środa, 2 listopada 2016

35."You needed me to feel a little more, and give a little less."

Bezsenność mnie wykończy.
Obudziłam się około szóstej, a zasnęłam około czwartej. Już dawno nie mam leków i zauważyłam, że lekiem jest alkohol, poważnie. To nic, że nie pamiętam jak dostałam się do swojego łóżka, śpię jak dziecko. Wczoraj chyba wypiłam za mało.
Byłam zmęczona i faktycznie to odczuwałam, ale co z tego, skoro nie mogę zasnąć. To jest męczarnia.
W łóżku leżałam jakoś do jedenastej. Przewracałam się z boku na bok, sprawdzałam social media i znów próbowałam zasnąć.
Na dole usłyszałam krzyki i matko. Wiem co się dzieje i chyba wyskoczę z okna.
Do mojego pokoju wparowała A.K., byłam odwrócona plecami i udawałam, że śpię.
Ostatnio William mądrala uświadomił mnie, że jak się śpi to też oddycha więc tym razem pilnowałam tego.
-Mówiłem, że śpi. -szepnął Will.
Will błagam wygoń ją.
-Śmieszne, nie udawaj Rose, wiem, że nie śpisz. -pociągnęła za kołdrę, a ja odwróciłam się do niej.
-Nigdzie nie idę, jest jeszcze wcześnie.-zakryłam twarz pościelą.
-Wiem, ja przyszłam na śniadanie.
-Czy ciebie nie karmią w domu? -podniosłam głowę.
Serio, tak to wygląda.
-Trudna sytuacja, sama rozumiesz.-wzruszyła ramionami, a ja nie miałam pojęcia czy to żart czy ona tak serio.
Usiadłam na łóżku i szybko założyłam bluzę, która zawsze wisi na krześle.
-Zrobię wam śniadanie.-stwierdził Will i wyszedł.
-Po co ty tu przychodzisz?!
Tak, było to dla mnie mocno niezrozumiałe.
-Chce pomóc.
Wowowowo, wtf? Ona?
-Nie żartuj. -prychnęłam.
-A spierdalaj....
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale usłyszałyśmy śmiechy z dołu.
-Ktoś był w domu? -spojrzałam na nią.
-Nie, jak wchodziłam to wasi starzy wychodzili.
-O nie. -złapałam się za głowę.
-Co?
-Bars and Melody, proszę pani.
-Noi?
-Wczoraj... Była taka sytuacja. Nieważne. Nie chcę go spotkać.
-Ważne, jaka sytuacja? -usiadła obok mnie czekając na jakąś super sytuację.
-Nieważne, to nic.
-Mów!
-Nie!
-Okay,  jak mi powiesz, to ja też ci coś powiem. -przekręciła oczami.
-Co ty mi możesz powiedzieć... Chwila. -uśmiechnęłam się szyderczo. -O co chodzi z A.K. co to za tajemnica?
Może to nic takiego, ale byłam ciekawa ona ma tyle przezwisk, że chyba reaguje już na wszystko. A.K, A., Kitty, słyszałam nawet jak ktoś mówił Ave i skąd to wszystko? Sama robi z tego wielką tajemnicę.
-Nie powiem ci. -zjechała mnie wzrokiem.
-Więc ja też nie.
Patrzyłyśmy na siebie czekając aż któraś się złamie i bum. Wygrałam.
-Jak komuś powiesz, to przysięgam upierdolę ci nogi.
-Słowo harcerza. -położyłam ręce na piersi i czekałam na tą wielką tajemnicę.
-Avril Kate. -powiedziała zaciskając powieki.
-Co Avril Kate?
-Tak się nazywam idiotko. -warknęła.
-Nie... -przekręciłam głową. -Żartujesz? -wybuchłam śmiechem.
-Oh zamknij się. Teraz ty mi powiedz, co się wczoraj stało.-rozkazała i odwróciła wzrok, była czerwona jak burak.
-Avril? Hahahaha mój boże. Czemu twoi rodzice cię tak skrzywdzili? -wytarłam łzy, które pojawiły się przez śmiech.
-Kurwa... To nie jest śmieszne, to jest smutne. -spojrzała na mnie poważnie, próbowałam się powstrzymać od śmiechu, ale po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać
-Dobra, skrzywdzili mnie. Mów teraz ty.
-No więc... -spuściłam wzrok. -Rozmawiałam wczoraj z Charliem i mu się trochę żaliłam noi weszli Will i Leondre. Leondre był bardzo miły... Powiedział mi miłe słowa, przytulił i...
-Nie, nie mów więcej, bo nie mogę słuchać. Jesteś idiotką.
-Pf.
-Oczywiście. Musisz się odkochać, a ja ci pomogę.
-Ale ja go nie kocham. -szybko zaprzeczyłam.
-Okay, w takim razie on musi widzieć, że świetnie sobie radzisz bez niego i masz go w dupie.
-Bo mam. -przytaknęłam.
-Okay, pokażmy co stracił. -wstała.
-Okay. -powtórzyłam jej ruch.
-Misja Nowe Życie Rose, czas zacząć!
Noi zaczęło się.
A.K. zaczęła szukać w szafie jakiś fajnych ubrań, a ja jej na złość, włączyłam godzinną wersje piosenki Avril Laving-Girlfriend i pobiegłam się szybko umyć.
Zrobiłam porządny makijaż: puder, brwi, kreski, rzęsy, brązem, rozświetlacz i uwaga uwaga czerwona, matowa szminka.
Rozczesałam włosy i założyłam ubrania przygotowane przez Kate.



-Idziemy na podryw! -krzyknęła, gdy mnie zobaczyła, a ja teatralnie założyłam wielkie okulary, które kiedyś kupiłam w wesołym miasteczku i zaczęłam się wydurniać.
Pogłośniłam piosenkę i zaczęłam tańczyć. Skończyło się tak, że skakałyśmy po łóżku i śpiewałyśmy Avril.
-Dobra, koniec, bo jestem głodna. -przerwała naszą zabawę i zeskoczyła z łóżka.
Wyłączyłam muzykę i poprawiłam włosy.
-I jak?
-Myślę, że Leondre będzie miał ciasno w spodniach. -stwierdziła, a ja zamknęłam oczy na moment.
Boże, co za człowiek. 
-Chodźmy, muszę wyrwać Willa. -chciała wyjść, ale ją zatrzymałam.
-Wowowo, co?!
-No co? Fajny jest. -powiedziała przez ramię i pobiegła na dół.
Usłyszałam jak się wita z Charliem, tylko Charliem i sama zeszłam.
Rose, dziś jest twój dzień. Dzień bez zmartwień.
Ogarnęłam włosy i zbiegłam po schodach.
-Siemka! -krzyknęłam nawet na nich nie patrząc i poszłam do jadalni, gdzie była już A.K.
-Nie odwracaj się, patrzą. -uśmiechnęła się i zaczęła jest naleśniki chyba ze wszystkimi owocami świata i jakąś białą polewą.
-Wychodzicie?!-zapytał Will.
-Mhm, myślę, że najpierw pójdziemy do moich znajomych, a potem na plaże, jest impreza! -odkrzyknęła mu dziewczyna.
-Impreza? Jutro jest poniedziałek. -szepnęłam ,żeby chłopcy tego nie usłyszeli.
-Jutro jest wolne, bo w naszej szkole jest konkurs czegoś tam. Nie wiem.
Pokiwałam głowa i zjadłam do końca śniadanie.
-Patrz na to. -A.K. puściła mi oczko i wstała od stołu. Wzięłam nasze talerze i poszłam odłożyć je do zmywarki, żeby mieć dobry widok na to co robi.
Avril podeszła do kanapy na której siedzieli chłopcy, oczywiście zwróciła na siebie ich uwagę. Przecisnęła się między kanapą i stolikiem, żeby było ciekawiej tyłem i zrobiła coś czego nawet po niej bym się nie spodziewała. Gdy była naprzeciwko Devriesa, który siedział w środku, schyliła się efektownie po pilot. Devries momentalnie się wyprostował, a ja przegryzłam dolną wargę żeby się nie zaśmiać.
Dziewczyna wyprostowała się i usiadła obok Willa, przełączając kanał.
Pojebana.
Nikt, żaden, nie miał pretensji o to, że wyłączyła ich mecz.
Dołączyłam do nich, ale ja już zwyczajnie usiadłam na fotelu po prawej stronie Charliego.
-Rodzice są?
-Ojciec pojechał do kliniki, a Susan coś tam robi z kwiatkami w ogrodzie przed domem. -wytłumaczył Loczek trochę za długo na mnie patrząc. Charlie co chwilę patrzył na A.K., która założyła swoje zgrabne nogi na siebie.
Czyżby ich onieśmieliła?
Muszę się tego od niej nauczyć.
-O ty jesteś pewnie koleżanką Willa? - weszła mama.
A co ja nie mogę mieć koleżanek?
-Em, właściwie, ja jestem znajomą Rose. Kate, miło mi. -dziewczyna z sympatycznym uśmiechem wstała i wyciągnęła dłoń.
-Susan. Przepraszam, mam brudne ręce, sadziłam kwiaty. - zaśmiała się, a dziewczyna schowała dłoń. -Uczycie się razem?
-Tak. Rose to moja koleżanka z ławki. -powiedziała dumnie. -Ma pani fajny ogródek, widziałam z okna.
-Tak? Dziękuję. Chcesz to ci pokaże?
-Jasne, może coś podpatrzę.-uśmiechnęła się i wyszła z moją mama do ogrodu.
Nie dowierzałam własnym oczom.
-Czy ona była miła? -Charlie zmarszczył brwi.
-Jednak potrafi. -zaśmiałam się.
Poszłam na górę po torebkę do której wrzuciłam portfel, telefon i gaz pieprzowy. Sprawdziłam jak wyglądam i matko. Te ciuchy do mnie nie pasują.
Odwróciłam się od lustra i pobiegłam na dół.
-Rose masz tu pieniądze.- mama wskazała na półkę i poszła na góre do łazienki. Spojrzałam pytająco na A.K.
-Powiedziałam jej, że nocujesz u mnie.
Hm, ciekawe czy będę miała co jeść.
-Rose możemy pogadać?- spytał Will, oczywiście się zgodziłam i poszliśmy do kuchni.
-O co chodzi?
-Dzisiaj będzie na trzeźwo?- mówił szeptem, bo z pozostałymi dzieliło nas kilka metrów i blat.
-No jasne.- uśmiechnęłam i chciałam już iść, ale złapał mnie za rękę.
-Wyglądasz na prawdę dobrze.-uśmiechnął się ciepło.To było miłe.
-Dziękuję.-odwzajemniłam gest.
-Uważaj na siebie i jakby coś to dzwoń nawet w nocy.
Jezu, on jest taki kochany.
Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
-Kocham cię Will.
-Ja ciebie też Mała. Baw się dobrze.
Ostatni raz się do niego uśmiechnęłam i razem z A.K. wyszłam z domu.
Mieszka cholernie daleko, jechałyśmy dwoma autobusami. Dwoma!
W drodze trochę zastanawiałam się, jak często ona bywa w domu. Gdy spała u mnie nawet nie dzwoniła do rodziców, żeby poinformować gdzie jest i chodzi chyba po wszystkich domówkach w mieście.
Zatrzymałyśmy się przed domem pokaźnych rozmiarów...co ja pieprze, on był po prostu ogromny!
Weszłyśmy na posiadłość, a potem do domu. 
Wszystko było jak w pałacu, wielkie marmurowe schody w centrum, na ścianach zdjęcia rodzinne, kilka drzwi na piętrze i w sumie tyle można było dostrzec z holu, bo tego nie da się nazwać korytarzem. 
I ona mi kurwa wyjada jedzenie z lodówki. 
Zaczęłam oglądać zdjęcia rodzinne i cholera...
***
*LEO*
Kilka godzin spędziliśmy z Charliem na próbie z zespołem, on wrócił do Willa, a ja... Ja musiałem wiedzieć co robi Rose. Muszę wiedzieć, czy wszystko okay, czy jakiś chłopak ją całuje i o mój boże. 
Czy to już obsesja? Jestem stalkerem? 
Nieważne. 
Na plaży byłem po północy, bo mama nie chciała mnie wypuścić. Szlaban za alkohol. Ostatnio za często się zdarzało. 
Impreza była już rozkręcona. Było ognisko, alkohol i ludzie zebrani w grupki. 
Nie trudno było znaleźć Rose, razem z Kate były najgłośniejsze. Podejrzewam,  że się narombały, bo siedziały na baranach u jakiś gości, którzy biegali po całej plaży, a one krzyczały, śmiały się i śpiewały. 
Wziąłem jedno piwo i usiadłem na piasku. 
Chciałbym się z nią tak bawić. Żeby śmiała się dzięki mnie. 
Po jakimś czasie ten chłopak usiadł na piasku z Rose na kolanach i zaczęli się całować. 
Starałem się nie patrzeć w tamtą stronę, wiem, że nie mam prawa niczego jej zabraniać, ale nie zmienia to faktu, że to cholernie boli. 
Poszedłem po kolejne piwo i chciałem wrócić na swoje miejsce, ale tego było już za wiele.
Nikomu, przysięgam nikomu, nie pozwolę dotykać Rose. Ten frajer bezwstydnie dotykał swoimi brudnymi łapami jej całego ciała.
Odłożyłem piwo z powrotem do lodówki i ruszyłem w ich stronę. 
Byli tak zajęci wymienianiem śliny, że nawet mnie nie zauważyli, po prostu złapałem Rose w pasie i "pomogłem" jej wstać. 
-Co do chuja? -warknął chłopaka.
-Jeszcze raz ją dotkniesz, a upierdolę ci ręce. Chodź.- pociągnąłem Rose za rękę, ale ani drgnęła.
-Chyba sobie żartujesz...Nigdzie nie idę.- założyła ręce na pierś.
-Nie denerwuj mnie Rose, bo...
-Bo mnie uderzysz?- dokończyła za mnie, a cała moja złość nagle gdzieś wyparowała.
Poczułem się dziwnie. Prawie tak źle jak wtedy, gdy ze mną zerwała.
Bolało.
-Nie mów tak. Nigdy w życiu bym cię nie uderzył.- powiedziałem cicho i głośno przełknąłem ślinę.
-Tak? Bo wydawało mi się, że już raz próbowałeś to zrobić.
-Nie zrobiłem tego.
-Próbowałeś.
-To nie to samo.
-A bolało tak samo.
***
Will napisał, że wychodzi ze znajomymi do muzeum. Tak do muzeum, mimo, że jest głupi, to jest ciekawy świata. I w sumie jako dziewczyna mogę powiedzieć, że to jest pociągające. Fajnie jak facet coś wie i może opowiedzieć ci coś ciekawego, ty myślisz, że jest inteligentny, a on po prostu raz był w muzeum. 
Nie mam pojęcia jak się tam znalazłam, ale spałam u A.K. w sumie fajna laska. Różnimy się pod każdym względem, ale czasem dobrze się dogadujemy. No właśnie czasem. 
Zjadłam u niej śniadanie, o dziwo miała pełną lodówkę i poszłam do domu knuć plan. 
Zadzwoniłam do ośrodka Michaela i dowiedziałam się, że teoretycznie mogłabym go zobaczyć, ale on tego nie chce. Jego lekarz to jakiś spoko gość, powiedział żebym przyjechała w weekend, bo dobrze mu zrobi widzenie z siostrą. Bo jestem jego siostrą. 
Zeszłam na dół po coś do jedzenia. 
-Jak tam było u Kate? -spytała mama. 
Bo ją to akurat interesuje.
-Dobrze. 
-Umówiłam cię do lekarza na jutro, załatwimy jakieś leki nasenne, nadal się nic nie zmieniło?
Wzięłam banana i pokręciłam głową. Usłyszałam dzwonek, więc wypadało zobaczyć kto to. 
Tego widoku się nie spodziewałam. Przed drzwiami stał Devries z płaczącym dzieckiem na rękach. 
-Hm, ma twój nos. -stwierdziłam i ugryzłam banana. 
-He, he. Rozmawiałem z Willem i powiedział, że jak do ciebie zadzwonię to mam pięć procent szans na twoją pomoc.
Machał tym dzieckiem jak workiem. Wyglądał śmiesznie. 
-Nie zadzwoniłeś więc został ci jeden procent. 
-Just be hopeful, nie? -zaśmiał się ale widząc moją minę spoważniał.
-Fuck off to tekst mojej piosenki. -chciałam zamknąć drzwi, ale mama oczywiście musiała interweniować. 
-O Leo, cześć. A kto to? Wejdź. 
Wpuściła go do środka. 
Błagam nie. 
-Dzień dobry. -wszedł a mnie od razu zaczęła boleć głowa od płaczu. 
-Rose pomóż mu z tą małą, ja idę ogarnąć w ogrodzie. -oznajmiła i poszła za dom. 
Super, trawę będziesz odkurzacz?
-Zrobiłeś jak jeszcze byliśmy razem, serio? Tego się nie spodziewałam. -usiadłam na kanapie kończąc jeść. 
-To nie śmieszne. Lila to córka Bena. 
Ah, jego brata. Nie znam go, ale skoro pozwolił Devriesowi opiekować się dzieckiem, to do najmądrzejszych nie należy. 
Usiadł a ja przyjrzałam się płaczącej dziewczynce. 
-Jak mam ją uspokoić, płacze już pół godziny. 
Westchnęłam, odłożyłam skórkę po bananie na stolik i wzięłam od niego dziecko. 
-Cześć słońce. -powiedziałam przesłodzonym głosem i wstałam. 
Wystarczyło, że trochę z nią pochodziłam, zaczęłam do niej mówić i się uspokoiła. 
-Karmiłeś ją? 
-Czym niby? -spojrzał na mnie przerażony. 
-Serio Devries? 
-Skąd miałbym wiedzieć co jedzą dzieci? 
-Piją? Mleko? Durniu?
-O MATKO. No tak. 
-Masz to w domu? 
-Taak, Ben mi wszystko zostawił. Błagam pomóż mi z nią.
Poszłam z nim, ale tylko ze względu na Lilkę, gdyby nie ja biedne dziecko umarłoby z głodu. 
Leondre robił jej mleko, a ja chodziłam z nią od okna do okna. 
-Jest bardzo spokojna, lubi jak się z nią rozmawia. -uśmiechnęłam się do dziewczynki. 

*LEO*
-Ile ona ma? -spytała kiedy przyniosłem mleko.
-Pół roku. Proszę. -podałem jej butelkę. 
Wyglądała tak uroczo. 
Usiadła na kanapie i dała dziewczynce mleka. 
-Dlaczego zostawili cię z pół rocznym dzieckiem? 
-Musieli jechać na zakupy, a Lilka już zasypiała.-usiadłem obok niej. 
-Czyli jest zmęczona. Jak wypije, położysz ją spać i będzie okay. -wytłumaczyła i przekazała mi Lilke, która od razu zaczęła płakać. 
-Nie chcesz do niego? Też bym nie chciała, za mocno się wypryskał perfumami.-z powrotem położyła dziewczynkę, która patrzyła na nią wielkimi oczami, na swoje kolana.-Wypijemy mleko i położymy się spać, co? 
-Ona i tak nie rozumie. 
-Rozumie.-pogłaskała dziewczynkę po policzku. -Lubi jak się z nią rozmawia. -stwierdziła z uśmiechem. 
-Wyglądasz uroczo.
-Tak? Powinnam sobie sprawić dziecko? 
Ha, co?!
-Co?! Nie, nie o to mi chodziło. Boże... Nie planujesz, prawda? 
-Uspokój się, żartowałam. Mam siedemnaście lat. -podała mi pustą butelkę. -Gdzie będzie spała? 
-Um, u mojej mamy w pokoju. -zaniosłem butelkę do kuchni, a Rose z małą poszła na górę, ciągle z nią rozmawiając. 
Rose chodziła po pokoju jakieś 15 minut nucąc jakieś piosenki pod nosem. Leżałem na łóżku i przyglądałem się jej. 
Miałem ochotę wstać i po prostu ją przytulić. Przytulić i nigdy nie puścić, zamknąć ją w pokoju, żeby była tylko moja. 
Czy ja jestem psychiczny?
Po jakimś czasie Lilka zasnęła, a Rose położyła się z nią na łóżku obok mnie. 
Długo nie napatrzyłem się na nią, bo nagle wstała powiedziała cicho "muszę iść" i wyszła z pokoju. 
Błagam, teraz gdy mam cie tylko dla siebie? 
Pobiegłem szybko za nią i złapałem jak zakładała buty. 
-Zaczekaj, może zostaniesz jeszcze na chwilę? 
Spojrzała na mnie jak na debila. 
-Nie, dziękuję.- odwróciła się w stronę drzwi. Szybko złapałem za jej nadgarstek, który wyrwała. Faktycznie mogłem złapać za mocno. 
-Czego chcesz?! -odwróciła się do mnie. 
-Ja tylko... Jak sobie radzisz? -jej mina momentalnie złagodniała i spuściła wzrok na swoje buty. 
-Źle. -spojrzała na mnie i otworzyła drzwi. 
-O Rose. Cześć. -przed drzwiami stała moja mama, Ben i jego żona. -Wychodzisz? Zostań jeszcze trochę, będziemy robić grilla, wpadnie Karen z Charliem. Będzie miło. 
Rose poprawiła włosy i przepuściła wszystkich. 
-Właściwie... 
-Nie chce słyszeć żadnych wymówek, jestem ciekawa co tam u ciebie słychać. 
Rose odpuściła i zdjęła buty. 
Ben i jego żona przedstawiali się a ja pobiegłem za mamą i pocałowałem ją w policzek. 
-Kocham cię. 
-Mam nadzieję, że wasze zerwanie nie jest twoją winą, bo wyjdę na głupią pomagając ci. -spojrzała na mnie surowo, a ja to przemilczałem, bo co miałem powiedzieć. 
Do kuchni weszła Rose z Melanie. 
-Leondre przynieś zakupy. 
Pomogłem Benowi, który wypytywał się jak mi idzie z Rose. Chyba wszyscy wiedzą o tym jak jest ze mną i Rose. Znaczy wiedzą, że zerwaliśmy, a ja jak głupi staram się ją odzyskać. 
Taa głupi, jak miałbym przestać ją kochać? 
Nie boję się tego mówić, bo jestem pewien tego w stu procentach. Kocham ją, że aż boli. 
Wziąłem już ostatnią torbę i akurat przyszli Charlie z Karen. 
-Siema stary, błagam powiedz, że jest coś do jedzenia, bo jest już pora mojego drugiego obiadu. -chłopak uderzył mnie w ramię.
-Cześć Karen. -uśmiechnąłem się. -Wszyscy są w środku. 
-Może pójdę pomóc. -weszła do środka, a za nią blondyn. 
-Charlie zaczekaj! -pobiegłem za nim, bo chciałem mu wytłumaczyć o co chodzi. Nie jest zadowolony tym, że staram się znów zbliżyć do Rose. 
Nie zdążyłem go zatrzymać zanim zobaczył Rose. 
-O. Rose. -spojrzał na mnie zaskoczony, a potem znów na dziewczynę, która robiła sałatkę. 
-Cześć Charlie. 
-Przyszłaś. -jakby oznajmił i podszedł bliżej, zabrał kawałek pomidora i oparł się o blat. 
-Była u Leo, więc zaprosiłam ją na grilla. -wytłumaczyła moja mama. 
-O super. Mogę cię na chwilę porwać? -blondynka nie zdążyła odpowiedzieć, bo chłopak wyciągnął ją do ogrodu. 
Byłem wkurwiony. Jeżeli chodzi o Rose nie ufam Charliemu. Ona zawsze miała do niego słabość, a on nie ukrywa, że Rose mu się podoba. 
Nie będą ze sobą rozmawiać, na pewno nie przy mnie. 
Wziąłem napoje i poszedłem do ogrodu im przerwać. 
Stali na trasie, a gdy mnie zobaczyli ucichli. Po prostu zaniosłem napoje na stół. 
-Pójdę dokończyć tą sałatkę. -stwierdziła i weszła do domu, a ja zatrzymałem Charliego. 
-Słuchaj jeżeli się dowiem, że ty i Rose za moimi plecami... Lepiej powiedz mi teraz. -przycisnąłem go do ściany. 
-Powinieneś się leczyć Leondre. -odepchnął mnie i poprawił ubranie. -Nie powinieneś jej tu zapraszać. -powiedział poważnie i poszedł do domu. 
***
Wszyscy już zjedliśmy, oprócz Charliego, który ciągle dokładał sobie i Rose na talerz.
-Charlie na prawdę nie dam już rady. 
-Musisz dotrzymać mi towarzystwa, bo dziwnie się czuję jak sam jem. 
Wszyscy się zaśmiali, a Rose powiedziała "przepraszam" i odeszła od stołu, żeby odebrać telefon. 
Pod czas rozmowy była zdenerwowana, tak zdenerwowana że jej policzki zrobiły się czerwone. Po kilku minutach wróciła tylko po to żeby oznajmić, że musi iść. 
-Na pewno nie zostaniesz jeszcze? -przekonywała ją mama. 
-Było bardzo miło, ale niestety. 
W sumie jeszcze mam szanse pobyć z nią sam na sam. 
-Odprowadzę cię. -powiedziałem w tym samym czasie co... Charlie. 
Wszyscy na nas spojrzeli, a my staliśmy jak idioci patrząc na siebie. 
-Ym, było bardzo miło, dziękuję. -uśmiechnęła się speszona dziewczyna. -Do widzenia. -spuściła głowę i wyszła z ogrodu, a my za nią. 
Szliśmy w tej niezręcznej, krępującej ciszy, coś okropnego. 
-Coś się stało? -spytał w końcu Charlie. 
-Nie, dlaczego? 
-Przecież widzę. Kto do ciebie dzwonił? 
-Nie chcecie tego słuchać, to nic ważnego. 
-Jeżeli nic ważnego to przecież możesz powiedzieć.-spojrzałem na nią i spotkałem jej wzrok, chwilę to trwało,a może po prostu mi się wydawało. 
-Michael pobił jakiegoś chłopaka. -wydusiła patrząc przed siebie. 
-Był kiedyś agresywny w stosunku do ciebie? -palnąłem i byłem pewien, że spojrzeli na mnie jak na ostatniego debila. 
-Nie...w ogóle nie jest agresywny, zawsze woli załatwić wszystko dyplomatycznie. Zrobił to żeby się ze mną nie spotkać, jestem tego pewna. Dowiedział się, że chcę przyjechać i żeby nie mieć spotkań zrobił to co zrobił. 
-Dlaczego?
-Bo mnie nienawidzi. Zamknęłam go w ośrodku dla ćpunów, jestem okropna. 
-To dopiero pierwsze dni, z czasem się ogarnie. -stwierdził Charlie. 
-Może masz rację. Nie wiem. Zadzwonię do jego terapeuty i będę błagać o to spotkanie. -zaśmiała się i zatrzymała przed swoim domem. -Dzięki, to do zobaczenia. -uśmiechnęła się i zaczęła iść w stronę domu. 
-Zaczekaj!-odwróciła się trochę poirytowana. -Może, byśmy... -podrapałem się po karku. -Wyjdźmy gdzieś razem. -wyprostowałem się czekając na jej reakcję. Zmarszczyła brwi i chwilę myślała. 
-Leondre... 
-To nie jest randka. -uniosłem ręce. -Po prostu chce porozmawiać, dowiedzieć się co u ciebie. -uśmiechnąłem się lekko. 
-Em, no dobra. -bardziej spytała i patrzyła na mnie zaskoczona. 
-Przyjdę po ciebie jutro, o szóstej? Hm? 
-Tak, jasne. -przytaknęła, chwilę na mnie patrzyła a potem odwróciła się i weszła do domu. 
-Leondre nie... 
-Oh zamknij się. Mam dość słuchania od wszystkich o tym co powinienem a czego nie. Chcę się z nią spotkać i to zrobię, czy ci się to podoba czy nie. 
-Jestem twoim przyjacielem i chcę cię po prostu ostrzec. 
-Przyjacielem?! Heh. Mój przyjaciel nigdy w życiu nie przystawiałby się do dziewczyny którą kocham! Może dać sobie spokój chcę tylko wiedzieć co u niej, czy daje sobie radę, nie skrzywdzę jej kolejny raz. -odwróciłem się na pięcie i chciałem odejść, Charlie zaczyna mnie już wkurwiać. 
-Jesteś popierdolony... Czy ty kurwa nie widzisz, że nie robię tego tylko dla niej, ale przede wszystkim dla ciebie?! Rose jest moją przyjaciółką, nie pochwalam tego co jej zrobiłeś, ale przede wszystkim TY jesteś moim pojebanym przyjacielem do kurwy! Nie widzisz, że to wszystko nie tylko niszczy ją, ale też ciebie?! Nie widzisz kurwa?!
Trochę mnie zatkało. Odwróciłem się i spojrzałem na czerwonego blondyna. 
-Błagam tylko nie mów, że się we mnie zakochałeś...-uśmiechnąłem się perfidnie, ale on chyba nie miał ochoty na żarty.
-Spierdalaj. -warknął i zaczął iść w stronę naszych domów. 
-Żartowałem przecież. -dogoniłem go. 
-Śmieszne. 
-Słuchaj. Fajnie, że się o mnie martwisz i dajesz rady jako ten "starszy bardziej doświadczony", ale nie odpuszczę sobie Rose chodź by nie wiem co. Nie odpuszczę sobie dopóki nie będę pewien, że zrobiłem wszystko żeby ją odzyskać. Po prostu nie mogę. Próbowałem sobie odpuścić, ale gdy nie widzę jej dłużej niż jeden dzień wyżera mnie od środka. Muszę mieć ją blisko. 
Blondyn spojrzał na mnie poważnie, ale wiedziałem, że mnie rozumie.
-Więc po co to wszystko? Dlaczego ją zdradzałeś, dlaczego chciałeś ją uderzyć? 
-Nie mam pojęcia co ja sobie myślałem, ale przez to wiem, że przy żadnej z tych dziewczyn nie czułem się tak jak przy niej. W końcu stała się moją obsesją, bałem się, że każdy chcę mi ją odebrać. Jeremy, ty, nawet Will. To było chore wiem, ale nic na to nie mogłem poradzić. Chciałem żeby była tylko moja, żebym nie musiał się nią dzielić z nikim innym. Teraz wszystko się popieprzyło, nie mogę jej mieć nawet na chwilę. To właśnie moje marzenie mieć ją chociaż przez chwilę tylko dla siebie. 
Na chwilę zapadła cisza. To co powiedziałem było głupie. 
-Pomogę ci. -odezwał się w końcu a ja oniemiałem. 
-Cco? 
-Pomogę ci młody, ale tylko jeżeli mi obiecasz, że ona nigdy, przenigdy nie będzie przez ciebie płakała. 
-No jasne, przyrzekam, obiecuję. O ja Charlie kocham cię!-przytuliłem go podekscytowany. 
-Błagam... Nie mów, że się zakochałeś we mnie... -przedrzeźnił. 
-Spierdalaj. Wolę brunetki. 
-Rose jest blondynką. 
-Jej moje preferencje co do wyglądu nie dotyczą. Ona zawsze jest śliczna. 
***
*ROSE*
Od razu po szkole pojechałam na pobranie krwi i jak dobrze pójdzie to George załatwi mi leki na sen. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się normalnie zasnąć bez użycia alkoholu. 
Heh, mogłabym pić codziennie żeby tylko zasnąć, bo na prawdę czuję się coraz gorzej, ale przecież mam tylko siedemnaście lat. 
Niedługo osiemnasta, więc poprawiłam makijaż i przebrałam się.


Stwierdziłam, że zmienię trochę swój styl i schowam na dno szafy wszystkie sweterki. 
Gotowa zeszłam na dół. Zdziwiłam się widząc Willa, miało go nie być. 
Mam przejebane. 
-O, myślałam, że wchodzisz. -powiedziałam obojętnie i wzięłam gumę z paczki, która leżała na blacie. 
-Miałem, ale strasznie boli mnie głowa, więc chyba zaraz się położę. -odwróciłam się do niego, lustrował wzrokiem całe moje ciało. -Wychodzisz z A.K.?
-Nie. Tak sobie wychodzę... Na spacer. -uciekłam od niego wzrokiem. 
-Sama? 
-Sama. 
-Dlaczego kłamiesz? 
-U mnie w pokoju są tabletki przeciwbólowe jeżeli chcesz. 
-Nie zmieniaj tematu. Historia lubi się powtarzać, co? 
-Co? -spojrzałam na niego marszcząc brwi, kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi. 
-Wymykasz się i nie chcesz powiedzieć gdzie, idziesz z Devriesem, prawda? -spuściłam wzrok ze wstydu. -Wiesz, że... 
-Już nigdy nie będzie mnie z nim nic łączyło. 
-Wymykasz się, mówisz, że nigdy nic nie będzie, potem będziecie coraz bliżej, aż w końcu będę ocierał twoje łzy. Znasz to już, prawda? -mówił spokojnie co wywołało u mnie wyrzuty sumienia, że sama sobie to robię. -Nie będę cię powstrzymywał, bo wiem, że to nic nie da. Pamiętasz? Obiecałem ci, że nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, jeżeli zobaczę, że to idzie za daleko, postaram się żebyś nie zobaczyła go więcej na oczy. 
Przełknęłam głośno ślinę i poszłam się do niego przytulić. 
-Wiesz co mnie niszczy? Niewiedza. Chcę dowiedzieć się dlaczego zmarnował mi taki kawał życia. Chce go wysłuchać i wybaczyć, bo mam już dość oskarżania go o każde moje niepowodzenie, ale żeby wybaczyć muszę go wysłuchać. 
-Po prostu pilnuj swoich uczucia Mała. -pocałował mnie w czoło. 
-Jesteś kochany. -usłyszałam dzwonek do drzwi. -Miłego wieczoru. -uśmiechnęłam się lekko i poszłam otworzyć drzwi. 
Leondre wyglądał jakby właśnie wyszedł z salonu fryzjerskiego i chyba wyszedł, bo jego włosy były krótsze i ułożone do góry. Miał na sobie czarne spodnie bez dziur i szarą bluzę bez kaptura. Wow, gdzie się podziały te powyrywane na kolanach spodnie i wielkie bluzy?
-Cześć. -zlustrował mnie wzrokiem tak jak ja jego. 
-Hej. 
-Ślicznie wyglądasz. 
-Chodźmy. -wyszłam i zamknęłam drzwi. 
-Jesteś głodna?
-Ym, nie bardzo. 
-To... Zaprzyjaźniłaś się z Kate? 
-Nie przyjaźnimy się, po prostu jest... Chciałam powiedzieć miła, ale sam rozumiesz. -zaśmialiśmy się. 
-Tak, jest zupełną odwrotnością ciebie. 
Ona jest ładna, a ja nie? 
-Możliwe. Nie, na prawdę jest fajną osobą, chyba jedyną w szkole. 
-Aż tak źle? 
-No wiesz, nie chodzę do szkoły dla znajomych. Odbębnię te kilka godzin i wracam do domu. 
-A jak przeżyłaś wycieczkę szkolną? -zaśmiał się. -Było lepiej niż w tamtym roku? 
-Heh, no właśnie lepiej. Nie spędziłam tam nawet jednej nocy. -chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie. 
-Jak to? 
-Pobiłam mojego kolegę z klasy. -podrapałam się po głowie, a on wybuchł śmiechem. 
-Nie żartuj! Boże Rose. Nie poznaję cię. Co on ci takiego zrobił? 
-Wyśmiewał się z grubszej dziewczyny i musiał zareagować. Potem mnie dotknął, a ja wiesz... 
-Wiem. -po prostu przytaknął. 
-Wkurwiłam się i rzuciłam się na niego, A.K. zdenerwowała się, że chciał mi oddać i zaczęło się. 
-Biedny chłopak.- stwierdził- A.K. to maszyna do zabijania. -zaśmiałam się. -Ale faktycznie mu się należało. Tak zaczęłaś się z nią zadawać? 
-Nie, nienawidziłam jej. Raz załatwiła mi podwózkę do domu, potem wyciągnęła na imprezę, pamiętasz? 
-Jak obściskiwałaś się z tym gościem? Trudno zapomnieć. 
-Tak, byłam zła że mnie zostawiła i pobiłyśmy się o to. 
Chłopak wytrzeszczył oczy. 
-Może zapisz się na boks, za dużo agresji w tobie. 
Przemilczałam to. 
-A.K. jest ostro popierdolona i przyszła do mnie na obiad, noi jakoś wyszło. -wzruszyłam ramionami. 
-Wow. Zawsze wiedziałem, że ona ma na bani. 
-Pasujecie do siebie. -stwierdziłam.
-Ja i ona? -zdziwił się. 
-No jasne. Zawsze lubiłeś brunetki z kręconymi włosami. Charaktery też macie podobne, lubicie cotygodniowe imprezy, alkohol...
-A więc to dlatego? -powiedział zdumiony.-Przefarbowałaś włosy, bo ja lubię brunetki? -spojrzał na mnie a jego oczy zaświeciły się.
Czy jestem głupia? Tak,  jestem. 
Po prostu w tych najgorszych dniach gdy miałam doła i myślałam o tym jak go nienawidzę i nie chcę żeby próbował do mnie wrócić pomyślałam, że jak przefarbuję się to mu się nie spodoba. 
Głupia. 
-Nie myśl sobie, że przez ciebie zmieniam całe swoje życie. 
-Muszę ci powiedzieć, że jako blondynka nadal jesteś śliczna. 
-Leo...
-Dobra, przepraszam. To może powiesz coś o tym Michaelu? 
-Pewnie tak jak wszyscy myślisz, że mnie wykorzystał czy coś, ale nic z tych rzeczy. Wtedy, gdy... -spuściłam wzrok. -Tamten facet... 
-Nie musisz o tym mówić. -spojrzał na mnie smutno i potarł moje ramię. 
-Pomógł mi wtedy. Potem pozwolił mi u siebie zostać, znalazł pracę, potrafił pomóc mi samą rozmową. Powinien pójść na studia psychologiczne.-zaśmiałam się. -Dużo mu zawdzięczam. 
-zacisnęłam wargi. -A co u ciebie? Co się dzieje w wielkim świcie Barsa? 
-Teraz jeszcze jest luz, a później kilkumiesięczna trasa. 
-Słyszałam waszą ostatnią piosenkę, jesteście coraz lepsi. 
-Mhm, mamy dużo lekcji z nauczycielami, ogólnie za dużo. 
-Pomyśl z tej strony, że spełniasz marzenia. 
-Marzenia wymagają wyrzeczeń. Nawet jak mam wolne nie mogę przestać myśleć o tym, że jutro mam koncert, czy uda nam się wypuścić kolejną płytę, czy ktoś ją kupi, co jeszcze mogę zrobić żeby było lepiej...
-Kiedyś będziesz się cieszył. Ty będziesz robił to co kochasz a inni to co muszą. 
-Może masz rację, ale jednak to trochę za dużo dla mnie. 
Doszliśmy do parku i zajęliśmy jedną z ławek. 
W parku była tylko młodzież, która ukrywa się przed rodzicami z paleniem. 
-Wszyscy się o ciebie pytają... W szkole. 
-Ludzie to jednak są podli... Najpierw wbiją ci nóż w plecy, a potem pytają co się stało. 
-Jedyne co możemy zrobić to nie być tacy jak oni... Przynajmniej się starać.
To śmieszne, że człowiek np. Leondre wie co jest złe, czego nie powinien robić i nadal to robi.
-Rose... -zaczął po chwili i złapał mnie za dłoń co było dla mnie niestosowne, więc ją zabrałam. -Wiem, że nigdy nie było wystarczająco między nami, nawet, gdy byliśmy razem, ale chciałbym żeby było dobrze. Chciałbym móc z tobą porozmawiać o wszystkim i wyjść czasem na spacer. Nie mam nawet prawa wyobrażać sobie nas jako pary, ale po prostu chce być blisko ciebie. Nigdy w życiu nawet nie pomyślałem żeby cię uderzyć. Nie zrozumiesz tego, bo nawet ja sam tego nie rozumiem, cały czas myślałem tylko o tym, że mogę cię stracić. Byłem wściekły za każdym razem gdy twój uśmiech wywoływał ktoś inny ode mnie, bo to szczęście chciałem dawać ci tylko ja. Doszło do tego, że sam odebrałem sobie ciebie i będę żałował tego do końca mojego pieprzonego życia. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że traktowałem cie jak swoją własność, że podniosłem na ciebie rękę i nie było mnie przy tobie, gdy cierpiałaś. -gdy na niego spojrzałam miał zaszklone oczy, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że on na prawdę żałuję.
Przecież ludzie popełniają błędy.
-Wiesz o czym najwięcej myślałam? -spojrzałam przed siebie. -O tym, że mnie kochasz. Jak można krzywdzić osobę, którą się kocha? Jak można pokazać jej, że jest nic nie warta i wiesz do jakiego wniosku doszłam? - wróciłam wzrokiem do niego. -Że już nigdy w życiu nie chcę usłyszeć tych słów, bo one gówno zaczął. Tylko nas zaślepiają. Myślimy, że to jest prawda oddajemy tej osobie całe nasze serce, by potem zostało ono porwane na strzępy. Nie ma takiego czegoś jak miłość. 
Patrzył na mnie z bólem w oczach, a ja kompletnie nic nie czułam. Wszystko było mi obojętne. 
-Nie możesz tak myśleć. Kochałem cię i kocham przez cały ten czas, gdy ludzie mówią, że jestem idiotą próbującym osiągnąć coś straconego i wiesz co? Jestem pewien, że ty mnie też kochasz, widziałem to w twoich oczach, gdy mówiłem ci, że wszyscy będzie dobrze. I tak będzie, będziesz szczęśliwa, my będziemy, ale tylko i wyłącznie razem, bo najbardziej cierpimy przez to, że nie jesteśmy razem. 
-Jesteś idiotą Leondre. Już nigdy nie będzie jak dawniej. 
-Masz rację, będzie lepiej. Postawiłem to sobie za cel i go osiągnę bezwzględu na wszystko. 
Nie miałam już nic więcej do powiedzenia, bo wiedziałam, że ta rozmowa nie ma sensu. Ja widzę prawdę a on brnie w swoje zakłamane, egoistyczne "marzenia".
-Możesz już mnie odprowadzić? Nie chcę się kłócić... -wstałam i poprawiłam włosy. 
-Ja też nie chcę się kłócić. -powierzył mój ruch. -Wszystko sobie wyjaśniliśmy i koniec tematu. A teraz mogę cię przytulić? -rozłożył ramiona i uśmiechnął się szeroko. 
-Możesz. -przekręciłam oczami i go przytuliłam. Pachniał tak dobrze. 
W pewnym momencie jego dłoń wślizgnęła się w moją tylną kieszeń od spodni. -Leondre. Łapy. 
-Przepraszam niechcący. -Zaśmiał się. 
-Głupek. -odsunęłam się od niego. 
-Między nami okay? 
-Okay.-uśmiechnęłam się. -Możemy iść?
-Jasne. -objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do jego boku. 
Nie wiem czy dobrze robię. Może takimi małymi gestami robię mu nadzieję? 
Przechodziliśmy obok grupki chłopaków, nie zwróciłam na nich specjalnie uwagi, po prostu spuściłam wzrok, ale nas zatrzymali. 
-Stary, nowa laska? -zaśmiał się jeden z nich. Leondre się zatrzymał i stanęliśmy do nich przodem. 
Jeremy. 
Uśmiechnęłam się szeroko, a on patrzył na mnie jak na debilkę. 
-Stara i nie dziewczyna. -podniosłam wysoko głowę. 
-O matko! Rose?! Jaka ty śliczna się zrobiłaś! -podszedł do mnie i mocno przytulił. 
-A wcześniej nie byłam?-zaśmiałam się z nim. -Ty też wyprzystojniałeś. 
-Co się z tobą w ogóle działo?! Jak się trzymasz? -spytał jakby nie widział mnie dziesięć lat.
-Wszystko dobrze, przeniosłam się do innej szkoły. A co u ciebie?
-Nie mogę się na ciebie napatrzeć. -objął mnie ramieniem. -Dobrze ci w blondzie. U mnie po staremu... Może byś wpadła jutro do mnie na piwko czy coś?
-Emm, jasne, czemu nie. -zmieszałam się ale on nawet tego nie zauważył. 
-No to fajnie. Tylko wiesz... Zrywamy się. -uniósł kącik ust. 
-O nie, no dobra. Poproszę żeby Will mnie podrzucił. Tylko musisz dać mi swój adres. 
-Napiszę do ciebie wieczorem. 
-Usunęłam facebooka, ale dam ci swój numer. 
Chłopak już wyjął telefon żeby zapisać numer, ale wtrącił się Leondre, przyciągając mnie do swojego boku. 
-Też wpadnę, znam twój adres. -kiwnął głową. -Musimy już iść. Do jutra. -machnął ręką i popchnął mnie.
-Pa. -pomagałam z uśmiechem ręką. 
-Co to miało być do cholery?!-warknęłam jak byliśmy już daleko od nich. 
-Co? Nic. -pokręcił głową a ja zabrałam jego rękę z moich ramion. 
-Jesteś zazdrosny Devries! -byłam zła jego zachowaniem, co on sobie wyobraża do cholery?! 
-Zawsze będę. 
-Nie możesz! Nie jesteśmy razem! Chcę znaleźć sobie chłopaka, a ty mi odstraszasz potencjalny materiał! 
-Chłopaka? -zaśmiał się krótko.-Nie ma mowy. 
To musiało wyglądać tak głupio, Devries szedł tak szybko, że musiałam podbiegać, gdy tylko coś mówiłam. 
-Dlaczego?! Ugh, nienawidzę cię. -wkurwiłam się i po prostu usiadłam na środku drogi. 
Brunet odwrócił się i gdy mnie zobaczył wyrzucił głowę do tyłu, a potem szybko do mnie podszedł. 
-Znajdź frajera który będzie cię kochał bardziej niż ja to pogadamy. -Powiedział uprzednio ściskając moją twarz aż zrobiłam dziubek. 
-Trudno szukać jakiegokolwiek jeżeli nie pozwalasz mi z żadnym rozmawiać. 
-Pech. Wstawaj idziemy. -rozkazał, ale ani myślałam wykonać polecenia. 
-Pierdol się. 
-Co ty powiedziałaś?! -warknął a mi aż zrobiło się gorąco ze strachu. Gdy się zbliżył zamknęłam powieki, ale zamiast uderzenia poczułam jak mnie podnosi.-Trzeba podtęperować twój języczek, za mocno pyskujesz. -przerzucił mnie przez swoje ramię i uderzył w tyłek. Nienawidzę, gdy ktoś tak robi. 
-Leondre puszczaj mnie. -rozkazałam zła, ale on chyba mnie nie zrozumiał, bo znów mnie uderzył i zaśmiał się. -Leondre do cholerny! Pojebało cię?! Postaw mnie w tej chwili na ziemię! Nie masz prawa mnie dotykać! -wydarłam się chyba na całe miasto, a on przestraszony odstawił mnie na ziemię. -Nie rób tego nigdy więcej! 
-Rose spokojnie... -zbliżył się do mnie, a ja odsunęłam.
-Żadne spokojnie! Nie pozwalam ci robić tego nigdy więcej! 
Próbowałam złapać oddech a on stał przerażony moją reakcją. 
-Przepraszam. -chciał podejść, a ja uniosłam dłonie. 
-Po prostu nie rób tak.
Pokiwał głową i staliśmy chwilę, aż mój oddech się unormował, a potem ruszyłam. 
-Przepraszam nie wiedziałem, że tak zareagujesz. 
Nic nie odpowiedziałam tylko szłam jak najszybciej. Zatrzymałam się dopiero pod domem Willa. 
-Mam jutro po ciebie przyjść, czy... 
-Chyba nie pójdę. Pa. -machnęłam ręką i poszłam do domu. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak obiecałam jest rozdział. Dupy nie urywa. ale jest.
-Kate xx

12 komentarzy:

  1. Boże Leondre jest jednak pojebany, a Avril Kate kocham XD
    ROSE NIE NOŻE BYĆ Z LEONDRE, AMEN.
    #teampenehan
    ~ Edi

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny ♥ Rose nie może być z Leo #teamlenehan

    OdpowiedzUsuń
  3. Elo
    Rozdział jak zwykle
    Czyli super
    A Leło tak trochę dziwnie
    Przed chwilą prosił ją o wybaczenie a teraz klepie ją po tyłku XDD
    To Leło, tego nie zrozumiesz
    Ale ogólnie akcja spoczi
    Jak tam życie?
    Dobra, kończę
    xx
    ~13 :D :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siema, siema
      Dzięki, że pytasz, u mnie w sumie luz, mam nadzieję że u ciebie też wszystko w porządku :))
      Dziękuję za komentarz
      -K xx

      Usuń
  4. Super super super super 💜 Oni będą razem ją to wiem 😎 A.K. No mistrz ok😂😂😍 Will jest taki kochany aRose dalej pojebana 😂 Kooocham i czekam na next 💟

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem po pierdolona czy coś..bo jednak mimo tych wszystkich akcji z MOIM Leło i Rose wciąż chcę żeby byli razem . A Charlie ? Charlie może iść w pizdu :D może nawet zostać księdzem, proboszczem . Lovciam Cię Kate ❤ #teamdevries

    OdpowiedzUsuń
  6. Devries wes spierdalaj huju blotny
    Ja ją szipuje z czarlim i kropka
    Devries niech sie schowa kurde bele
    nie ma takiej opcji zeby on ja po dupie macal aha
    kurwa pojdzmy na kompromis i niech bedzie z willem kurwa 123 XDDD
    beka by była haha <3
    buzi kasia kc

    Socka wariat

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech Leo pójdzie zabić sb bo mnie już mega wkurza, A. K. I Kate to będą bffff Will i A. K. Będą para a Kate będzie szukać se jakiegoś chłopaka ale nie Charliego. Rozdział genialny i nie mogę się doczekać kiedy będzie następny!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa i Rose też już mnie mega wkurza jej zachowaniem

      Usuń
  8. KOCHAM TO HAHAHA
    AVRIL KATE XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    NIE NO, BEKA
    JEZUS MARIA, WILL JEST IDEALNY
    CHCIAŁABYM SOBIE ZNALEZC TAKIEGO CHŁOPAKA OMG
    CHARLIE TO DRUGI PIEPRZONY IDEAŁ
    LEONDRE TO DUPEK, KTÓRY BB SIĘ STARA, PRZEZ CO JEST SŁODKI
    ALE I TAK WYBIERAM WILL'A
    ROSE SIĘ ZMIENIŁA B, ALE CHYBA WOLĘ JĄ W TEJ WERSJI, WIESZ?
    OKSY KOKSY
    TO TYLE
    TWOJA IDOLKA NA ZAWSZE
    ~MASŁO<33333333333

    OdpowiedzUsuń