czwartek, 20 października 2016

33. Ufałeś za bardzo.

*CHARLIE*
Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem. Wszystko przez co nienawidziłem Rose okazało się kłamstwem. Mój najlepszy przyjaciel miał czelność wyrządzić taką krzywdę Rose. Osobie, którą tak mocno kochał. 
-Wstawaj. -pociągnąłem go za bluzę.
-Nigdzie nie idę. 
-Wstawaj debilu. -tym razem mocniej go pociągnąłem i wstał. 
-Ja nie chciałem, żeby ktoś ją skrzywdził... 
-Przestań ryczeć. 
-Ja nie chciałem... 
-Ale zrobiłeś! I jeszcze spokojnie patrzyłeś jak ją obrażam! Cholera... Czy ty rozumiesz, że ktoś chciał ją zgwałcić?! Leondre to nie są żarty... -spojrzałem na niego poważnie. 
-Wiem...kurwa. Wiem. Ale ja nie zrobiłem tego profilu. Jennifer wykradła to zdjęcie z mojego telefonu.
-A pozwoliła ci robić to zdjęcie?! -chłopak tylko spuścił wzrok. -No właśnie. Robisz z siebie ofiarę, a tak na prawdę to twoja wina! Jutro pójdę ją przeprosić, jeżeli mi nie wybaczy...Leondre wszystko spieprzyłeś. To była moja przyjaciółka... -odwróciłem się i zacząłem iść w stronę mojego domu. 
***
Cały dzień byliśmy w studiu, nie odzywaliśmy się do siebie, dzień ogólnie był nieprzyjemny.
Wieczorem postanowiłem pójść do Rose. Muszę ją przeprosić.
Jezu... Zachowywałem się jak kompletny dupek... Nawet gorzej. Jak mogłem ją tak traktować? 
Kupiłem kwiaty i poszedłem do domu Turnerów. 
Susan otworzyła mi drzwi z wielkim uśmiechem na twarzy. 
-O Charlie, nie mów, że te kwiaty są dla Willa? -zaśmiała się i wpuściła do środka. 
Wyjąłem jedną róże z bukietu i dałem kobiecie. 
-Dziękuję. -uśmiechnęła się ciepło. 
-Przyszedłem do Rose, jest u siebie? 
-Tak, wchodzicie gdzieś... Razem? 
-Muszę ją przeprosić, co myślisz o kwiatach? 
-To jest Rose... Z nią nie trafisz. Ostatnio spotykała się z Michaelem, więc... 
-Tym facetem u którego mieszkała? Przecież on jest od niej starszy. 
-No właśnie... Powodzenia. -uśmiechnęła się i poszła na taras gdzie siedział George, machnąłem do niego ręką i poszedłem na górę. 
Otworzy mi? 
Raczej nie, sam sobie otworzę. 
Pociągnąłem za klamkę i powoli wszedłem do ciemnego pokoju. Zapaliłem światło, dziewczyna leżała tyłem do mnie. 
-Will, chcę spać. 
-To super. -szybko usiadła i odwróciła się do mnie. 
-Wyjdź, nie będę rozmawiała z Devriesem, a jeżeli chcesz mnie obrażać to tym bardziej wyjdź. 
-Właściwie. -wyciągnąłem kwiaty w jej stronę. 
-Kwiaty? -uniosła brwi. 
-Tak... 
-Nieważne, zabieraj te ziele i spieprzaj. 
-Nie ma mowy, musimy... 
-Nic nie musimy, skoro ty nie wyjdziesz to ja to zrobię. -wstała i zaczęła iść w stronę drzwi. 
Nie ma mowy. 
Złapałem ją w tali i z powrotem położyłem ją na łóżku.  
-Nie dotykaj mnie idioto! -wrzasnęła, szybko wziąłem kluczyk z szafki, zamknąłem drzwi i wrzuciłem go do tylnej kieszeni spodni. 
-Przepraszam, już nie będę. 
-O co ci chodzi?! Daj mi wyjść!
-Spokojnie... -usiadłem obok niej na łóżku -Już wszystko wiemy. -spuściła wzrok -Leondre wszystko powiedział, Will wszystko powiedział... 
-Co powiedzieli? 
-Wiem dlaczego zerwałaś z Leo, wiem o tym dlaczego zamknęłaś się w sobie... -chwilę siedzieliśmy w ciszy. -Przepraszam. Leondre chodził załamany, kocha cię... Byłem zły na ciebie, za to, co mu zrobiłaś, nie znałem prawdy. A teraz, zgadzam się z tobą w stu procentach, to co zrobił było okropne, nie potrafię go zrozumieć, jak mógł ci to zrobić. I przepraszam za to jak cię traktowałem, wcale nie byłem lepszy. Nie miałem pojęcia co przeszłaś. Nie miałem prawa mówić tak o tobie, jest mi cholernie wstyd i żałuję, że nasza znajomość tak się skończyła. Mimo, że jest mi źle z tym jak cię traktowałem, widzę swój błąd to nie mogę przeprosić cię za to, że stałem po stronie Leo. Jest moim przyjacielem i zawsze będę stał po jego stronie. Chyba nie powinienem, ale proszę cię, żebyś mi wybaczyła. Bardzo bym chciał żeby między nami było jak kiedyś, ale wiem, że to niemożliwe więc chcę tylko przeprosić. 
Zdawałem sobie sprawę z tego, że to co powiedziałem nie było nawet warte wysłuchania, ale znałem też Rose. 
Na pewno mnie zrozumiała.
-Leondre ma wspaniałego przyjaciela. Mam nadzieję, że ja też kiedyś znajdę taką osobę. -spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.-Rozumiem cię, nie wiedziałeś co się stało. Nie mogę mieć ci za złe, że zaufałeś za bardzo. 
-Ty masz Willa, nieważne co byś zrobiła on byłby zawsze z tobą. Też nie znał prawdy, ale nigdy nie powiedział o tobie złego słowa. 
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko bawiła się swoimi palcami. 
-Na prawdę ci się nie podobają? -podniosłem kwiaty i przyjrzałem się im. 
Oboje się zaśmialiśmy. 
-Są piękne, dziękuję. -wzięła je z mojej ręki i położyła na biurko. 
-Jeżeli chodzi o tą sprawę z twoim profilem... Muszę stanąć w obronie Leo, jakaś laska wzięła zdjęcie z jego telefonu, on sam... 
-Nie miał prawa robić tego zdjęcia. Nie chcę więcej o tym rozmawiać. 
-Dobrze, rozumiem. -pokiwałem głową. -Mogę cię przytulić? -nie wiem czy to pytanie było na miejscu. Will wspominał, że kontakty damsko-męskie przychodzą jej z trudem, nawet z nim, a no...ja jestem jednak płci przeciwnej i jeszcze wczoraj mieliśmy wojnę. 
Rose podniosła głowę i wtuliła się we mnie, co w pewnym sensie było kojące. 
Mocno przyciągnąłem ją do mojego ciała. 
-Przekaż Leo, żeby więcej się do mnie nie zbliżał. -szepnęła i odsunęła się.
-Dobrze. Między nami jest okay? 
-Okay. -powiedziała, ale jej mina mówiła "idź już sobie".
-Buziak na zgodę? - zrobiłem dziubek i w końcu znów się zaśmiała.
-Chyba zwariowałeś! 
-Taki przyjacielski. -złapałem jej twarz i dałem soczystego buziaka w policzek. 
Rose zaczęła się śmiać i wycierać twarz. 
-O fu...! Ślinisz się jak pies! 
-Przestań tylko ty narzekasz. 
-Dobra Charlie, na prawdę chcę się położyć, mógłbyś? 
-Pytasz czy mógłbym się z tobą położyć? Jasne. -oczywiście żartowałem i położyłem się na łóżku. 
Znów się zaśmiała. 
To mi się podoba.
-Serio, Charlie... 
-Dobra, już idę, idę. -podniosłem się i ruszyłem do wyjścia. -Dobranoc. 
-Dobranoc. 
Zgasiłem światło i wyszedłem. 
Uf, wszystko poszło dobrze. 
Gdy zszedłem na dół na kanapie siedział Will. Spojrzał na mnie marszcząc brwi, ale nic nie powiedział. 
-Siema, byłem u Rose. -wskazałem palcem na schody.
-Wpuściła cię? Mi nie pozwala być tam dłużej niż trzydzieści sekund... 
-Kup kwiaty, polecam. -zaśmiałem się, ale on był śmiertelnie poważny. 
-Zawsze miała do ciebie słabość... Mówiła coś? -podszedł do mnie. 
-Powiedziała, że między nami jest okay i żebym przekazał Leo, że ma się do niej nie zbliżać. Tyle. Teraz poszła spać. 
-Heh, głupi jesteś. Chciała cię wygonić.
-Co? 
-Chciała się ciebie pozbyć, ona ma problemy ze snem, na pewno nie śpi. 
-Tak, czy siak, pogodziliśmy się. Z tym snem powinna iść do lekarza, wygląda jakby nie spała tydzień. Dobra, muszę iść, jutro mam zajęcia. Jakoś się zgadamy. -podałem mu rękę i wyszedłem.
*piątek*
*ROSE*

Cały tydzień nie odzywałam się do nikogo. Trochę tylko pisałam z Charliem. Cieszę się, że wszystko mi wytłumaczył i przeprosił. Rozumiem go, można powiedzieć, że Leo trochę nim manipulował i nie mogę mieć mu za złe tego, że był po stronie przyjaciela.
William próbował ze mną porozmawiać, ale skutecznie go spławiałam, wstyd mi tego co zrobił Leondre. A teraz wszyscy już wiedzą.
Z A.K. jest dziwna sytuacja, nie spędzamy ze sobą czasu w szkole, prawie nie rozmawiamy i można nawet uznać, że się nie lubimy. Szczerze? Wisi mi to. Denerwuje mnie ta laska.
Jest wieczór i od obiadu Will siedzi przed telewizorem.
Szkoda mi go, wiem, że się o mnie martwi i przykro mu, że się do niego nie odzywam, ale jest mi po prostu trudno rozmawiać o tym wszystkim.
Siedziałam w pokoju i nie wytrzymałam. Nie mogę go tak ranić.
Zeszłam powoli na dół, a gdy mnie usłyszał na chwilę na mnie spojrzał i wrócił do oglądania meczu.
-Will? -zaczęłam i czekałam na jego relacje. 

Wstydziłam się rozmawiać z przyszłym bratem. Cholera, co to się stało.
-Rodzice pojechali na zakupy. -powiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Właściwie... Ja... Możemy byśmy wyszli razem, na jakąś pizze, czy coś. -chłopak odwrócił i się spojrzał na mnie niedowierzając. -Ja stawiam. -uniosłam ręce.
-Jjasne, no pewnie. Lecę się ubrać. -w ciągu jednej sekundy był już w swoim pokoju, a w drugiej wyszedł z niego zakładając jakąś bluzkę. Zwykłą, czarną, ale i tak wyglądał w niej bardzo dobrze.
-Możemy iść. -poinformował i poszedł założyć buty i szary płaszcz. Dzisiejszy wieczór jest cholernie zimny.
Wzięłam portfel i także się ubrałam.
Szliśmy środkiem ulicy oświetlonej światłem latarni, naszym osiedlem rzadko ktoś przejeżdża.
-Wszystko w porządku? -spytał Loczek już po pewnym czasie. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.-Boisz się?
No tak, przecież jak głupia rozglądam się dookoła.
-Nie, wszystko jest okay. -uśmiechnęłam się, a chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Nie miałam nic przeciwko i po prostu objęłam go w pasie.
-Cieszę się, że wychodzimy razem.
-Tak, ja też. Wcześniej po prostu... Nie wiem o co mi chodziło. Nie znałeś całej prawdy i nie chciałam być obsypywana milionem pytań. Przepraszam, że tak się zachowywałam.
Chłopak spojrzał na mnie jakby już od dawna czekał, aż to powiem.
-Nie ma sprawy, ale więcej tego nie rób. Jesteś moją małą siostrzyczką i łamiesz mi serce, gdy odpychasz mnie od sobie. -pocałował mnie w czubek głowy.
-Oj nie taką małą. Jesteś ledwo co starszy, a twój mózg jest poniżej poziomu przeciętnego pięciolatka.
-Serio? Ledwo co zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a ty już mnie obrażasz?
Mieliśmy iść do centrum, ale stwierdziliśmy, że jest za zimno i weszliśmy do pierwszej lepszej pizzerii.
To chyba był błąd, bo przy jednym ze stolików siedzieli Leondre i Charlie z jakimś znajomymi.

*WILL*
Rose zatrzymała się jakby zastanawiała się czy nie uciec.
-Przywitamy się kulturalnie i usiądziemy gdzieś na drugim końcu. -pochyliłem się nad jej uchem i popchnąłem w ich stronę.
Charlie od razu nas zobaczył i wstał żeby się przywitać. Podał mi rękę i pocałował policzek Rose.
-Dosiądziecie się? -spytał i tu pojawił się problem.
-Właściwie, musimy coś obgadać...
-A no, pewnie tak...-Charlie spojrzał kątem oka na Devriesa, który nie odrywał wzroku od blondynki.
-No, jutro się zobaczymy, czy coś. -objąłem Rose i szybko ruszyliśmy do wolnego stolika.
-To było...
-Dziwne. -dokończyłem.
-No dobra, co bierzemy?
-Cokolwiek.
-No... Coś dużego i kalorycznego.
-O matko! Co zrobiłaś z moją siostrą? -chłopak przyłożył dłoń do ust.
-To było słabe William.
-Wiem, wiem, ale się zaśmiałaś.
Wybraliśmy jedzenie i napoje, a kelnerka zabrała zamówienie. Po kilku minutach przyniosła też koszyk z rachunkiem. 

*ROSE*
-Mówiłam, że ja stawiam. -powiedziałam, gdy Loczek wyjął portfel.
-Możesz postawić. -uśmiechnął się łobuzersko i poprawił spodnie.
-Jesteś ohydny.
-Taak, wiem.
Wyjęłam pieniądze i włożyłam do koszyczka.
-Pójdę do toalety, zaraz wracam.
Myłam ręce kiedy drzwi łazienki otworzyły się a do pomieszczenia szybko wszedł Leondre. Zakręciłam wodę i odsunęłam na drugi koniec małego pomieszczenia.
-Wyjdź stąd. -rozkazałam i uniosłam ręce gdy zaczął podchodzić.
-Spokojnie, dlaczego mi nie powiedziałaś o tym wszystkim? Przecież bym ci jakoś pomógł... -staną dokładnie na przeciwko mnie, tak, że czubki naszych butów prawie się stykały. Odwróciłam głowę w lewą stronę żeby na niego nie patrzeć.
-Wyjdź stąd, bo zacznę krzyczeć. -powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie bój się, przecież nic ci nie zrobię... -odgarną kosmyk moich włosów i w tym momencie go odepchnęłam.
-Zostaw mnie w spokoju. -prawie wybiegłam z łazienki.
Nie boję się go. Po prostu po tym wszystkim, nie mam ochoty na niego patrzeć.
Usiadłam przy stoliku na którym stały już nasze napoje.
-Wszystko okay? -Loczek spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Tak, dlaczego? -uśmiechnęłam się.
-Nie wiem, tak jakoś.
Rozmawialiśmy jak kiedyś, Will dużo opowiadał o swoim collegeu. Boże... Że tak dużo mnie ominęło.
Kiedy zjedliśmy było po dwudziestej i stwierdziliśmy, że pójdziemy już do domu.
-Jest pojebany. -stwierdził Will, gdy wyszliśmy już z lokalu.
-Kto?-spytałam zajęta swoim telefonem. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Michaela.
-No Devries, minęło już tyle czasu, a on nadal...
-No, słuchaj dzwonił do mnie Michael, może to coś ważnego, oddzwonię do niego.
Chłopak tylko przytaknął, a ja zadowolona zadzwoniłam do przyjaciela.
Za dużo się nie dowiedziałam, tylko tyle, że jest przed moim domem i żebym szybko przyszła, bo to ważne.
Trochę się zdenerwowałam więc prawie biegiem wróciliśmy do domu.
Na schodach siedział chłopak z kapturem na głowie, z pod którego wystawała brązowa grzywka.
-Nie miał kto ci włosów malować, co? -zaśmiałam się, gdy tylko go zobaczyłam.
Mich szybko wstał i podszedł mnie przytulić.
-Nawet nie wiesz jak bez ciebie było mi trudno. -stwierdził, a ja nie za bardzo wiedziałam o co chodzi.

To mi jest ciężko bez niego.
-Coś się stało? -odsunęłam się. -Może chodźmy do domu, jest zimno. -spojrzałam na Willa prosząco.
-Okay, jeżeli rodzice siedzą na tarasie to ich zagadam. -zgodził się Loczek. -Puszczę sygnał.
Wszedł do domu i nawet usłyszałam jego "Dobry wieczór!!!".
Po dosłownie chwili mój telefon za wibrował.
-Dobra, chodź, tylko cicho. -złapałam go za rękaw bluzy i po cichu weszliśmy do ciemnego domu.
-Idź na górę.-szepnęłam, a on wykonał moje polecenie.
Zdjęłam buty, odwiesiłam kurtkę i jakby nigdy nic weszłam do kuchni gdzie nastawiłam wodę na herbatę.
-Susan mówiła, że przyszedł Michael, ale go nie wpuściła. -szepnął Will.
-Dlatego czekał na schodach.
-Co się stało?
-Nie wiem, zaraz z nim porozmawiam.
Zalałam trzy herbaty a Will pomógł mi je zanieść do mojego pokoju.
Na moim łóżku siedział ogromny Michael owinięty różowym kocykiem. Musiał zmarznąć na tych schodach.
-Wyglądasz jak pedał. -stwierdziłam i postawiłam swoją herbatę na biurku, a Will herbatę Michaela na szafkę nocną.
-Musisz mi pomóc. -stwierdził patrząc w jeden punkt.
Loczek zamkną drzwi pokoju i oboje usiedliśmy obok, teraz, bruneta.
-No to mów.
-Błagam nie zabij mnie. -spojrzał na mnie.
-Nie obiecuję.
-Eh, oczywiście jak tylko przestałem się z tobą spotykać miałem za dużo czasu wolnego...
-Znowu narobiłeś sobie kłopotów?! -uniosłam się, może trochę za bardzo.
-Rich mnie wydał, pamiętasz go?-przytaknęłam, znałam sporo znajomych Michaela. -Policja zrobiła przeszukanie mojego mieszkania, miałem trochę za dużo...
-Mówiłam, żebyś przestał!
-Rose, daj spokój. -uspokoił mnie Loczek.
-Co teraz?
-Nic...-wzruszył ramionami. -Znaczy...
-Znaczy?
-Miałem mocny towar. Albo podejmę leczenie w ośrodku zamkniętym dla narkomanów, albo rozpoczną śledztwo. Zgodziłem się na to leczenie, gdy miałem się spakować uciekłem. -spuścił wzrok.
Ja. Pierdziele.
-Zawsze ci powtarzałam, że wpadniesz przez to w kłopoty! A ty dalej swoje! I co teraz?!
-Myślałem, że może... Mogę zatrzymać się u ciebie na dosłownie chwilę? -spojrzał na mnie błagalnie. -Podzwonię po znajomych, poszukam czegoś...
-Mam cię kryć przed policją?
Chłopak kiwnął głową.
-Jak? Przecież... Ugh, postaram się, ale jak nasi rodzice się dowiedzą...
-Nie dowiedzą, będę jak duch. Obiecuję. -położył rękę na piersi.
-Will, pomożesz?-spojrzałam na chłopaka, który z przymusu przytaknął.
-To opowiadaj co się działo przez te dni.
***
Siedzę między tymi dwoma idiotami i nie mam pojęcia co robić.
Obudzić? Czy pozwolić im spać razem? Tak jako malutki żarcik.
Oglądaliśmy film i oboje zasnęli. Will z odchyloną głową do tyłu dość głośno chrapiąc, a Mich ślini się na moim ramieniu.
W końcu zdecydowałam, że poświęcę Willa i przeturlałam się po nim.
-Kurwa... -złapał się za krocze.
-Przepraszam. Nie chciałam.
-Nigdy nie chcesz, a jednak zawsze trafiasz. -przetarł oczy i spojrzał na Michaela -Czuję się maksymalnie gejowsko.
-Shh. -przyłożyłam mu palec do ust, który ugryzł. -Ał, idioto. Chodź. -wyszliśmy z pokoju, który zamknęłam na klucz i poszliśmy do niego.
-Myślisz, że to mu pomoże? -spytał, gdy usiedliśmy na jego łóżku.
-Wiem, o co ci chodzi. Zastanawiałam się nad tym, ale... On mnie znienawidzi.
-On ma na prawdę duży problem. Musisz mu pomóc, tak jak on pomógł tobie.
Nic nie odpowiedziałam tylko kiwnęłam głową.
Will ma rację, muszę mu pomóc.
***
Obudziłam się po ósmej, spojrzałam na Willa, który jeszcze smacznie spał sobie na ziemi.
Poszłam do mojego pokoju, gdzie jeszcze spał Michael.
Nie mam pojęcia czy to co robię jest słuszne.
Rose, ty mu pomagasz.
No właśnie, pomagam mu.
Wzięłam rzeczy z szafy i poszłam do łazienki się ogarnąć. 



***
-Dzień dobry. -Will zszedł dopiero po dziewiątej, gdy ja już kończyłam swoje śniadanie.
-Nie jestem pewna.
-To twój przyjaciel, nie zadecyduję za ciebie.
-Rodzice wracają około 16?
-Mhm.
Dobra, teraz albo nigdy.
Wyszłam na taras i zrobiłam rzecz, której prawdopodobnie będę żałować. W sumie żałowałam już po wykonaniu telefonu.
Tak, ja- Rosalie Nixton zdradziłam przyjaciela. Wydałam go policji.
Siedziałam na krześle w kuchni i cała się trzęsłam.
Napisałam do Michaela, że może zejść, bo rodziców nie ma.
Noi zszedł, radosny jak nigdy.
-Siemka, boże jestem taki głodny. -otworzył lodówkę i przeciągnął się przed nią. -A co wy w takim złym humorze? Ładna pogoda, może pójdziemy gdzieś potem? 

Planował, był wesoły...a moje serce pękło.
-Tak, może. -spuściłam wzrok.
-O co chodzi? -odwrócił się i spojrzał na mnie poważnie.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, na szczęście, a może i nie, zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Mam iść na górę?
-Ja otworzę. -zaoferował Will i ruszył do drzwi.
-Rose o co chodzi? -Michael dosiadł się do mnie.
-Ja... Przepraszam. -spojrzałam na niego smutno, a do domu weszli dwaj policjanci.
Chłopak momentalnie staną na równe nogi.
-Michael....?
-Zadzwoniłaś na policję?!
-Chciałam ci pomóc.
-Zamykając mnie w ośrodku dla ćpunów?!
-Musimy pana zabrać. -przerwał nam policjant, podszedł do chłopaka i złapał go za przedramię.
Nie opierał się, po prostu z nimi wyszedł patrząc na mnie z żalem.
Gdy wyszli ocknęłam się i wybiegłam za nimi.
-Michael! Przepraszam!
-Myślałem, że mi pomożesz! Ufałem ci! -krzyknął za nim wsiadł do radiowozu, a potem odjechali.
-Zawiodłam swojego jedynego przyjaciela. -powiedziałam do siebie i zalana łzami usiadłam na schodach.
-Nie płacz. -usiadł obok mnie Loczek. -Dobrze zrobiłaś.
-Zawiodłam go.
-Teraz tak myśli, ale potem będzie ci wdzięczny, zobaczysz... -potarł moje ramiona.
-Zawieziesz mnie do jego mieszkania? Spakuje jego rzeczy.
-Masz klucze?
-Tak, dał mi jak się wyprowadzałam od niego. -wytarłam oczy i poszłam założyć buty.
Will się ogarnął i pojechaliśmy do mieszkania Michaela.
W między czasie zadzwoniłam na komisariat żeby się czegoś dowiedzieć. Kazali nam przyjechać, dali nam numer do ośrodka i powiedzieli, że sami dostarczą mu rzeczy.
Od dyrektora ośrodka dowiedziałam się, że najwcześniej mogę go odwiedzić za dwa tygodnie i tylko wtedy, gdy terapia Micha będzie miała jakieś efekty.
Cały dzień spędziłam w pokoju oglądając pierwszy sezon AHS.
On tak bardzo mi pomógł, a ja odwdzięczyłam się wydaniem go na policję.
Chyba już wiem dlaczego nie mam przyjaciół.
Will zawołał mnie na obiad po siedemnastej.
-Rodziców nie ma?
-Wiesz jacy są... -postawił przede mną talerz.
-Dziękuję.
-Nie przejmuj się, jestem pewien, że Michael ci za to podziękuję.
-Taa.
-Rose? -zaczął i usiadł naprzeciwko mnie. -Miałem dziś iść na imprezę... Nie obrazisz się jak cię zostawię samą?
-Nie, nie jestem dzieckiem, nic mi się nie stanie. -odpowiedziałam od razu. 

Nie będzie siedział w domu po to by słuchać jak użalam się nad sobą.
No właśnie...co ja robię ze swoim życiem? 

Siedzę, użalam się nad sobą i płacze.
Pieprzyć takie życie.
-Właściwie... -pomyślałam. -Pójdę z tobą.
-Co?
-Też chcę się zabawić. -oznajmiłam, ale on chyba nie był zadowolony. -Coś nie tak?
-Nie, to znaczy...
-Mów no.
-Jadę z Charliem i... Leo. -spuścił wzrok jakby się bał mojej reakcji.
-Mogę z wami?
-Jasne, tylko, że...wiesz.
-Słuchaj. To co się stało ze mną i Leo, to tylko i wyłącznie nasz sprawa. To, że nasza relacja się zepsuła nie znaczy, że z waszą ma być tak samo. To twój przyjaciel i ja to rozumiem. Serio, nie będę ci wybierać znajomych.
-Na pewno?
-Jasne. Ja nie muszę z nim rozmawiać.
-Okay, więc zabiorę cię jeżeli nie będziesz piła.
Przekręciłam tylko oczami i zaczęliśmy jeść.
***
Jestem już zwarta i gotowa. Kompletnie nie widziała co mam założyć. Moją miłością  są sweterki, ale chyba by mnie wyśmiali. W końcu wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i ubrałam się.




Usłyszałam śmiechy na dole, więc już chyba jedziemy.
Założyłam przygotowane buty i zeszłam na dół.
Dziś muszę się zabawić.
-Siemka wszystkim! -uniosłam rękę. Oczywiście wszyscy trzej nie byli jakoś specjalnie ubrani, ale oni tego nie potrzebują. Twarz robi swoje.
-Rose...Jedziesz z nami? -Charlie zmarszczył brwi.
-No jasne!
-Ciężki dzień? -spytał, a ze mnie wyparowała cała radość.
Mojego przyjaciela zamknęli w ośrodku dla ćpunów, a ja idę na imprezę.
-Idziemy?-zignorowałam jego pytanie i ruszyłam w stronę wyjścia. Usłyszałam jeszcze jak pyta Willa "o co chodzi?", otworzyłam drzwi dokładnie się rozglądając, dopiero wtedy mogłam przekroczyć próg.
-Wszystko w porządku? -spytał Devries, a ja nawet nie odwracając się do niego powiedziałam, że owszem tak.
W drodze nikt się nie odzywał, było słychać tylko stukot moich paznokci.
Ciekawe czy Michael się tam za klimatyzuje...
Gdy byliśmy już blisko, wyjęłam z torebki puder i nałożyłam go na twarz.
-Tapeciara... -zaśpiewał Charlie, a ja z groźną miną odwróciłam się do niego.
-Jakiś problem Lenehan?
Wszyscy się zaśmiali.
-Broń mnie panie boże, mówiłem do siebie.
-No ja myślę. -usiadłam prosto, akurat byliśmy już na miejscu. -Miłej zabawy! -otworzyłam drzwi i szybko poszłam do domu.
Nie było tylu ludzi jak na ostatniej imprezie, ale hej!
Alkohol?
Obecny!
Szybko skierowałam się do kuchni, ale nie znalazłam ani jednego procenta.
Czyżby nieobecny?
Nie no ludzie chodzą z jakimiś napojami w ręku, a to pewnie nie sok.
Na pewno nie sok.
Wyszłam z kuchni i obserwowałam ludzi. Okay, w salonie stoi kilka piw, ale impreza z samym piwem to nie impreza.
Ludzie, sporo ludzi, wychodziło jakby z piwnicy.
Bingo.
Poszłam tam, a moim oczom ukazał się stół do bilarda i baryk.
META.
Usiadłam przy nim i zamrugałam do chłopaka, który rozlewała alkohol.
-Co dla pani? -uśmiechnął się.
-Coś mocnego i fajnie by było żeby było owocowe.
-Już się robi. -zasalutował, nalał mi czegoś różowego do kieliszka, a ja to wypiłam.
-E-e, nie chowaj, daj mi całą. -poprosiłam.
-Jesteś tu sama? -spytał wypełniając mój kieliszek.
-Z bratem.
-Wow, brat pozwala ci...-wzruszyłam ramionami i wypiłam zawartość kieliszkach 
-To chyba grejfrut, co? Poproszę jeszcze.
-Tak myślę. -podrapał się po karku. -Jesteś pewna? Chyba trochę za szybko dla ciebie.
-Chłopie, za co ci płacą? Lej. -podniosłam kieliszek.
-Właściwie mi nie płacą, przyszedłem po coś i po prostu chciałem zagadać.
-Nie jesteś barmanem?
-Nie.
-Ou, przepraszam. -lekko skinęłam głową. -W takim razie oddaj mi butelkę.-przysunęłam ją bliżej siebie, stwierdziłam, że nie ma na co czekać i nalałam sobie kolejnego, który szybko zniknął.
-Jak ma na imię twój brat? Czekaj... Czy ty byłaś kiedyś brunetką? -przekręcił głowę.
-Nie wydaje mi się.
-Ty jesteś Rose, prawda?
-Nie znam dziewczyny. -nalałam sobie kolejnego, którego wypiłam już jak wodę.
-Byłaś z Devriesem, pamiętam cię.
-Ja ciebie niebardzo. -wzruszyłam ramionami. Znów napełniłam naczynie.
-Spokojnie dziewczyno.-uniósł ręce. -Zaraz wrócę, poczekasz na mnie?
-Jak klepsydra się przeleje znikam stąd. -wskazałam na butelkę. -Start!
Chłopak szybko gdzieś poszedł, a ja wypiłam po kolei dwa szoty.
-Woo Rose, czyżby starczy? -zaśmiałam się do siebie.
-Myślę, że starczy. -usłyszałam za sobą głos rozwagi i dojrzałości, odwróciłam się żeby zobaczyć kto to.
-Serio panie barman? Po co mi Devries? -znów odwróciłam się do baru.
-Chyba powinnaś iść do domu. -Devries złapał mnie za ramię.
-Mam gaz pieprzowy w torebce więc lepiej mnie nie dotykaj.
-Dobrze, ale tobie już starczy. -zabrał mi butelkę.
-O nie nie nie, jest impreza, trzeba się bawić... -przysunęłam naczynie do siebie, ale było mi trochę niedobrze, więc już nie nalewałam.
-Od kiedy ty się bawisz? -dosiadał się do mnie i wziął kieliszek.
-Pierdol się.
Kątem oka widziałam jak pije moje grejpfrutowe coś.
-Co jest powodem twojej samotnej libacji?
-Samotnej libacji... -zaśmiałam się. -Zdradziłam przyjaciela. -sięgnęłam po butelkę i wypełniłam swój kieliszek.
-Fatalnie. -przytaknął. -Michaela?
-Tak.
-W jaki sposób.... No wiesz, zdradziłaś go? -spytał ostrożnie.
-Wydałam go policji, rozumiesz? -powiedziałam już ze łzami w oczach i oparłam głowę na dłoniach. -Jak można zrobić coś tak okropnego? Zresztą ...mówię to mojemu byłemu, który zdradził mnie kilkukrotnie.
-Jak to policji?
-Michael ćpa, wydałam go policji i zabrali go do ośrodka. -zachlipałam.
-Nie płacz, dobrze zrobiłaś. -potarł moje ramiona.
-Ufał mi...
-Przecież go wyleczą.
Spojrzałam na niego i wypiłam kolejnego kieliszka.
-Nie rozumiesz mnie. -zeskoczyłam z krzesełka barowego, musiałam się przytrzymać chłopaka, żeby nie stracić równowagi.
-Adios amigos czy jakoś tak. -odwróciłam się i poszłam na górę.
-Dlaczego te schody są takie strome. -wytarłam pot, którego nie było, z mojego czoła.
-Najebałaś się.
-Będziesz za mną teraz łaził?
-Nie, zabiorę cię do domu. -złapał mnie w tali i zaczął pchać w stronę drzwi.
-Chyba sobie żartujesz. -odepchnęłam go i poszłam w stronę pokoju w którym było najgłośniej.
Butelka!
Wcisnęłam się do koła, z resztą Devries zrobił to samo.
Po niedługim czasie czubek butelki wskazał na mnie.
-Okay, okay. -odezwała się dziewczyna, która kręciła. Ona chyba uczyła się w mojej starej szkole. Pamiętam jej pojebane kreski na oku. -Pocałuj...-spojrzała na Devriesa.
Spróbuj tylko złociutka, a twoje rączki już nigdy w życiu nie zrobią tych kresek.
-Willa. -przeniosła swój wzrok za mnie tak jak wszyscy. Stał tam Will ze znajomymi i śmiał się w najlepsze.
-On nie gra. -zaprotestował Leondre.
-Zrobię to. -podniosłam się z kolan.
-Z językiem.
-Okay. -wzruszyłam ramionami.
Odwróciłam się do Willa i zaczęłam iść w jego stronę. Nieświadomy uśmiechnął się do mnie, a gdy byłam już maksymalnie blisko przyciągnęłam go za koszulkę i wbiłam się w jego usta od razu włączając język. William nie miał nic przeciwko, położył dłonie na moich pośladkach i ściskał jakby ostatni raz miał dotykać dziewczynę. Odwrócił nas, nawet na moment nie przerywając pocałunku i przycisnął mnie do ściany.
On całuje zajebiście, przysięgam.
Gdy zaczęło robić się gorąco ostatni raz ścisnął moje pośladki i przerwał pocałunek.
-Gramy w butelkę.- szepnęłam lekko oszołomiona.
-Mhm, nie pij już więcej. -pocałował mnie w czoło i puścił, a ja dumna z siebie wróciłam do koła.
-Wow, to było...-zaczęła dziewczyna, która kręciła.
-Gorące.-skończyła jej koleżanka.
Resztę gry to były jakieś drobne zadania, typu masz dwie minuty na zebranie pięciu numerów od płci przeciwnej.
Nawet Devries raz na mnie zakręcił i kazał mi siebie pocałować.
Ta.
Nie zrobiłam tego, więc karą było wypicie na raz kubka piwa.
Dla mnie jak najbardziej spoko.
Szczerze?
Później już specjalnie nie wykonywałam zadań, tylko po to żeby się napić.
Chciałam się najebać i zapomnieć o tym co zrobiłam Michaelowi.
Nawet nie pamiętam jak, znalazłam się w salonie tańcząc w samym środku.
Boże, sama sobie zazdroszczę tych kocich ruchów.
Przydałby mi się teraz Justin Bieber, służący za rurę.
O nieładnie Rose, o czym ty myślisz.
-Rose do cholery, tu jesteś! -moje marzenia przerwał Will wyciągając mnie z tłumu.
-Nie jadę do domu. -pokręciłam głową.
-Twoja koleżanka się zalała i płacze na podwórku!
-Super, ale ja nie mam koleżanek.
-Dobra nieważne, A.K. tam siedzi, co ja mam zrobić?
-Skąd mam wiedzieć, zostaw ją tam.
-Zwariowałaś? Jeszcze ktoś jej coś zrobi.
-Więc ją zabierz do domu czy coś. -chciałam wrócić na parkiet, ale Will mocno trzymał mnie za rękę.
-Chcieliśmy ją odwieźć, ale pobiła Charliego. -podrapał się po karku, a ja wybuchłam śmiechem.
-A mnie to nie uderzy?
-Ty możesz jej oddać... Serio Rose, szkoda mi jej.
-No dobra. -wyszłam z nim przed dom, gdzie na trawniku siedziała zapłakana A.K a nad nią stali Leondre i Charlie z czerwonym policzkiem.
Will pomógł mi pokonać schodki i dotarłam do dziewczyny.
-Kate głupku, chodź do samochodu, bo Will się o ciebie martwi.
-Spierdalaj.
-Noi czego beczysz? -usiadłam obok niej.
-Nic ci nie powiem.
-Oh, jesteś pijana.
-Nie prawda.
-Prawda.
-Nie.
-Taak.
-Conor całował się z jakąś szmatą. -zaczęła ryczeć jak dziecko.
-Okay, a kim jest Conor?
-Mój chłopak.
-Wiesz, jakbym była facetem i moja dziewczyna biła chłopaków. -spojrzała na Charliego. -Też bym ją zdradzała.
Powiedziałam i tak, to było chamskie, ale na usprawiedliwienie miałam to, że byłam pijana. A.K. chyba to nie interesowało, bo rzuciła się na mnie.
-Nienawidzę go!
Co ja biedna mogłam zrobić? Zaczęłam się z nią szarpać i taczałyśmy się po trawie, aż chłopcy nas nie rozdzielili. Mnie trzymał Charlie, który w sumie nie miał co trzymać, bo od razu się uspokoiłam, za to Will trzymał A.K., która w tym momencie była dziką bestią. Wyrywała się niesamowicie. Loczek wziął ją swoim chwytem strażackim i nawet nie przeszkadzało mu to, że się szarpała.
-Do samochodu, Rose z przodu. -rozkazał, otworzył mi drzwi z przodu, a potem na tylne siedzenie wrzucił brunetkę.
Wszyscy usiedli i w końcu Will ruszył.
Głowa mi się chwiała z lewej na prawą.
-Will niedobrze mi. -oznajamiłam.
-Błagam nie.
-Will.
Chłopak zatrzymał się na środku drogi i wybiegł, by wyprowadzić mnie z samochodu.
O dziwo, gdy tylko z niego wyszłam, zrobiło mi się lepiej.
-Jest okay?
-Tak, myślę.
-Dobra chodź.
Wstaliśmy, ale drzwi od strony Charliego otworzyły się i wychyliła się A.K.
-Muszę siku.
-Ja pierdolę. -Will położył ręce na kark i odchylił głowę. -Żartujesz?-spojrzał na nią.
-Muszę siku! Nie słyszysz kurwa?! -wydarła się i wyczołgała po kolanach Charliego.
-Dobrze, okay. Idź w krzaki. -chciał być spokojny, ale jakoś słabo mu to wyszło.
-Jest ciemno. -stwierdziła.
-Mam iść i ci latarką świecić?!-Loczek już nie wytrzymał i krzyknął. Wow, brawo A.K. jesteś jedyną, która potrafi wyprowadzić go z równowagi.
Teraz może zostać jego żoną.
-Nie krzycz na mnie!!
-Rose idź z nią. -rozkazał zakładając ręce na pierś.
-W ciemne krzaki? Nie ma mowy, boję się.
-Zrobimy tak, jak tylko zaczniesz krzyczeć przybiegnę do ciebie.
-Po co my ją braliśmy?!
-Jeszcze raz ktoś krzyknie i przysięgam zrobi się nieprzyjemnie!! -z samochodu wyskoczył Charlie i wydarł się na nas.
-Dobra, pójdę. Jak ktoś mnie zgwałci wasza wina.
Wzięłam z torebki gaz pieprzowy i pociągnęłam A.K. w krzaki.
-Nienawidzę cię.
-Ja ciebie też, chodź tam. -pociągnęłam mnie w stronę ulicy.
-Zwariowałaś gdzie ty mnie...
-Pomożesz mi.
-Nie ma nawet nowy. Brzuch mnie boli.
-No weź! Ten jeden raz!
-Daj mi telefon.
Z telefonu A.K. napisałam do Willa żeby pojechali, bo A.K. musi coś załatwić.
Ta o pierwszej w nocy.
Tylko ona ma tak nasrane w głowie.
Oczywiście Will zaczął wydzwaniać, ale nie odbierałam, bo by mnie opieprzył.
W końcu przeszłyśmy ten mały lasek, a potem dziewczyna zaprowadziła mnie do całodobowego marketu. 

Pani przy kasie mozolnie przeciągała każdy z piętnastu dozownik pianki do golenia oraz dwa batony.
Nie odzywałam się do niej do momentu wyjścia ze sklepu. Bo w ogóle nie interesowało mnie po co jej 15 opakowań pianki do golenia.
-Okay, będziesz golić goryla? -spytałam gdy brałyśmy torby z wózka. Oprócz nas w sklepie była jakaś starsza pani, która chyba nie mogła spąć i... no, tylko on.
-Ha, ha. Będę się mścić.
-Okay, twój były ma takie chaszcze?
-Nie gadaj tylko chodź.
Noi poszłam, slalomem, ale poszłam.

*****************************

Siemson!
Jak tam życie?
U mnie w sumie okay, zaczęło się American horror story, w sobote powinny być Pamiętniki wampirów, mogę żyć. XD
O!!!!! BARDZO DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE!!!
Na prawdę fajnie, że ktoś jeszcze czyta to co piszę, bo...........WERBEL PROSZĘ..............................
W PIĄTEK MINĄŁ ROK OD PROLOGU "JESTEŚ NAJLEPSZYM CO MNIE W ŻYCIU SPOTKAŁO" COOOO OZNACZA, ŻE PISZĘ JUŻ OD ROKUUUU! YEEEEEEY!!
Tak, wiem, super. Ogólnie to o tym zapomniałam, ale już sobie przypomniałam XD
No tak, oczywiście dziękuję wszystkim, którzy czytali tam tego bloga, tego bloga i którzy będą czytali mojego następnego itd itd. 
Naprawdę wielkie dzięki gdyby nie wy, nigdy bym nie skończyła JNCMWŻS i już na pewno nie zaczęłabym tego.
DZIĘKUJĘ I KOCHAM
-Kate xx

21 komentarzy:

  1. Jejku cudo *-* jak ja się cieszę że się pogodzili z Charliem i Willem. Mam teraz zaciesz na twarzy. Jezu ja chcę już kolejny błagam szybko ❤
    Ps: uwielbiam tego bloga i tamtego też❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej
    Już rok
    Rose
    ty pijana dziewucho
    Zaczynasz dobrze postępować
    Tylko zrób coś z tym Devriesem
    Bo już się nie uśmiecha
    No trudno
    Rozdział cudowny boski wspaniały itd itd
    Napisz książkę okk
    Kckckckc
    ~13 :D :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuu *.*Świetne :D Niech Rose bedzie z Chalim :))Czekam na nexta♥ kc

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeej �� Zawsze to piszę więc i tym razem to napiszę haha KOCHAM TWOJE BLOGI ����☝ tego i tamtego są takie boskie i jestem pewna że jeśli tylko będzie następny to tamtego też będę kochać i czytać haha ale narazie żyje tym ff ���� Rozdział jak każdy twój zajbisty nic dodać nic ująć ���� ja już nie wiem jak mam komentować te rozdziały hahah �� Pozdrawiam życzę weny i do następnego ������

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne, życzę weny i czekam na next ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. #TeamLenehan ziom.
    Ma być z nim i koniec. XD
    Życzę weny i czekam na następny. xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Koooocham 💟💟 I nie ma za co dziękować 😂😂💜 Jestem tu od początku 😏😂 Kocham mocno i czekam na next 💞❣

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zakochałam się w Will'u ok
    XDDDDDDDDDDDD
    Ta akcja z całowaniem to afshaga
    Cudowne
    Aż mi się coś zrobiło jak to przeczytałam
    Och, Kate, och, Kate
    Już rok...
    Starzejesz sie.
    Zaraz zmarszczki będą (albo już masz hehs)
    Chłopa se musisz znaleźć (bier tego rudego 😏😏😂)
    No i co jeszcze..
    Dzieci se róbcie!!
    Twoja idolka na zawsze
    ~Masło <3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ci się zrobiło? XD
      Nie stara tylko dojrzała, ok? I kto ci Maślana powiedział że nie mam chłopaka?
      Wiem, że mnie kochasz
      -K xx

      Usuń
  11. Boże jak sie ryje na podłodze ze śmiechu kiedy next?!

    OdpowiedzUsuń
  12. Supi dupi💕💕💕💜💙💙👌Kiedy next😶

    OdpowiedzUsuń
  13. O żesz kurwa.
    Bo grunt to dobry początek B) Socka powraca!!! Cieszysz sie tak wiem. Spokojnie poziom twoich komentarzy właśnie spada. Koniec z ładnymi uwagami. Powiem ci szczerze że jestem pojebana, ale to już wiesz lol. Czytałam kurde 3 dni te rozdziały od sierpnia (nadrabiałam ok) i trzęsłam się jak jakaś ameba. Cholera tyle emocji przez to przeżyłam że aż mi sie to śniło. Zawyłam troche XDD kurde no i tak
    Najpierw jakas jebana rozpacz ze devries to pojeb a potem zamartwialam sie o rołz i potem jeszcze miałam wkurwa na czarliego że ją ciśnie, myślałam że jebne jej matce i co chwile było takie wtf co to ma być jak to on nie jest jej ojcem, jak to ktoś chciał ją zruchać wtf o co cho z tymb profilem i później całymi dniami i nocami rozmyślałam o tej popierdolonej historii. Pod koniec jednak zrozumiałam jej matke ale znowu zaczeła mnie wkurwiać, zawyłam przy tekście "George to mój ziomek", miałam mega beke z A.K. i zaszipowałam dużo. Najpierw ją z Michealem potem z Brandonem. Beka troche ogólnie. Aghahahahah devries z tym nożem, ja wale umarłam. A ona na luzie wzieła i mu go zabrała omg. Leje. Ogólnie to Rołz jest konfidentem beka. Devries mnie wkurwia jak on za nią lata XDDD Jeszcze jak ona przelizała tego gościa na imprezie to ja myślałam że o loczka chodzi na początku XDD Ej ale jednak kc Czarlsa i znowu go szipuje z rołz ale zdejmij jej ten blond błagam. Kurde Kate i Willa też szipuje. Boże co sie porobiło. Aż sie spociłam przy pisaniu tego. Kacha ty jesteś mistrzem oddaje ci ten tytuł. Albo bo to o pajnta chodziło XDD upsi to jednak nie beka XDD Ale bedziesz moim mistrzem słów. Tylko nie rań mnie nimi bo to boli jak chcesz bloknąć moje komy. (i tak bys tego nie zrobila) Ja wiem przedstawiam niski poziom moralnosci ale nie hejtuj mnie ok.

    ja i moje gósnos na głowie cie pozdrawiami
    buziaki

    omg tesknilam za tym

    hope mistrzu socka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i pamietam jak czytałam raz od wieczora do 9 rano JNCMWŻS i jak pomyśle że rok minął to ja umieram. Jejku ja dalej tak bardzo kocham to pierwsze opo gdzie Leo był grzeczny i kochany a teraz to taki chuj pfpfpfpf

      Usuń
    2. Przysięgam, poebana. Ja nie wiem, amebo. Jak piszesz to piszesz tak śmiesznie jak smieszne są moje obrazki xD
      O co ci biega(slang młodzieżowy)z tym blondem u Rose? XD
      Nara kopara Zuska. Ju dawaj mi rozdział!
      Twój mistrz
      -Kxx

      Usuń
    3. Hope Ful, mogłabym adres twojego ff? :))
      ~13

      Usuń
    4. http://keep-smiling-143.blogspot.com/
      Zusa to kloc i ci nie odpiszę xD więc ja ci podałam.
      Na prawdę fajny blohq, aczkolwiek wstawia rozdziały raz na rok, pomóż mi ją zmotywować xD
      -K xx

      Usuń
  14. O lol, czytałam to od nowa i takie WTF?! dlaczego Kate ma takie samo nazwisko jak Michael? Obaj mają na nazwisko Lancaster.
    Ja się pytam co tu się odjebało?
    Halo? Kate? Nie rozumiem. ;-;
    Ale wszystko spoko, nadal shippuje Rose z Charliem, bo idealnie do siebie pasują, Amen.
    ~Edi

    OdpowiedzUsuń