Obudziłam się chwilę po szóstej przygnieciona przez chłopaka. Leżał na mnie połową ciała nie pozwalając mi ani drgnąć. Delikatnie wygrzebałam się z pod jego ciężaru i poszłam do toalety. Załatwiłam to co miałam i chciałam wrócić do łóżka. Swobodnie szłam korytarzem, ale zupełnie zapomniałam o mamie Leo, która teraz stała na schodach. Zacisnęłam wargi i zatrzymałam się obserwując jej reakcje. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, ale ona jak gdyby nigdy nic pokonała resztę schodów i stanęła naprzeciwko mnie. Próbowałam naciągnąć niżej materiał koszulki, ale to wcale nie pomogło.
-Dzień dobry. -wyjąkałam i przysięgam, że ona wcale nie ukrywała rozbawienia.
-Jak się spało?-spytała z wielkim uśmiechem.
-Przepraszam, że nie zapytaliśmy pani o zdanie, ale wróciliśmy późno, pani nie było i... -wylałam potok słów denerwując się jak nigdy.
-Nie szkodzi. -przerwała mi. -Na prawdę. Pewnie jesteś głodna, chodź zrobiłam naleśniki. -kiwnęła głową w stronę schodów.
-Em... Ja tylko... -co miałam jej powiedzieć? Że chcę założyć stanik i spodnie?
-Będę na dole. -uratowała sytuację i poszła do swojej sypialni, prawdopodobnie odłożyć ubrania, które trzymała złożone w rękach. Szybko wbiegłam do pokoju Leo, wyjęłam z jego szafy spodenki, które nie dość, że spadały mi z dupy to były mi do połowy łydek oraz stanik. Leondre spał, pomyślałam, że nie ma sensu go budzić. Pocałowałam go w skroń i zbiegłam na dół. Pani Victoria siedziała przy stole i piła kawę, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu.
Trzymałam spodnie i płonęłam ze wstydu kiedy zmierzyła mnie wzrokiem. Dziwne, że ciągle się uśmiechała, widząc mnie taką.
Powoli usiadłam naprzeciwko niej i przegryzłam wargę. Byłam ciekawa co powie i jaka będzie skala niezręczności, bo narazie to 13/10.
-Częstuj się. Mam nadzieję, że Leondre zaraz wstanie, bo wszystko wystygnie.
Uśmiechnęłam się, nałożyłam sobie naleśnika i zaczęłam smarować go dżemem. Zauważyłam, że obok mojego talerza stoi kubek parującej herbaty, więc założyłam, że to dla mnie. Nie mam zwyczaju jedzenia śniadania od razu po obudzeniu się, bo po prostu nie jestem głodna, ale raz, że nie wypadało odmówić, a dwa wolałam mieć zajętą buzię.
-Dziękuję.
Próbowałam jeść, ale pani Victoria patrzyła na mnie z takim uśmiechem jakby miała zaraz zanieść się śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
W końcu wybuchła.
-Przepraszam Rosie, ale tak się cieszę... Już myślałam, że nigdy nie będziecie razem, Leondre tak się przejął waszym rozstaniem i myślałam, że to już definitywnie. Na prawdę się cieszę. -ostatnie zdanie powiedziała już spokojniej, a ja odetchnęłam z ulgą. -Mam nadzieję, że wiesz...to już na poważnie.
-Em... Po prostu dużo się kłóciliśmy, bardzo się różnimy... Nie wiem na czym to polega, ale chyba dlatego go kocham. -gdy to powiedziałam jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a ja zorientowałam się co powiedziałam. Była to prawda, ale jak mogłam powiedzieć to jego mamie zaraz po tym jak do siebie wróciliśmy?
-Leondre zawsze był trudnym dzieckiem, kiedyś był zamknięty w sobie, a z wiekiem zaczął odreagować inaczej, imprezy, nauczyciele mówili, że jest bezczelny, egoistyczny, a nawet agresywny, ale uwierz mi, jeżeli o ciebie walczył to nie był to jego głupi wybryk.
-Niech pani w to nie wierzy, jest dobrym chłopakiem. -uśmiechnęłam na myśl o nim. Nie określiłabym go tak, wszystko co robi, robi dlatego, bo myśli, że to jest dobre. Nie zwraca uwagi na środki tylko na cel.
-Bardzo dobrze o tym wiem.
Przerwałyśmy, bo usłyszałyśmy otwieranie drzwi i zaraz zszedł Leo. Podszedł do mnie od tyłu, pocałował w policzek i objął ramionami moją szyję.
-Dzień dobry pięknym paniom.
-Dobry humor?
-Żebyś wiedziała mamo. -znów pocałował mój policzek i usiadł obok. Gdy przyszedł rozmowa zrobiła się luźniejsza, zjedliśmy i poszliśmy na górę, bo chciał ze mną porozmawiać. Przestraszyłam się, że to coś poważnego, bo był trochę nieswój.
-No więc o co chodzi. -usiadłam na łóżku, a on na ziemi przytulając się do moich nóg. Położył brodę na moich kolanach i patrzył na mnie spod rzęs. -Leondre zaczynam się bać. -zaśmiałam się nerwowo.
-Kiedyś mówiłem ci o trasie. -mówił bardzo spokojnie, a ja zmarszczyłam brwi. -Ameryka, Europa, Azja, to duża sprawa. -pogładził dłonią mój policzek, patrzyłam na niego i już wiedziałam o co chodzi.
-Miała trwać kilka miesięcy. -głośno przełknęłam ślinę. -Kiedy jedziecie?
-Jutro z rana. -powiedział po dłuższym milczeniu. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam wargi, żeby przyjąć jakoś tą wiadomość, ale nie potrafiłam wziąć tego na spokojnie.
Wstałam, zdjęłam bluzkę, spodnie i zaczęłam zakładać moją sukienkę.
-Poczekaj. -złapał mnie za dłoń, ale wyrwałam ją i zapięłam zamek od sukienki. -Proszę Rosie, co ja mam zrobić?
-Nic nie możesz zrobić. O to chodzi. -spojrzałam na niego. -Mogłeś wcześniej powiedzieć, że to nie ma sensu. -zabrałam buty i zbiegłam na dół dopiero tam je założyłam i wyszłam.
Właśnie teraz, gdy wszystko mogło być takie piękne, on jedzie w trasę. Jak on to sobie wyobraża? Będziemy ze sobą na odległość, przez te kilka miesięcy będziemy pisać do siebie wiadomości i to będzie nam wystarczać? Nie będzie mi wystarczać. Chcę mieć go tu blisko, chcę się z nim przytulać, całować, kłócić i chodzić na randki. Chcę żeby był obok, a nie gdzieś na końcu świata.
Nawet się nie zorientowałam gdy byłam już w domu, zdjęłam buty i weszłam w głąb, od razu zostałam obrzucona krzykami mamy, że nie mogę sobie tak po prostu wychodzić na noc, bo mieszkam pod jej dachem blablabla, zignorowałam i poszłam do siebie.
I co teraz? Nie chcę żeby jechał.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do kołdry.
-Dzień dobry. -wyjąkałam i przysięgam, że ona wcale nie ukrywała rozbawienia.
-Jak się spało?-spytała z wielkim uśmiechem.
-Przepraszam, że nie zapytaliśmy pani o zdanie, ale wróciliśmy późno, pani nie było i... -wylałam potok słów denerwując się jak nigdy.
-Nie szkodzi. -przerwała mi. -Na prawdę. Pewnie jesteś głodna, chodź zrobiłam naleśniki. -kiwnęła głową w stronę schodów.
-Em... Ja tylko... -co miałam jej powiedzieć? Że chcę założyć stanik i spodnie?
-Będę na dole. -uratowała sytuację i poszła do swojej sypialni, prawdopodobnie odłożyć ubrania, które trzymała złożone w rękach. Szybko wbiegłam do pokoju Leo, wyjęłam z jego szafy spodenki, które nie dość, że spadały mi z dupy to były mi do połowy łydek oraz stanik. Leondre spał, pomyślałam, że nie ma sensu go budzić. Pocałowałam go w skroń i zbiegłam na dół. Pani Victoria siedziała przy stole i piła kawę, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu.
Trzymałam spodnie i płonęłam ze wstydu kiedy zmierzyła mnie wzrokiem. Dziwne, że ciągle się uśmiechała, widząc mnie taką.
Powoli usiadłam naprzeciwko niej i przegryzłam wargę. Byłam ciekawa co powie i jaka będzie skala niezręczności, bo narazie to 13/10.
-Częstuj się. Mam nadzieję, że Leondre zaraz wstanie, bo wszystko wystygnie.
Uśmiechnęłam się, nałożyłam sobie naleśnika i zaczęłam smarować go dżemem. Zauważyłam, że obok mojego talerza stoi kubek parującej herbaty, więc założyłam, że to dla mnie. Nie mam zwyczaju jedzenia śniadania od razu po obudzeniu się, bo po prostu nie jestem głodna, ale raz, że nie wypadało odmówić, a dwa wolałam mieć zajętą buzię.
-Dziękuję.
Próbowałam jeść, ale pani Victoria patrzyła na mnie z takim uśmiechem jakby miała zaraz zanieść się śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
W końcu wybuchła.
-Przepraszam Rosie, ale tak się cieszę... Już myślałam, że nigdy nie będziecie razem, Leondre tak się przejął waszym rozstaniem i myślałam, że to już definitywnie. Na prawdę się cieszę. -ostatnie zdanie powiedziała już spokojniej, a ja odetchnęłam z ulgą. -Mam nadzieję, że wiesz...to już na poważnie.
-Em... Po prostu dużo się kłóciliśmy, bardzo się różnimy... Nie wiem na czym to polega, ale chyba dlatego go kocham. -gdy to powiedziałam jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a ja zorientowałam się co powiedziałam. Była to prawda, ale jak mogłam powiedzieć to jego mamie zaraz po tym jak do siebie wróciliśmy?
-Leondre zawsze był trudnym dzieckiem, kiedyś był zamknięty w sobie, a z wiekiem zaczął odreagować inaczej, imprezy, nauczyciele mówili, że jest bezczelny, egoistyczny, a nawet agresywny, ale uwierz mi, jeżeli o ciebie walczył to nie był to jego głupi wybryk.
-Niech pani w to nie wierzy, jest dobrym chłopakiem. -uśmiechnęłam na myśl o nim. Nie określiłabym go tak, wszystko co robi, robi dlatego, bo myśli, że to jest dobre. Nie zwraca uwagi na środki tylko na cel.
-Bardzo dobrze o tym wiem.
Przerwałyśmy, bo usłyszałyśmy otwieranie drzwi i zaraz zszedł Leo. Podszedł do mnie od tyłu, pocałował w policzek i objął ramionami moją szyję.
-Dzień dobry pięknym paniom.
-Dobry humor?
-Żebyś wiedziała mamo. -znów pocałował mój policzek i usiadł obok. Gdy przyszedł rozmowa zrobiła się luźniejsza, zjedliśmy i poszliśmy na górę, bo chciał ze mną porozmawiać. Przestraszyłam się, że to coś poważnego, bo był trochę nieswój.
-No więc o co chodzi. -usiadłam na łóżku, a on na ziemi przytulając się do moich nóg. Położył brodę na moich kolanach i patrzył na mnie spod rzęs. -Leondre zaczynam się bać. -zaśmiałam się nerwowo.
-Kiedyś mówiłem ci o trasie. -mówił bardzo spokojnie, a ja zmarszczyłam brwi. -Ameryka, Europa, Azja, to duża sprawa. -pogładził dłonią mój policzek, patrzyłam na niego i już wiedziałam o co chodzi.
-Miała trwać kilka miesięcy. -głośno przełknęłam ślinę. -Kiedy jedziecie?
-Jutro z rana. -powiedział po dłuższym milczeniu. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam wargi, żeby przyjąć jakoś tą wiadomość, ale nie potrafiłam wziąć tego na spokojnie.
Wstałam, zdjęłam bluzkę, spodnie i zaczęłam zakładać moją sukienkę.
-Poczekaj. -złapał mnie za dłoń, ale wyrwałam ją i zapięłam zamek od sukienki. -Proszę Rosie, co ja mam zrobić?
-Nic nie możesz zrobić. O to chodzi. -spojrzałam na niego. -Mogłeś wcześniej powiedzieć, że to nie ma sensu. -zabrałam buty i zbiegłam na dół dopiero tam je założyłam i wyszłam.
Właśnie teraz, gdy wszystko mogło być takie piękne, on jedzie w trasę. Jak on to sobie wyobraża? Będziemy ze sobą na odległość, przez te kilka miesięcy będziemy pisać do siebie wiadomości i to będzie nam wystarczać? Nie będzie mi wystarczać. Chcę mieć go tu blisko, chcę się z nim przytulać, całować, kłócić i chodzić na randki. Chcę żeby był obok, a nie gdzieś na końcu świata.
Nawet się nie zorientowałam gdy byłam już w domu, zdjęłam buty i weszłam w głąb, od razu zostałam obrzucona krzykami mamy, że nie mogę sobie tak po prostu wychodzić na noc, bo mieszkam pod jej dachem blablabla, zignorowałam i poszłam do siebie.
I co teraz? Nie chcę żeby jechał.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do kołdry.
Dlaczego wszystko musi być do bani? Znowu. Naprawdę się cieszę, że ma pasję i zawsze będę go wspierać, ale to musi się odbijać na nas? W najgorszym momencie. Mieliśmy pracować nad NAMI, było wiele błędów, złych sytuacji, niepotrzebnych słów...nie ufamy sobie w stu procentach i trzeba to naprawić, a jego wyjazd jeszcze bardziej nas od siebie oddali.
-Wszystko jest do dupy. -wstałam i poszłam wziąć długą kąpiel. Starałam sobie wyobrazić jak to będzie wyglądało, ale żadna z wymyślonych przeze mnie historii nie kończyła się dobrze.
Przebrałam się osuszyłam trochę włosy.
-Jak tam Rosie? -trafiłam na Willa na korytarzu.
-Powiem ci jedno... Życie jest do dupy. Nawet jeżeli myślisz, że jest super to nie jest. Jest do dupy.
-Przykro mi. -potarł moje ramię. -Masz gościa.
Byłam pewna, że to Leondre. Gdy weszłam do pokoju siedział na moim łóżku z wielkim bukietem kwiatów. Uśmiechnęłam się smutno, a on wstał.
-Kwiaty nic nie załatwią.
-Wiem, to są kwiaty za wczoraj. -szybko do niego podeszłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Nie chcę żebyś jechał. -zachlipałam.
-Nie mogę już tego odwołać.
-Nie chcę żebyś odwoływał. Poczekaj tu. -odsunęłam się. -Pójdę po jakiś wazon. Dziękuję.
Nalałam wody do wazonu, włożyłam kwiaty i postawiłam go na biurku.
-Hej, nie płacz. -złapał mnie za dłoń kiedy przechodziłam obok niego.
-Nie płaczę... Ja tylko... Jak ty to sobie wyobrażasz? -usiadłam po jego lewej stronie.
-Narazie będziemy rozmawiać przez telefon, będę tęsknił jak cholera i pewnie też będę płakał. -zaśmiałam się i przytuliłam do jego boku. -A jak wrócę będzie zajebiście. -pogłaskał moje włosy i pocałował w czoło. -Będzie wspaniale.
-Boję się, że powiesz w końcu, że to nie ma sensu.
-Rosalie, powiedz mi Skarbie, jak ja mógłbym tak powiedzieć? -przyciągnął mnie na swoje kolana. -Gdzie ja później znajdę taką drugą ciebie? Hm? To ja powinienem się bać, że ktoś będzie próbował mi cię zabrać. -pocałował mnie delikatnie w usta
-Ugh. Obiecaj, że będziesz codziennie dzwonił.
Leondre uśmiechnął się i położył na plecach, więc siedziałam na nim okrakiem.
-Obiecuję. -położył dłonie na moich udach. -Obiecuję, że będę dręczył cię telefonami pięć razy dziennie, a jeżeli przez dziesięć minut nie będziesz mi odpisywała, będę dzwonił do twojej mamy.
-Leondre mnie to nie bawi. Wiesz, że Avril będzie wiedziała o wszystkim co robicie. Jak się dowiem, że jakaś fanka nie trafiła ustami w twój policzek to... -nie zdążyłam dokończyć, bo pociągnął mnie za bluzkę i przytulił.
-To przyjedziesz i zabierzesz mnie do domu. Chyba specjalnie, którąś pocałuje.
-Ale wtedy możesz o mnie zapomnieć. -uśmiechnęłam się uwodzicielsko i musnęłam jego wargi. -Tym razem na zawsze. -znów zbliżyłam usta.-Tak?
Pokiwał głową i uchylił wargi, ale odsunęłam się. -Tak?
Patrzył na mnie wielkimi oczami i zamrugał kilka razy.
Patrzył na mnie wielkimi oczami i zamrugał kilka razy.
-Przysięgam na całą kolekcję filmów Harrego Pottera, na nasze pocałunki, na każdy kurwa raz kiedy płakałem za tobą jak bachor, pójście do BGT, każdy koncert, płytę i nagrodę, na moje porwane spodnie, twoją czerwoną pomadkę, na ten pieprzony domek na drzewie i każde twoje wybaczenie, przysięgam, że Kocham cię Rosalie Nixton najbardziej na całym świecie.
Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy i nawet przeszło mi przez myśl, że chcę na niego patrzeć już zawsze, bo chociaż nie wiem ile razy będę wątpić to on zajmuję pierwsze miejsce w moim sercu.
***
***
Gdy obudziłam się z rana jego już nie było. Czułam tylko jego zapach, którym mogę cieszyć się tylko dzisiaj. Jutro, po jutrze, we czwartek, piątek, za miesiąc i za dwa, tego nie będzie.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem wszedł Will i od razu odsłonił okna.
-Pobudka śpiąca królewno. Życzysz sobie naleśników, jajecznicy, tostów, może kanapki?
-Wystarczą mi płatki. -Will uśmiechnął się i wyszedł.
Wzięłam do ręki telefon, żeby sprawdzić godzinę, była 6.40 i miałam jedną wiadomość.
"Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić. Jestem już na lotnisku, ale pewnie jak to przeczytasz będę w samolocie. Przekaż Avril, że Charlie uśmiechnął się do pani pracującej w Mc'u niech coś z tym zrobi. Proszę zapnij koszulę pod samą szyję i nie maluj się za bardzo, a właściwie w ogóle. Na twoją czerwoną szminkę, Kocham cię.xx"
Uśmiechnęłam się pod nosem i opadłam na łóżku.
-Kocham cię Leondre.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
No już jest wielkie 50 i uwierzcie, mnie też to przeraża xd
No to tak, jutro wieczorem też się coś powinno pojawić, więc serdecznie zapraszam :)(
-Kate xx
Siemson!
No już jest wielkie 50 i uwierzcie, mnie też to przeraża xd
No to tak, jutro wieczorem też się coś powinno pojawić, więc serdecznie zapraszam :)(
-Kate xx
Błagam dobij do 60 czy cokolwiek 😭😭
OdpowiedzUsuńAaa torpeda kochana!
OdpowiedzUsuń~Kłęk ❤
Mam nadzieję że będzie druga część... ale najpierw zrób jncmwzs 2 a potem wcidtsyl 2
OdpowiedzUsuńJeżeli to się skończy to moje życie legie w gruzach (już drugi raz)💔 Jak dobrze,że oni znowu są razem 🙏💞
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam od razu po dodaniu, ale daje komentarz teraz, bo czytając byłam z przyjaciółką!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu czuje sie jak debil pisząc komentarze i myślę, że moje Cię nie obchodząXDDD
DO RZECZY
Jestem najszczęśliwsza, mam nadzieję, że do końca już nic się nie spierdoli i nie skończy się to znów czyjąś śmiercią. Jeżeli tak będzie to Cie kocham, a jak coś odwali ktoś to Cie zabije, serio. Znajdę Cie.
Znowu będę miała pustkę w sercu jak się skończy całe opowiadanie, więc proszę daj nam później szybko kolejne.<3 Nie wiem, ja się za bardzo wczuwam ff zawsze i jak Leo ma dany charakter, jest smutny lub wesoły, jak jest uroczy, kochany w ff to ja mam od razu tak, że on tak naprawdę. Jak jest smutny to od razu mi smutno jak doda zdjęcie. Co ze mną nie tak hahahah, ważne, że teraz jest HEPI JAA ILE JA NA TO CZEKAŁAM, ŻEBY ONI BYLI HEPI, więc patrząc na nowe zdjęcie od razu mi wesoło, bo myślę, że jest szcześliwy. Chyba nie powinnam czytać smutnych chwil ff.
Rozdział jest cudny, tak uroczo:)))) kocham za tą panią z Mc, eh dobra już, ma być coś dziś wieczorem, więc czekam i NIE PAMIETAM CO CHCIALAM CI JESZCZE NAPISAC, wiec tak uwielbiam i tyle.<3
Ja cię zabije !! nie zgadzam się na to , ok ?
OdpowiedzUsuńPozwól , że wypisze ci teraz powody dla , których nie warto zakończyć fanfiction .
1. Ranisz serce tej osobie .
2. Każdy kto dotrwał do końca ff będzie płakał .
3. Autorka bloga będzie płakać i rozmyje się jej makijaż ( chyba , że się nie maluje , stawia na piękno naturalne )
4. Autorka bloga wskazuje każdego czytelnika na depresję , krótką trwałą .
5. Czytelnicy będę narzekać , że skończyło się ich ulubione itp. ff .
6. Czytelnik przez krótką chwilę nie będzie wiedzieć co ze sobą zrobić .
7. Czytelnik nie będzie mógł w to uwierzyć .
8. Czytelnik będzie chciał popełnić samobójstwo ( czyt. skoczyć z parapetu itp. )
9. Będą niecierpliwie czekać na kolejne ff , które tak się kiedyś zakończy , a oni znów będą narzekać , a ja znów wypisze ci te powody .
10. Czytelnicy będą zasypywać autorkę wiadomościami by dowiedzieć się , kiedy nowe fanfiction .
11. Czytelnicy będą narażeni na chwile popsucie humoru .
12. Czytelnik będzie czytał wkoło całe ff dopóki nie dowie się o nowym ff .
13. Autorka mimo , że nie chce zakończyć bloga , zrobi to , bo ona lubi ranić serca swoim czytelnikom ( taki żarcik :D albo nie ..)
14. Czytelnik będzie sobie wmawiać , że nie wybaczy autorce tego ( wybaczy , kiedy dowie się o nowym blogu )
15. Czytelnik będzie wspólnie z przyjaciółką ( kimkolwiek ) przeżywać to ciężkie rozstanie .
16. Czytelnicy kochają autorkę i rozumieją , że zakończyła ich ff , bo rozumieją , że co dobre ,to się szybko kończy , ale zawsze będzie ' ale ' .
DZIĘKUJĘ ZA UWAGE ! :*
😭😭❤❤❤❤❤❤
Usuń