechów.
-Nie rób mi tego Rosie, błagam. -otworzył załzawione oczy i widząc je, przegryzłam wargę, żeby się nie złamać. -Ja... Nie będę chodził na imprezy, codziennie będę z tobą, będę się tobą opiekował, obiecuję, nie będę zazdrosny. Tylko błagam zostań ze mną. -załamał mu się głos i już dalej nie mogłam się powstrzymywać. Łzy ciurkiem zaczęły spływać po moich policzkach.
Nie jestem pewna, kogo to rozstanie bolało bardziej. 
-Nie pójdę na bal i proszę nie dzwoń do mnie. -puściłam jego dłoń i poszłam na przystanek, po drodze wycierając litry łez.
Miałam idealny dojazd do Kate i na prawdę potrzebowałam z nią porozmawiać. 
Brama była otwarta, a klucze od domu zawsze trzyma w wazonie przy drzwiach. Otworzyłam je i weszłam na górę. Już na schodach było słychać jej śmiech, więc pewnie rozmawiała przez telefon. Stanęłam przy otwartych drzwiach jej pokoju, nawet mnie nie zauważyła. Leżała na łóżku i na skypie rozmawiała z Charliem. 
-Ugh, tak strasznie tęsknię. Kiedy w końcu wrócisz? 
-Miło mi to słyszeć. -zaśmiał się. -Słońce przecież wiesz, że gdybym mógł byłbym już w samolocie. 
-Wiem, wiem. Muszę kupić kilka rzeczy i potrzebuję kierowcy, Mich nie lubi zakupów, więc... 
-O nie, już zapomniałem jak to jest mieć dziewczynę. 
-Nie jestem taka jak twoje byłe... 
-Każdego dnia mi to udowadniasz. 
Nie mogłam już tego słuchać, bo byłam bliska załamania nerwowego, więc zapukałam delikatnie w drzwi. 
Dziewczyna szybko się odwróciła.
-O hej Ro... -mina jej zrzedła, gdy mi się przyjrzała.
-Rose przyszła? -zapytał się Charlie, ale zignorowała to. 
-Zadzwonię później. -oznajmiła i się rozłączyła. 
*KATE*
-Co się stało? -podeszłam do niej i objęłam ramieniem. 
Była cała zapłakana, spod kaptura wystawały kosmyki rozczochranych włosów, nie wyglądała za dobrze. 
Usiadłyśmy razem na łóżku i czekałam aż coś z siebie wydusi, domyślałam się o co może chodzić. 
-Chodzi o Devriesa, prawda? 
-Kate... Ja go chyba na prawdę kocham. -wybuchła jeszcze większym płaczem. 
-To chyba dobrze. Prawda? -dodałam, gdy na mnie spojrzała. 
-Nie. Ja nie chcę. Tyle się wydarzyło. Nie powinnam. -objęłam ją i uśmiechnęłam się. Jeszcze kilka dni temu powiedziałabym, że ma się przestać mazać i zerwać z nim kontakt, ale wszystko się zmieniło. 
-Wiesz Ro, nie mówiłam ci, bo wiem, że się wkurwisz, ale był u mnie po tym waszym piątym dniu. 
-O matko... Jeszcze tego brakowało. 
-Nie, nie zrobił nic złego. Był na prawdę miły. I wiesz... Po rozmowie z nim stwierdziłam, że nie chce być w jego sytuacji. Obejrzałabym się, gdy byłoby już za późno i Charlie miałby mnie w dupie. Mam na myśli, hmmm, to co powinniśmy a to czego chcemy to dwie różne rzeczy, Rose. Nie mogę ci powiedzieć co masz zrobić, bo tylko ty wiesz czego chcesz, ale pamiętaj żebyś nie obejrzała się za późno. 
-Wszystko jest tak cholernie trudne, nic by się nie stało gdybym tu nie wróciła. 
-Tak... Nie poznałabyś mnie, Willa, Michaela. Co mu powiedziałaś? 
-Rozmawiałam ze znajomym, a on po prostu podszedł i go uderzył. Za nic. Sam przyznał, że nie potrafi nad sobą panować, a ja nie mogę być z taką osobą. Chciałabym chłopaka, który byłby normalny, odpowiedzialny, ułożony...Leondre taki nie jest. -pociągnęła nosem i wytarła policzki. 
-Może Leo jest nieodpowiedzialnym dupkiem, ale wiesz, że kocha cię najbardziej na świecie i zrobiłby dla ciebie wszystko. 
-Co ty tak go bronisz? Myślałam, że będziesz po mojej stronie. -nagle wstała i wyszła z pokoju. 
-Ja pierdolę... -wybiegłam za nią i dogoniłam ją na schodach. 
-Rose, dobrze wiesz, że jestem po twojej stronie!
-Nie, nie jesteś! -odwróciła się i krzyknęła. 
-Przecież staram się ci pomóc, więc to doceń! 
-Wy wszyscy staracie się mi pomóc. -zacisneła wargi. Było mi jej szkoda, ale ktoś musi powiedzieć jej prawdę. -Will mówi, że jestem głupia, bo robię mu nadzieję, a ty, że powinnam z nim być. Ja już na prawdę nie wiem co mam robić. -spuściła ręce. -Chcę żeby zostawił mnie w spokoju. Nie chcę utrzymywać z nim kontaktu. 
-Kurwa, Rose. -zaśmiałam się krótko. -Jak możesz oczekiwać, żeby przestał cię kochać?! Powinnaś się cieszyć, że masz kogoś takiego. Powiem ci więcej, to ja mu powiedziałam, żeby nie odpuszczał.
Była trochę zdziwiona, ale włożyła ręce do kieszeni i udawała, że się tym nie przejmuje.
-Dzięki Kate, za to, że jesteś taką wspaniałą przyjaciółką. -prychnęła i skierowała się go wyjścia.
-Wiesz co?! Wal się Rose! Doceń to co masz, bo w każdej chwili możesz to stracić!-trzasnęła drzwiami. 
Wkurwiłam się jak nigdy.
***
*ROSE*
Pod domem stał jakiś samochód, a przy bramce czarna postać. Podeszłam bliżej była to dziewczyna, chudziutka jak patyk, z włosami związanymi w koka, w czarnej bluzie i spodniach. 
-Mogę w czymś pomóc? -burknęłam i otworzyłam bramkę.
Miałam nadzieję, że pomyliła adresy. 
-Em... Ja przyszłam... Właściwie to... Chyba pomyliłam adresy. -spojrzałam na nią, była średniego wzrostu, a twarz miała bardzo dziewczęca. Dałabym jej max 16 lat, nie miała makijażu więc może nawet mniej. 
-A kogo szukasz? Może pomogę. 
-Kolegi, ale to nieważne. Pójdę już. -odwróciła się i już chciała iść, ale ją zatrzymałam. 
-Williama? 
-Właściwie...tak. 
Odwróciła się, była bardzo nieśmiała i wydawała się miła. 
-Pewnie jest w domu, wejdź. -uśmiechnęłam się na tyle ile mogłam i weszłyśmy do domu. 
-Wszystko w porządku? -spytała, gdy zobaczyła mnie w świetle. 
-Tak, chcesz czegoś do picia? -weszłyśmy w głąb domu. W jadalni siedział tylko George. 
-Cześć.
-Dzień dobry. 
-Cześć dziewczyny. -spojrzał na nas zza komputera i podszedł. -Nowa koleżanka? 
-Przyszła do Willa, to... -teraz zdałam sobie sprawę, że nawet się nie przedstawiłam. 
-Nell. 
-George, miło mi. Will jest u siebie. -uśmiechnął się. -Jak tam Rosie? 
-Okay.
-Okay? 
-Okay. -powtórzyłam i z dziewczyną poszłam na górę. 
-Rosie, zejdź za chwilę na dół.-powiedział za nim otworzyłam drzwi do pokoju Willa. 
Siedział na łóżku w samych dresach i grał na konsoli. Spojrzał na nas, zawstydzając swoim uśmiechem Nell. 
-Masz gościa. -oznajmiłam jakby nie zauważył. Od razu zauważył, że coś się stało, ale pokręciłam głową, żeby się nie przejmował. 
-Nell? Co ty tu robisz? -odłożyłam joystick i wstał założył koszulkę.
-Przejeżdżałam tędy i pomyślałam, że wpadnę zobaczyć co u ciebie. 
Nie znałam jej, a od razu zauważyłam, że kłamie. Czyżby adoratorka Williama? Nie wygląda na łatwą, więc nie mam pojęcia co tutaj robi. 
-O. To fajnie. 
Zauważyłam, że nie patrzy na nią obojętnie, ale ten tekst to kompletna porażka. 
-George coś chciał, więc zostawiam was. 
Zeszłam na dół i usiadłam przy stole podczas, gdy mężczyzna robił coś w kuchni. W końcu przyszedł stawiając dwa kubki gorącej czekolady z bitą śmietaną i piankami. 
-Dziękuję George.-podparłam brodę na dłoni i zaczęłam łyżeczką grzebać w kubku, bo chociaż wyglądało to smacznie nie miałam na to ochoty. 
-To opowiadaj, jak było. 
-Nie lubię tańczyć. 
-Każdy lubi tańczyć. 
-Ja nie. 
-Okay... Pokłóciliście się? 
-George, wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, robisz to z uprzejmości. 
-Robię to, bo nie chcę żebyś była smutna. Ty jesteś smutna kłócisz się z Willem i Susan, Susan chodzi zła, wszyscy chodzicie źli... Uznajmy, że robię to dla własnego spokoju. 
-Postanowiłam zerwać z nim kontakt. To bez sensu. 
-Bez sensu wasz związek? 
-Tak.-bardziej zapytałam i spojrzałam na niego jakby to było oczywiste. -Nie wiesz wszystkiego, ale dużo się kłóciliśmy, jest nieodpowiedzialny, nierozważny, jest niemiły dla ludzi, nie chce być z takim kimś. 
-Dla ciebie też taki jest? -zjadł piankę i śmiesznie to wyglądało, bo nie trafił do buzi za pierwszym razem. 
Zamyśliłam się, bo w sumie dla mnie, oczywiście na trzeźwo, zawsze był dobry. 
-To nie ma znaczenia.-pokręciłam głową. 
-I co łatwo było ci go zostawić? 
-Nie udawaj eksperta od związków proszę. 
-Wiesz... Teoretycznie, i praktycznie w sumie też, rzecz biorąc byłem w dwóch udanych związkach. 
-Przed mamą Willa nie miałeś nikogo? -zdziwiłam się. 
-Nie. -pokręcił głową. -Byłem taki jak Will, nie spotykałem się z nikim na dłużej. Dopiero na studiach poznałem miłość swojego życia, a potem drugą wspaniałą kobietę, twoją mamę. 
-No nieźle. 
-Tak, ale nie wszyscy są tak idealni jak ja. -rozbawił mnie. -Jesteś młoda Rosalie, masz prawo popełniać błędy, ale już jesteś na tyle dorosła, że powinnaś umieć je naprawiać. Jeżeli uważasz, że to definitywny koniec, skończ to, jeżeli nie jesteś pewna, nie podejmuj pochopnych decyzji. 
-Jestem tego pewna. -oznajmiłam, ale on uniósł brwi jakby wiedział, że kłamie. -Na prawdę. 
-Skoro tak to po co płakałaś? 
-Nie... 
-Widzę, że masz opuchnięte oczy. 
-Możemy zmienić temat? 
-Oczywiście, co to za dziewczyna?-szepnął i ruchem głowy pokazał na schody. 
-Nie mam pojęcia, stała pod domem, a Will nic nie mówił. 
-Myślałem, że on coś z tą Kate. 
-Kate? Ona jest z Charliem. 
-Uf, to dobrze. Fajna dziewczyna z niej, ale spokojna to na pewno nie jest.
-Niech Charlie się męczy. -wzruszyłam ramionami i zaśmialiśmy się. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak życie?
Zaczęłam swoje ferie, niestety pierwszy tydzień się już kończy, a ja skończyłam wszystko co miałam do oglądania.
Ogólnie obejrzałam SKAM w 3 dni xD zdziwiłam się, bo w sumie norweski jest tak denerwujący, że ciężko było to oglądać, gra aktorska jakaś świetna nie była, wykonanie pozostawia dużo do życzenia, ale pomysł jest fantastyczny. Na prawdę tak mi się podobały te historie, że całymi dniami to oglądałam. Teraz czekam na kolejny sezon i wersje amerykańską. Wszyscy piszą, że to będzie kompletny shit, a ja w sumie jestem ciekawa.
Rozpisałam się xd oglądacie? Która historia, którą postać lubicie najbardziej?
Dla mnie 2 i 3 sezon wygrywają.
Koniec.
A wam jak mijają ferie? Ci co mają, a tym co nie mają to jak tam w szkole?
Pozdrawiam 
-Kate xx
Ps.:Absolutnie kocham to zdjęcie.

wtorek, 17 stycznia 2017

LBA

Dziękuję Angelice za nominację i przepraszam, że tak późno <3
1. Ile najdłużej pisałaś jeden rozdział na bloga ?
Chyba dwa tygodnie xd
2. Masz jaką inspirację do pisania ?
Chyba nie, nie wiem. Ogólnie zaczęłam pisać bloga, bo mój ulubiony został przerwany XD
3. Kim chciałaś zostać z zawodu z czasów dziecinstwa ?
Fryzjerką chyba.4. Jeśli byś miała możliwość wydania książki , to o czym by była ?
Pewnie o miłości, jak to ja.
5. Używasz wattpada ?
Teraz już mniej, ale wcześniej dużo czytałam, nawet tam zamieściłam pierwszy rozdział JNCMWŻS.6. Jednorożec czy lamorożec ?
Jednorożec, lamy plują xD
7. Kto był Twoim pierwszym crushem ?
Takim celebrity to wydaje mi się, że Nick Jonas, a takim u którego miałam szanse to kolega, który miał super królika xd
8. Film , którego byś nie chciał obejrzeć drugi raz to ?
"Martwa dziewczyna".
9. Uważasz , że Twój blog jakoś wpłynął na Twoje życie ? 
I to jak. Poznałam mega ludzi noi nie wiem, sam fakt, że ludzie czytają to co piszę podwyższa mi samoocenę.
10 . Co jest Twoim zdaniem żenujące ?
Dużo by pisać...Np. Ludzie, którzy wyśmiewają się z innych, a sami nie są lepsi.
11 . Jak się nazywał pierwszy zespół muzyczny , w którym się zakochałaś ?
Wstyd się przyznać, ale chyba Virgin xD
NIE NOMINUJE NIKOGO.