-Rose, twoja mama jest wściekła, powinnaś być w szkole...-poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. -Rose prawdopodobnie mało spała...tak rozumiem... Oczywiście. -ta druga część nie była do mnie, jakoś nie miałam siły nawet się odezwać.
Michael wyszedł z pokoju, a ja próbowałam sobie ogarnąć jaki dzisiaj dzień i stwierdziłam, że muszę się zobaczyć z ojcem.
Szybko wstałam z łóżka założyłam wczorajsze ubrania, zasnęłam w bieliźnie, bo zazwyczaj Michael nie wchodzi do swojego pokoju jak tu śpię.
Matko, mógł zobaczyć mój spasiony brzuch... Nieee, przecież byłam przykryta po sam nos.
Weszłam do salonu, gdzie Michael robił coś w kuchni.
Ten niezręczny moment.
Ciekawe czy pamięta nasz...pocałunek.
-Dzień dobry.
-O wstałaś, zrobię ci płatki.
-Nie dzięki, chyba powinnam spotkać się z ojcem. Zadzwonię po Willa.
Chłopak wszystko odłożył i spojrzał na mnie.
-Ja mogę cię zawieść...
-Nie będę cie wykorzystać...-odwróciłam wzrok.
-Jeżeli chodzi o wczoraj... Przepraszam, że musiałaś mnie widzieć w takim stanie...
Czyli nie pamięta, uf.
-Nie ma sprawy, to nie pierwszy raz.-szybko mu przerwałam.
-Wiem, ale wczoraj pewnie chciałaś ze mną porozmawiać, a ja... No. Odwiozę cię, wszystko jest okay. Później możemy spędzić razem czas i porozmawiać.
-Dlaczego to dla mnie robisz? -spytałam, bo tak na prawdę nawet dla mnie to była zagadka.
-Ale co?
-To. Wszystko.
-Rosie, sam kiedyś byłem w trudnej sytuacji, gdy nikt nie stoi po twojej stronie, wiem jak to jest. -podszedł bliżej. -Mogę cię przytulić?
-Jasne. -wtulił się we mnie.
On czuł się jak najbardziej swobodnie, za to ja byłam spięta i tylko lekko go objęłam rękoma.
-Jesteśmy już o krok dalej.
Żeby tylko.
-Tak, czasem potrzebuje żeby ktoś mnie przytulił.- powiedziałam tylko dlatego, że nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Mich, może moglibyśmy pojechać do domu Willa po jakieś ciuchy? Nie chcę iść w śmierdzącej bluzce.
-Jeżeli chcesz mogę dać ci coś do przebrania, co ty na to? -spojrzał na mnie.
-Dziękuję. -wydusiłam uśmiech i poszłam z nim do pokoju. Okazało się, że zostawiłam u niego jakąś bluzkę, więc dał mi tylko swoją bluzę i poszłam się ogarnąć. Chyba muszę iść bez makijażu.
-Umówiłem cię za pół godziny w twoim barze. -oznajmił, gdy wyszłam z łazienki.
-Do czego to doszło, że mam menadżera. Ojciec nie wyjechał z miasta?
-Na to wygląda. Chcesz coś do jedzenia?
-Y-y, zjem coś z ojcem. Twoja bluza jest ogromna. -stwierdziłam unosząc ręce w bok.
-Nie, to ty jesteś ogromna. -odwrócił głowę i uśmiechnął się, a ja dosiadłam się do stołu.
-Mama coś mówiła?
-Tylko to, że nie pozwala zostawać ci u mnie na noc.
-Eh, wracamy do czasów sprzed rozprawy. -przewróciłam oczami.
-Nie możesz mieć jej tego za złe, mam dwadzieścia dwa lata, wiesz co ludzie od razu myślą.
-Tak... Nienawidzę tego.
-Ja też, ale nic na to nie poradzimy.
Michael dokończył swoje śniadanie, zawiózł mnie do jogurtownii, a sam pojechał zrobić zakupy.
Kiedy weszłam do lokalu ojciec już tam był. Wstał gdy podeszłam i mnie przytulił.
-Cześć córcia.
-Hej.-zajęliśmy miejsca.
-Chcesz coś?
-Nie dziękuję, jadłam u Michaela.
-Mama pozwala zostawać ci u niego na noc. -nic nie odpowiedziałam więc kontynuował. -Wczoraj... Tak mi przykro, że przez to przeszłaś.
-Nie...
-Nie mogę sobie wybaczyć, że mnie wtedy nie było. Gdybym wiedział co się dzieje nic by się nie stało. Miałabyś wtedy normalne życie.
Więc teraz mam nienormalne... Okay.
-Tato, to nic by nie zmieniło.
-Nie możesz tego wiedzieć. Chciałem żebyś znów zamieszkała ze mną i żałuję, że nie wyszło.
-Dlaczego nie mówiłeś, że wyjeżdżasz?
-Eh, wtedy być była przeciwko.
Rozmowa z ojcem była dziwna. Nie było tak jak kiedyś, że rozmawialiśmy swobodnie, krępowałam się. Ciągle mówił o tym, że chciałby mnie zabrać ze sobą, jakby chciał żeby wyjechała wbrew wyrokowi sądu. Na koniec podziękowałam mu za wszystko co dla mnie zrobił, bo na prawdę jestem mu wdzięczna za te trzy lata, i przyjechał po mnie Michael.
Chłopak chciał kupić sobie jakieś spodnie więc zajechaliśmy do galerii, szybko poszło, wziął pierwsze czarne jeansy i je kupił. Stwierdziłam, że przy okazji kupię jakieś kosmetyki, które są na wyczerpaniu, zawsze jest tak, że wszystko kończy się w tym samym czasie.
Kupiłam puder, podkład, nową pomadkę i lakier, który wybrał mi Michael -fioletowy.
-Boże dlaczego zachciało mi się tych spodni? -chłopak uniósł ręce gdy byliśmy na parkingu podziemnym
-Bo masz platfusa i wypierdoliłeś się na prostej drodze. -wzruszyłam ramionami. -D13. Tutaj. -wskazałam na samochód i wsiedliśmy do niego.
Pod domem byłam przed osiemnasta.
-Wejdziesz?
-Nah, twoja mama była wściekła.
-Więc zostawiasz mnie samą, tchórzu?-spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
-Miłej rozmowy. -rozbawiony położył dłoń na moim ramieniu.
-Jakby coś się stało... Zawieź moje prochy na Ibizę i połóż na jakiejś zajebistej plaży.
-Załatwione. -wystawił dłoń, a ja przybiłam mu piątkę i wyszłam.
To będzie ciężka rozmowa.
Otworzyłam powoli drzwi przygotowując się na najgorsze.
-Rose? Możesz tutaj? -usłyszałam surowy ale spokojny głos mojej matki.
Najpierw wystawiłam głowę, a gdy zobaczyłam wszystkich, zdjęłam buty i poszłam do stołu.
-Hej. -uniosłam dłoń i usiadłam na swoim miejscu obok Willa.
-No więc... Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że zostajesz z nami, ale są jednak jakieś zasady.
-A mianowicie?
-A mianowicie chodzi o Michaela, on ma dwadzieścia dwa lata i nie powinnaś u niego nocować, jest sześć lat starszy, więc nie powinnaś się nawet z nim spotykać.
Zmarszczyłam brwi.
-Skoro to jest RODZINA to powinniśmy razem ustalić zasady, wiecie każdy wyrazi swoje zdanie, zobaczymy kto jest za i przeciw i...
-Właściwie już to zrobiliśmy. -spojrzałam na nią z niedowierzaniem. -Myślimy też, że powinnaś się spotkać z terapeutą, oczywiście z lekarzem, które przepiszę ci leki na ten sen i nie wiem może chcesz porozmawiać o tym...wszystkim, no wiesz, myślę że to będzie dla ciebie dobre.
Nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam.
-Proszę? Po pierwsze jak możecie wiedzieć co jest dla mnie dobre?! Przez ostatnie trzy miesiące prawie nie rozmawiamy! Nagle dowiedzieliście się wszystkiego i już wiecie co jest dla mnie dobre... -zaśmiałam się gorzko. -Nie rozbawiajcie mnie. Po drugie w żadnym wypadku nie mam zamiaru zrywać znajomości z Michaelem, i wierzcie wy też tego nie chcecie, jest jedyną osobą której ufam i jeżeli zabronisz mi się z nim widywać wyjdę i już nigdy mnie nie zobaczysz. Przysięgam. Tylko on może mi pomóc... -wstałam ze spuszczoną głową.
-A ty jesteś pieprzonym zdrajcą. -zwróciłam się jeszcze do Willa i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i miałam cholerną ochotę spuścić go w kiblu.
Złapałam poduszkę, przycisnęłam ją do twarzy i zaczęłam krzyczeć. W końcu upadłam na ziemie.
-Nienawidzę ich. -zalałam się łzami.
Michael pomógł im na rozprawie, nawet nie wiedzą jak bardzo mi pomógł, a dalej są przeciwko niemu.
Gdyby nie on jestem pewna, że już nie byłoby mnie na tym świecie.
-Rose możesz otworzyć? -usłyszałam Willa.
-Nie! Wypierdalaj!!
-Nie płacz...porozmawiajmy.
-Nie słyszałeś?! Spierdalaj!
***
Obudziłam się na podłodze o godzinie czwartej trzydzieści.
Supcio. Nie mam już tabletek więc każda noc będzie teraz męczarnia.
Poczułam ogromy ból głowy więc wzięłam tabletki, które zawsze trzymam w szafce nocnej. Zrobiłam wszystkie poranne czynności i udało mi się nawet pomalować paznokcie lakierem wybranym przez Micha.
Założyłam koszulę i krawat od mundurka a do tego zwykłe spodnie jeansowe. Nie mam zamiaru nosić spódnicy.
Robiłam sobie płatki kiedy mama zeszła na dół.
-Dzień dobry Rose, jeżeli chodzi o wczoraj...
-Słyszałam co powiedziałaś.
-Och, okay, super. Pójdę się ubrać.
Chyba wzięła moje słowa, za zgodę na jej zasady. Heh. Przykro mi.
W końcu przyszedł Will z Georgem, przepychali się trochę na schodach. Fajnie widzieć że ich kontakty są lepsze.
-Dzień dobry!
-Cześć Rose.
Uśmiechnęłam się tylko, zabrałam swoją miskę z płatkami i usiadłam przy stole.
-Wiesz... Wieczorem wychodzę ze znajomymi, nie będzie ani Charliego ani Leo, może chcesz...
-Nie, dzięki. -wzruszyłam ramionami i dokończyłam swoje płatki. Mama wypiła kilka łyków kawy i moglibyśmy jechać.
Przed szkołą jak zawsze było mnóstwo ludzi.
-Miłego dnia.
-Ta.
Wyszłam z samochodu i ze spuszczona głowa poszłam w stronę szkoły.
-Ej maleńka, poczekaj. -usłyszałam za sobą ohydny głos Foxa.
-Czego? -zatrzymałam się i odwróciłam do niego na pięcie.
-Może, no wiesz zapomnijmy o tym wszystkim. Dziś jest impreza. Może ty i ja. -wskazał najpierw na mnie potem co było takie żałosne...
-Nie. Dzięki. -pokręciłam głową.
-Skarbie... -złapał mnie w talii, a ja znów poczułam to obrzydzenie.
-Zostaw mnie. -próbowałam ode odepchnąć się od niego, ale to, że krzepy nie mam to nie nowość.
-Fox czy ty jesteś głuchy, zostaw ją. -odwróciłam się w stronę A.K. ona jest wszędzie, gdzie są kłopoty.
-A ty co? Obrończyni uciśnionych, czy jak? -zrobił przy tym tak idiotyczny wyraz twarzy, że razem z dziewczyną zaczęłyśmy się śmiać.
-Błagam schowaj tą mordę. -zasłoniłam jego twarz dłonią i chyba poczuł się urażony, bo puścił mnie.
-Jeszcze będziesz inaczej mówić. -zagroził i odszedł.
-Dzięki. -machnęłam głową do A.K. i poszłam do sali.
Lekcje minęły szybko, nawet długa przerwa, Fox minął mnie na niej bez słowa. Wow.
Zastanawiałam się czy powinnam zadzwonić do Michael czy mamy, żeby po mnie przyjrzała, hmm przecież nie mogę widywać się z Michealem i będzie musiała wyjść z pracy.
Zdecydowanie zrobię jej na złość, niech zwalnia się z pracy jak tak bardzo chce.
Napisała mi że spóźni się 10 minut, okay.
Wyszłam przed szkołę i patrzyłam jak uczniowie powoli znikają za bramę.
-Na księcia czekasz?
Eh, znów A.K.
-Chciałabym. Mama się spóźnia.
-Nie potrafisz wrócić sama?
-A ty nie masz co robić? -odwróciłam głowę w jej stronę i uniosłam brwi.
-Moja matka chyba o mnie zapomniała.
-Nie potrafisz wrócić sama? -przedrzeźniłam ją.
-Heh, na twoim miejscu żeby znaleźć przyjaciół byłabym milsza.
-Ty nie jesteś miła.
-Bo nie szukam przyjaciół.
-Więc czemu do mnie mówisz?
Czy to dobrze, że jestem chamska dla szkolnej chuliganiary? I czy w ogóle istnieje takie słowo?
-Ej Brandon nie mam gdzie się podziać do dwudziestej. -odezwała się a ja spojrzałam do kogo. Obok niej stał jakiś chłopak chyba ze starszej klasy.
-Jasne, ale będzie u mnie Cierra.-zaśmiał się.
-Ta głupia hinduska? Ta, dzięki.
-Miłego weekendu. -objął ją ramieniem i poszedł, ale po chwili zatrzymał się kilka metrów od nas i odwrócił.
-Powieść cię?-spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
Wydaje się na miłego, jako jedyny z tej pieprzonej szkoły, ale nie mam zamiaru siedzieć z nim sama w samochodzie.
-Emm, tak, jasne. -uśmiechnęłam się i nie wierząc w to co robię, ruszyłam za nim ciągnąć za ramię A.K.
Niestety nie ruszyła się nawet.
-Nie wsiądę z nim sama do samochodu. -szepnęłam.
-Czemu? -zmarszczyła brwi.
-Eh, będziesz mogła zostać u mnie do dwudziestej. -przekręciłam oczami.
-No nie wiem... -podrapała się po głowie. -Jestem trochę głodna.
-Będziesz mogła wyżreć moją lodówkę. -pociągnęłam ją i tym razem z uśmiechem poszła ze mną.
Na prawdę jej towarzystwo było mi cholernie nie na rękę (nie to że chciałam się uczyć czy coś, nowy odcinek moje serialu dziś wchodzi), ale trochę chciałam zrobić na złość mojej matce. Będzie musiała wyjść na chwilę z pracy, żeby mnie odebrać, a mnie nie będzie.
Heh, wredna jestem.
Siedziałam z tyłu i przysługiwałam się ich rozmowie.
Dziwna jest ta A.K., w szkole z nikim nie gada poza tym swoim komputerowcem a jednak ma znajomych.
-To, Rose, przyjdziesz dziś na imprezę?-odwrócił się do mnie Brandon.
O mój boże, on zna moje imię!
-Em, no ten...
-Sofia, nie będzie zazdrosna? -A.K. uderzyła go w ramię.
Oh, tak rozmawiacie o ludziach których nie znam.
-Rose, to moja miłość od pierwszego wejrzenia. -stwierdził i zaśmialiśmy się.
Co ja mam odpowiedzieć na takie coś?
-Zastanowię się. -próbowałam jakoś za flirtować, ale chyba mi nie wyszło.
-Mam taką nadzieję. -uśmiechnął się i tak, chyba to mały flirt.
-Chodź, jestem głodna. -dziewczyna otworzyła drzwi i wysiadła.
-Do zobaczenia. -uśmiechnął się i o mój boże kocham go.
-Pa. -odwzajemniłam gest i wysiadłam.
-Chodź. -powiedziałam obojętnie i weszłam na posiadłość, a potem do domu, jeszcze nikogo nie ma.
-Ładny dom. -zaczęła się rozglądać.
-Ta.
A.K. to nie powiem, że typowa, ale dziewczyna z bogatego domu, widać to po wszystkim oprócz zachowaniu, więc nigdy nie zaprosiłabym jej do mojego małego mieszkania w Cardiff.
No właśnie co z nim skoro mój ojciec będzie mieszkał w chinach.
Dziewczyna bez skrepowania od razu znalazła lodówkę.
-Jasne czuj się jak u siebie w domu. -wzruszyłam ramionami.
-Brandon to miły chłopak, ale przeleciałby wszystko co się rusza.
O to tak samo ja Leondre. Coś mnie ciągnie do takich chłopaków.
-Ta. -wzruszyłam ramionami i patrzyłam jak lodówka powoli zostaje wyczyszczana.
Taka drobna dziewczyna tyle zje?
A.K. jest dość szczupła, ale nie mogę powiedzieć, że jest chuda, w sumie to chyba ma idealną figurę patrząc okiem faceta. Jest mniej więcej mojego wzrostu, więc nie całe metr sześćdziesiąt, a jej znakiem rozpoznawczym zdecydowanie jest burza loków. Ma długie brązowe włosy, takie jak miałam kiedyś i chyba milion kosmyków włosów, które się w sumie nie kręcą, tylko falują. Make up ma dość mocny, matowa czerwona szminka, brwi, przedłużane rzęsy, kreski, tapeta...az dziwne że wygadał to u niej dobrze, ale w sumie maluję się nie mniej.
-Kogo to? -wskazała na szarą bluzę wisząca na krześle w jadalni.
-Moje przyszłego brata.
-Wezmę. -oznajmiła i zdjęła koszule od mundurku, która zawisła na krześle i założyła bluzę, kiedy ja robiłam herbatę.
-Ile on ma lat?
-18 chyba... Coś takiego. -odwróciłam się do niej.-Weź sobie to jedzenie i chodź na górę.
Poszłyśmy do mojego pokoju, oczywiście przejrzała każdy kąt, serio, nawet szafki otwierała.
-Wygląda jak pokój hotelowy.
-Dzięki. -prychnełam i usiadłam na łóżku.
-Serio, jasne ściany, brązowe meble...
-Mieszkam tu od roku, niestety wyszło tak, że tu zostaję.
-Czemu? -spytała pakując do buzi chleb zamoczony w Nutelli.
-Miałam wrócić do ojca, ale on wyjeżdża do Chin.
-Super, oglądałam dokument o Chinach, pracują tam nawet dzieci.
-Ta, super.
-To idziesz na tą imprezę? Brandon jest chętny. -poruszyła brwiami a ja się zaśmiałam.
-Imprezy nie są dla mnie.
-Widać, ale wiesz alkohol, faceci...
-Co masz na myśli "widać"? Wyglądam jakoś źle?
-Znaczy no wiesz, wyglądasz okay, ale to po prostu widać po zachowaniu, jesteś łatwą ofiarą...
-Oh błagam.-wyrzuciłam ręce przed siebie. -Przecież nie jest ze mną az tak źle.
-Jak zaczepił cię Fox, nawet nie zareagowałaś. -przewróciła oczami.
-Powiedziałam, żeby mnie zostawił.
Na moje słowa dziewczyna zaśmiała się jakbym opowiedziała najśmieszniejszy żart na świecie.
-Przepraszam... -próbowała przestać, ale jej nie wyszło. -Myślisz, że tego się przestraszy?
-Nieee, myślę, że mnie zostawi?
-Błagam... Musisz mocno powiedzieć, żeby spierdalał i tyle, jak wtedy na wycieczce.
-A co jeśli mnie uderzy, czy coś?
-Dlaczego miałby cię uderzyć? -zdziwiła się. -Nie będzie chciał, żeby ośmieszyła go dziewczyna i sobie pójdzie.
-W sumie...
-Kate dobra rada zawsze pomaga.
-Co jeszcze powinnam zmienić?
-Emm. -spojrzała na mnie napychając sobie buzie chlebem z czekoladą.-Musisz być bardziej pewna siebie. Jak idziesz przez korytarz to nie z głową w dole, tylko wysoko uniesioną. Nie pokazuj, że się boisz tylko spraw by inni bali się ciebie.
-Po co mają się mnie bać?
-Taki jest świat, albo pomiatają tobą albo ty pomiatasz nimi.
Cenna uwaga.
Usłyszałam trzask drzwi frontowych.
-Twoi starzy?
-Nie, to chyba mój brat.
Stwierdziłam że napiszę do mamy, pewnie nawet po mnie nie wyjechała.
Siedziałyśmy chwilę rozmawiając o szkole.
W sumie ona nie jest taka zła.
Byłam pewna, że to się stanie... Will wszedł do mojego pokoju nawet nie pukając do drzwi i staną zdziwiony w progu.
Co Williamie to dziwne że mam koleżankę?
-Ou, cześć? Zrobiłem tosty. -uniósł talerz z dwoma grzankami. -Ale chyba zrobię więcej... -spojrzał na A.K.
-Hej, jestem Kate. -podeszła do niego i wyciągnęła dłoń, którą uścisną.
-Will.
-Zrób dużo więcej. -zaśmiała się. -O i pożyczyłam twoją bluzę.
-Nie ma sprawy. -spojrzał na mnie i odstawił talerz na szafkę nocną. Patrzył to na nią to na mnie jakby nie wierzył własnym oczom.
-Will, tosty ci się spalą. -przerwałam ten niezręczny moment.
-No tak. -nadal stał w tym samym miejscu. -Kurwa. -ogarnął się i ruszył wyszedł.
-Przystojny. -przegłosowała szeptem zanim on zdążył zamknąć drzwi.
-Ta. Ciacho. -przewróciłam oczami.
Dziewczyna usiadła na łóżko.
-Ma dziewczynę?
-Nie.
-Jest gejem?
-Widziałam jak prawie rucha się z francuska na biurku, więc chyba nie. A może to była Włoszka... Nie pamiętam.
-Przystojny, wolny, robi jedzenie... Cholera. Biorę go.
-Nie polecam, to pieprzony zdrajca.
-Nie lubisz go?
Wzruszyłam tylko ramionami.
-Wracając...idziesz na imprezę?
-Nie wiem... Po alkoholu robię dziwne rzeczy...
-Rzeczy na które na trzeźwo nie możesz sobie pozwolić, to jest fajne.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale wrócił Loczek z górą tostów i butelką Pepsi. Postawił wszystko na szafce nocnej i usiadł obok nas.
-To... Uczycie się razem? - ugryzł kawałek kanapki.
-Tak. Dziękuję, możesz wyjść?-uniosłam brwi.
-Em, tak, jasne. -odpowiedział zmieszany i tak jak prosiłam wyszedł.
-Mówią, że to ja jestem suką... -zaśmiała się A.K.
-Właściwie dlaczego mówią do ciebie A.K., masz na imię Kate, a to jakoś nie pasuję.
-Nigdy się tego nie dowiesz.
Zjadłyśmy nasz dzisiejszy obiad i dziewczyna namówiła mnie na imprezę, właściwie sama się namówiłam z myślą, że wkurzy to mamę.
-Napisze do Brandon żeby przyjechał bez tej dziwki Cierry. -oznajmiła.
Nie lubię gdy ktoś jest wulgarny, a A.K. jest najbardziej wulgarna dziewczyną jaką znam.
-Tak to ty jesteś suką...
-Ej mogłabyś mi pożyczyć coś na imprezę? Nie mam kluczy do domu a muszę jakoś wyglądać.
-Tak, możesz sobie pogrzebać w szafie.
Mam milion rzeczy, które powinny być ładne, ale potem twierdziłam, że wyglądam w tym źle i chowałam gdzieś na końcu szafy.
A.K. wyjmowała z mojej szafy wszystko, oglądała potem znów coś brała i tak jakieś pół godziny.
W końcu coś tam wygrzebała.
-Masz założysz to. -rzuciła we mnie jakimiś ciuchami, a ja się im przyjrzałam.
-To?! Przecież to jest... widać moje nogi i cały tyłek...
-O, dziewica się odezwała.-spiorunowałam ją wzrokiem. -Żartuje, będziesz w tym wyglądała dobrze.
-Nie ma mowy.
-Nie, wkładasz to i tyle.
-Nie.
-Brandonowi się spodoba... -zaśpiewała.
Czy ja w ogóle chce żeby mu się podobało? Oczywiście fajnie podobać się jakiemuś chłopakowi, ale wiadomo o co chodzi... Przecież ja nie pozwolę mu się nawet dotknąć.
-Dobra. -zabrałam od niej ciuchy i poszłam do łazienki gdzie jako tako się ogarnęłam.
Nie czuję się dobrze w tych ubraniach, właściwie czuję się fatalnie.
-I jak? -wróciłam do pokoju, gdzie przebierała się A.K.
-No... Jakbym była facetem to bym cię...
-Nie kończ. -skrzywiłam się, a ona zaśmiała.
Przyjrzałam się jej i no oczywiście, że wyglądała lepiej ode mnie.
***
Przyjechał po nas Brandon, tak jak chciała A.K. "bez tej dziwki Cierry". Mama spytała się czy wychodzę, co było głupie, bo zakładałam wtedy buty, odpowiedziałam, że tak i szybko wyszłyśmy.
-Moja koleżanka i moja dziewczyna. -zaśmiał się Brandon, który opierał się o samochód.
-A która to która?
-Sorry A., ale znam cię za dobrze żebym się w tobie zakochał.
-Dobra wsiadaj idioto. -popchnęła go za kierownicę.
Wsiedliśmy do samochodu i po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod domem, w którym była impreza.
Muzyka, krzyki i mnóstwo ludzi.
Gdy weszliśmy do środka A.K. od razu zniknęła w tłumie, a ja zostałam z Brandonem. SAMA.
-To co? Napijemy się?
Oczywiście, że nie wypije.
-Em... Jasne.
Chłopak złapał mnie w talii i zaczął prowadzić do kuchni.
Na początku jego ręka paliła mnie w skórę, ale po chwili się przyzwyczaiłam.
-Zrobię ci drinka. -oznajmił, a ja przytaknęłam chociaż wolałbym piwno. Nienawidzę smaku wódki.
Jedyne drinki, kóre mi smakują to te Charliego, ale teraz niech się pierdolą.
Usiadłam na blacie, a chłopak po chwili podał mi drinka.
Jest mega przystojny i to chyba mój gust, wysoki, blondyn z niebieskimi oczami.
-Uczysz się u nas dopiero od tego roku?-staną obok mnie.
-Mhm.
-Dlaczego się przeniosłaś? Nasza szkoła to gówno. -zaśmialiśmy się.
-Ta... Długa historia, jakoś przeżyję w waszej szlole.
-Z Kate jakoś poradzisz sobie z tym Foxem.
-Co? Skąd wiesz...
-Całej szkole się chwali, że na niego lecisz, a wszyscy wiedzą, że to idiota.
-Żeby było czym się chwalić...
-No wiesz... -odstawił swojego drinka i staną między moimi nogami. -Jesteś śliczna. -położył dłonie na moich udach, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. -Noi jeżeli jesteś taka jak Kate, zdobycie ciebie graniczy z cudem.
-Dlaczego mam być taka jak ona?- szepnęłam, bo on był tak blisko i z takim porządaniem na mnie patrzył...
-Bo jesteś jej jedyną koleżanką.
-My nie jesteśmy koleżankami.
Dlaczego my rozmawiamy o A.K.?
-Tylko z tobą rozmawia w szkole. -przybliżył swoje usta do mojej szczęki i delikatnie musnął moją skórę.
W tym momencie przypomniały mi się słowa A.K., że on przeleciałby wszystko co się rusza...
-Chcesz mnie przelecieć? -spytałam i miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Tak to ja Rose.
Chłopak spojrzał na mnie z ogromnym uśmiechem przylepionym do twarzy.
-Co to za pytanie? -przeniósł swoje dłonie na moją talię. -Oczywiście że tak. -zaśmiał się, a podejrzewam, że zrobiłam się blada jak ściana. -Nie martw się, przyjaciele A.K. to moi przyjaciele.-wyjaśnił i szybko pocałował mnie w usta. Uśmiechnęłam się i postanowiłam posunąć o krok dalej, złapałam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze usta.
Od razu pomyślałam o Leo, nie wiem czy było mi go żal, że on nadal się o mnie stara czy było mi żal siebie, że nie czuję tego, co czułam, gdy całowałam Leo...
-Rose? -usłyszałam głos Leo w mojej głowie, co było dziwne, bo całowałam Brandona i nie mogłam wtedy myśleć o Devriesie, nie ma mowy. Spieprzaj z mojej głowy!
-Rose! -nagle Brandon został ode mnie brutalnie odciągnięty, a ja o mało nie spadłam z blatu.
Oblizałam wargę i zorientowałam się o co chodzi. Przede mną stał Brandon, a jeszcze bliżej mnie Leondre we własnej osobie.
-Co ty robisz?!-krzyknął na mnie jakbym zrobiła coś złego. Pf.
-To ja was zostawię. -stwierdził i ulotnił się Brandon.
Zeskoczyłam z blatu i chciałam sobie pójść, ale Devries przetrzymał mnie za ramię.
-Najpierw ten ćpun a teraz on?! -odwrócił mnie do siebie.
-Właściwie to jeszcze przed nimi był agresywny dupek, kojarzysz może? -spytałam sarkastycznie i już nie był taki pewny siebie, gdy ja odważnie patrzyłam mu w oczy on spuścił wzrok.
-Mówię ci poraz kolejny, że ja nic nie zrobiłem.
-Możesz mówić co chcesz, ale ja ci nie wierzę.
-Po prostu... Porozmawiajmy. -poprosił patrząc na mnie swoimi smutnymi oczami.
O nie nie nie kochany, już od dawna na mnie to nie działa.
-Nie czuję takiej potrzeby, wybacz. -chciałam odejść, ale jeszcze na chwilę mnie zatrzymał.
-Cieszę się, że zostajesz.
-Ta. Niedługo. -sięgnęłam jeszcze po mojego drinka i odeszłam.
Boże jak ja go nienawidzę.
Wypiłam pozostałość napoju jednym duszkiem i stwierdziłam, że chcę się porządnie napić.
Poszłam szukać więcej alkoholu, złapałam po drodze Brandona, który trzymał w dłoni butelkę, na pewno taniej, wódki i zaciągnęłam go na kanapę w salonie.
-Poczekaj kochana, pójdę po coś do zapicia.
Co tam będę na niego czekać, odkręciłam butelkę z nadzieją, że wypije kilka łyków, ale już po pierwszym zapiekło mnie gardło i miała ochotę to wypluć. Skrzywiłam się i wytarłam buzie.
-Spokojnie, bo się upijesz. -zaśmiał się Brandon i usiadł obok mnie kładąc moje nogi na swoich udach.
-Chcę się upić i zasnąć gdzieś pod stołem.-zaszlochałam.
-Wow, co to był za chłopak? -zaczął nalewać pepsi do czerwonych kubków, podał mi jeden, a drugi wziął sobie.
-Jestem za trzeźwa żeby o tym rozmawiać...
-Więc pijmy!-podał mi butelkę. -Panie przodem.
-Twoje zdrowie. -uniosłam szkło, a potem upiłam łyk. -Cholera.
Chłopak zrobił to samo.
Stwierdziłam, że jeżeli chcę się upić to musimy pić szybko i tak też zrobiliśmy, piliśmy łyk po łyku. Już byłam lekko...trochę bardzo lekko wstawiona i zobaczyłam, że Leondre nam się przygląda. Cholerny dupek.
-Chcesz żeby był zazdrosny?-zakręcił butelkę, która była w połowie pusta.
-Chcę żeby poczuł się tak jak ja. -szybko usiadłam na jego kolanach i zaczęliśmy się całować. Szybko, namiętnie, noi wydawało mi się, że to wyglądało seksownie, ale wszyscy wiemy jak wyglądają ludzie prawie ruchający się na imprezach.
Tymi ludźmi byliśmy teraz ja i Brandon.
-Rose co ty robisz do cholery! -usłyszałam w momencie kiedy zostałam odciągnięta od chłopaka.
Oczywiście wiadomo kto to był.
-Nie widać? -zaśmiałam się prosto w jego twarz.
-Chodź idziemy do domu. -złapał mnie za rękę i pociągnął, ale zaczęłam się opierać.
-Puszczaj mnie!
-Nie słyszałeś? Powiedziała żebyś ją zostawił. -Brandon stanął nad nim, a że górował na Devriesem nie było już rozmowy.
-Jak sobie chcesz. -warknął i odszedł.
-Piąteczka. -wystawił dłoń, a ja zadowolona jak dziecko przybiłam mu piątkę
-Dopijmy butelkę.
Śmialiśmy się i piliśmy, aż wypiliśmy. Świat już wirował przed moimi oczami, tak, że nie mogłam nawet utrzymać głowy w pionie.
-To opowiadaj.- rozkazał i poparł to beknięciem.
-Fuuu! -zaczęłam machać ręką żeby usunąć smród alkoholu chociaż i tak czułam go cały czas. -Dobra, ale to sekret i jak komuś powiesz, to upierdolę ci nogę.
-Zrobimy tak. Ty mi coś opowiesz, a ja tobie, okay?
-Okay.-zgodziłam się, oparłam się o jego bok plecami i położyłam głowę na jego ramieniu. -To był Leondre Devries.
-Leondre Devries to gwiazda kochana, wszyscy go znają.
-Nie przerywaj mi, ja ciebie proszę.
-Przepraszam.
-No, byliśmy ze sobą cały rok, no prawie.
-Prawie to też rok. -stwierdził pijackim głosem.
-Miałeś nie przerywać.
-Przepraszam.
-Na początku było dobrze, ale po pewnym czasie zobaczyłam, że coś jest z nim nie tak. Na początku to było picie. Jak szesnastoletni chłopak może co weekend chlać tyle wódy? -spojrzałam na niego, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. -Potem z każdym kolejnym tygodniem stawał się coraz bardziej zazdrosny, aż w końcu agresywny. Były to takie drobne gesty, szarpanie, ściskanie nadgarstków, zapomniałam wspomnieć o tym, że kilkukrotnie mnie zdradził... Mimo, że robił te wszystkie rzeczy to nie miałam do niego żalu, obwiniałam siebie. Myślałam, że to ja robię coś nie tak, że po prostu muszę zasłużyć na niego. Głupia jestem wiem. -wzruszyłam ramionami. -W końcu dostrzegłam, że ten związek jest chory i chciałam z nim zerwać, nie byłam jeszcze tego pewna, w głębi duszy myślałam, że jak się rozstaniemy to się ogarnie i po pewnym czasie znów do siebie wrócimy. Myliłam się, bo on nigdy się nie zmieni. Gdy to usłyszał chciał mnie uderzyć. -usiadłam prosto i zaczęłam płakać. -Rozumiesz? Chciał mnie uderzyć.
Chłopak objął mnie i przytulił do swojego ramienia.- Najgorsze jest to, że nie wiem czy kiedykolwiek poczuję się przy kimś tak samo dobrze jak przy nim, bo mimo wszystko ciągle pamiętam te dobre chwile.-wytarłam dolną powiekę.-A ty? Ciebie też ktoś chciał uderzyć? -spytałam co było głupie, ale byliśmy pijani więc nie zwróciliśmy na to uwagi.
-Nie. Miałem dziewczynę przez trzy lata, kochałem ją, wiesz? -spojrzał na mnie i zaczął plątać palce w moje włosy. -A ona mnie zdradziła. Ta dziwka zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem, ty to rozumiesz? -spojrzałam na niego, płakał tak samo jak ja.
-A to wredna...
-No, kurwa, ale oni nie całowali się, oni uprawiali seks, rozumiesz to?
-Nie... -przekręciłam głowę z niedomierzeniem.
-Tak. Tak, robili to. -pokiwał energicznie głową.-Kochasz kogoś, planujesz z nim przyszłość, a on. -pstryknął palcami. -Od tak to wszystko przekreśla.
-Miłość jest do dupy.
-Miłość jest chujowa.
-Już nigdy w życiu się nie zakocham.
-Ja też. Ty go kochałaś? -spojrzał na mnie.
-Nie wiem, chyba nie, nie znam tego uczucia, ale był dla mnie cholernie ważny. -zamyśliłam się. -Będę rzygać.
-Łazienka jest na górze.
Pamiętam tylko jak próbowałam wstać i w końcu przy pomocy chłopaka udało mi się, a potem film mi się urwał.
*KATE*
Impreza była całkiem fajna, ale bywałam na lepszych.
Ale hej! Nie ma co narzekać alkohol za free.
Jak co imprezę w moich żyłach zamiast krwi płynęła wódka.
Tańczyłam z jakimś typem, ale zobaczyłam Rose wspinającą się po schodach, ona nie szła, praktycznie wciągała się po ramię.
Kurwa, muszę ją zgarnąć, jak się zabije będzie na mnie. Nie chce mieć nieumyślnego spowodowania śmierci w papierach.
Chociaż... Nikt nie musi wiedzieć, że ją znam. Nie no, muszę jej pomóc. Szybko poszłam w jej stronę, co było trudne, bo byłam już wstawiona.
-Rose! Kurwa, zatrzymaj się!
Nawet nie zwróciła na mnie uwagi tylko wepchnęła się jakiejś lasce w kolejkę do toalety.
-Ej co jest?!
-Radzę ci znaleźć inną łazienkę. -podeszłam do niej.
-Tu nie ma innej. -stwierdziła oburzona.
-Przykro mi, a teraz spierdalaj. -machnęłam ręką i weszłam do toalety.
Blondynka dosłownie leżała na muszli klozetowej.
-Oh Rose, nie rzygaj, trzymaj fason.
-Zamknij się.
-Dobra, więc zrób to szybko i znajdę ci jakąś podwózkę. -usiadłam na pralce i zebrałam jej włosy w dłonie na wszelki wypadek i ten wypadek w końcu nadszedł.
-To nie miało tak być, miałam się najebać i zasnąć pod stołem. -prawie się rozpłakała. Wyglądała okropnie.
-Nie rycz.
-Będę! Moje życie jest chujowe, bo zachciało mi się miłości... Brandon mówi, że miłość jest chujowa, mógł mi powiedzieć to rok temu.
-Oh Brandon to idiota. Nie słuchaj go. -machnęłam ręką.
-On ma świętą racje.
-Jesteś pijana.
-Nie jestem. Devries to pieprzony idiota, nienawidzę go, kiedyś wybije mu zęby, przyrzekam.
Doskonale wiedziałam kim jest Devries, nie miałam okazji go poznać, ale często pojawia się na imprezach i jest gwiazdą, każdy w tym mieście go zna.
-Dobrze pomogę ci, tylko się uspokój.
Usłyszałam pukanie do drzwi i wstałam żeby odprawić tą osobę.
Wyszłam zamykając za sobą drzwi, żeby ta osoba nie widziała mojej zarzyganej koleżanki i miałam rację, bo przed drzwiami stał Devries we własnej osoby.
-Ona nie chce cię widzieć. -powiedziałam szybko i zasłoniłam swoim ciałem drzwi.
-Kto? -zmarszczył brwi, najwyraźniej nie wiedział, że tam jest Rose. -Rose tam jest?!
Oj chyba już się dowiedział.
-Pff, niee. -próbowałam się wymigać. -W ogóle jaka Rose? Ja nie znam żadnej Rose...
-Daj mi tam wejść. -podszedł bliżej i chciał mnie przesunąć, ale zaparłam się.
-Nie ma mowy. -pokręciłam głową. -Ona nie chce cie widzieć.
-Wiem, że jest pijana, zabiorę ją do domu. -uniósł dłonie jakby chciał mnie uspokoić. Wyglądał na zmartwionego, ale solidarność jajników, to jednak solidarność jajników.
-Nigdzie nie wejdziesz. -powiedziałam powoli.
-Ugh jesteś gorsza od niej... -poczochrał swoje włosy, co było słodkie, ale potem zaczął się ze mną szarpać, co było już mniej urocze.
Chciałam go uderzyć, ale przytrzymał moje nadgarstki.
-Zostaw mnie!!! -wrzasnęłam na cały dom i po tym już mnie puścił.
-Okay, dzwonię do jej brata.
-Okay. -zgodziłam się i usiadłam po turecku opierając się placami o drzwi jak jakiś strażnik.
Devries faktycznie z kimś rozmawiał, a ja w sumie cieszyłam się, że dzwoni po Willa, bo sama bym jej stąd nie ewakuowała.
Kiedy skończył usiadł tak jak ja tylko przy ścianie i wysoko uniósł brodę.
Will przyjechał szybko, bo po niecałych piętnastu minutach.
Gdy zauważyłam go na schodach, wstałam łapiąc się klamki, bo czułam się jeszcze bardziej pijana. Miał na sobie spodenki koszykarskie, pognieciony t-shirt, czarną bluzę, a jego oczy były zaspane. Wyglądał jakby właśnie wyszedł z łóżka i pewnie tak było.
-Siema. Dzięki, że zadzwoniłeś. -podał rękę Devriesowi.
-Nie chciała mnie wpuścić. -wskazał głową na mnie.
-Rose cię nie lubi.
Oboje westchnęli i nie miałam pojęcia dlaczego.
-Kate, Rose mnie lubi, mogę tam wejść? -Will powiedział do mnie jak do dziecka.
-Nie lubi cię, bo jesteś pieprzonym zdrajcą. -powiedziałam patrząc w jakiś punkt, który widziałam kątem oka. -Ale zrobiłeś mi tosty, więc jesteś spoko. -poklepałam go po ramieniu i odsunęłam się od drzwi.
Trochę bałam się, że zobaczymy tam zarzyganą Rose, ale gdy Will otworzył drzwi, dziewczyna zwinięta w kulkę siedziała oparta o pralkę i prawdopodobnie spała...albo umarła.
-Chodź tu. -szepnął Will i wziął ją na ręce.-Kate, zaprowadzisz mnie do drzwi? -ładnie poprosił, więc zaczęłam go prowadzić. -Chodź, tu jest samochód, w bluzie mam kluczyki, otworzysz go? -instruował mnie ciągle tak miłym głosem, że..
O matko. Zrobiłam to o co poprosił, potem otworzyłam tylne drzwi, położył Rose na siedzenia i przykrył ją swoją bluzą. -Dziękuję. -okrążył samochód i otworzył drzwi pasażera. -Wsiadaj. -machnął ręką.
Jest pierwszym chłopakiem, który otworzył mi drzwi... Mogę za niego wyjść?
-Nie będę robić ci problemu...Jakoś sobie poradzę. -powiedziałam chociaż w głowie miałam "ucieknijmy razem gdzieś na koniec świata".
-Nie zostawię cię tu pijanej, więc albo sama wsiądziesz albo wciągnę cię siłą.
Oh błagam wyciągnij mnie siłą.
Myślałam tylko o tym żeby iść prosto, ale niestety mi nie wyszło i wpadłam na maskę samochodu, co było ugh, czemu teraz musiałam pić. Mogłam wyrwać Willa (jebać mojego chłopaka), a wątpię, że lubi pijane dziewczyny.
W końcu wsiadłam do auta, a on zamknął za mną drzwi. Chwilę rozmawiał z Devriesem a potem wsiadł na miejsce kierowcy, poprawił bluzę, która przykrywała Rose i ruszył.
Przyjechał po nią w środku nocy, zaniósł do samochodu, przykrył ją swoją bluzą i jeszcze wiezie mnie do domu.
O jezusie.
Dlaczego mój brat taki nie jest?
Podałam mu swój adres chociaż wcale o niego nie prosił i jechaliśmy w ciszy.
Pierwszy raz było mi głupio: to ja namówiłam ją na tą imprezę, zostawiłam, a Will musiał zrywać się z łóżka.
-Sorry, no wiesz, za TO.
-Nie ma sprawy, uwierz mi, że to jeszcze nic. Po prostu jeżeli będzie następny raz to od razu dzwoń po mnie.
Kiwnęłam głową i zatrzymaliśmy się pod moim domem. Chwilę siedziałam patrząc przed siebie.
-Dzięki. -otworzyłam drzwi i wyszłam.
**********************************
Zabijcie mnie.
Tak, wiem, to co tu się dzieje to totalna patola.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Oczywiście muszę się głupio wytłumaczyć, no bo jak. Mianowicie, moje życie prywatne jest gdzieś poniżej zera w skali nerda, co za tym idzie blog został odłożony na trzeci/czwarty plan.
No wiecie staram się jakoś ogarniać swoje życie: szkoła, życie prywatne i blog.
Mam tyle na głowie w tym roku, że no. Po prostu nie mam nawet minimum czasu na bloga.
Postaram się żeby następny rozdział był jakoś w tygodniu/ najpóźniej pod koniec i no.
Jeszcze raz przepraszam ;((
Ps.: Jeżeli komuś się nudzi zapraszam na mojego starego bloga bloga http://welcomebam.blogspot.com/
-Kate xx
Michael wyszedł z pokoju, a ja próbowałam sobie ogarnąć jaki dzisiaj dzień i stwierdziłam, że muszę się zobaczyć z ojcem.
Szybko wstałam z łóżka założyłam wczorajsze ubrania, zasnęłam w bieliźnie, bo zazwyczaj Michael nie wchodzi do swojego pokoju jak tu śpię.
Matko, mógł zobaczyć mój spasiony brzuch... Nieee, przecież byłam przykryta po sam nos.
Weszłam do salonu, gdzie Michael robił coś w kuchni.
Ten niezręczny moment.
Ciekawe czy pamięta nasz...pocałunek.
-Dzień dobry.
-O wstałaś, zrobię ci płatki.
-Nie dzięki, chyba powinnam spotkać się z ojcem. Zadzwonię po Willa.
Chłopak wszystko odłożył i spojrzał na mnie.
-Ja mogę cię zawieść...
-Nie będę cie wykorzystać...-odwróciłam wzrok.
-Jeżeli chodzi o wczoraj... Przepraszam, że musiałaś mnie widzieć w takim stanie...
Czyli nie pamięta, uf.
-Nie ma sprawy, to nie pierwszy raz.-szybko mu przerwałam.
-Wiem, ale wczoraj pewnie chciałaś ze mną porozmawiać, a ja... No. Odwiozę cię, wszystko jest okay. Później możemy spędzić razem czas i porozmawiać.
-Dlaczego to dla mnie robisz? -spytałam, bo tak na prawdę nawet dla mnie to była zagadka.
-Ale co?
-To. Wszystko.
-Rosie, sam kiedyś byłem w trudnej sytuacji, gdy nikt nie stoi po twojej stronie, wiem jak to jest. -podszedł bliżej. -Mogę cię przytulić?
-Jasne. -wtulił się we mnie.
On czuł się jak najbardziej swobodnie, za to ja byłam spięta i tylko lekko go objęłam rękoma.
-Jesteśmy już o krok dalej.
Żeby tylko.
-Tak, czasem potrzebuje żeby ktoś mnie przytulił.- powiedziałam tylko dlatego, że nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Mich, może moglibyśmy pojechać do domu Willa po jakieś ciuchy? Nie chcę iść w śmierdzącej bluzce.
-Jeżeli chcesz mogę dać ci coś do przebrania, co ty na to? -spojrzał na mnie.
-Dziękuję. -wydusiłam uśmiech i poszłam z nim do pokoju. Okazało się, że zostawiłam u niego jakąś bluzkę, więc dał mi tylko swoją bluzę i poszłam się ogarnąć. Chyba muszę iść bez makijażu.
-Umówiłem cię za pół godziny w twoim barze. -oznajmił, gdy wyszłam z łazienki.
-Do czego to doszło, że mam menadżera. Ojciec nie wyjechał z miasta?
-Na to wygląda. Chcesz coś do jedzenia?
-Y-y, zjem coś z ojcem. Twoja bluza jest ogromna. -stwierdziłam unosząc ręce w bok.
-Nie, to ty jesteś ogromna. -odwrócił głowę i uśmiechnął się, a ja dosiadłam się do stołu.
-Mama coś mówiła?
-Tylko to, że nie pozwala zostawać ci u mnie na noc.
-Eh, wracamy do czasów sprzed rozprawy. -przewróciłam oczami.
-Nie możesz mieć jej tego za złe, mam dwadzieścia dwa lata, wiesz co ludzie od razu myślą.
-Tak... Nienawidzę tego.
-Ja też, ale nic na to nie poradzimy.
Michael dokończył swoje śniadanie, zawiózł mnie do jogurtownii, a sam pojechał zrobić zakupy.
Kiedy weszłam do lokalu ojciec już tam był. Wstał gdy podeszłam i mnie przytulił.
-Cześć córcia.
-Hej.-zajęliśmy miejsca.
-Chcesz coś?
-Nie dziękuję, jadłam u Michaela.
-Mama pozwala zostawać ci u niego na noc. -nic nie odpowiedziałam więc kontynuował. -Wczoraj... Tak mi przykro, że przez to przeszłaś.
-Nie...
-Nie mogę sobie wybaczyć, że mnie wtedy nie było. Gdybym wiedział co się dzieje nic by się nie stało. Miałabyś wtedy normalne życie.
Więc teraz mam nienormalne... Okay.
-Tato, to nic by nie zmieniło.
-Nie możesz tego wiedzieć. Chciałem żebyś znów zamieszkała ze mną i żałuję, że nie wyszło.
-Dlaczego nie mówiłeś, że wyjeżdżasz?
-Eh, wtedy być była przeciwko.
Rozmowa z ojcem była dziwna. Nie było tak jak kiedyś, że rozmawialiśmy swobodnie, krępowałam się. Ciągle mówił o tym, że chciałby mnie zabrać ze sobą, jakby chciał żeby wyjechała wbrew wyrokowi sądu. Na koniec podziękowałam mu za wszystko co dla mnie zrobił, bo na prawdę jestem mu wdzięczna za te trzy lata, i przyjechał po mnie Michael.
Chłopak chciał kupić sobie jakieś spodnie więc zajechaliśmy do galerii, szybko poszło, wziął pierwsze czarne jeansy i je kupił. Stwierdziłam, że przy okazji kupię jakieś kosmetyki, które są na wyczerpaniu, zawsze jest tak, że wszystko kończy się w tym samym czasie.
Kupiłam puder, podkład, nową pomadkę i lakier, który wybrał mi Michael -fioletowy.
-Boże dlaczego zachciało mi się tych spodni? -chłopak uniósł ręce gdy byliśmy na parkingu podziemnym
-Bo masz platfusa i wypierdoliłeś się na prostej drodze. -wzruszyłam ramionami. -D13. Tutaj. -wskazałam na samochód i wsiedliśmy do niego.
Pod domem byłam przed osiemnasta.
-Wejdziesz?
-Nah, twoja mama była wściekła.
-Więc zostawiasz mnie samą, tchórzu?-spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
-Miłej rozmowy. -rozbawiony położył dłoń na moim ramieniu.
-Jakby coś się stało... Zawieź moje prochy na Ibizę i połóż na jakiejś zajebistej plaży.
-Załatwione. -wystawił dłoń, a ja przybiłam mu piątkę i wyszłam.
To będzie ciężka rozmowa.
Otworzyłam powoli drzwi przygotowując się na najgorsze.
-Rose? Możesz tutaj? -usłyszałam surowy ale spokojny głos mojej matki.
Najpierw wystawiłam głowę, a gdy zobaczyłam wszystkich, zdjęłam buty i poszłam do stołu.
-Hej. -uniosłam dłoń i usiadłam na swoim miejscu obok Willa.
-No więc... Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszymy, że zostajesz z nami, ale są jednak jakieś zasady.
-A mianowicie?
-A mianowicie chodzi o Michaela, on ma dwadzieścia dwa lata i nie powinnaś u niego nocować, jest sześć lat starszy, więc nie powinnaś się nawet z nim spotykać.
Zmarszczyłam brwi.
-Skoro to jest RODZINA to powinniśmy razem ustalić zasady, wiecie każdy wyrazi swoje zdanie, zobaczymy kto jest za i przeciw i...
-Właściwie już to zrobiliśmy. -spojrzałam na nią z niedowierzaniem. -Myślimy też, że powinnaś się spotkać z terapeutą, oczywiście z lekarzem, które przepiszę ci leki na ten sen i nie wiem może chcesz porozmawiać o tym...wszystkim, no wiesz, myślę że to będzie dla ciebie dobre.
Nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam.
-Proszę? Po pierwsze jak możecie wiedzieć co jest dla mnie dobre?! Przez ostatnie trzy miesiące prawie nie rozmawiamy! Nagle dowiedzieliście się wszystkiego i już wiecie co jest dla mnie dobre... -zaśmiałam się gorzko. -Nie rozbawiajcie mnie. Po drugie w żadnym wypadku nie mam zamiaru zrywać znajomości z Michaelem, i wierzcie wy też tego nie chcecie, jest jedyną osobą której ufam i jeżeli zabronisz mi się z nim widywać wyjdę i już nigdy mnie nie zobaczysz. Przysięgam. Tylko on może mi pomóc... -wstałam ze spuszczoną głową.
-A ty jesteś pieprzonym zdrajcą. -zwróciłam się jeszcze do Willa i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i miałam cholerną ochotę spuścić go w kiblu.
Złapałam poduszkę, przycisnęłam ją do twarzy i zaczęłam krzyczeć. W końcu upadłam na ziemie.
-Nienawidzę ich. -zalałam się łzami.
Michael pomógł im na rozprawie, nawet nie wiedzą jak bardzo mi pomógł, a dalej są przeciwko niemu.
Gdyby nie on jestem pewna, że już nie byłoby mnie na tym świecie.
-Rose możesz otworzyć? -usłyszałam Willa.
-Nie! Wypierdalaj!!
-Nie płacz...porozmawiajmy.
-Nie słyszałeś?! Spierdalaj!
***
Obudziłam się na podłodze o godzinie czwartej trzydzieści.
Supcio. Nie mam już tabletek więc każda noc będzie teraz męczarnia.
Poczułam ogromy ból głowy więc wzięłam tabletki, które zawsze trzymam w szafce nocnej. Zrobiłam wszystkie poranne czynności i udało mi się nawet pomalować paznokcie lakierem wybranym przez Micha.
Założyłam koszulę i krawat od mundurka a do tego zwykłe spodnie jeansowe. Nie mam zamiaru nosić spódnicy.
Robiłam sobie płatki kiedy mama zeszła na dół.
-Dzień dobry Rose, jeżeli chodzi o wczoraj...
-Słyszałam co powiedziałaś.
-Och, okay, super. Pójdę się ubrać.
Chyba wzięła moje słowa, za zgodę na jej zasady. Heh. Przykro mi.
W końcu przyszedł Will z Georgem, przepychali się trochę na schodach. Fajnie widzieć że ich kontakty są lepsze.
-Dzień dobry!
-Cześć Rose.
Uśmiechnęłam się tylko, zabrałam swoją miskę z płatkami i usiadłam przy stole.
-Wiesz... Wieczorem wychodzę ze znajomymi, nie będzie ani Charliego ani Leo, może chcesz...
-Nie, dzięki. -wzruszyłam ramionami i dokończyłam swoje płatki. Mama wypiła kilka łyków kawy i moglibyśmy jechać.
Przed szkołą jak zawsze było mnóstwo ludzi.
-Miłego dnia.
-Ta.
Wyszłam z samochodu i ze spuszczona głowa poszłam w stronę szkoły.
-Ej maleńka, poczekaj. -usłyszałam za sobą ohydny głos Foxa.
-Czego? -zatrzymałam się i odwróciłam do niego na pięcie.
-Może, no wiesz zapomnijmy o tym wszystkim. Dziś jest impreza. Może ty i ja. -wskazał najpierw na mnie potem co było takie żałosne...
-Nie. Dzięki. -pokręciłam głową.
-Skarbie... -złapał mnie w talii, a ja znów poczułam to obrzydzenie.
-Zostaw mnie. -próbowałam ode odepchnąć się od niego, ale to, że krzepy nie mam to nie nowość.
-Fox czy ty jesteś głuchy, zostaw ją. -odwróciłam się w stronę A.K. ona jest wszędzie, gdzie są kłopoty.
-A ty co? Obrończyni uciśnionych, czy jak? -zrobił przy tym tak idiotyczny wyraz twarzy, że razem z dziewczyną zaczęłyśmy się śmiać.
-Błagam schowaj tą mordę. -zasłoniłam jego twarz dłonią i chyba poczuł się urażony, bo puścił mnie.
-Jeszcze będziesz inaczej mówić. -zagroził i odszedł.
-Dzięki. -machnęłam głową do A.K. i poszłam do sali.
Lekcje minęły szybko, nawet długa przerwa, Fox minął mnie na niej bez słowa. Wow.
Zastanawiałam się czy powinnam zadzwonić do Michael czy mamy, żeby po mnie przyjrzała, hmm przecież nie mogę widywać się z Michealem i będzie musiała wyjść z pracy.
Zdecydowanie zrobię jej na złość, niech zwalnia się z pracy jak tak bardzo chce.
Napisała mi że spóźni się 10 minut, okay.
Wyszłam przed szkołę i patrzyłam jak uczniowie powoli znikają za bramę.
-Na księcia czekasz?
Eh, znów A.K.
-Chciałabym. Mama się spóźnia.
-Nie potrafisz wrócić sama?
-A ty nie masz co robić? -odwróciłam głowę w jej stronę i uniosłam brwi.
-Moja matka chyba o mnie zapomniała.
-Nie potrafisz wrócić sama? -przedrzeźniłam ją.
-Heh, na twoim miejscu żeby znaleźć przyjaciół byłabym milsza.
-Ty nie jesteś miła.
-Bo nie szukam przyjaciół.
-Więc czemu do mnie mówisz?
Czy to dobrze, że jestem chamska dla szkolnej chuliganiary? I czy w ogóle istnieje takie słowo?
-Ej Brandon nie mam gdzie się podziać do dwudziestej. -odezwała się a ja spojrzałam do kogo. Obok niej stał jakiś chłopak chyba ze starszej klasy.
-Jasne, ale będzie u mnie Cierra.-zaśmiał się.
-Ta głupia hinduska? Ta, dzięki.
-Miłego weekendu. -objął ją ramieniem i poszedł, ale po chwili zatrzymał się kilka metrów od nas i odwrócił.
-Powieść cię?-spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
Wydaje się na miłego, jako jedyny z tej pieprzonej szkoły, ale nie mam zamiaru siedzieć z nim sama w samochodzie.
-Emm, tak, jasne. -uśmiechnęłam się i nie wierząc w to co robię, ruszyłam za nim ciągnąć za ramię A.K.
Niestety nie ruszyła się nawet.
-Nie wsiądę z nim sama do samochodu. -szepnęłam.
-Czemu? -zmarszczyła brwi.
-Eh, będziesz mogła zostać u mnie do dwudziestej. -przekręciłam oczami.
-No nie wiem... -podrapała się po głowie. -Jestem trochę głodna.
-Będziesz mogła wyżreć moją lodówkę. -pociągnęłam ją i tym razem z uśmiechem poszła ze mną.
Na prawdę jej towarzystwo było mi cholernie nie na rękę (nie to że chciałam się uczyć czy coś, nowy odcinek moje serialu dziś wchodzi), ale trochę chciałam zrobić na złość mojej matce. Będzie musiała wyjść na chwilę z pracy, żeby mnie odebrać, a mnie nie będzie.
Heh, wredna jestem.
Siedziałam z tyłu i przysługiwałam się ich rozmowie.
Dziwna jest ta A.K., w szkole z nikim nie gada poza tym swoim komputerowcem a jednak ma znajomych.
-To, Rose, przyjdziesz dziś na imprezę?-odwrócił się do mnie Brandon.
O mój boże, on zna moje imię!
-Em, no ten...
-Sofia, nie będzie zazdrosna? -A.K. uderzyła go w ramię.
Oh, tak rozmawiacie o ludziach których nie znam.
-Rose, to moja miłość od pierwszego wejrzenia. -stwierdził i zaśmialiśmy się.
Co ja mam odpowiedzieć na takie coś?
-Zastanowię się. -próbowałam jakoś za flirtować, ale chyba mi nie wyszło.
-Mam taką nadzieję. -uśmiechnął się i tak, chyba to mały flirt.
-Chodź, jestem głodna. -dziewczyna otworzyła drzwi i wysiadła.
-Do zobaczenia. -uśmiechnął się i o mój boże kocham go.
-Pa. -odwzajemniłam gest i wysiadłam.
-Chodź. -powiedziałam obojętnie i weszłam na posiadłość, a potem do domu, jeszcze nikogo nie ma.
-Ładny dom. -zaczęła się rozglądać.
-Ta.
A.K. to nie powiem, że typowa, ale dziewczyna z bogatego domu, widać to po wszystkim oprócz zachowaniu, więc nigdy nie zaprosiłabym jej do mojego małego mieszkania w Cardiff.
No właśnie co z nim skoro mój ojciec będzie mieszkał w chinach.
Dziewczyna bez skrepowania od razu znalazła lodówkę.
-Jasne czuj się jak u siebie w domu. -wzruszyłam ramionami.
-Brandon to miły chłopak, ale przeleciałby wszystko co się rusza.
O to tak samo ja Leondre. Coś mnie ciągnie do takich chłopaków.
-Ta. -wzruszyłam ramionami i patrzyłam jak lodówka powoli zostaje wyczyszczana.
Taka drobna dziewczyna tyle zje?
A.K. jest dość szczupła, ale nie mogę powiedzieć, że jest chuda, w sumie to chyba ma idealną figurę patrząc okiem faceta. Jest mniej więcej mojego wzrostu, więc nie całe metr sześćdziesiąt, a jej znakiem rozpoznawczym zdecydowanie jest burza loków. Ma długie brązowe włosy, takie jak miałam kiedyś i chyba milion kosmyków włosów, które się w sumie nie kręcą, tylko falują. Make up ma dość mocny, matowa czerwona szminka, brwi, przedłużane rzęsy, kreski, tapeta...az dziwne że wygadał to u niej dobrze, ale w sumie maluję się nie mniej.
-Kogo to? -wskazała na szarą bluzę wisząca na krześle w jadalni.
-Moje przyszłego brata.
-Wezmę. -oznajmiła i zdjęła koszule od mundurku, która zawisła na krześle i założyła bluzę, kiedy ja robiłam herbatę.
-Ile on ma lat?
-18 chyba... Coś takiego. -odwróciłam się do niej.-Weź sobie to jedzenie i chodź na górę.
Poszłyśmy do mojego pokoju, oczywiście przejrzała każdy kąt, serio, nawet szafki otwierała.
-Wygląda jak pokój hotelowy.
-Dzięki. -prychnełam i usiadłam na łóżku.
-Serio, jasne ściany, brązowe meble...
-Mieszkam tu od roku, niestety wyszło tak, że tu zostaję.
-Czemu? -spytała pakując do buzi chleb zamoczony w Nutelli.
-Miałam wrócić do ojca, ale on wyjeżdża do Chin.
-Super, oglądałam dokument o Chinach, pracują tam nawet dzieci.
-Ta, super.
-To idziesz na tą imprezę? Brandon jest chętny. -poruszyła brwiami a ja się zaśmiałam.
-Imprezy nie są dla mnie.
-Widać, ale wiesz alkohol, faceci...
-Co masz na myśli "widać"? Wyglądam jakoś źle?
-Znaczy no wiesz, wyglądasz okay, ale to po prostu widać po zachowaniu, jesteś łatwą ofiarą...
-Oh błagam.-wyrzuciłam ręce przed siebie. -Przecież nie jest ze mną az tak źle.
-Jak zaczepił cię Fox, nawet nie zareagowałaś. -przewróciła oczami.
-Powiedziałam, żeby mnie zostawił.
Na moje słowa dziewczyna zaśmiała się jakbym opowiedziała najśmieszniejszy żart na świecie.
-Przepraszam... -próbowała przestać, ale jej nie wyszło. -Myślisz, że tego się przestraszy?
-Nieee, myślę, że mnie zostawi?
-Błagam... Musisz mocno powiedzieć, żeby spierdalał i tyle, jak wtedy na wycieczce.
-A co jeśli mnie uderzy, czy coś?
-Dlaczego miałby cię uderzyć? -zdziwiła się. -Nie będzie chciał, żeby ośmieszyła go dziewczyna i sobie pójdzie.
-W sumie...
-Kate dobra rada zawsze pomaga.
-Co jeszcze powinnam zmienić?
-Emm. -spojrzała na mnie napychając sobie buzie chlebem z czekoladą.-Musisz być bardziej pewna siebie. Jak idziesz przez korytarz to nie z głową w dole, tylko wysoko uniesioną. Nie pokazuj, że się boisz tylko spraw by inni bali się ciebie.
-Po co mają się mnie bać?
-Taki jest świat, albo pomiatają tobą albo ty pomiatasz nimi.
Cenna uwaga.
Usłyszałam trzask drzwi frontowych.
-Twoi starzy?
-Nie, to chyba mój brat.
Stwierdziłam że napiszę do mamy, pewnie nawet po mnie nie wyjechała.
Siedziałyśmy chwilę rozmawiając o szkole.
W sumie ona nie jest taka zła.
Byłam pewna, że to się stanie... Will wszedł do mojego pokoju nawet nie pukając do drzwi i staną zdziwiony w progu.
Co Williamie to dziwne że mam koleżankę?
-Ou, cześć? Zrobiłem tosty. -uniósł talerz z dwoma grzankami. -Ale chyba zrobię więcej... -spojrzał na A.K.
-Hej, jestem Kate. -podeszła do niego i wyciągnęła dłoń, którą uścisną.
-Will.
-Zrób dużo więcej. -zaśmiała się. -O i pożyczyłam twoją bluzę.
-Nie ma sprawy. -spojrzał na mnie i odstawił talerz na szafkę nocną. Patrzył to na nią to na mnie jakby nie wierzył własnym oczom.
-Will, tosty ci się spalą. -przerwałam ten niezręczny moment.
-No tak. -nadal stał w tym samym miejscu. -Kurwa. -ogarnął się i ruszył wyszedł.
-Przystojny. -przegłosowała szeptem zanim on zdążył zamknąć drzwi.
-Ta. Ciacho. -przewróciłam oczami.
Dziewczyna usiadła na łóżko.
-Ma dziewczynę?
-Nie.
-Jest gejem?
-Widziałam jak prawie rucha się z francuska na biurku, więc chyba nie. A może to była Włoszka... Nie pamiętam.
-Przystojny, wolny, robi jedzenie... Cholera. Biorę go.
-Nie polecam, to pieprzony zdrajca.
-Nie lubisz go?
Wzruszyłam tylko ramionami.
-Wracając...idziesz na imprezę?
-Nie wiem... Po alkoholu robię dziwne rzeczy...
-Rzeczy na które na trzeźwo nie możesz sobie pozwolić, to jest fajne.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale wrócił Loczek z górą tostów i butelką Pepsi. Postawił wszystko na szafce nocnej i usiadł obok nas.
-To... Uczycie się razem? - ugryzł kawałek kanapki.
-Tak. Dziękuję, możesz wyjść?-uniosłam brwi.
-Em, tak, jasne. -odpowiedział zmieszany i tak jak prosiłam wyszedł.
-Mówią, że to ja jestem suką... -zaśmiała się A.K.
-Właściwie dlaczego mówią do ciebie A.K., masz na imię Kate, a to jakoś nie pasuję.
-Nigdy się tego nie dowiesz.
Zjadłyśmy nasz dzisiejszy obiad i dziewczyna namówiła mnie na imprezę, właściwie sama się namówiłam z myślą, że wkurzy to mamę.
-Napisze do Brandon żeby przyjechał bez tej dziwki Cierry. -oznajmiła.
Nie lubię gdy ktoś jest wulgarny, a A.K. jest najbardziej wulgarna dziewczyną jaką znam.
-Tak to ty jesteś suką...
-Ej mogłabyś mi pożyczyć coś na imprezę? Nie mam kluczy do domu a muszę jakoś wyglądać.
-Tak, możesz sobie pogrzebać w szafie.
Mam milion rzeczy, które powinny być ładne, ale potem twierdziłam, że wyglądam w tym źle i chowałam gdzieś na końcu szafy.
A.K. wyjmowała z mojej szafy wszystko, oglądała potem znów coś brała i tak jakieś pół godziny.
W końcu coś tam wygrzebała.
-Masz założysz to. -rzuciła we mnie jakimiś ciuchami, a ja się im przyjrzałam.
-To?! Przecież to jest... widać moje nogi i cały tyłek...
-O, dziewica się odezwała.-spiorunowałam ją wzrokiem. -Żartuje, będziesz w tym wyglądała dobrze.
-Nie ma mowy.
-Nie, wkładasz to i tyle.
-Nie.
-Brandonowi się spodoba... -zaśpiewała.
Czy ja w ogóle chce żeby mu się podobało? Oczywiście fajnie podobać się jakiemuś chłopakowi, ale wiadomo o co chodzi... Przecież ja nie pozwolę mu się nawet dotknąć.
-Dobra. -zabrałam od niej ciuchy i poszłam do łazienki gdzie jako tako się ogarnęłam.
Nie czuję się dobrze w tych ubraniach, właściwie czuję się fatalnie.
-I jak? -wróciłam do pokoju, gdzie przebierała się A.K.
-No... Jakbym była facetem to bym cię...
-Nie kończ. -skrzywiłam się, a ona zaśmiała.
Przyjrzałam się jej i no oczywiście, że wyglądała lepiej ode mnie.
***
Przyjechał po nas Brandon, tak jak chciała A.K. "bez tej dziwki Cierry". Mama spytała się czy wychodzę, co było głupie, bo zakładałam wtedy buty, odpowiedziałam, że tak i szybko wyszłyśmy.
-Moja koleżanka i moja dziewczyna. -zaśmiał się Brandon, który opierał się o samochód.
-A która to która?
-Sorry A., ale znam cię za dobrze żebym się w tobie zakochał.
-Dobra wsiadaj idioto. -popchnęła go za kierownicę.
Wsiedliśmy do samochodu i po dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się pod domem, w którym była impreza.
Muzyka, krzyki i mnóstwo ludzi.
Gdy weszliśmy do środka A.K. od razu zniknęła w tłumie, a ja zostałam z Brandonem. SAMA.
-To co? Napijemy się?
Oczywiście, że nie wypije.
-Em... Jasne.
Chłopak złapał mnie w talii i zaczął prowadzić do kuchni.
Na początku jego ręka paliła mnie w skórę, ale po chwili się przyzwyczaiłam.
-Zrobię ci drinka. -oznajmił, a ja przytaknęłam chociaż wolałbym piwno. Nienawidzę smaku wódki.
Jedyne drinki, kóre mi smakują to te Charliego, ale teraz niech się pierdolą.
Usiadłam na blacie, a chłopak po chwili podał mi drinka.
Jest mega przystojny i to chyba mój gust, wysoki, blondyn z niebieskimi oczami.
-Uczysz się u nas dopiero od tego roku?-staną obok mnie.
-Mhm.
-Dlaczego się przeniosłaś? Nasza szkoła to gówno. -zaśmialiśmy się.
-Ta... Długa historia, jakoś przeżyję w waszej szlole.
-Z Kate jakoś poradzisz sobie z tym Foxem.
-Co? Skąd wiesz...
-Całej szkole się chwali, że na niego lecisz, a wszyscy wiedzą, że to idiota.
-Żeby było czym się chwalić...
-No wiesz... -odstawił swojego drinka i staną między moimi nogami. -Jesteś śliczna. -położył dłonie na moich udach, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. -Noi jeżeli jesteś taka jak Kate, zdobycie ciebie graniczy z cudem.
-Dlaczego mam być taka jak ona?- szepnęłam, bo on był tak blisko i z takim porządaniem na mnie patrzył...
-Bo jesteś jej jedyną koleżanką.
-My nie jesteśmy koleżankami.
Dlaczego my rozmawiamy o A.K.?
-Tylko z tobą rozmawia w szkole. -przybliżył swoje usta do mojej szczęki i delikatnie musnął moją skórę.
W tym momencie przypomniały mi się słowa A.K., że on przeleciałby wszystko co się rusza...
-Chcesz mnie przelecieć? -spytałam i miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Tak to ja Rose.
Chłopak spojrzał na mnie z ogromnym uśmiechem przylepionym do twarzy.
-Co to za pytanie? -przeniósł swoje dłonie na moją talię. -Oczywiście że tak. -zaśmiał się, a podejrzewam, że zrobiłam się blada jak ściana. -Nie martw się, przyjaciele A.K. to moi przyjaciele.-wyjaśnił i szybko pocałował mnie w usta. Uśmiechnęłam się i postanowiłam posunąć o krok dalej, złapałam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze usta.
Od razu pomyślałam o Leo, nie wiem czy było mi go żal, że on nadal się o mnie stara czy było mi żal siebie, że nie czuję tego, co czułam, gdy całowałam Leo...
-Rose? -usłyszałam głos Leo w mojej głowie, co było dziwne, bo całowałam Brandona i nie mogłam wtedy myśleć o Devriesie, nie ma mowy. Spieprzaj z mojej głowy!
-Rose! -nagle Brandon został ode mnie brutalnie odciągnięty, a ja o mało nie spadłam z blatu.
Oblizałam wargę i zorientowałam się o co chodzi. Przede mną stał Brandon, a jeszcze bliżej mnie Leondre we własnej osobie.
-Co ty robisz?!-krzyknął na mnie jakbym zrobiła coś złego. Pf.
-To ja was zostawię. -stwierdził i ulotnił się Brandon.
Zeskoczyłam z blatu i chciałam sobie pójść, ale Devries przetrzymał mnie za ramię.
-Najpierw ten ćpun a teraz on?! -odwrócił mnie do siebie.
-Właściwie to jeszcze przed nimi był agresywny dupek, kojarzysz może? -spytałam sarkastycznie i już nie był taki pewny siebie, gdy ja odważnie patrzyłam mu w oczy on spuścił wzrok.
-Mówię ci poraz kolejny, że ja nic nie zrobiłem.
-Możesz mówić co chcesz, ale ja ci nie wierzę.
-Po prostu... Porozmawiajmy. -poprosił patrząc na mnie swoimi smutnymi oczami.
O nie nie nie kochany, już od dawna na mnie to nie działa.
-Nie czuję takiej potrzeby, wybacz. -chciałam odejść, ale jeszcze na chwilę mnie zatrzymał.
-Cieszę się, że zostajesz.
-Ta. Niedługo. -sięgnęłam jeszcze po mojego drinka i odeszłam.
Boże jak ja go nienawidzę.
Wypiłam pozostałość napoju jednym duszkiem i stwierdziłam, że chcę się porządnie napić.
Poszłam szukać więcej alkoholu, złapałam po drodze Brandona, który trzymał w dłoni butelkę, na pewno taniej, wódki i zaciągnęłam go na kanapę w salonie.
-Poczekaj kochana, pójdę po coś do zapicia.
Co tam będę na niego czekać, odkręciłam butelkę z nadzieją, że wypije kilka łyków, ale już po pierwszym zapiekło mnie gardło i miała ochotę to wypluć. Skrzywiłam się i wytarłam buzie.
-Spokojnie, bo się upijesz. -zaśmiał się Brandon i usiadł obok mnie kładąc moje nogi na swoich udach.
-Chcę się upić i zasnąć gdzieś pod stołem.-zaszlochałam.
-Wow, co to był za chłopak? -zaczął nalewać pepsi do czerwonych kubków, podał mi jeden, a drugi wziął sobie.
-Jestem za trzeźwa żeby o tym rozmawiać...
-Więc pijmy!-podał mi butelkę. -Panie przodem.
-Twoje zdrowie. -uniosłam szkło, a potem upiłam łyk. -Cholera.
Chłopak zrobił to samo.
Stwierdziłam, że jeżeli chcę się upić to musimy pić szybko i tak też zrobiliśmy, piliśmy łyk po łyku. Już byłam lekko...trochę bardzo lekko wstawiona i zobaczyłam, że Leondre nam się przygląda. Cholerny dupek.
-Chcesz żeby był zazdrosny?-zakręcił butelkę, która była w połowie pusta.
-Chcę żeby poczuł się tak jak ja. -szybko usiadłam na jego kolanach i zaczęliśmy się całować. Szybko, namiętnie, noi wydawało mi się, że to wyglądało seksownie, ale wszyscy wiemy jak wyglądają ludzie prawie ruchający się na imprezach.
Tymi ludźmi byliśmy teraz ja i Brandon.
-Rose co ty robisz do cholery! -usłyszałam w momencie kiedy zostałam odciągnięta od chłopaka.
Oczywiście wiadomo kto to był.
-Nie widać? -zaśmiałam się prosto w jego twarz.
-Chodź idziemy do domu. -złapał mnie za rękę i pociągnął, ale zaczęłam się opierać.
-Puszczaj mnie!
-Nie słyszałeś? Powiedziała żebyś ją zostawił. -Brandon stanął nad nim, a że górował na Devriesem nie było już rozmowy.
-Jak sobie chcesz. -warknął i odszedł.
-Piąteczka. -wystawił dłoń, a ja zadowolona jak dziecko przybiłam mu piątkę
-Dopijmy butelkę.
Śmialiśmy się i piliśmy, aż wypiliśmy. Świat już wirował przed moimi oczami, tak, że nie mogłam nawet utrzymać głowy w pionie.
-To opowiadaj.- rozkazał i poparł to beknięciem.
-Fuuu! -zaczęłam machać ręką żeby usunąć smród alkoholu chociaż i tak czułam go cały czas. -Dobra, ale to sekret i jak komuś powiesz, to upierdolę ci nogę.
-Zrobimy tak. Ty mi coś opowiesz, a ja tobie, okay?
-Okay.-zgodziłam się, oparłam się o jego bok plecami i położyłam głowę na jego ramieniu. -To był Leondre Devries.
-Leondre Devries to gwiazda kochana, wszyscy go znają.
-Nie przerywaj mi, ja ciebie proszę.
-Przepraszam.
-No, byliśmy ze sobą cały rok, no prawie.
-Prawie to też rok. -stwierdził pijackim głosem.
-Miałeś nie przerywać.
-Przepraszam.
-Na początku było dobrze, ale po pewnym czasie zobaczyłam, że coś jest z nim nie tak. Na początku to było picie. Jak szesnastoletni chłopak może co weekend chlać tyle wódy? -spojrzałam na niego, ale nie oczekiwałam odpowiedzi. -Potem z każdym kolejnym tygodniem stawał się coraz bardziej zazdrosny, aż w końcu agresywny. Były to takie drobne gesty, szarpanie, ściskanie nadgarstków, zapomniałam wspomnieć o tym, że kilkukrotnie mnie zdradził... Mimo, że robił te wszystkie rzeczy to nie miałam do niego żalu, obwiniałam siebie. Myślałam, że to ja robię coś nie tak, że po prostu muszę zasłużyć na niego. Głupia jestem wiem. -wzruszyłam ramionami. -W końcu dostrzegłam, że ten związek jest chory i chciałam z nim zerwać, nie byłam jeszcze tego pewna, w głębi duszy myślałam, że jak się rozstaniemy to się ogarnie i po pewnym czasie znów do siebie wrócimy. Myliłam się, bo on nigdy się nie zmieni. Gdy to usłyszał chciał mnie uderzyć. -usiadłam prosto i zaczęłam płakać. -Rozumiesz? Chciał mnie uderzyć.
Chłopak objął mnie i przytulił do swojego ramienia.- Najgorsze jest to, że nie wiem czy kiedykolwiek poczuję się przy kimś tak samo dobrze jak przy nim, bo mimo wszystko ciągle pamiętam te dobre chwile.-wytarłam dolną powiekę.-A ty? Ciebie też ktoś chciał uderzyć? -spytałam co było głupie, ale byliśmy pijani więc nie zwróciliśmy na to uwagi.
-Nie. Miałem dziewczynę przez trzy lata, kochałem ją, wiesz? -spojrzał na mnie i zaczął plątać palce w moje włosy. -A ona mnie zdradziła. Ta dziwka zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem, ty to rozumiesz? -spojrzałam na niego, płakał tak samo jak ja.
-A to wredna...
-No, kurwa, ale oni nie całowali się, oni uprawiali seks, rozumiesz to?
-Nie... -przekręciłam głowę z niedomierzeniem.
-Tak. Tak, robili to. -pokiwał energicznie głową.-Kochasz kogoś, planujesz z nim przyszłość, a on. -pstryknął palcami. -Od tak to wszystko przekreśla.
-Miłość jest do dupy.
-Miłość jest chujowa.
-Już nigdy w życiu się nie zakocham.
-Ja też. Ty go kochałaś? -spojrzał na mnie.
-Nie wiem, chyba nie, nie znam tego uczucia, ale był dla mnie cholernie ważny. -zamyśliłam się. -Będę rzygać.
-Łazienka jest na górze.
Pamiętam tylko jak próbowałam wstać i w końcu przy pomocy chłopaka udało mi się, a potem film mi się urwał.
*KATE*
Impreza była całkiem fajna, ale bywałam na lepszych.
Ale hej! Nie ma co narzekać alkohol za free.
Jak co imprezę w moich żyłach zamiast krwi płynęła wódka.
Tańczyłam z jakimś typem, ale zobaczyłam Rose wspinającą się po schodach, ona nie szła, praktycznie wciągała się po ramię.
Kurwa, muszę ją zgarnąć, jak się zabije będzie na mnie. Nie chce mieć nieumyślnego spowodowania śmierci w papierach.
Chociaż... Nikt nie musi wiedzieć, że ją znam. Nie no, muszę jej pomóc. Szybko poszłam w jej stronę, co było trudne, bo byłam już wstawiona.
-Rose! Kurwa, zatrzymaj się!
Nawet nie zwróciła na mnie uwagi tylko wepchnęła się jakiejś lasce w kolejkę do toalety.
-Ej co jest?!
-Radzę ci znaleźć inną łazienkę. -podeszłam do niej.
-Tu nie ma innej. -stwierdziła oburzona.
-Przykro mi, a teraz spierdalaj. -machnęłam ręką i weszłam do toalety.
Blondynka dosłownie leżała na muszli klozetowej.
-Oh Rose, nie rzygaj, trzymaj fason.
-Zamknij się.
-Dobra, więc zrób to szybko i znajdę ci jakąś podwózkę. -usiadłam na pralce i zebrałam jej włosy w dłonie na wszelki wypadek i ten wypadek w końcu nadszedł.
-To nie miało tak być, miałam się najebać i zasnąć pod stołem. -prawie się rozpłakała. Wyglądała okropnie.
-Nie rycz.
-Będę! Moje życie jest chujowe, bo zachciało mi się miłości... Brandon mówi, że miłość jest chujowa, mógł mi powiedzieć to rok temu.
-Oh Brandon to idiota. Nie słuchaj go. -machnęłam ręką.
-On ma świętą racje.
-Jesteś pijana.
-Nie jestem. Devries to pieprzony idiota, nienawidzę go, kiedyś wybije mu zęby, przyrzekam.
Doskonale wiedziałam kim jest Devries, nie miałam okazji go poznać, ale często pojawia się na imprezach i jest gwiazdą, każdy w tym mieście go zna.
-Dobrze pomogę ci, tylko się uspokój.
Usłyszałam pukanie do drzwi i wstałam żeby odprawić tą osobę.
Wyszłam zamykając za sobą drzwi, żeby ta osoba nie widziała mojej zarzyganej koleżanki i miałam rację, bo przed drzwiami stał Devries we własnej osoby.
-Ona nie chce cię widzieć. -powiedziałam szybko i zasłoniłam swoim ciałem drzwi.
-Kto? -zmarszczył brwi, najwyraźniej nie wiedział, że tam jest Rose. -Rose tam jest?!
Oj chyba już się dowiedział.
-Pff, niee. -próbowałam się wymigać. -W ogóle jaka Rose? Ja nie znam żadnej Rose...
-Daj mi tam wejść. -podszedł bliżej i chciał mnie przesunąć, ale zaparłam się.
-Nie ma mowy. -pokręciłam głową. -Ona nie chce cie widzieć.
-Wiem, że jest pijana, zabiorę ją do domu. -uniósł dłonie jakby chciał mnie uspokoić. Wyglądał na zmartwionego, ale solidarność jajników, to jednak solidarność jajników.
-Nigdzie nie wejdziesz. -powiedziałam powoli.
-Ugh jesteś gorsza od niej... -poczochrał swoje włosy, co było słodkie, ale potem zaczął się ze mną szarpać, co było już mniej urocze.
Chciałam go uderzyć, ale przytrzymał moje nadgarstki.
-Zostaw mnie!!! -wrzasnęłam na cały dom i po tym już mnie puścił.
-Okay, dzwonię do jej brata.
-Okay. -zgodziłam się i usiadłam po turecku opierając się placami o drzwi jak jakiś strażnik.
Devries faktycznie z kimś rozmawiał, a ja w sumie cieszyłam się, że dzwoni po Willa, bo sama bym jej stąd nie ewakuowała.
Kiedy skończył usiadł tak jak ja tylko przy ścianie i wysoko uniósł brodę.
Will przyjechał szybko, bo po niecałych piętnastu minutach.
Gdy zauważyłam go na schodach, wstałam łapiąc się klamki, bo czułam się jeszcze bardziej pijana. Miał na sobie spodenki koszykarskie, pognieciony t-shirt, czarną bluzę, a jego oczy były zaspane. Wyglądał jakby właśnie wyszedł z łóżka i pewnie tak było.
-Siema. Dzięki, że zadzwoniłeś. -podał rękę Devriesowi.
-Nie chciała mnie wpuścić. -wskazał głową na mnie.
-Rose cię nie lubi.
Oboje westchnęli i nie miałam pojęcia dlaczego.
-Kate, Rose mnie lubi, mogę tam wejść? -Will powiedział do mnie jak do dziecka.
-Nie lubi cię, bo jesteś pieprzonym zdrajcą. -powiedziałam patrząc w jakiś punkt, który widziałam kątem oka. -Ale zrobiłeś mi tosty, więc jesteś spoko. -poklepałam go po ramieniu i odsunęłam się od drzwi.
Trochę bałam się, że zobaczymy tam zarzyganą Rose, ale gdy Will otworzył drzwi, dziewczyna zwinięta w kulkę siedziała oparta o pralkę i prawdopodobnie spała...albo umarła.
-Chodź tu. -szepnął Will i wziął ją na ręce.-Kate, zaprowadzisz mnie do drzwi? -ładnie poprosił, więc zaczęłam go prowadzić. -Chodź, tu jest samochód, w bluzie mam kluczyki, otworzysz go? -instruował mnie ciągle tak miłym głosem, że..
O matko. Zrobiłam to o co poprosił, potem otworzyłam tylne drzwi, położył Rose na siedzenia i przykrył ją swoją bluzą. -Dziękuję. -okrążył samochód i otworzył drzwi pasażera. -Wsiadaj. -machnął ręką.
Jest pierwszym chłopakiem, który otworzył mi drzwi... Mogę za niego wyjść?
-Nie będę robić ci problemu...Jakoś sobie poradzę. -powiedziałam chociaż w głowie miałam "ucieknijmy razem gdzieś na koniec świata".
-Nie zostawię cię tu pijanej, więc albo sama wsiądziesz albo wciągnę cię siłą.
Oh błagam wyciągnij mnie siłą.
Myślałam tylko o tym żeby iść prosto, ale niestety mi nie wyszło i wpadłam na maskę samochodu, co było ugh, czemu teraz musiałam pić. Mogłam wyrwać Willa (jebać mojego chłopaka), a wątpię, że lubi pijane dziewczyny.
W końcu wsiadłam do auta, a on zamknął za mną drzwi. Chwilę rozmawiał z Devriesem a potem wsiadł na miejsce kierowcy, poprawił bluzę, która przykrywała Rose i ruszył.
Przyjechał po nią w środku nocy, zaniósł do samochodu, przykrył ją swoją bluzą i jeszcze wiezie mnie do domu.
O jezusie.
Dlaczego mój brat taki nie jest?
Podałam mu swój adres chociaż wcale o niego nie prosił i jechaliśmy w ciszy.
Pierwszy raz było mi głupio: to ja namówiłam ją na tą imprezę, zostawiłam, a Will musiał zrywać się z łóżka.
-Sorry, no wiesz, za TO.
-Nie ma sprawy, uwierz mi, że to jeszcze nic. Po prostu jeżeli będzie następny raz to od razu dzwoń po mnie.
Kiwnęłam głową i zatrzymaliśmy się pod moim domem. Chwilę siedziałam patrząc przed siebie.
-Dzięki. -otworzyłam drzwi i wyszłam.
**********************************
Zabijcie mnie.
Tak, wiem, to co tu się dzieje to totalna patola.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Oczywiście muszę się głupio wytłumaczyć, no bo jak. Mianowicie, moje życie prywatne jest gdzieś poniżej zera w skali nerda, co za tym idzie blog został odłożony na trzeci/czwarty plan.
No wiecie staram się jakoś ogarniać swoje życie: szkoła, życie prywatne i blog.
Mam tyle na głowie w tym roku, że no. Po prostu nie mam nawet minimum czasu na bloga.
Postaram się żeby następny rozdział był jakoś w tygodniu/ najpóźniej pod koniec i no.
Jeszcze raz przepraszam ;((
Ps.: Jeżeli komuś się nudzi zapraszam na mojego starego bloga bloga http://welcomebam.blogspot.com/
-Kate xx
Kocham cię za ten rozdział.
OdpowiedzUsuńJezu, Rose tak bardzo się zmieniła, ale podoba mi się to, okej?
Brandon to Fanny materiał na przyjaciela, a Kate/ A.K. na przyjaciółkę.
Devries, niech się pierdoli, bo jest kurwa i go nie lubię.
#TeamLenehan od początku.
Niech ona wybaczy Charliemu i zrobią małe Lenehanki, bo to moje marzenie. XD
Michael też jest w porządku, a Will to najlepszy brat.
Starego bloga czytałam ze trzy razy, więc podziękuję. XD
Życzę weny i czekam na następny. 💕
nie masz za co przepraszać :* rozdział jest zajebisty i bardzo mi sie podoba jak zawsze <3 kocham takie akcje :D kocham twojego bloga tak samo jak tamtego starego ! one tak wciągają ze mogłoby sie je czytać cały czas <3 bez wahania mogłaby to być książka albo jakiś serial <3 masz talent do pisania <3 Twojego starego bloga przeczytałam juz 2 razy więc na razie skupie sie na tym haha <3 to czekanie na rozdział nie jest takie złe XD trzyma cie wtedy tak w napięciu co sie stanie dalej haha ja to osobiście lubie hah
OdpowiedzUsuńA więc pozdrawiam <3 czekam na rozdział i życzę dużo weny XD
Do następnego <33
Aaa nareszcie!! 💞💞💞 Kocham mocno. Twojego starego bloga już dawno przeczytałam iii ryczalam na koniec jak bóbr❣😂 Naprawdę piszesz niesamowicie. Pisze tak pod każdym rozdzialem, alee co tam😂💗 I prooosze ogarnij to co się dzieje w blogu bo przypomina mi to jakieś zbiorowe jebanie 😂😂 sorki nie mam innego określenia. Patologia 😂😂💝
OdpowiedzUsuńKeeeeeejtiiiii kocham Twojego blooogaaaa😂😂
OdpowiedzUsuńTwój blog jest super! Ale taka uwaga: to tworzy zamknięte Koło - nie dajesz nowego rozdziału bo jest mało komow, ale masz mało komow bo nie dajesz rozdziału. Ale nie przejmuj się małą ilością - ja dostaję średnio 2 komentarze pod każdym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńCzekam na next <3
Czekam na next ♥ Mogłabyś zajrzeć do mnie w wolnej chwili? Dopiero zaczynam jak coś :)
OdpowiedzUsuń