*ROSE*
Obudził mnie, pierwszy raz od kilku miesięcy, smród papierosów. Otworzyłam oczy i próbowałam się podnieść, ale moje ciało było niesamowicie ciężkie.
-Warto było? -usłyszałam i odwróciłam głowę w stronę okna, ale słońce raziło mnie w oczy, więc znów odwróciłam się tyłem.
-O co ci chodzi?
-To ja się pytam o co chodzi? -zeskoczył z parapetu, a potem poczułam jak materac ugina się za mną.
Zamyśliłam się i przypomniała sobie wczorajszą imprezę.
O matko.
Mimo ogromnego bólu głowy usiadłam szybko.
-Rodzice są w domu?
-Tak, ale nie wiedzą, że musiałem przywieść cię do domu.
-Przywiozłeś mnie... -wytłumaczyłam sama sobie. -Muszę zadzwonić po Michaela. -szybko wzięłam telefon z szafki, ale Will mi go zabrał.
-Dobra, przepraszam, że ustaliliśmy bez ciebie, że nie możesz się z nim widywać, ale to dla twojego dobra...
-Will, nie macie pojęcia co jest dla mnie dobre... Oddaj mi telefon.
-Możesz mi powiedzieć co jest ze mną nie tak? Możesz porozmawiać ze mną, nie musisz dzwonić od razu po Michaela. -powiedział, a w jego oczach widziałam smutek.
-Po prostu muszę z nim porozmawiać, oddaj mi telefon. -rozkazałam mimo, że było mi go żal.
Chłopak podał mi telefon, a potem wyszedł trzaskając drzwiami
Chciałabym umieć rozmawiać z nim jak z Michaelem, ale nie mam pojęcia dlaczego mam opory. Może dlatego, że zawsze był po stronie Leo... Nigdy mi nie wierzył i zawsze uważał, że Devries jest bez winy.
Szybko zadzwoniłam po Michaela, który obiecał, że za chwilę będzie.
***
-Czyli najebałaś i całowałaś się z jakimś Brandonem?-spytał Michael zaglądając w każdy kąt mojego pokoju pewnie w poszukiwaniu jedzenia.
-Kurde... Nie wrócę do szkoły. -padłam na łóżko i zakryłam twarz poduszką.
-Przecież to zajebiście!
Podniosłam się i spojrzałam na niego jak na debila.
-Żartujesz? Wszyscy pomyślą że jestem jakąś dziwką...
-Głupia jesteś. -spojrzałam na niego groźnie. -Sorry... Nie pomyślą tak, bo nie latałaś za każdym gościem tylko całowałaś się z jednym.
-Nadal nie rozumiem. -pokręciłam głowa.
-Pozwoliłaś się zbliżyć do siebie jakiemuś chłopakowi, już się nie boisz, że każdy chcę cię zgwałcić. -wytłumaczył powoli.
-O ja... No. Ej! Mimo wszystko to było chamskie.
-No, ale spójrz...
-No wiem, faktycznie.
-Może coś z nim... -poruszył śmiesznie brwiami.
-Płakaliśmy sobie w ramiona. -zamknęłam oczy z zażenowania.
-Co? -zaśmiał się.
-On mi opowiedział o swoim związku, ja o...swoim.
-O Leo?
-On też tam był i w sumie dlatego całowałam się z Brandonem...
-Żeby był zazdrosny?
Boże jaka ja jestem głupia.
-Pff... -mało się nie oplułam. -Oczywiście, że nie... Chciałam żeby się odczepił, tyle...
-Rosalie...
-No może trochę! I co z tego?
-Przecież ty dalej coś do niego czujesz!
-Nie... Przecież wiesz co mi zrobił.
-Ja wiem, ty wiesz, a jednak nadal ciągle...
-Nie. -przerwałam mu.
-O nie kochana tak się nie bawimy. -uderzył mnie poduszką.
-Mich!
-Dalej coś do niego czujesz, przyznaj się!
-W życiu!
-Przyznaj się! -znów oberwałam poduszką.
-Mich!
Znów dostałam poduszką, ale typ razem już ją wyrwałam.
-Matko i córko! Ty nadal coś do niego czujesz!
-Nie!
-Przyznaj się!
-Przestań się zachowywać jakbyś wiedział lepiej ode mnie co myślę!
-Ty nawet nie wiesz co myślisz. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że nadal możesz coś do niego czuć po tym wszystkim.-wytłumaczył już spokojnie, a ja doskonale wiedziałam, że ma rację.
Zawsze tak jest, że on wie lepiej co myślę, co robię i dlaczego, co jest trochę dziwne.
-Głupi psycholog.-burknęłam i opadłam na łóżko zakrywając twarz kołdrą.
-Wszystko co robisz, robisz podświadomie. Niby nie chcesz tego robić, ale nic na to nie możesz poradzić, że w głębi tej chorej bani. -uderzył mnie wskazującym palcem w czoło. -Chcesz żeby Leondre był zazdrosny.
-Matko... -uderzyłam się dłonią w twarz. -W skali od jednego do stu jak bardzo jestem głupia? -Opadłam na łóżko. To chyba przez tego kaca.
-Zero, serce nie sługa, nie?
-Kochany jesteś.... to powiedz co mam zrobić? Jak mam wybić go ze swojej głowy? -odwróciłam głowę, żeby go widzieć.
-Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że powinnaś znaleźć kogoś kto będzie dla ciebie odpowiedni. -Położył się bokiem do mnie, a ja podkuliłam nogi, żeby zrobić mu trochę miejsca. -Kto będzie cię szanował...kochał... Będzie godny ciebie.-poczochrał moje włosy.
-Matko Michael i, że ty nie masz dyplomu psychologa...
-Może kiedyś uda mi się skończyć szkołę. Mogłabyś mi przynieść coś do jedzenia? Twoja mama patrzy na mnie jak na przestępce. -przewrócił oczami. -Will jej mówił o... No wiesz.
-Nie, no co ty. Ostatnio zrobili naradę rodzinną beze mnie i ustalili, że nie mogę się z tobą widywać i muszę iść do lekarza...
-Co ze mną nie tak? Pomogłem im na rozprawie.
-Mojej matki nie zrozumiesz. Więc co chcesz? -powoli wstałam i zacisnęłam powieki.
-Pierwszy kac to masakra. -zaśmiał się.
-To mój drugi. -powiedziałam z dumą, ale w sumie nie byłam z siebie dumna.
-Brawo. Kawę i coś do jedzenia cokolwiek.-wyszłam z pokoju zostawiając drzwi otwarte. -I zmyj makijaż, bo wyglądasz okropnie!
-Jeszcze słowo i posłodzę ci kawę! -zeszłam po schodach spotykając się z TYMI spojrzeniami, znaczy George to mój ziomek i tylko uśmiechnął się do mnie miło.
-Dzień dobry, Rose rozmawiałyśmy na temat Michaela. -mama spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, kiedy robiła sobie kanapkę.
-A ja powiedziałam, że albo dasz mu spokój, albo mnie więcej nie zobaczysz. -nalałam kawy do kubka i zaczęłam robić dwie porcje płatek.
-Czy ty nie rozumiesz, że ten związek jest chory?! -krzyknęła szeptem, prawdopodobnie żeby Michael jej nie usłyszał.
-Twoja wyobraźnia jest chora, Michael mi tylko pomaga.
Położyłam wszystko na tacy, ale czułam, że matka zaraz odpowie mi coś co mnie zdenerwuje, więc na wszelki wypadek jej nie podnosiłam.
-Michael jest dorosłym mężczyzną! Czy ty wiesz czego chcą tacy mężczyźni?! Jesteś nieodpowiedzialna, samolubna i niewdzięczna! Miałaś miłego chłopaka i musiałaś to zepsuć!
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że powie coś przez co aż się we mnie zagotuje.
-Susan, uspokój się. -George próbował coś zaradzić, a Will chyba już ma dość i po prostu siedział pijąc swoją kawę.
Chciałam jej od krzyczeć to co zawsze, czyli, że nic o mnie nie wie, ale zobaczyłam Michaela stojącego na schodach.
-To może... Ja już pójdę. -stwierdził i szybko zszedł po schodach.
-Nie, Michael.
-Nie mogę tu przebywać bez zgody twojej mamy. -zaczął zakładać buty.
-Mamo, powiedz mu, że może zostać! -rozkazałam, ale ona tylko wzruszyła ramionami. -Dobrze.
Poszłam na korytarz, by wziąć buty i wybiegłam za Michaelem słysząc jeszcze krzyk matki, że mam wracać.
-Michael, przepraszam. -spuściłam wzrok, gdy się obok niego zatrzymałam. -Pomagasz mi, a w zamian...
-Nie ma sprawy, ale ona ma rację. -spojrzał na mnie. -To głupie, że spędzam z tobą tyle czasu. Jestem od ciebie starszy. Nie powinienem ci pozwalać zostawać u mnie, a pomagać ci powinien psycholog.
-Michael doskonale wiesz, że tylko dzięki tobie dałam sobie radę, nadal potrzebuję twojej pomocy.
-Rose, pomogłem ci i więcej już nie mogę zrobić, teraz wszystko zależy od ciebie, musisz sama sobie poradzić. Dasz radę. -wsiadł do samochodu i po prostu odjechał.
Patrzyłam w jego stronę aż zniknął z mojego pola widzenia.
Nienawidzę ich wszystkich. Niech ich szlak.
Po kolei rzuciłam moje buty w stronę domu i dopiero potem do niego poszłam.
-Noi co zrobiłaś?! -wrzasnęłam wchodząc do jadalni.
-Nie rozumiesz, że tak będzie lepiej! Znajdź chłopaka w swoim wieku! Leondre ciągle o ciebie pyta... Zresztą jak ty wyglądasz? Ogarnij się i jedziemy po sukienki na wesele... -spokojnie wróciła do swojego śniadania, a ja miałam ochotę coś rozwalić, ale zacisnęłam tylko pięści.
-Nie.
-Słucham? -podniosła zdziwiona głowę zresztą jak wszyscy.
-Nie. Mam gdzieś te sukienki. Wolałabym mieszkać w Chinach i zbierać herbatę gdzieś w górach, niż mieszkać z tobą w jednym domu. -po tym jak to powiedziałam poszłam do swojego pokoju. Zasłoniłam okna i położyłam się pod kołdrę.
-Mogę? -usłyszałam niski głos Willa, dochodzący z progu pokoju, te drzwi powinny mieć zatrzask.
-Nie.
-Słuchaj przykro mi.
-Zostaw mnie.
Poczułam jak siada na łóżku, a potem położył dłoń na moich łopatkach.
-Pamiętaj, że jestem dla ciebie. -po tych słowach wstał i wyszedł, a ja cały dzień spędziłam w łóżku.
***
*poniedziałek*
Wstałam o szóstej co dało mi aż dwie i pół godziny snu. Yeey super!
Cały weekend spędziłam w swoim pokoju i miałam w dupie cały świat.
Świat dla mnie nie istniał.
Zdążyłam wziąć prysznic, pomalować się, pokręcić włosy, ubrać i nawet wypić kawę, której nienawidzę.
Droga do szkoły minęła w ciszy, a gdy byłyśmy już pod budynkiem, mama życzyła mi miłego dnia i tyle.
Byłam w tak złym humorze, że mogłabym zabić każdego, kto stanąłby mi na drodze.
Weszłam do sali i od razu zobaczyłam A.K. siedzącą w naszej ławce.
-Siema, mam dla ciebie ciuchy. -podała mi niedużą torebkę z jakiegoś sklepu.
-Zachowaj je sobie. -burknęłam i zaczęłam wypakowywać książki.
-Nie chcę ich.-wcisnęła mi pakunek, ale oddałam jej rzeczy.
-To je spal, zakop, sprzedaj, oddaj cokolwiek. Nie chce tego. -warknęłam tym razem patrząc jej w twarz.
-O co ci chodzi Nixton? -zjechała mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
-O gówno! Zabrałaś mnie na tą pieprzoną imprezę i zostawiłaś z jakimś gościem!
-Heh! Myślałaś, że będę cię niańczyć?! -nagle wszyscy zebrali się wokół nas. -Nie wlewałam ci wódki do gardła ani nie kazałam się pieprzyć z nim na kanapie! W dupie mam te ciuchy. -po prostu otworzyła okno i wyrzuciła przez nie moje ciuchy.
-Nie pieprzyłam się z nim! -w tym momencie zrobiłam coś czego nie powinnam JEJ robić, po prostu ją popchnęłam, oczywiście nie była mi dłużna i oddała mi wywołując tym samym wojnę.
Zaczęłyśmy się bić jak prawdziwe kobiety, popychałyśmy się i ciągałyśmy za włosy.
-Kate, Rose do wychowawczyni. -oznajmiła spokojnie nauczycielka. Dla niej to chyba nie nowość. Mimo, że powiedziała spokojnie, wystarczyło nam to, puściłyśmy swoje włosy, spakowałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy z klasy.
-Kurwa, rozciągnęłaś mi bluzkę. -warknęła układając na ciele materiał.
-Pierdol się. -poprawiłam torbę na ramieniu i zamiast iść do wychowawczyni wyszłam ze szkoły.
Zastanawiałam się gdzie mam iść, na pewno nie do domu, mimo, że był pusty, bałam się. To głupie, że do miejsca, które powinnam kojarzyć z bezpieczeństwem, nie potrafię wrócić ani wyjść z niego sama.
Boję się od momentu tego zajścia w "ciemniej uliczce". Mój adres zamieszkania był w internecie na profilu jakiejś prostytutki, nie jakiejś, bo tą prostytutką byłam "ja". Jestem pewna, że był to jakiś świr który mnie śledził aż od domu. Od tam tej pory dom nie jest moim azylem.
Znalazłam jakąś kawiarnię, zamówiłam herbatę i usiadłam przy stoliku. Nie minęło pół godziny kiedy zaczęły się telefony od mamy. Wychowawczyni musiała ją poinformować o bójce i ucieczce.
W kawiarni siedziałam do dziesiątej i miałam już chyba ze sto nieodebranych połączeń od mamy, za tym sto pierwszym postanowiłam odebrać. Oczywiście pierwsze co usłyszałam to krzyki, więc odsunęłam telefon od ucha,a gdy ustały powiedziałam jej gdzie jestem i żeby przyjechała.
Noi przyjechała.
Piekło w samochodzie. Było o tyle nie wygodnie, że nie miałam gdzie uciec, aż w pewnym momencie myślałam o tym żeby wyskoczyć z jadącego pojazdu.
Blablabla jesteś niedojrzałą gówniarą blablabla masz szlaban blablabla no i tak można podsumować piętnaście minut krzyku.
Mama musiała wrócić do pracy, więc zostałam sama.
Normalnie zadzwoniłabym do Michaela, ale no. Może mu wcale nie chodzi o zakaz mojej matki, tylko ma mnie już dość.
Pomagał mi, a ja w żaden sposób nie mogłam mu się odwdzięczyć. Ma już dość mnie i bezinteresownej pomocy. Nie dziwię mu się.
Zjadłam kanapkę i usiadłam na kanapie z myślą obejrzenia czegoś w tv.
Wow, jak ja dawno nie siedziałam na tej kanapie.
Nie nasiedziałam się długo, bo ktoś zadzwonił dzwonkiem.
A.K.
-Czego chcesz? -stanęłam opierając się o framugę.
-Jestem głodna. -oznajmiła i po prostu weszła do domu.
Co kurwa?
-Myślisz, że po tym wszystkim pozwolę ci zjeść mój obiad? -poszłam na nią i patrzyłam jak wyjmuję jakieś dziwne jedzenie przygotowane przez moją mamę.
Spojrzała na chwilę na mnie.
-Daj spokój, mordę masz całą. -wzruszyła ramionami i włożyła jedzenie do mikrofalówki.
-Ty jesteś serio popieprzona...
-Uratowałam ci dupę przed wychowawczynią i powiedziałam, że to ja zaczęłam.
-Bo zaczęłaś.
Prychnęła.
-Oddawaj mi jedzenie!-krzyknęłam gdy wyjęła je i zaczęła szukać sztućców.
-Luzuj, podzielę się.
W końcu znalazła widelce i poszła do salonu.
Siedziałyśmy przed telewizorem i jadłyśmy jakby nigdy nic.
Boże, dlaczego ja jej pozwoliłam tu wejść?
Zaczęłam się bać, no bo kto tak robi? Kto przychodzi do domu dziewczyny, z którą się pobił i zjada jej obiad?!
-Boże jakie to było smaczne. -stwierdziła gdy skończyła porcję dla czterech osób.
-Heh. Mam nadzieję, że pójdzie ci w dupę.
-Nie bądź suką.
-Po co tu przyszłaś?
-Nie wzięłam kluczy, a nie miałam ochoty siedzieć w szkole. -wzruszyła ramionami.
-Powinnaś nosić je na smyczy, bo niedługo sama nie będę miała co jeść.
-Oh przestań. -teatralnie machnęła ręką i uśmiechnęła się nienaturalnie. -Nigdy nie przychodzę z pustymi rękoma. -pobiegła na korytarz i wróciła ze swoją torbą. -Nanana. -wyjęła szklaną butelkę z torby i zaczęła tańczyć.
-Nie.
-Tak. Tak. Tak. -zaśpiewała.
-W życiu.
-Kiedy będą twoi starzy?
-Nie wiem.
-To się dowiedz, nie wiem ile mamy czasu.
-Słuchaj, nie mam zamiaru z tobą pić, znajdź se innego kumpla.
-Dowiedz się. -rozkazała i pobiegła w podskokach do kuchni.
Ja pierdolę.
Mam nadzieję, że Will odbierze.
-Tak? Coś się stało? Dlaczego nie jesteś w szkole? -obsypał mnie pytaniami.
-Możesz rozmawiać?
-Wyszedłem na siku. -zaśmiał się. -Coś się stało?
-Nie, nie. Tylko... Kiedy wrócą rodzice?
-Od razu z pracy jadą do jakiejś twojej ciotki i albo wrócą w nocy albo dopiero jutro.
-Aa, no dobra, a ty?
-Ja? -zdziwił się. -Miałem iść po zajęciach do Charliego, ale jeżeli chcesz mogę wrócić do domu...
-Nie, przyszła do mnie A.K.
-A dlaczego nie jesteście w...
-Narka!
-I co? -przyszła dziewczyna z dwoma kieliszkami, szklankami i butelką soku pomarańczowego pod pachą.
-Mamy czas.
-No to luz... -zaczęła nam napełniać naczynia. -Zdrowie!
Podniosłyśmy kieliszki.
Będę tego żałować.
Wypiłam całą jego zawartość, a potem zapiłam połową szklanką soku.
***
*WILL*
Musieliśmy się przenieść do mojego domu, wypiliśmy trochę za dużo, a Leondre w ogóle ledwo stał na nogach, gdyby zobaczyła nas Karen chyba wydziedziczyłaby Charliego.
Gdy wchodziliśmy do domu, trochę martwiłem się jak zareaguje Leo na widok Rose.
Ciągle o niej gada, a jak jest pijany nie ma nawet oporów przed rozpłakaniem się.
Wszedłem pierwszy, a za mną, rozbawiona dwójka.
Już na podwórku było słychać głośną muzykę, więc Rose pewnie się bawi.
Nie sądziłem, że aż tak.
Pierwsze co zobaczyłem po wejściu do domu, to kilka butelek alkoholu na stoliku w salonie, a później moją siostrę i A.K., które śpiewały Adel siedząc na wysepce kuchennej.
Najebane jak nic.
We trzej staliśmy jak wryci i patrzyliśmy na dziewczyny, które nawet nas nie zauważyły. Szybko poszedłem po pilot i wyłączyłem dźwięk.
W tyk momencie obie na mnie spojrzały.
-Ej! -Rose wydęła dolną wargę. -Przerwałeś nasz koncert. -podszedłem do niej i pomogłem zejść na ziemię, tak samo jak jej znajomej.
-William, dżentelmen jak zawsze. -powiedziała brunetka, ale zamiast mnie puścić przyciągnęła bliżej siebie.
-Jesteście pijane.
-Wy też.
-Odwiozę cie do domu. -oznajmiłem, ale przypomniałem sobie, że też piłem.
-O nono, Rose pijana, zapiszę w kalendarzu. -zaśmiał się Charlie.
-Khy-khym, Rose? Możemy porozmawiać? -spytał pijackim głosem Leo.
Serio, teraz idioto?
Z pijana Rose nie ma rozmowy.
-O Leo...a o czym chciałbyś porozmawiać? Myślałam, że już wszystko jest za nami...
-Leondre zostaw ją. -Charlie chciał go cofnąć do salonu, ale się nie dał.
-Nie, muszę z nią porozmawiać. -chwiejnym krokiem podszedł do niej.
-O nienienie. Miałeś swój czas kochany, dużo czasu, nawet za dużo czasu. Teraz się nawet do mnie nie zbliżaj.
Chłopak w ogóle jej nie słuchał i dotknął dłonią jej policzka.
-Proszę. -dodał, a Rose po prostu go odepchnęła.
-Nie dotykaj mnie.
-Rose proszę! Daj mi pięć minut! -złapał ją w talii i chciał odejść.
-Nie dotykaj mnie!-wrzasnęła, właśnie włączył w niej zapalnik.
-Leo nie dotykaj jej.-uprzedziłem, ale był za bardzo pijany i nic do niego nie docierało.
-Ja chce tylko pięć pieprzonych minut! Chyba mam prawo!
-Nie... -zaśmiała się gorzko. -Ty jesteś pieprzonym dupkiem, a pieprzym dupkom nie daje się praw.
Chłopak patrzył na nią przez kilka sekund, a potem szybkim ruchem złapał nóż w dłoń i przyłożył go sobie do wewnętrznej strony ręki.
Momentalnie wszyscy wytrzeźwieliśmy, wszyscy oprócz Rose i Devriesa.
-Chce tylko pięciu minut. -zagroził patrząc jej prosto w oczy.
-Leo, uspokój się jesteś pijany. -podszedłem do niego, ale odsunął się i przycisnął ostrze do skóry.
Wszystko byłoby zabawne, gdyby nie to, że jest pijany, śmiertelnie poważny i nieobliczalny.
-Daj spokój Leo, nie jest tego warta. -Lenehan uniósł dłonie chcąc go uspokoić.
-Oj Leo, Leo...-blondynka podeszła do niego powoli. -Zrobisz to? -spytała z perfidnym uśmieszkiem.
-Rose, daj spokój. -skarciła ją A.K.
Wszyscy staliśmy jak posągi, bo baliśmy się, że najmniejszy ruch może spowodować nieszczęście.
-Chcę tylko porozmawiać.
-No dalej.-Rose podeszła do niego jeszcze bliżej, a on stał nieruchomo, jakby nawet nie oddychał.
-Rose, przestań do cholery! -A.K. była tak przerażona, że prawie płakała.
-Zrobisz to tchórzu? -ztyknęła się z nim klatką piersiową i uniosła głowę.-Myślisz, że rusza mnie to przedstawienie?
-Co się z tobą stało? -spojrzał na nią z niezrozumieniem.
-Ty się stałeś Devries. To ty mi zniszczyłeś życie, wszystko to twoja wina i nie dam ci ani jednej minuty z mojego życia. -lekko się uśmiechnęła, a ja przełknąłem głośno ślinę. -Odłóż to, bo się skaleczysz.
Chłopak stał jak wryty, a ona po prostu wyjęła nóż z jego dłoni i wrzuciła do zlewu.
-Chodź A.K.-pociągnęła dziewczynę za rękę i poszły na górę.
-Leondre czy ciebie popierdoliło!-Lenehan rzucił się w jego stronę i zaczął popychać. -Czy twój głupi łeb kiedyś zrozumie, że ONA NIE JEST CIEBIE WARTA!
Chłopak tylko spojrzał na niego z zaszklonymi oczami a potem wybiegł.
-Przysięgam, jak będzie trzeźwy to go pierdolnę w tą głupią banię.
***
Obudziłem się jak zawsze przed siódmą po trzeciej drzemce. Przypomniałem sobie, że w domu mam dwie pijane dziewczyny, znaczy teraz będą zapewne na kacu.
Wstałem szybko i poszedłem do pokoju Rose.
Gdy tylko otworzyłem drzwi uderzyła we mnie fala odoru alkoholu, a na łóżku leżały Rose i A.K.
-Rose, wstawaj musisz iść do szkoły!
Ja zawsze robię za tego odpowiedzialnego.
-Rose, rodzice wrócą około dziesiątej, a ty wychlałaś im pół alkoholu z barku!
-Czego drzesz ryja? -jako pierwsza obudziła się A.K. Usiadłam i poprawiła swoje loki.
-Musicie iść do szkoły. -pociągnąłem za kołdrę pod którą leżała Rose.
-Oh błagam, ona nie da rady iść do szkoły... -wstała i założyła jeansy, które leżały obok łóżka.
-Trzeba było jej nie upijać...
-Ej to nie moja wina.
-Wiem, po prostu... Nieważne. Rose wstawaj. -potrząsnąłem ją lekko.
-Fajny z ciebie brat, szkoda, że mój taki nie jest. Idź, bo się spóźnisz na zajęcia, zgarnę ją do tej dziesiątej, ale nawet nie ma mowy, że pójdzie do szkoły.
-Dzięki. -posłałem jej uśmiech. -Jak coś by się działo to dzwońcie.
-Jasne, idź już.
Wyszedłem szybko z pokoju i poszedłem się ogarnąć.
W sumie ta A. K. nie jest taka zła. Uczyła się kiedyś w mojej szkole i z zachowania to faktycznie zbuntowana gówniara, która nie ma do nikogo szacunku, ale potrafi docenić, jak na przykład to, że staram się być dobrym bratem.
Szkoda, że Rose tego nie widzi.
***
Wracając z zajęć zadzwoniłem do Rose i dowiedziałem się, że są w parku, więc postanowiłem po nie pojechać.
Prawie nie poznałem bladej jak ściany Rose, BEZ MAKIJAŻU i owiniętej kocem.
W drodze do domu, Rose leżała na tylnych siedzeniach, a Kate naśmiewała się z tego, że obudziła moją siostrę w ostatniej chwili i dlatego dziewczyna jest nadal w piżamie i z kocem.
Odwiozłem dziewczynę do jakiegoś tam znajomego, a potem pojechaliśmy do naszego domu.
Rose nie odezwała się ani słowem, na szczęście przed domem nie było samochodu Susan, co oznaczało, że zakochańce znów gdzieś wybyli.
Rosie od razu pobiegła do swojego pokoju.
Jak z taką żyć?
Zrobiłem kilka kanapek i poszedłem do niej.
Jakoś musimy się dogadać.
Zapukałem do drzwi i od razu wszedłem. Dziewczyna leżała w pościeli.
-Nie potrzebujesz pozwolenia?
-Nah, mieszkam tu dłużej. -usiadłem na jej łóżku.
-Chamsko, wiem, że to twój dom, ale mogę się położyć?
-Wiesz, że nie o to mi chodziło.
-Eh, po prostu daj mi spać.
-Nie masz już tabletek, prawda?
-Może uda mi się zasnąć...
-Okay, dam ci spokój, ale jak będziesz chciała porozmawiać...
-Tak, wiem. -przerwała mi.
-Zostawię kanapki jakbyś była głodna. -pogłaskałem ją po głowie i wyszedłem.
***
Nasi rodzice wrócili przed siedemnastą i od Susan dowiedziałem się o bójce Rose z A. K., skoro się biły to dlaczego resztę dnia spędziły razem?
To dziwne, ale i tak niczego się nie dowiem.
Jutro mam więcej zajęć, więc powinienem być wypoczęty. Pograłem trochę na konsoli i miałem iść spać, ale oczywiście nie był mi dany odpoczynek, bo po 22 zadzwonił do mnie Charlie z informacją, że Leondre znów się najebał i nie da się go ruszyć z parku.
Ostatnio sporo pije, a ma do cholery siedemnaście lat.
Patologia, przysięgam.
Z Charliem ustaliliśmy, że to przez zerwanie z Rose, od tamtego czasu jest nie do życia.
Ja- ojciec wszystkich dzieci, musiałem po niego pojechać.
Od razu zobaczyłem ich na ławce, z daleka było słychać jak Charlie opieprza bruneta, który ma go konkretnie w dupie i przewraca w dłoniach szklaną butelkę. Gdy podszedłem bliżej zorientowałem się, że on płacze.
-Siema, weź z nim coś zrób, bo mnie zaraz coś trafi...
-Leondre o co znowu chodzi? Wracaj do domu.
-Nigdzie nie idę, chce umrzeć na tej ławce.
-Co ty pierdolisz?
-Cztery lata, pół litra, a ja wciąż ją kocham. -pokręcił głową i zaczął płakać.
-Jakie cztery lata? Jesteś pijany zawiozę cię do domu.
-Wy nic nie wiecie, to wszystko moja wina, to ja jej to zrobiłem. -powiedział nadal patrząc na pustą butelkę.
-Przestań, sama odizolowała się od wszystkich. Pamiętasz jak cie potraktowała? Martwi się tylko o swoją dupe, a ty ryczysz za nią jak debil.
-Zamknij morde. -od razu zareagował, co było dziwne. -Cztery pieprzone lata... Rozumiecie? -na chwilę na nas spojrzał. -Kocham ją od czterech lat, a udało mi się to spieprzyć w ciągu chwili.
-Jakie cztery lata? Ona jest tu od roku. Chodź do domu. -blondyn pociągnął go za ramię, ale ten się wyrwał.
-To nie prawda... -pociągnął nosem. -Znaliśmy się jeszcze z podstawówki.
-To o niej mi mówiłeś? -spytał zaskoczony Charlie, a ja kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.
-Wszyscy widzieli w niej grubą dziewczynę, ale była najwspanialszą osobą jaką znałem. Była miła, zawsze mnie wspierała i pomagała chociaż sama przeżywała to samo co ja... A ja ją zdradziłem. -znów zaczął płakać. -Wolałem nie mieć wrogów, niż mieć przyjaciółkę. Wolałem ją zranić...boże... A ona potem wyjechała i straciłem wszystko co miałem, bo tak na prawdę miałem tylko ją. Dopiero wtedy zrozumiałem, że coś do niej czuję. Ja nawet nie wiedziałem co to do cholery jest. Kiedy wróciła wszystko zaczęło się od początku... Już wiem, że ją kocham. Pierwszy raz kiedy ją zobaczyłem po tych trzech latach, wtedy dowiedziałem się, że ona jest dla mnie najważniejsza. Kurwa... Gdy już ją miałem, znów wszystko spieprzyłem, znów jej nie doceniłem. Jak mogłem jej to zrobić? Zdradzałem ją, pokazywałem, że mam w dupie, chociaż tak na prawdę myślałem o niej cały czas. Ja pierdolę... Chciała ze mną zerwać, miała pieprzoną rację, ale ja nie wyobrażałem sobie tego... Nie chciałem, żeby mnie zostawiła, chciałem być już z nią zawsze i wtedy... Na prawdę nie chciałem jej uderzyć. -poryczał się jak dziecko. -Nie chciałem tego zrobić!
Nie mogłem w to uwierzyć. Zawsze mi się wydawało, że ich związek był idealny, zawsze mówił o niej tak pięknie. Ale każde jego słowo było gówno warte.
Nie myślałem nad tym co robię, moim odruchem było złapanie go za koszulkę i zadanie ciosu w twarz.
-Ty pieprzony gówniarzu! Cały czas kazałeś nam myśleć, że to ty jesteś ten biedny! To ty zrobiłeś ten profil, żeby się odegrać! Czy ty masz coś w ogóle w tej głupiej bani?! Wiesz co ona przeszła?! -chłopak momentalnie podniósł wzrok, a ja zobaczyłem krew cieknącą z jego nosa, i bardzo dobrze. -Przez ten głupi profil, jakiś skurwiel chciał ją zgwałcić! To dlatego zamknęła się w sobie! Nie może spać, boi się wyjść z domu! To wszystko twoja wina!
-Ja... Ja nie wiedziałem. -patrzył na mnie wielkimi oczami, a ja miałem ochotę jeszcze raz mu przypierdolić, ale się powstrzymałem.
-Oczywiście...wiesz co? Pierdol się Devries, mam nadzieję, że ktoś kiedyś ciebie tak potraktuje. -odwróciłem się na pięcie i poszedłem do samochodu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
SIEMSOOOON!
Jak tam życie?
Oczywiście, że wspaniale, co nie?
no.
Jak pisałam pod ostatnim rozdziałem, wstawiłam kolejny.
Nie wiem, podobał wam się? Ciężko mi ocenić, bo pisałam go dawno.
12.10.16- Postanawiam wstawiać rozdziały regularnie- raz w tygodniu.
no.
Miłego tygodnia i te sprawy :))
-Kate xx
Ps.: Leo i jego włosy hehe.
Obudził mnie, pierwszy raz od kilku miesięcy, smród papierosów. Otworzyłam oczy i próbowałam się podnieść, ale moje ciało było niesamowicie ciężkie.
-Warto było? -usłyszałam i odwróciłam głowę w stronę okna, ale słońce raziło mnie w oczy, więc znów odwróciłam się tyłem.
-O co ci chodzi?
-To ja się pytam o co chodzi? -zeskoczył z parapetu, a potem poczułam jak materac ugina się za mną.
Zamyśliłam się i przypomniała sobie wczorajszą imprezę.
O matko.
Mimo ogromnego bólu głowy usiadłam szybko.
-Rodzice są w domu?
-Tak, ale nie wiedzą, że musiałem przywieść cię do domu.
-Przywiozłeś mnie... -wytłumaczyłam sama sobie. -Muszę zadzwonić po Michaela. -szybko wzięłam telefon z szafki, ale Will mi go zabrał.
-Dobra, przepraszam, że ustaliliśmy bez ciebie, że nie możesz się z nim widywać, ale to dla twojego dobra...
-Will, nie macie pojęcia co jest dla mnie dobre... Oddaj mi telefon.
-Możesz mi powiedzieć co jest ze mną nie tak? Możesz porozmawiać ze mną, nie musisz dzwonić od razu po Michaela. -powiedział, a w jego oczach widziałam smutek.
-Po prostu muszę z nim porozmawiać, oddaj mi telefon. -rozkazałam mimo, że było mi go żal.
Chłopak podał mi telefon, a potem wyszedł trzaskając drzwiami
Chciałabym umieć rozmawiać z nim jak z Michaelem, ale nie mam pojęcia dlaczego mam opory. Może dlatego, że zawsze był po stronie Leo... Nigdy mi nie wierzył i zawsze uważał, że Devries jest bez winy.
Szybko zadzwoniłam po Michaela, który obiecał, że za chwilę będzie.
***
-Czyli najebałaś i całowałaś się z jakimś Brandonem?-spytał Michael zaglądając w każdy kąt mojego pokoju pewnie w poszukiwaniu jedzenia.
-Kurde... Nie wrócę do szkoły. -padłam na łóżko i zakryłam twarz poduszką.
-Przecież to zajebiście!
Podniosłam się i spojrzałam na niego jak na debila.
-Żartujesz? Wszyscy pomyślą że jestem jakąś dziwką...
-Głupia jesteś. -spojrzałam na niego groźnie. -Sorry... Nie pomyślą tak, bo nie latałaś za każdym gościem tylko całowałaś się z jednym.
-Nadal nie rozumiem. -pokręciłam głowa.
-Pozwoliłaś się zbliżyć do siebie jakiemuś chłopakowi, już się nie boisz, że każdy chcę cię zgwałcić. -wytłumaczył powoli.
-O ja... No. Ej! Mimo wszystko to było chamskie.
-No, ale spójrz...
-No wiem, faktycznie.
-Może coś z nim... -poruszył śmiesznie brwiami.
-Płakaliśmy sobie w ramiona. -zamknęłam oczy z zażenowania.
-Co? -zaśmiał się.
-On mi opowiedział o swoim związku, ja o...swoim.
-O Leo?
-On też tam był i w sumie dlatego całowałam się z Brandonem...
-Żeby był zazdrosny?
Boże jaka ja jestem głupia.
-Pff... -mało się nie oplułam. -Oczywiście, że nie... Chciałam żeby się odczepił, tyle...
-Rosalie...
-No może trochę! I co z tego?
-Przecież ty dalej coś do niego czujesz!
-Nie... Przecież wiesz co mi zrobił.
-Ja wiem, ty wiesz, a jednak nadal ciągle...
-Nie. -przerwałam mu.
-O nie kochana tak się nie bawimy. -uderzył mnie poduszką.
-Mich!
-Dalej coś do niego czujesz, przyznaj się!
-W życiu!
-Przyznaj się! -znów oberwałam poduszką.
-Mich!
Znów dostałam poduszką, ale typ razem już ją wyrwałam.
-Matko i córko! Ty nadal coś do niego czujesz!
-Nie!
-Przyznaj się!
-Przestań się zachowywać jakbyś wiedział lepiej ode mnie co myślę!
-Ty nawet nie wiesz co myślisz. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że nadal możesz coś do niego czuć po tym wszystkim.-wytłumaczył już spokojnie, a ja doskonale wiedziałam, że ma rację.
Zawsze tak jest, że on wie lepiej co myślę, co robię i dlaczego, co jest trochę dziwne.
-Głupi psycholog.-burknęłam i opadłam na łóżko zakrywając twarz kołdrą.
-Wszystko co robisz, robisz podświadomie. Niby nie chcesz tego robić, ale nic na to nie możesz poradzić, że w głębi tej chorej bani. -uderzył mnie wskazującym palcem w czoło. -Chcesz żeby Leondre był zazdrosny.
-Matko... -uderzyłam się dłonią w twarz. -W skali od jednego do stu jak bardzo jestem głupia? -Opadłam na łóżko. To chyba przez tego kaca.
-Zero, serce nie sługa, nie?
-Kochany jesteś.... to powiedz co mam zrobić? Jak mam wybić go ze swojej głowy? -odwróciłam głowę, żeby go widzieć.
-Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że powinnaś znaleźć kogoś kto będzie dla ciebie odpowiedni. -Położył się bokiem do mnie, a ja podkuliłam nogi, żeby zrobić mu trochę miejsca. -Kto będzie cię szanował...kochał... Będzie godny ciebie.-poczochrał moje włosy.
-Matko Michael i, że ty nie masz dyplomu psychologa...
-Może kiedyś uda mi się skończyć szkołę. Mogłabyś mi przynieść coś do jedzenia? Twoja mama patrzy na mnie jak na przestępce. -przewrócił oczami. -Will jej mówił o... No wiesz.
-Nie, no co ty. Ostatnio zrobili naradę rodzinną beze mnie i ustalili, że nie mogę się z tobą widywać i muszę iść do lekarza...
-Co ze mną nie tak? Pomogłem im na rozprawie.
-Mojej matki nie zrozumiesz. Więc co chcesz? -powoli wstałam i zacisnęłam powieki.
-Pierwszy kac to masakra. -zaśmiał się.
-To mój drugi. -powiedziałam z dumą, ale w sumie nie byłam z siebie dumna.
-Brawo. Kawę i coś do jedzenia cokolwiek.-wyszłam z pokoju zostawiając drzwi otwarte. -I zmyj makijaż, bo wyglądasz okropnie!
-Jeszcze słowo i posłodzę ci kawę! -zeszłam po schodach spotykając się z TYMI spojrzeniami, znaczy George to mój ziomek i tylko uśmiechnął się do mnie miło.
-Dzień dobry, Rose rozmawiałyśmy na temat Michaela. -mama spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, kiedy robiła sobie kanapkę.
-A ja powiedziałam, że albo dasz mu spokój, albo mnie więcej nie zobaczysz. -nalałam kawy do kubka i zaczęłam robić dwie porcje płatek.
-Czy ty nie rozumiesz, że ten związek jest chory?! -krzyknęła szeptem, prawdopodobnie żeby Michael jej nie usłyszał.
-Twoja wyobraźnia jest chora, Michael mi tylko pomaga.
Położyłam wszystko na tacy, ale czułam, że matka zaraz odpowie mi coś co mnie zdenerwuje, więc na wszelki wypadek jej nie podnosiłam.
-Michael jest dorosłym mężczyzną! Czy ty wiesz czego chcą tacy mężczyźni?! Jesteś nieodpowiedzialna, samolubna i niewdzięczna! Miałaś miłego chłopaka i musiałaś to zepsuć!
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że powie coś przez co aż się we mnie zagotuje.
-Susan, uspokój się. -George próbował coś zaradzić, a Will chyba już ma dość i po prostu siedział pijąc swoją kawę.
Chciałam jej od krzyczeć to co zawsze, czyli, że nic o mnie nie wie, ale zobaczyłam Michaela stojącego na schodach.
-To może... Ja już pójdę. -stwierdził i szybko zszedł po schodach.
-Nie, Michael.
-Nie mogę tu przebywać bez zgody twojej mamy. -zaczął zakładać buty.
-Mamo, powiedz mu, że może zostać! -rozkazałam, ale ona tylko wzruszyła ramionami. -Dobrze.
Poszłam na korytarz, by wziąć buty i wybiegłam za Michaelem słysząc jeszcze krzyk matki, że mam wracać.
-Michael, przepraszam. -spuściłam wzrok, gdy się obok niego zatrzymałam. -Pomagasz mi, a w zamian...
-Nie ma sprawy, ale ona ma rację. -spojrzał na mnie. -To głupie, że spędzam z tobą tyle czasu. Jestem od ciebie starszy. Nie powinienem ci pozwalać zostawać u mnie, a pomagać ci powinien psycholog.
-Michael doskonale wiesz, że tylko dzięki tobie dałam sobie radę, nadal potrzebuję twojej pomocy.
-Rose, pomogłem ci i więcej już nie mogę zrobić, teraz wszystko zależy od ciebie, musisz sama sobie poradzić. Dasz radę. -wsiadł do samochodu i po prostu odjechał.
Patrzyłam w jego stronę aż zniknął z mojego pola widzenia.
Nienawidzę ich wszystkich. Niech ich szlak.
Po kolei rzuciłam moje buty w stronę domu i dopiero potem do niego poszłam.
-Noi co zrobiłaś?! -wrzasnęłam wchodząc do jadalni.
-Nie rozumiesz, że tak będzie lepiej! Znajdź chłopaka w swoim wieku! Leondre ciągle o ciebie pyta... Zresztą jak ty wyglądasz? Ogarnij się i jedziemy po sukienki na wesele... -spokojnie wróciła do swojego śniadania, a ja miałam ochotę coś rozwalić, ale zacisnęłam tylko pięści.
-Nie.
-Słucham? -podniosła zdziwiona głowę zresztą jak wszyscy.
-Nie. Mam gdzieś te sukienki. Wolałabym mieszkać w Chinach i zbierać herbatę gdzieś w górach, niż mieszkać z tobą w jednym domu. -po tym jak to powiedziałam poszłam do swojego pokoju. Zasłoniłam okna i położyłam się pod kołdrę.
-Mogę? -usłyszałam niski głos Willa, dochodzący z progu pokoju, te drzwi powinny mieć zatrzask.
-Nie.
-Słuchaj przykro mi.
-Zostaw mnie.
Poczułam jak siada na łóżku, a potem położył dłoń na moich łopatkach.
-Pamiętaj, że jestem dla ciebie. -po tych słowach wstał i wyszedł, a ja cały dzień spędziłam w łóżku.
***
*poniedziałek*
Wstałam o szóstej co dało mi aż dwie i pół godziny snu. Yeey super!
Cały weekend spędziłam w swoim pokoju i miałam w dupie cały świat.
Świat dla mnie nie istniał.
Zdążyłam wziąć prysznic, pomalować się, pokręcić włosy, ubrać i nawet wypić kawę, której nienawidzę.
Droga do szkoły minęła w ciszy, a gdy byłyśmy już pod budynkiem, mama życzyła mi miłego dnia i tyle.
Byłam w tak złym humorze, że mogłabym zabić każdego, kto stanąłby mi na drodze.
Weszłam do sali i od razu zobaczyłam A.K. siedzącą w naszej ławce.
-Siema, mam dla ciebie ciuchy. -podała mi niedużą torebkę z jakiegoś sklepu.
-Zachowaj je sobie. -burknęłam i zaczęłam wypakowywać książki.
-Nie chcę ich.-wcisnęła mi pakunek, ale oddałam jej rzeczy.
-To je spal, zakop, sprzedaj, oddaj cokolwiek. Nie chce tego. -warknęłam tym razem patrząc jej w twarz.
-O co ci chodzi Nixton? -zjechała mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
-O gówno! Zabrałaś mnie na tą pieprzoną imprezę i zostawiłaś z jakimś gościem!
-Heh! Myślałaś, że będę cię niańczyć?! -nagle wszyscy zebrali się wokół nas. -Nie wlewałam ci wódki do gardła ani nie kazałam się pieprzyć z nim na kanapie! W dupie mam te ciuchy. -po prostu otworzyła okno i wyrzuciła przez nie moje ciuchy.
-Nie pieprzyłam się z nim! -w tym momencie zrobiłam coś czego nie powinnam JEJ robić, po prostu ją popchnęłam, oczywiście nie była mi dłużna i oddała mi wywołując tym samym wojnę.
Zaczęłyśmy się bić jak prawdziwe kobiety, popychałyśmy się i ciągałyśmy za włosy.
-Kate, Rose do wychowawczyni. -oznajmiła spokojnie nauczycielka. Dla niej to chyba nie nowość. Mimo, że powiedziała spokojnie, wystarczyło nam to, puściłyśmy swoje włosy, spakowałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy z klasy.
-Kurwa, rozciągnęłaś mi bluzkę. -warknęła układając na ciele materiał.
-Pierdol się. -poprawiłam torbę na ramieniu i zamiast iść do wychowawczyni wyszłam ze szkoły.
Zastanawiałam się gdzie mam iść, na pewno nie do domu, mimo, że był pusty, bałam się. To głupie, że do miejsca, które powinnam kojarzyć z bezpieczeństwem, nie potrafię wrócić ani wyjść z niego sama.
Boję się od momentu tego zajścia w "ciemniej uliczce". Mój adres zamieszkania był w internecie na profilu jakiejś prostytutki, nie jakiejś, bo tą prostytutką byłam "ja". Jestem pewna, że był to jakiś świr który mnie śledził aż od domu. Od tam tej pory dom nie jest moim azylem.
Znalazłam jakąś kawiarnię, zamówiłam herbatę i usiadłam przy stoliku. Nie minęło pół godziny kiedy zaczęły się telefony od mamy. Wychowawczyni musiała ją poinformować o bójce i ucieczce.
W kawiarni siedziałam do dziesiątej i miałam już chyba ze sto nieodebranych połączeń od mamy, za tym sto pierwszym postanowiłam odebrać. Oczywiście pierwsze co usłyszałam to krzyki, więc odsunęłam telefon od ucha,a gdy ustały powiedziałam jej gdzie jestem i żeby przyjechała.
Noi przyjechała.
Piekło w samochodzie. Było o tyle nie wygodnie, że nie miałam gdzie uciec, aż w pewnym momencie myślałam o tym żeby wyskoczyć z jadącego pojazdu.
Blablabla jesteś niedojrzałą gówniarą blablabla masz szlaban blablabla no i tak można podsumować piętnaście minut krzyku.
Mama musiała wrócić do pracy, więc zostałam sama.
Normalnie zadzwoniłabym do Michaela, ale no. Może mu wcale nie chodzi o zakaz mojej matki, tylko ma mnie już dość.
Pomagał mi, a ja w żaden sposób nie mogłam mu się odwdzięczyć. Ma już dość mnie i bezinteresownej pomocy. Nie dziwię mu się.
Zjadłam kanapkę i usiadłam na kanapie z myślą obejrzenia czegoś w tv.
Wow, jak ja dawno nie siedziałam na tej kanapie.
Nie nasiedziałam się długo, bo ktoś zadzwonił dzwonkiem.
A.K.
-Czego chcesz? -stanęłam opierając się o framugę.
-Jestem głodna. -oznajmiła i po prostu weszła do domu.
Co kurwa?
-Myślisz, że po tym wszystkim pozwolę ci zjeść mój obiad? -poszłam na nią i patrzyłam jak wyjmuję jakieś dziwne jedzenie przygotowane przez moją mamę.
Spojrzała na chwilę na mnie.
-Daj spokój, mordę masz całą. -wzruszyła ramionami i włożyła jedzenie do mikrofalówki.
-Ty jesteś serio popieprzona...
-Uratowałam ci dupę przed wychowawczynią i powiedziałam, że to ja zaczęłam.
-Bo zaczęłaś.
Prychnęła.
-Oddawaj mi jedzenie!-krzyknęłam gdy wyjęła je i zaczęła szukać sztućców.
-Luzuj, podzielę się.
W końcu znalazła widelce i poszła do salonu.
Siedziałyśmy przed telewizorem i jadłyśmy jakby nigdy nic.
Boże, dlaczego ja jej pozwoliłam tu wejść?
Zaczęłam się bać, no bo kto tak robi? Kto przychodzi do domu dziewczyny, z którą się pobił i zjada jej obiad?!
-Boże jakie to było smaczne. -stwierdziła gdy skończyła porcję dla czterech osób.
-Heh. Mam nadzieję, że pójdzie ci w dupę.
-Nie bądź suką.
-Po co tu przyszłaś?
-Nie wzięłam kluczy, a nie miałam ochoty siedzieć w szkole. -wzruszyła ramionami.
-Powinnaś nosić je na smyczy, bo niedługo sama nie będę miała co jeść.
-Oh przestań. -teatralnie machnęła ręką i uśmiechnęła się nienaturalnie. -Nigdy nie przychodzę z pustymi rękoma. -pobiegła na korytarz i wróciła ze swoją torbą. -Nanana. -wyjęła szklaną butelkę z torby i zaczęła tańczyć.
-Nie.
-Tak. Tak. Tak. -zaśpiewała.
-W życiu.
-Kiedy będą twoi starzy?
-Nie wiem.
-To się dowiedz, nie wiem ile mamy czasu.
-Słuchaj, nie mam zamiaru z tobą pić, znajdź se innego kumpla.
-Dowiedz się. -rozkazała i pobiegła w podskokach do kuchni.
Ja pierdolę.
Mam nadzieję, że Will odbierze.
-Tak? Coś się stało? Dlaczego nie jesteś w szkole? -obsypał mnie pytaniami.
-Możesz rozmawiać?
-Wyszedłem na siku. -zaśmiał się. -Coś się stało?
-Nie, nie. Tylko... Kiedy wrócą rodzice?
-Od razu z pracy jadą do jakiejś twojej ciotki i albo wrócą w nocy albo dopiero jutro.
-Aa, no dobra, a ty?
-Ja? -zdziwił się. -Miałem iść po zajęciach do Charliego, ale jeżeli chcesz mogę wrócić do domu...
-Nie, przyszła do mnie A.K.
-A dlaczego nie jesteście w...
-Narka!
-I co? -przyszła dziewczyna z dwoma kieliszkami, szklankami i butelką soku pomarańczowego pod pachą.
-Mamy czas.
-No to luz... -zaczęła nam napełniać naczynia. -Zdrowie!
Podniosłyśmy kieliszki.
Będę tego żałować.
Wypiłam całą jego zawartość, a potem zapiłam połową szklanką soku.
***
*WILL*
Musieliśmy się przenieść do mojego domu, wypiliśmy trochę za dużo, a Leondre w ogóle ledwo stał na nogach, gdyby zobaczyła nas Karen chyba wydziedziczyłaby Charliego.
Gdy wchodziliśmy do domu, trochę martwiłem się jak zareaguje Leo na widok Rose.
Ciągle o niej gada, a jak jest pijany nie ma nawet oporów przed rozpłakaniem się.
Wszedłem pierwszy, a za mną, rozbawiona dwójka.
Już na podwórku było słychać głośną muzykę, więc Rose pewnie się bawi.
Nie sądziłem, że aż tak.
Pierwsze co zobaczyłem po wejściu do domu, to kilka butelek alkoholu na stoliku w salonie, a później moją siostrę i A.K., które śpiewały Adel siedząc na wysepce kuchennej.
Najebane jak nic.
We trzej staliśmy jak wryci i patrzyliśmy na dziewczyny, które nawet nas nie zauważyły. Szybko poszedłem po pilot i wyłączyłem dźwięk.
W tyk momencie obie na mnie spojrzały.
-Ej! -Rose wydęła dolną wargę. -Przerwałeś nasz koncert. -podszedłem do niej i pomogłem zejść na ziemię, tak samo jak jej znajomej.
-William, dżentelmen jak zawsze. -powiedziała brunetka, ale zamiast mnie puścić przyciągnęła bliżej siebie.
-Jesteście pijane.
-Wy też.
-Odwiozę cie do domu. -oznajmiłem, ale przypomniałem sobie, że też piłem.
-O nono, Rose pijana, zapiszę w kalendarzu. -zaśmiał się Charlie.
-Khy-khym, Rose? Możemy porozmawiać? -spytał pijackim głosem Leo.
Serio, teraz idioto?
Z pijana Rose nie ma rozmowy.
-O Leo...a o czym chciałbyś porozmawiać? Myślałam, że już wszystko jest za nami...
-Leondre zostaw ją. -Charlie chciał go cofnąć do salonu, ale się nie dał.
-Nie, muszę z nią porozmawiać. -chwiejnym krokiem podszedł do niej.
-O nienienie. Miałeś swój czas kochany, dużo czasu, nawet za dużo czasu. Teraz się nawet do mnie nie zbliżaj.
Chłopak w ogóle jej nie słuchał i dotknął dłonią jej policzka.
-Proszę. -dodał, a Rose po prostu go odepchnęła.
-Nie dotykaj mnie.
-Rose proszę! Daj mi pięć minut! -złapał ją w talii i chciał odejść.
-Nie dotykaj mnie!-wrzasnęła, właśnie włączył w niej zapalnik.
-Leo nie dotykaj jej.-uprzedziłem, ale był za bardzo pijany i nic do niego nie docierało.
-Ja chce tylko pięć pieprzonych minut! Chyba mam prawo!
-Nie... -zaśmiała się gorzko. -Ty jesteś pieprzonym dupkiem, a pieprzym dupkom nie daje się praw.
Chłopak patrzył na nią przez kilka sekund, a potem szybkim ruchem złapał nóż w dłoń i przyłożył go sobie do wewnętrznej strony ręki.
Momentalnie wszyscy wytrzeźwieliśmy, wszyscy oprócz Rose i Devriesa.
-Chce tylko pięciu minut. -zagroził patrząc jej prosto w oczy.
-Leo, uspokój się jesteś pijany. -podszedłem do niego, ale odsunął się i przycisnął ostrze do skóry.
Wszystko byłoby zabawne, gdyby nie to, że jest pijany, śmiertelnie poważny i nieobliczalny.
-Daj spokój Leo, nie jest tego warta. -Lenehan uniósł dłonie chcąc go uspokoić.
-Oj Leo, Leo...-blondynka podeszła do niego powoli. -Zrobisz to? -spytała z perfidnym uśmieszkiem.
-Rose, daj spokój. -skarciła ją A.K.
Wszyscy staliśmy jak posągi, bo baliśmy się, że najmniejszy ruch może spowodować nieszczęście.
-Chcę tylko porozmawiać.
-No dalej.-Rose podeszła do niego jeszcze bliżej, a on stał nieruchomo, jakby nawet nie oddychał.
-Rose, przestań do cholery! -A.K. była tak przerażona, że prawie płakała.
-Zrobisz to tchórzu? -ztyknęła się z nim klatką piersiową i uniosła głowę.-Myślisz, że rusza mnie to przedstawienie?
-Co się z tobą stało? -spojrzał na nią z niezrozumieniem.
-Ty się stałeś Devries. To ty mi zniszczyłeś życie, wszystko to twoja wina i nie dam ci ani jednej minuty z mojego życia. -lekko się uśmiechnęła, a ja przełknąłem głośno ślinę. -Odłóż to, bo się skaleczysz.
Chłopak stał jak wryty, a ona po prostu wyjęła nóż z jego dłoni i wrzuciła do zlewu.
-Chodź A.K.-pociągnęła dziewczynę za rękę i poszły na górę.
-Leondre czy ciebie popierdoliło!-Lenehan rzucił się w jego stronę i zaczął popychać. -Czy twój głupi łeb kiedyś zrozumie, że ONA NIE JEST CIEBIE WARTA!
Chłopak tylko spojrzał na niego z zaszklonymi oczami a potem wybiegł.
-Przysięgam, jak będzie trzeźwy to go pierdolnę w tą głupią banię.
***
Obudziłem się jak zawsze przed siódmą po trzeciej drzemce. Przypomniałem sobie, że w domu mam dwie pijane dziewczyny, znaczy teraz będą zapewne na kacu.
Wstałem szybko i poszedłem do pokoju Rose.
Gdy tylko otworzyłem drzwi uderzyła we mnie fala odoru alkoholu, a na łóżku leżały Rose i A.K.
-Rose, wstawaj musisz iść do szkoły!
Ja zawsze robię za tego odpowiedzialnego.
-Rose, rodzice wrócą około dziesiątej, a ty wychlałaś im pół alkoholu z barku!
-Czego drzesz ryja? -jako pierwsza obudziła się A.K. Usiadłam i poprawiła swoje loki.
-Musicie iść do szkoły. -pociągnąłem za kołdrę pod którą leżała Rose.
-Oh błagam, ona nie da rady iść do szkoły... -wstała i założyła jeansy, które leżały obok łóżka.
-Trzeba było jej nie upijać...
-Ej to nie moja wina.
-Wiem, po prostu... Nieważne. Rose wstawaj. -potrząsnąłem ją lekko.
-Fajny z ciebie brat, szkoda, że mój taki nie jest. Idź, bo się spóźnisz na zajęcia, zgarnę ją do tej dziesiątej, ale nawet nie ma mowy, że pójdzie do szkoły.
-Dzięki. -posłałem jej uśmiech. -Jak coś by się działo to dzwońcie.
-Jasne, idź już.
Wyszedłem szybko z pokoju i poszedłem się ogarnąć.
W sumie ta A. K. nie jest taka zła. Uczyła się kiedyś w mojej szkole i z zachowania to faktycznie zbuntowana gówniara, która nie ma do nikogo szacunku, ale potrafi docenić, jak na przykład to, że staram się być dobrym bratem.
Szkoda, że Rose tego nie widzi.
***
Wracając z zajęć zadzwoniłem do Rose i dowiedziałem się, że są w parku, więc postanowiłem po nie pojechać.
Prawie nie poznałem bladej jak ściany Rose, BEZ MAKIJAŻU i owiniętej kocem.
W drodze do domu, Rose leżała na tylnych siedzeniach, a Kate naśmiewała się z tego, że obudziła moją siostrę w ostatniej chwili i dlatego dziewczyna jest nadal w piżamie i z kocem.
Odwiozłem dziewczynę do jakiegoś tam znajomego, a potem pojechaliśmy do naszego domu.
Rose nie odezwała się ani słowem, na szczęście przed domem nie było samochodu Susan, co oznaczało, że zakochańce znów gdzieś wybyli.
Rosie od razu pobiegła do swojego pokoju.
Jak z taką żyć?
Zrobiłem kilka kanapek i poszedłem do niej.
Jakoś musimy się dogadać.
Zapukałem do drzwi i od razu wszedłem. Dziewczyna leżała w pościeli.
-Nie potrzebujesz pozwolenia?
-Nah, mieszkam tu dłużej. -usiadłem na jej łóżku.
-Chamsko, wiem, że to twój dom, ale mogę się położyć?
-Wiesz, że nie o to mi chodziło.
-Eh, po prostu daj mi spać.
-Nie masz już tabletek, prawda?
-Może uda mi się zasnąć...
-Okay, dam ci spokój, ale jak będziesz chciała porozmawiać...
-Tak, wiem. -przerwała mi.
-Zostawię kanapki jakbyś była głodna. -pogłaskałem ją po głowie i wyszedłem.
***
Nasi rodzice wrócili przed siedemnastą i od Susan dowiedziałem się o bójce Rose z A. K., skoro się biły to dlaczego resztę dnia spędziły razem?
To dziwne, ale i tak niczego się nie dowiem.
Jutro mam więcej zajęć, więc powinienem być wypoczęty. Pograłem trochę na konsoli i miałem iść spać, ale oczywiście nie był mi dany odpoczynek, bo po 22 zadzwonił do mnie Charlie z informacją, że Leondre znów się najebał i nie da się go ruszyć z parku.
Ostatnio sporo pije, a ma do cholery siedemnaście lat.
Patologia, przysięgam.
Z Charliem ustaliliśmy, że to przez zerwanie z Rose, od tamtego czasu jest nie do życia.
Ja- ojciec wszystkich dzieci, musiałem po niego pojechać.
Od razu zobaczyłem ich na ławce, z daleka było słychać jak Charlie opieprza bruneta, który ma go konkretnie w dupie i przewraca w dłoniach szklaną butelkę. Gdy podszedłem bliżej zorientowałem się, że on płacze.
-Siema, weź z nim coś zrób, bo mnie zaraz coś trafi...
-Leondre o co znowu chodzi? Wracaj do domu.
-Nigdzie nie idę, chce umrzeć na tej ławce.
-Co ty pierdolisz?
-Cztery lata, pół litra, a ja wciąż ją kocham. -pokręcił głową i zaczął płakać.
-Jakie cztery lata? Jesteś pijany zawiozę cię do domu.
-Wy nic nie wiecie, to wszystko moja wina, to ja jej to zrobiłem. -powiedział nadal patrząc na pustą butelkę.
-Przestań, sama odizolowała się od wszystkich. Pamiętasz jak cie potraktowała? Martwi się tylko o swoją dupe, a ty ryczysz za nią jak debil.
-Zamknij morde. -od razu zareagował, co było dziwne. -Cztery pieprzone lata... Rozumiecie? -na chwilę na nas spojrzał. -Kocham ją od czterech lat, a udało mi się to spieprzyć w ciągu chwili.
-Jakie cztery lata? Ona jest tu od roku. Chodź do domu. -blondyn pociągnął go za ramię, ale ten się wyrwał.
-To nie prawda... -pociągnął nosem. -Znaliśmy się jeszcze z podstawówki.
-To o niej mi mówiłeś? -spytał zaskoczony Charlie, a ja kompletnie nie wiedziałem o co chodzi.
-Wszyscy widzieli w niej grubą dziewczynę, ale była najwspanialszą osobą jaką znałem. Była miła, zawsze mnie wspierała i pomagała chociaż sama przeżywała to samo co ja... A ja ją zdradziłem. -znów zaczął płakać. -Wolałem nie mieć wrogów, niż mieć przyjaciółkę. Wolałem ją zranić...boże... A ona potem wyjechała i straciłem wszystko co miałem, bo tak na prawdę miałem tylko ją. Dopiero wtedy zrozumiałem, że coś do niej czuję. Ja nawet nie wiedziałem co to do cholery jest. Kiedy wróciła wszystko zaczęło się od początku... Już wiem, że ją kocham. Pierwszy raz kiedy ją zobaczyłem po tych trzech latach, wtedy dowiedziałem się, że ona jest dla mnie najważniejsza. Kurwa... Gdy już ją miałem, znów wszystko spieprzyłem, znów jej nie doceniłem. Jak mogłem jej to zrobić? Zdradzałem ją, pokazywałem, że mam w dupie, chociaż tak na prawdę myślałem o niej cały czas. Ja pierdolę... Chciała ze mną zerwać, miała pieprzoną rację, ale ja nie wyobrażałem sobie tego... Nie chciałem, żeby mnie zostawiła, chciałem być już z nią zawsze i wtedy... Na prawdę nie chciałem jej uderzyć. -poryczał się jak dziecko. -Nie chciałem tego zrobić!
Nie mogłem w to uwierzyć. Zawsze mi się wydawało, że ich związek był idealny, zawsze mówił o niej tak pięknie. Ale każde jego słowo było gówno warte.
Nie myślałem nad tym co robię, moim odruchem było złapanie go za koszulkę i zadanie ciosu w twarz.
-Ty pieprzony gówniarzu! Cały czas kazałeś nam myśleć, że to ty jesteś ten biedny! To ty zrobiłeś ten profil, żeby się odegrać! Czy ty masz coś w ogóle w tej głupiej bani?! Wiesz co ona przeszła?! -chłopak momentalnie podniósł wzrok, a ja zobaczyłem krew cieknącą z jego nosa, i bardzo dobrze. -Przez ten głupi profil, jakiś skurwiel chciał ją zgwałcić! To dlatego zamknęła się w sobie! Nie może spać, boi się wyjść z domu! To wszystko twoja wina!
-Ja... Ja nie wiedziałem. -patrzył na mnie wielkimi oczami, a ja miałem ochotę jeszcze raz mu przypierdolić, ale się powstrzymałem.
-Oczywiście...wiesz co? Pierdol się Devries, mam nadzieję, że ktoś kiedyś ciebie tak potraktuje. -odwróciłem się na pięcie i poszedłem do samochodu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
SIEMSOOOON!
Jak tam życie?
Oczywiście, że wspaniale, co nie?
no.
Jak pisałam pod ostatnim rozdziałem, wstawiłam kolejny.
Nie wiem, podobał wam się? Ciężko mi ocenić, bo pisałam go dawno.
12.10.16- Postanawiam wstawiać rozdziały regularnie- raz w tygodniu.
no.
Miłego tygodnia i te sprawy :))
-Kate xx
Ps.: Leo i jego włosy hehe.
Oo kurde. Jakie akcje 😂😂 Kocham i może nie pisz aż tak długich opowiadań. Moim zdaniem troszkę za długie. Kochu mocno 💞💞❣
OdpowiedzUsuńNie komentowałam ostatnio, a jedyne co mogę teraz napisać to: K U R W A
OdpowiedzUsuńZmykam spać, bo za pół godziny mam urodziny i życzę wszystkim słodkich snów<3
Nie komentowałam ostatnio, a jedyne co mogę teraz napisać to: K U R W A
OdpowiedzUsuńZmykam spać, bo za pół godziny mam urodziny i życzę wszystkim słodkich snów<3
Jest cudowny! Chodzi o rozdział oczywiscie! Czekam na następny ��
OdpowiedzUsuńCudowny!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPS kiedy planujesz koniec?
A co nie możesz się doczekać końca? XD
UsuńPlanuję napisać 50 rozdziałów, ale zobaczymy jak to wyjdzie :))
-K xx
AAAA cudowny jak zawsze <3 boze kocham to ff najlepsze jakie czyytam i czytałam ! odkąd znalazłam tamtego starego bloga to nie spotkałam sie z zadnym lepszym <3 piszesz tak boskoooo <33 masz wielki talent <3 mogłabys z tego zrobić książkę hah <3 pozdrawiam życze dużo wny hah <3 czkeam na koljeny hahah i do następnego <##
OdpowiedzUsuńomg zajebisty !!!!!! <3 nexttttt
OdpowiedzUsuńBoże, nareszcie XD proszę odczepić się od włosów Leo, moja psiapsi dała Leo tą farbe na m&g, a ja pomagałam w sklepie wybierać kolor XD jaki fejm ze mnie XD
OdpowiedzUsuńTen koniec mnie rozwalił
OdpowiedzUsuńBoże.......
Popłakałam sie no
A wszystko przez ciebie
Ta A.K. coraz bardziej mi się podoba. Myślę, że pasowałaby do Will'a
Czekaj, czekaj... Czy to ją zaplanowałaś dla Will'a? XDDD
Lenehan mnie wkuurwia
To tyle ode mnie
Buzi
twoja idolka
~Masło <3333333333333333
Kocham ten blog kiedy next?! Boże jak mi przez te akcje odbija xD
OdpowiedzUsuńBoże kocham cie laska!! Twoj blog to zycie
OdpowiedzUsuńjezu ale się zadziało 😳😳⚓
OdpowiedzUsuń