*trzy dni później*
Rose nadal nie daje znaku życia. Nie wiem co mam robić, policja chyba bardziej zainteresowała się sprawą, bo dzwonią i pytają się czy nadal się nie odzywa, wzywali nawet mnie i Leo na komisariat, chociaż to nic nie dało, bo nie wiedzieliśmy gdzie mogłaby teraz być.
Całymi dniami próbuję się do niej dodzwonić, ale nadal nie ma sygnału.
Robert już się dowiedział obwinia siebie, że to przez niego, ale gdy mu powiedziałem o tym wszystkim zaczął myśleć, że coś sobie zrobiła.
Z resztą chyba każdy z nas miał takie myśli.
Siedziałem u Rose w pokoju i paliłem kolejnego papierosa z rzędu, przed chwilą wyszedł Leondre, on sam ledwo wytrzymuje psychicznie tą sytuację, nawet Lenehan się przejął.
Chciałem już iść spać, więc zgasiłem peta i postanowiłem zadzwonić do Rose ostatni raz.
Wybrałem numer i prawie umarłem ze szczęścia, gdy usłyszałem sygnał, a potem drugi, trzeci itd. Miałem nadzieję, że w końcu odbierze, ale niestety.
Mimo to, byłem szczęśliwy jak nigdy.
Był sygnał, czyli włączyła telefon, czyli jest cała i zdrowa!
Zamknąłem okno i wybiegłem na schody.
-Susan! Jest sygnał! Słyszysz Susan, jest ten cholerny sygnał! -darłem się jak pojebany i prawie przewróciłem na schodach. Susan wyszła z kuchni.
-Włączyła telefon? -spojrzała z nadzieją.
-Tak! O kurwa! Może odpisze!
-No kurwa... -zamyśliła się Susan, zaśmiałem się cicho z jej reakcji. -Zadzwonię na policję.
Tak też zrobiła, ale oni tylko powiedzieli żebyśmy próbowali się do niej dodzwonić.
Super.
Stwierdziłem, że od Susan na pewno nie odbierze, więc powiedziałem, że ja spróbuję się z nią skontaktować.
Leżałem na łóżku Rose i wydzwaniałem do niej.
Jeszcze potrafię zrozumieć dlaczego nie odbiera od Susan, ale co ja takiego zrobiłem?
Był sygnał, czyli włączyła telefon, czyli jest cała i zdrowa!
Zamknąłem okno i wybiegłem na schody.
-Susan! Jest sygnał! Słyszysz Susan, jest ten cholerny sygnał! -darłem się jak pojebany i prawie przewróciłem na schodach. Susan wyszła z kuchni.
-Włączyła telefon? -spojrzała z nadzieją.
-Tak! O kurwa! Może odpisze!
-No kurwa... -zamyśliła się Susan, zaśmiałem się cicho z jej reakcji. -Zadzwonię na policję.
Tak też zrobiła, ale oni tylko powiedzieli żebyśmy próbowali się do niej dodzwonić.
Super.
Stwierdziłem, że od Susan na pewno nie odbierze, więc powiedziałem, że ja spróbuję się z nią skontaktować.
Leżałem na łóżku Rose i wydzwaniałem do niej.
Jeszcze potrafię zrozumieć dlaczego nie odbiera od Susan, ale co ja takiego zrobiłem?
Tylko się o nią martwię.
Odpuściłem sobie, bo to i tak było bezsensu.
/Rose gówno/
Błagam napisz tylko, że wszystko jest okay, martwię się xx
Usiadłem na parapecie przy otwartym oknie i zapaliłem fajkę.
Trzymałem w ręku telefon, po kilku minutach za wibrował, a gdy zobaczyłem na wyświetlaczu. "Rose gówno"
Wyrzuciłem połowę papierosa i odebrałem wiadomość.
"Wszystko w porządku, nie musisz się martwić. "
Do:/Rose gówno/
Możemy się spotkać?
Od:/Rose gówno/
Po co?
Do:/Rose gówno/
Chcę tylko porozmawiać, proszę.
Muszę zmienić tą nazwę, już nie jest taka zabawna.
Od:/Rosalie/
Nie mów nikomu. Jutro?
Do:/Rosalie/
Podaj mi adres przyjadę teraz.
Od:/Rosalie/
Spotkajmy się w parku centralnym za pół godziny.
Do:/Rosalie/
Przyjadę po ciebie, jest późno.
Nie dostałem odpowiedzi, więc wziąłem bluzę i zbiegłem po schodkach.
-Susan!
-Odebrała? -kobieta wybiegła z kuchni.
-Napisała, że wszystko jest okay.
-Uff dzięki bogu, wiesz gdzie jest? -spytała zadowolona.
-Nie wiem, ale spokojnie, jutro jeszcze do niej napisze. -skłamałem, wziąłem kluczyki z haczyka i wybiegłem.
Po dziesięciu minutach byłem już na miejscu.
Park był dość spory, było cholernie zimno i cholernie ciemno, latarnię były co jakieś dwadzieścia metrów noi nie wszystkie działały.
Zastanawiałem się gdzie mam iść żeby mnie znalazła, ale zobaczyłem plac zabaw, więc pewnie tam będzie szukać.
Usiadłem na jednej z huśtawek i odepchnąłem się. Łańcuchy zaskrzypiały, a ja skrzywiłem się na ten dźwięk.
Wyjąłem paczkę i zapaliłem papierosa, nie mogłem się doczekać kiedy w końcu ją zobaczę.
To dziwne, że w tak krótkim czasie można przywiązać się do człowieka.
Odpuściłem sobie, bo to i tak było bezsensu.
/Rose gówno/
Błagam napisz tylko, że wszystko jest okay, martwię się xx
Usiadłem na parapecie przy otwartym oknie i zapaliłem fajkę.
Trzymałem w ręku telefon, po kilku minutach za wibrował, a gdy zobaczyłem na wyświetlaczu. "Rose gówno"
Wyrzuciłem połowę papierosa i odebrałem wiadomość.
"Wszystko w porządku, nie musisz się martwić. "
Do:/Rose gówno/
Możemy się spotkać?
Od:/Rose gówno/
Po co?
Do:/Rose gówno/
Chcę tylko porozmawiać, proszę.
Muszę zmienić tą nazwę, już nie jest taka zabawna.
Od:/Rosalie/
Nie mów nikomu. Jutro?
Do:/Rosalie/
Podaj mi adres przyjadę teraz.
Od:/Rosalie/
Spotkajmy się w parku centralnym za pół godziny.
Do:/Rosalie/
Przyjadę po ciebie, jest późno.
Nie dostałem odpowiedzi, więc wziąłem bluzę i zbiegłem po schodkach.
-Susan!
-Odebrała? -kobieta wybiegła z kuchni.
-Napisała, że wszystko jest okay.
-Uff dzięki bogu, wiesz gdzie jest? -spytała zadowolona.
-Nie wiem, ale spokojnie, jutro jeszcze do niej napisze. -skłamałem, wziąłem kluczyki z haczyka i wybiegłem.
Po dziesięciu minutach byłem już na miejscu.
Park był dość spory, było cholernie zimno i cholernie ciemno, latarnię były co jakieś dwadzieścia metrów noi nie wszystkie działały.
Zastanawiałem się gdzie mam iść żeby mnie znalazła, ale zobaczyłem plac zabaw, więc pewnie tam będzie szukać.
Usiadłem na jednej z huśtawek i odepchnąłem się. Łańcuchy zaskrzypiały, a ja skrzywiłem się na ten dźwięk.
Wyjąłem paczkę i zapaliłem papierosa, nie mogłem się doczekać kiedy w końcu ją zobaczę.
To dziwne, że w tak krótkim czasie można przywiązać się do człowieka.
Wczoraj płakałem. Wstyd się przyznać nawet samemu sobie, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz to robiłem.
Czułem taką pustkę wewnątrz, lęk. Kurewsko się bałem, że już jej nigdy nie zobaczę, że coś sobie zrobiła. W ostatnim czasie tak bardzo cierpiała. Wolałbym przejąć jej cierpienie na swoje barki, żeby przez te dwa tygodnie widzieć ją uśmiechniętą, szczęśliwą.
Nigdy nie zrozumiem czym sobie zasłużyła na to wszystko, jest przecież wspaniałą osobą.
Moja siostra, znam ją niecały rok i mam takie poczucie, że moim obowiązkiem jest ochrona jej przed wszystkim co złe.
Dla niej zrobiłbym wszystko i mimo, że mam ojca, wieloletnich przyjaciół; ona stała się najważniejszą osobą w moim życiu.
Siedziałem i rozglądałem się dookoła w oczekiwaniu, aż w końcu upewnię się, że wszystko jest w porządku.
W pomarańczowym świetle latarni dostrzegłem dziewczynę idącą w moją stronę, ale była blondynką.
Mimo innego koloru włosów rozpoznałem, że to Rose i zacząłem biec w jej stronę.
Gdy w końcu ją przytuliłem zacząłem się cieszyć jakbym wygrał na loterii i okręciłem nas w okół własnej osi.
-Boże Rose, ty żyjesz. -powiedziałem głupio, ale jakoś się nad tym nie zastanawiałem, złapałem jej twarz w dłonie i pocałowałem jej czoło, a gdy w końcu na nią spojrzałem, jej wzrok był pusty.
Czułem taką pustkę wewnątrz, lęk. Kurewsko się bałem, że już jej nigdy nie zobaczę, że coś sobie zrobiła. W ostatnim czasie tak bardzo cierpiała. Wolałbym przejąć jej cierpienie na swoje barki, żeby przez te dwa tygodnie widzieć ją uśmiechniętą, szczęśliwą.
Nigdy nie zrozumiem czym sobie zasłużyła na to wszystko, jest przecież wspaniałą osobą.
Moja siostra, znam ją niecały rok i mam takie poczucie, że moim obowiązkiem jest ochrona jej przed wszystkim co złe.
Dla niej zrobiłbym wszystko i mimo, że mam ojca, wieloletnich przyjaciół; ona stała się najważniejszą osobą w moim życiu.
Siedziałem i rozglądałem się dookoła w oczekiwaniu, aż w końcu upewnię się, że wszystko jest w porządku.
W pomarańczowym świetle latarni dostrzegłem dziewczynę idącą w moją stronę, ale była blondynką.
Mimo innego koloru włosów rozpoznałem, że to Rose i zacząłem biec w jej stronę.
Gdy w końcu ją przytuliłem zacząłem się cieszyć jakbym wygrał na loterii i okręciłem nas w okół własnej osi.
-Boże Rose, ty żyjesz. -powiedziałem głupio, ale jakoś się nad tym nie zastanawiałem, złapałem jej twarz w dłonie i pocałowałem jej czoło, a gdy w końcu na nią spojrzałem, jej wzrok był pusty.
Jakby była posągiem.
-Rose, dlaczego to zrobiłaś? Wiesz jak się martwiliśmy? Cholera, myśleliśmy, że coś ci się stało. Susan, Robert, Leondre.-parsknąłem śmiechem. -Nawet Charlie się martwił. Szuka cię policja i...
-Co? -nagle mnie odepchnęła. -Policja?!
-Tak... -podrapałem się po karku. -Na prawdę nie wiedzieliśmy co mamy robić.
-Sama mnie wygoniła, a potem poszła na policję?!
-Spokojnie...Błagam wróć ze mną do domu. -podszedłem, ale ona się cofnęła.
-Nigdzie nie idę. Nie możecie dać mi spokój? Po prostu mnie zostawcie, poradzę sobie.
-Co ty mówisz? Masz szkołe, nie masz gdzie mieszkać, nie masz pieniędzy... Gdzie ty właściwie byłaś przez ten czas?
-To nie ma znaczenia, nie wrócę do domu.
-Rosie...
-Nie, Will. Nie chcę tam wracać nigdy więcej.-chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. To co mówi, myśli było dla mnie okrutne.- Przepraszam, muszę iść. -odwróciła się, ale złapałem za jej ramię.
-Nie, proszę... -odwróciła się do mnie.
-Nie wrócę do domu. -oznajmiła patrząc mi prosto w oczy.
-Dobrze, po prostu porozmawiajmy.-zrobiłem proszącą minę i wygrałem. Dziewczyna ruszyła w stronę ławki, a ja mogłem się jej dokładniej przyjrzeć. Wszystko było okay, tylko zmieniła kolor włosów. Tyle...nawet miała ten sam co zawsze makijaż.
Usiedliśmy obok siebie i podniosłem ramię żeby ją objąć, nie chciałem żeby zmarzłam.
-Will nie dotykaj mnie. -powiedziała jakbym chciał jej zrobić nie wiadomo co i się odsunęła.
Patrzyłem na nią przez chwilę podczas, gdy jej wzrok był wbity w przestrzeń.
-Gdzie byłaś przez ten czas? -odezwałem się po chwili.
-Pamiętasz Michaela? Pozwolił mi zostać u siebie.
Przypomniałem sobie gościa, który wtedy przyprowadził ją do domu.
-Skąd ty go znasz?
-To długa historia...
-Mamy czas. -stwierdziłem.
Byłem cholernie ciekawy kim on jest, przecież nie znali się wcześniej. Tak po prostu pozwolił jej zostać u siebie i ją utrzymuje?
Rose to przemilczała.
-Po prostu odwołajcie policję, wszystko jest okay.
-Nie jest okay, masz 17 lat, szkołę i mieszkasz u jakiegoś dziwnego typa. Twoim zdaniem to okay?
-Will, co miałam zrobić, gdy matka mnie wyrzuciła? -spojrzała na mnie a jej oczy zaświeciły się.
-Nie płacz. Powiedziałem Susan o wszystkim, zrozumiała swój błąd i martwi się o ciebie.
-Powiedziałeś jej?!
-A co miałem zrobić? Nie dawałaś znaku życia i chyba miała prawo wiedzieć co się z tobą działo przez ostatni czas.
-Jakoś wcześniej się tym nie interesowała...
-Każdy ma prawo popełnić błąd, teraz chce go naprawić.
-Za późno, nie chcę jej widzieć.
-A twój ojciec?
Okay debilu, to był zły ruch.
-Nie bądź śmieszny, gdy myślał, że jestem jego córką czuł się zobowiązany do opieki nade mną, a potem...nic nie musiał.
-Rosie nie było mu łatwo. Kochał cię, a potem dowiedział się, że nie jesteś jego... Spróbuj to zrozumieć.
-Will ja też dowiedziałam się, że nie jest moim ojcem, ale nie potrzebowałam ani chwili żeby pomyśleć, czy faktycznie go kocham. Nie odzywał się kilka miesięcy. -patrzyła na mnie wzrokiem przepełnionym bólem.
-Rose, dlaczego to zrobiłaś? Wiesz jak się martwiliśmy? Cholera, myśleliśmy, że coś ci się stało. Susan, Robert, Leondre.-parsknąłem śmiechem. -Nawet Charlie się martwił. Szuka cię policja i...
-Co? -nagle mnie odepchnęła. -Policja?!
-Tak... -podrapałem się po karku. -Na prawdę nie wiedzieliśmy co mamy robić.
-Sama mnie wygoniła, a potem poszła na policję?!
-Spokojnie...Błagam wróć ze mną do domu. -podszedłem, ale ona się cofnęła.
-Nigdzie nie idę. Nie możecie dać mi spokój? Po prostu mnie zostawcie, poradzę sobie.
-Co ty mówisz? Masz szkołe, nie masz gdzie mieszkać, nie masz pieniędzy... Gdzie ty właściwie byłaś przez ten czas?
-To nie ma znaczenia, nie wrócę do domu.
-Rosie...
-Nie, Will. Nie chcę tam wracać nigdy więcej.-chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. To co mówi, myśli było dla mnie okrutne.- Przepraszam, muszę iść. -odwróciła się, ale złapałem za jej ramię.
-Nie, proszę... -odwróciła się do mnie.
-Nie wrócę do domu. -oznajmiła patrząc mi prosto w oczy.
-Dobrze, po prostu porozmawiajmy.-zrobiłem proszącą minę i wygrałem. Dziewczyna ruszyła w stronę ławki, a ja mogłem się jej dokładniej przyjrzeć. Wszystko było okay, tylko zmieniła kolor włosów. Tyle...nawet miała ten sam co zawsze makijaż.
Usiedliśmy obok siebie i podniosłem ramię żeby ją objąć, nie chciałem żeby zmarzłam.
-Will nie dotykaj mnie. -powiedziała jakbym chciał jej zrobić nie wiadomo co i się odsunęła.
Patrzyłem na nią przez chwilę podczas, gdy jej wzrok był wbity w przestrzeń.
-Gdzie byłaś przez ten czas? -odezwałem się po chwili.
-Pamiętasz Michaela? Pozwolił mi zostać u siebie.
Przypomniałem sobie gościa, który wtedy przyprowadził ją do domu.
-Skąd ty go znasz?
-To długa historia...
-Mamy czas. -stwierdziłem.
Byłem cholernie ciekawy kim on jest, przecież nie znali się wcześniej. Tak po prostu pozwolił jej zostać u siebie i ją utrzymuje?
Rose to przemilczała.
-Po prostu odwołajcie policję, wszystko jest okay.
-Nie jest okay, masz 17 lat, szkołę i mieszkasz u jakiegoś dziwnego typa. Twoim zdaniem to okay?
-Will, co miałam zrobić, gdy matka mnie wyrzuciła? -spojrzała na mnie a jej oczy zaświeciły się.
-Nie płacz. Powiedziałem Susan o wszystkim, zrozumiała swój błąd i martwi się o ciebie.
-Powiedziałeś jej?!
-A co miałem zrobić? Nie dawałaś znaku życia i chyba miała prawo wiedzieć co się z tobą działo przez ostatni czas.
-Jakoś wcześniej się tym nie interesowała...
-Każdy ma prawo popełnić błąd, teraz chce go naprawić.
-Za późno, nie chcę jej widzieć.
-A twój ojciec?
Okay debilu, to był zły ruch.
-Nie bądź śmieszny, gdy myślał, że jestem jego córką czuł się zobowiązany do opieki nade mną, a potem...nic nie musiał.
-Rosie nie było mu łatwo. Kochał cię, a potem dowiedział się, że nie jesteś jego... Spróbuj to zrozumieć.
-Will ja też dowiedziałam się, że nie jest moim ojcem, ale nie potrzebowałam ani chwili żeby pomyśleć, czy faktycznie go kocham. Nie odzywał się kilka miesięcy. -patrzyła na mnie wzrokiem przepełnionym bólem.
To mi łamie serce.
-Rozmawiałem z Leo...
-Nie interesuje mnie to. -przerwała.
Dlaczego ona tak reaguje, gdy tylko o nim wspominam.
-On tego nie zrobił!
-Will, powiem ci tyle... Gówno wiesz.
-Więc mnie oświeć, czego nie wiem?
-Nic nie wiesz, a ja nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć. Przepraszam, jest już późno muszę już iść. -wstała i od razu odeszła.
Ja pierdolę, tak ciężko się z nią dogadać.
-Zaczekaj!-pobiegłem za nią i złapałem za ramię, żeby się do mnie odwróciła. -Odwiozę cię.
-Nie dzięki, przejdę się. -wyrwała ramię i szybko odeszła.
Chyba zwariowała, że pozwolę jej wracać o tej porze samej.
Znów ją dogoniłem złapałem w talii, pochyliłem się i wziąłem Rose na swoje barki.
-Will głupku, puszczaj mnie!-w końcu usłyszałem jej śmiech.
-Nie mogę. -zacząłem iść w stronę auta. -Ćwiczę chwyt strażacki, może zostanę strażakiem. -podskoczyłem, a ona znów się zaśmiała.
-Marzenia z dzieciństwa?
-Jak byłem dzieckiem, chciałem rozwozić pizze. -zaśmiałem się.
-Pizze? Czekaj... już wiem, nie dotarłaby do klienta. -otworzyłem samochód i okrążyłem go, by posadzić Rose.
-Uwaga na głowę. -poinformowałem i wrzuciłem ją do samochodu.
-Ał! Moja ręka!
Zaśmiałem się po czym zamknąłem drzwi.
-Rosie, może wrócimy do domu? -wsiadłem za kierownicę i przekręciłem kluczyk.
Chciałem brzmieć jakoś łagodnie, ale jej uśmiech zniknął z twarzy.
-Nie ma mowy. -chciała złapać za klamkę, ale szybko zatrzasnąłem drzwi. -Wypuść mnie! -zaczęła uderzać w drzwi.
-Dobrze spokojnie, odwiozę cię do tego Michaela.
-Gladys St.
-Ile on ma w ogóle lat? -spytała, gdy ruszyliśmy.
-22.
-On ci nic nie robi...prawda? -na chwilę odwróciłem głowę w jej stronę.
-Przestań, na prawdę bardzo mi pomógł.
-To trochę dziwne, że cię utrzymuje...
-Zrobił dla mnie dużo więcej niż utrzymywanie.
Coś musiało się stać tego wieczora, gdy ją przyprowadził. Nie chciałem jej już denerwować, więc zapytam o to innym razem.
Zatrzymałem się przed blogiem tego facet i spojrzałem na Rose.
-Możesz otworzyć. -pociągnęłam za klamkę.
-Spotkamy się jutro?
-Jutro nie mogę.
Westchnąłem. Wyjąłem z portfela pieniądze i włożyłem jej do dłoni kilka banknotów.
-Weź je, zadzwonię rano.
Dziewczyna spuściła na chwilę wzrok, a potem znów na mnie spojrzała.
-Dobranoc. -powiedziała cicho, otworzyłem drzwi, a ona wyszła.
Musiałem wiedzieć gdzie dokładnie mieszka, więc czekałem aż weszła na klatkę. Obserwowałem na którym piętrze zapalają się światła. Bingo drugie piętro.
Spokojny odjechałem.
-Rozmawiałem z Leo...
-Nie interesuje mnie to. -przerwała.
Dlaczego ona tak reaguje, gdy tylko o nim wspominam.
-On tego nie zrobił!
-Will, powiem ci tyle... Gówno wiesz.
-Więc mnie oświeć, czego nie wiem?
-Nic nie wiesz, a ja nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć. Przepraszam, jest już późno muszę już iść. -wstała i od razu odeszła.
Ja pierdolę, tak ciężko się z nią dogadać.
-Zaczekaj!-pobiegłem za nią i złapałem za ramię, żeby się do mnie odwróciła. -Odwiozę cię.
-Nie dzięki, przejdę się. -wyrwała ramię i szybko odeszła.
Chyba zwariowała, że pozwolę jej wracać o tej porze samej.
Znów ją dogoniłem złapałem w talii, pochyliłem się i wziąłem Rose na swoje barki.
-Will głupku, puszczaj mnie!-w końcu usłyszałem jej śmiech.
-Nie mogę. -zacząłem iść w stronę auta. -Ćwiczę chwyt strażacki, może zostanę strażakiem. -podskoczyłem, a ona znów się zaśmiała.
-Marzenia z dzieciństwa?
-Jak byłem dzieckiem, chciałem rozwozić pizze. -zaśmiałem się.
-Pizze? Czekaj... już wiem, nie dotarłaby do klienta. -otworzyłem samochód i okrążyłem go, by posadzić Rose.
-Uwaga na głowę. -poinformowałem i wrzuciłem ją do samochodu.
-Ał! Moja ręka!
Zaśmiałem się po czym zamknąłem drzwi.
-Rosie, może wrócimy do domu? -wsiadłem za kierownicę i przekręciłem kluczyk.
Chciałem brzmieć jakoś łagodnie, ale jej uśmiech zniknął z twarzy.
-Nie ma mowy. -chciała złapać za klamkę, ale szybko zatrzasnąłem drzwi. -Wypuść mnie! -zaczęła uderzać w drzwi.
-Dobrze spokojnie, odwiozę cię do tego Michaela.
-Gladys St.
-Ile on ma w ogóle lat? -spytała, gdy ruszyliśmy.
-22.
-On ci nic nie robi...prawda? -na chwilę odwróciłem głowę w jej stronę.
-Przestań, na prawdę bardzo mi pomógł.
-To trochę dziwne, że cię utrzymuje...
-Zrobił dla mnie dużo więcej niż utrzymywanie.
Coś musiało się stać tego wieczora, gdy ją przyprowadził. Nie chciałem jej już denerwować, więc zapytam o to innym razem.
Zatrzymałem się przed blogiem tego facet i spojrzałem na Rose.
-Możesz otworzyć. -pociągnęłam za klamkę.
-Spotkamy się jutro?
-Jutro nie mogę.
Westchnąłem. Wyjąłem z portfela pieniądze i włożyłem jej do dłoni kilka banknotów.
-Weź je, zadzwonię rano.
Dziewczyna spuściła na chwilę wzrok, a potem znów na mnie spojrzała.
-Dobranoc. -powiedziała cicho, otworzyłem drzwi, a ona wyszła.
Musiałem wiedzieć gdzie dokładnie mieszka, więc czekałem aż weszła na klatkę. Obserwowałem na którym piętrze zapalają się światła. Bingo drugie piętro.
Spokojny odjechałem.
Cudowny... Znaczy roździał
OdpowiedzUsuńJestem taka ciekawa co będzie dalej że sama powoli zaczynam wymyślać część dalszą xD
Charli założył jej ten profil wiesz na tym portalu? Bo ja tak przekalkulowałam i on chciał ją pocałować a ona się odsunęła i może się teraz na niej mści...
Jednak TROCHE myśle...
Czekam na next!
Dobry pomysł z tym Charlim
UsuńNoo trochę myślałam bo nie mogłam spać i tak jakoś wymyśliłam xD
UsuńKiedy next ??? I tak wg to super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCZEKAM
Rozdział super <3 czekam na next :**
OdpowiedzUsuńOjj Rose taka niegrzeczna xD Ale może się troszeczkę uspokoić ok? Proooosze 💙 Ogólnie kooocham ten ff iii muszę ci powiedzieć, że nie spodziewałam się tak szybko kolejnego rozdziału, więc teraz też chce tak kolejnego next'a xD kooochu to i neeext
OdpowiedzUsuńJej, Rose w końcu się odezwała :)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, ża Will będzie tą osobą.
Znają się tak krótko, a mogą na sobie polegać.
No i w końcu Will wie gdzie się zatrzymała.
Ten Michael to wydaje się spoko :)
Czekam na nexta,
zapraszam do mnie,
Mery xx
Super:)
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham
OdpowiedzUsuńDałam z siebie dzisiaj wszystko na rehabilitacji po czym przez 3h wracałam i w końcu wchodzę a tu rozdział, świeczki w oczach!
Za każdym razem tak naprawdę chciałabym napisać jaki mega rozdział oraz jak cudnie piszesz - dlatego nie komentuje, bo zawsze pisałabym to samo tylko troszkę innymi słowami haha
Czekam jak zawsze niecierpliwie na następny rozdział co godzinę wchodząc na bloga, bo może akurat, pozdrawiam gorąco<#3
Boże
OdpowiedzUsuńCo to za Majkel?
Miałam kiedyś kolegę Majkela
Mówił, że ma 25 lat, a tak naprawdę miał 23
I wyglądał na zboczeńca
Ale tak ogólnie to spoko gość
I może ten Majkel ten tu to mówi tylko że ma 22 lata, a tak naprawdę ma 19
I on jest zboczeńcem
Tak
To jest plan
Przemyśl mój pomysł
Tak, myślę, że masz rację.
UsuńJest 2:55 a ja śmieje się, płaczę i wyklinam każdy błąd bohatera i mam jedno zasadnicze pytanie: Czy to jest normalne i czy da się leczyć? :D Najlepsze ff o BaM nie przepelnionego tymi kisski loffki foreverki rzygam tenczom xD cudne <3
OdpowiedzUsuńAh czyli Rose żyje xd byłam już przygotowana na jakąś dramę, pogrzeb etc ;D żartuję oczywiście, chociaż u Ciebie wszystko jest możliwe xD Laska znalazła se chłopa, który ją utrzymuje i powiem Ci, że to jest dopiero plan na życie ;) no bo w sumie za nic płacić nie musisz, a jedzenie i łazienkę masz xD Tylko trochę mało tu Leo... Niby sie tym tak przejmuje, ale ruszyć dupy i poszukać 'miłości życia' już mu się nie chce, tylko siedzi i czeka na jakieś niusy... sorry no ale serio jego ostatnim zachowaniem mega mnie do niego zniechęciłaś xD ale pojmuj to w dobrym sensie, bo wzbudzanie we mnie nieprzyjemnych odczuć do głównego bohatera, a zwłaszcza Leo to serio jest wyczyn ;D jeszcze tylko powiedz, że to Charlie wstawił to ogłoszenie to przez Cb znienawidzę ich w tym ff xD rozdział bardzo mi się podoba i stawia pod ciągłym znakiem zapytania, choć część się już wyjaśniła to jednak te najważniejsze wątki wciąż trzymają mnie w napięciu :OOO kcc za tego bloga no ♥♥ ślę Ci woreczek weny i do następnego ♥ ily xx
OdpowiedzUsuńA i zapomniałam dodać xD ROSE BLONDI ? NO CHYBA OSZALAŁAŚ!
Usuńchce nexta.
OdpowiedzUsuńnie wypowiem się na temat tych dwóch rozdziałów bo nadrabiałam ale jedno słowo POJEBANE.
pojebane jest kurwa to, że on miał to jebane zdjęcie. jak można tak zranić wrażliwą osobą