Dziś jest pogrzeb. Od samego rana atmosfera w domu jest dziwna. Cicho jakby wszyscy bali się odezwać.
Ubrałam odpowiednie ubrania i zrobiłam delikatny makijaż.
Ubrałam odpowiednie ubrania i zrobiłam delikatny makijaż.
Stanęłam przed lustrem i poprawiłam sukienkę.
-Hej. -usłyszałam słaby głos dobiegający z progu pokoju, odwróciłam się i zobaczyłam bruneta ubranego w czarną koszulę i spodnie. Odchrząknął. -Jak tam?
Nie mogłam na niego patrzeć, jego smutne brązowe oczy...
Podeszłam i mocno się w niego wtuliłam. Chłopak od razu schował twarz w zagłębienie mojej szyi.
-Spokojnie... -wplątałam dłoń w jego włosy, po chwili chciałam spojrzeć na jego twarz, ale nie pozwolił mi na to.
Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
Staliśmy tak kilka minut, a ja nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
-Chodźmy Will i Charlie są na dole. -oderwał się ode mnie, ale za wszelką cenę unikał kontaktu wzrokowego.
Ci dwaj wcale nie wyglądali lepiej. Charlie na przywitanie próbował się uśmiechnąć, ale mu nie wyszło.
W ciszy poszliśmy do samochodu mojej mamy, Will usiadł za kierownicą obok niego Charlie, a z tyłu ja z Leo.
***
Było okropnie. Mimo, że nie znałam go dobrze, świadomość, że z nim rozmawiałam, śmiałam się, chciał ze mną umówić... to takie dziwne, że już nigdy go nie zobaczę, noi miał tylko 17 lat. Z tego co się dowiedzieliśmy był ofiarą napadu, ktoś chciał go okraść, szarpali się i przy upadku uderzył głową o chodnik.
Idziesz na imprezę, świetnie się bawisz, ale nie zdajesz sobie sprawy, że to twój ostatni dzień.
Wszyscy byliśmy w złym stanie psychicznym i każdy poszedł do swojego domu.
Od razu przebrałam się w wygodne ciuchy, włączyłam muzykę i położyłam się na łóżku.
I co Rose, będziesz leżeć w łóżku, gdy twój chłopak jest załamany?
Dobrym pomysłem jest chyba wspólny wieczór.
/el Leondres/
-Tak? -usłyszałam przybity głos chłopaka.
-Leo, może byśmy się spotkali...
-Widzieliśmy się pół godziny temu.
-Wiem, ale może...
-Jestem trochę zmęczony.-przerwał mi.
-Nie teraz, wieczorem...
-Kurwa Rose, nie rozumiesz, że nie mam ochoty się z tobą widzieć? -chamsko warknął do słuchawki, a mnie, aż zatkało. Kompletnie nie wiedziałam co mam powiedzieć i nic nie musiałam mówić, bo się rozłączył.
Siedziałam chwilę z nadzieją, że zaraz oddzwoni i mnie przeprosi. Nie doczekałam się.
Wzięłam głęboki oddech i położyłam się pod kołdrę.
O co mu chodzi, chcę pokazać, że go wspieram, a on ma mnie głęboko.
Ostatnio często tak bywało. Ja się staram, a mu jakby nie zależało. Nie wiem już co mam robić.
***
Obudziły mnie głośne śmiechy dochodzące z parteru domu.
Kto to mógłby być jak nie idiota Will?
Wkurwiona jak nigdy zeszłam na dół. Naszych rodziców jak zwykle nie ma, więc pewnie zaprosił znajomych.
Zdziwiłam się jak na kanapie zobaczyłam tylko Charlie'go, który jak głupi do sera śmiał się oglądając jakąś komedię.
-O hej Żabciu! -podbiegł do mnie i mocno przytulił.
-Ugh, spadaj Lenehan, śmierdzisz wódą! -próbowałam go odepchnąć, ale przylepił się jak rzep.
-Oj no weź.-odsunął się w końcu i spojrzał na mnie z udawanym smutkiem.
Mimo, że śmierdział niemiłosiernie to nie wyglądał na pijanego.
-Jesteś tu sam? -rozejrzałam się po pomieszczeniu załapując po drodze godzinę 2:12.
-Nie. -wskazał na kanapę. Powoli podeszłam i zobaczyłam Will'a, który spał skulony, a loczki zarywały połowę jego twarzy. Wyglądał uroczo, jak nieWill.
Wzięłam koc, który zawszę leży na fotelu i przykryłam go, ogarnęłam jego włosy za ucho, a następnie wyłączyłam telewizor.
-To...ty wybierasz się do domu? -wróciłam wzrokiem do blondyna.
-Co ty... Matka by mnie zabiła, jutro wyjeżdżamy.
-Serio? Gdzie?-spytałam ciekawa.
Pierwsze o czym pomyślałam to, to, że robi sobie wakacje. Wcale bym się nie zdziwiła. Charlie ma w dupie szkołę. Nie widzi siebie nigdzie indziej niż na scenie. W sumie zazdroszczę mu marzeń.
Może Malediwy albo Hiszpania...
-Kraje skandynawskie, zapomniałaś?
-Emm, nie mówiłeś mi.
-Leo pytał się czy jedziesz z nami, mamy trasę... -przekręcił oczami jakby to było oczywiste. Dla niego najwyraźniej było, ale moja szczęka w tym momencie praktycznie leżała na ziemi.-Nie mówił ci? -blondyn podszedł bliżej i spojrzałam na mnie łagodnie.
-Nie. -odpowiedziałam ledwo słyszalnie.
-Mówił mi, że nie chcesz z nami jechać, bo masz szkołę... Rose? Rozmawiał o tym z tobą? Rose, nic ci nie mówił?!
-Nie, nie powiedział! -krzyknęłam mu w twarz.
Byłam tak zdenerwowana... podejrzewam, że wyglądałam jak burak. Mój chłopak nie powiedział mi, że jedzie w trasę. Nie dość, że to smutne to jeszcze poniżające.
-Spokojnie...
-Chyba sobie żartujesz?! O co mu chodzi?! Staram się, robię dla niego wszystko! A on traktuje mnie jak każdą kolejną! -wykrzyczałam i wybiegłam na górę do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
-Rose... -po chwili przyszedł Charlie, poczułam jak materac się ugina, a potem jego dłoń na moim plecach.
-Charlie... Co ja mam robić? -usiadłam twarzą do niego. Czułam się niezręcznie, bo miałam już zaszklone oczy, ale musiałam się komuś wygadać. -Zależy mi na nim, ale co z tego skoro najwyraźniej jemu nie zależy.
-Rosie... -chłopak mnie po prostu przytulił. To był miły gest, tego potrzebowałam, wsparcia. -Nie chcę tego mówić, ale... Ostrzegałem cię. Nie wiem co mam ci poradzić. Mogę powiedzieć tylko tyle, że Leo teraz miał trudny okres w życiu, nie radzi sobie ze swoimi emocjami i jego wszystkie problemy odbijają się na waszymo związku.
-Obiecywał, że nie jestem jego kolejnym kaprysem, że coś do mnie czuję, powiedział nawet, że mnie kocha, ale ja tego nie widzę. Czuję się wykorzystywana, gdy chce się popisać przed kolegami, albo najwyraźniej mu się nudzi to jestem jego dziewczyna, a później, później traktuje mnie jak gówno. -chłopak mocniej mnie przytulił.
-Rosie, nie możesz na to pozwalać. Szanuj się, najwyraźniej nie dojrzał do związku, nie lataj za nim jak głupia. Zrozumie, to sam do ciebie przyjdzie i przeprosi, a jak nie, to radzę ci znaleźć kogoś, kto będzie cię traktował tak, jak na to zasługujesz. -odsunęłam się od niego.
-Charlie, ty po pijaku dopiero zaczynasz myśleć logiczne.-zaśmiałam się mimo łez. Oboje się zaśmialiśmy, a chłopak ogarnął moje włosy za ucho.
-Nie piłem dużo...
-Śmierdzisz jak żul. -znów zaczęliśmy się śmiać.
-Dzięki, to miłe. Za to ty wyglądasz jak siedem nieszczęść.
-Ej! Do kobiet się tak nie mówi! -w jednej sekundzie blondas rzucił się na mnie z łapami i zacząć łaskotać.
Leżałam zwinięta w kulkę i zakrywałam brzuch rękoma, ale skurczybyk miał więcej siły. Nie wiem jak i w którym momencie to się stało, ale chłopak leżał na mnie, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały zaprzestał ruchom i delikatnie położył dłoń na mojej talii.
Przełknęłam głośno ślinę, gdy chłopak zaczął powoli zbliżać swoją twarz do mojej. Odważnie patrzyłam w jego oczy, oddałam się chwili i...
Cholera, co my robimy?
-Charlie... -złapałam za jego ramiona i usiedliśmy.
-Rose, przepraszam... Po prostu... Eh, jesteśmy w podobnej sytuacji. Mimo tego wszystkiego co się stało, brakuje mi Sary. -spojrzał na mnie smutno.
-Na pewno nie Sary, tylko tego, że gdy z nią byłeś miałeś do kogo się przytulić.
-Nie rób ze mnie cioty...
-Najwyraźniej chłopcy też mają potrzebę bycia kochanymi... W takim razie mój chłopak jest jakiś wybrakowany. -zaśmialiśmy się
-Nie chce żeby to co się stało zmieniło coś w naszej relacji. -nagle spoważniał i złapał mnie za dłoń.
-Uznajmy to za incydent, który był wynikiem niestabilności emocjonalnej obojga z nas. -wytłumaczyłam i znów wywołało to u nas napad śmiechu.
-Jakie z nas pojeby... No może być- incydent.
-Charlie... Na ile wyjeżdżacie?
-Siedem dni. Spokojnie, dowiem się o co mu chodzi.-uśmiechnął się pokrzepiająco i potarł moje ramię.
Siedem dni. Jeden tydzień. Czy on jest głupi? Myślał, że pojedzie i nie zauważę?
-Dobra, nieważne. Możesz iść, bo chętnie bym się położyła... I najchętniej bym nie wstała.
-Jakie nie wstała dziewczyno, to tylko kolejny chłopak, musisz lepiej szukać. -puścił do mnie oczko, co wywołało u mnie uśmiech.
-Mam to w dupie, będę czekać w swojej grocie aż ktoś mnie znajdzie.
-W końcu po latach doczekasz się śmierdzącego ogra. -wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-On przynajmniej kochał Fione.
-Oh kobiety lubią się nad sobą użalać. Chodź. -blondyn nagle wstał i wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Gdzie? Jest prawie trzecia, jutro jedziesz.
-Daj spokój, wyśpię się w samolocie. Wstawaj. -pociągnął mnie za nogę, więc wolałam sama iść, niż być ciągnięta za nogę po schodkach.
-Dlaczego wy chodzicie ze spodniami na pół dupy? -spytałam, gdy byliśmy na schodach.
Charlie, Will i Leondre, wszyscy trzej tak chodzą, a ja tego nie potrafię zrozumieć.
-Bo spadają.
-Ciężko kupić pasek?
-Wolisz jak chłopakowi spodnie wbijają się w jajka? -odwrócił się do mnie, gdy zeszliśmy na dół. -No właśnie. -powiedział widząc moją minę, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-To kupuj szersze spodnie.- usiadłam na wysepce w kuchni, a chłopak zapalił światełka nad blatami.-Co robisz? -spytałam, gdy zaczął wyciągać z szafek różne rzeczy, a potem przyniósł pozostałości wódki, którą pili.
-E-e ja nie piję. -uniosłam ręce.
-Dlaczego?
-Robię potem dziwne rzeczy, a poza tym nie lubię.
-To polubisz, robię najlepsze drinki na świecie. -oznajmił wlewając do szklanki przezroczystą ciecz.
-Nie jestem co do tego przekonana.-spojrzałam na tabasco, które wziął do ręki.
-Oj Rosalie, nie wiesz jeszcze co dobre.
Obserwowałam co robi i składniki które używał kompletnie do siebie nie pasowały.
-Lepiej przynieś wiadro. -powiedziałam, gdy podał mi szklankę z napojem.
-Pij nie gadaj. -przyłożył naczynie do moich ust, a ja z zaciśniętymi powiekami upiłam trochę. Ku mojemu zaskoczeniu nie było palącego uczucia w gardle. Zamlaskałam kilka razy i otworzyłam oczy.
-I jak?
-To jest...dobre. Wow moje gratulacje. -powiedziałam i upiłam kolejnego łyka.
-A dziękuję, dziękuję.
I tak poszło, pierwszy, drugi, trzeci...
***
Obudziło mnie "ciche" przeklinanie Charlie'go, który siedział na moim łóżku i próbował założyć spodnie na swoje patykowate nogi.
Tak właściwie to jak ja znalazłam się w łóżku?
-Mówiłam, że szerokie są lepsze. -powiedziałam cicho i przeciągnęłam się.
-To przez te pieprzone dziury, ciągle w nie trafiam. -warknął i usłyszałam dźwięk dartego materiału. W sumie jedna dziurka nie zrobiłaby różnicy, bo jego spodnie wyglądały jakby ktoś chciał mu nogi zadźgać.
-Spokojnie, gdzie ci się tak śpieszy i dlaczego wkładasz spodnie w moim pokoju?
-Za 15 minut muszę być w domu, bo wyjeżdżamy i spokojnie, spałem na ziemi. -wstał i naciągnął spodnie na swój tyłek.
-Chyba sporo wypiłam, ale czuję się dobrze... -usiadłam i byłam zdziwiona brakiem bólu głowy.
-Moje drinki to cud. -zaczął zbierać poduszki rozwalone na całej podłodze, chyba na nich spał.
-Idź już, ja posprzątam. -zaśmiałam się, tak się spieszył, że poduszki wypadały mu z rąk przez co jeszcze bardziej się denerwował.
-Dziękuję, jesteś kochana. -podszedł i mocno mnie przytulił. -Zadzwonię później, może uda mi się wyciągnąć coś z Leo. Do zobaczenia za tydzień. -odsunął się i szybko pobiegł do wyjścia.
*tydzień później*
Najgorszy tydzień w moim życiu. Początkowo myślałam nad tym by sobie odpuścić, nawet wcieliłam ten plan z życie. Chyba można tak powiedzieć skoro zaczęłam myśleć o tym jak z nim zerwać, niestety żadnego scenariusza nie udało mi się skończyć, bo za bardzo za nim tęsknię. Chcę tylko go przytulić, mimo, że nie odezwał się ani słowem przez ten tydzień, żadnego telefonu, wiadomości. NIC.
Rozmawiałam z Charliem, ale chyba już nie jest po mojej stronie, bo unikał tematu o Leo i powiedział tylko, że nie będzie się wtrącał w nasz związek. Nagle przestał się wracać. Pff.
Najgorsze było to, że nie miałam komu nie wygadać, bo było mi najzwyczajniej wstyd. Wstyd tego, że mój chłopak tak mnie traktuje.
No więc cały tydzień tęskniłam za dupkiem, który ma mnie gdzieś.
Dziś powinien być w szkole, bo wczoraj rano wrócił.
Gdy byłam już umalowana i ubrana zeszłam na śniadanie.
Najgorszy tydzień w moim życiu. Początkowo myślałam nad tym by sobie odpuścić, nawet wcieliłam ten plan z życie. Chyba można tak powiedzieć skoro zaczęłam myśleć o tym jak z nim zerwać, niestety żadnego scenariusza nie udało mi się skończyć, bo za bardzo za nim tęsknię. Chcę tylko go przytulić, mimo, że nie odezwał się ani słowem przez ten tydzień, żadnego telefonu, wiadomości. NIC.
Rozmawiałam z Charliem, ale chyba już nie jest po mojej stronie, bo unikał tematu o Leo i powiedział tylko, że nie będzie się wtrącał w nasz związek. Nagle przestał się wracać. Pff.
Najgorsze było to, że nie miałam komu nie wygadać, bo było mi najzwyczajniej wstyd. Wstyd tego, że mój chłopak tak mnie traktuje.
No więc cały tydzień tęskniłam za dupkiem, który ma mnie gdzieś.
Dziś powinien być w szkole, bo wczoraj rano wrócił.
Gdy byłam już umalowana i ubrana zeszłam na śniadanie.
-Dzień dobry. -przywitałam się z rodziną. A propos rodziny, mój ojciec nadal zachowuje się jakby już nie miał córki, to znaczy odbiera telefony, ale nie nalega już żebym go odwiedziła, a o moim powrocie nie ma nawet rozmowy.
Sama nie zaczynam tego tematu, bo przez te kilka miesięcy sporo się zmieniło, kontakt z rodzicami mam słaby, ale za to mam "chłopaka" i "brata". Tak mój chłopak jest teraz moim "chłopakiem".
Mam tylko nadzieję, że nie chce ze mną zerwać. Chyba bym się zabiła.
Każdy odpowiedział mi, krótkie 'hej' i dosiadłam się.
-Will masz dzisiaj jakieś plany? -spytała po krótkiej chwili moja mama.
-Nie wiem, możliwe, że wyjdę ze znajomymi.
-Jakbyś mógł, mamy zamiar z Georgem zabrać was na obiad do jakiejś restauracji.
Aha mamo. Mnie nie zapytasz o plany? Może też je mam?
Cóż...muszę żyć z myślą, że od jakiegoś czasu nie mam już rodziców, znaczy mam, tylko im się wydaje jakby nie mieli córki.
Przemilczałam to i z zadufaną miną zjadłam śniadanie, wzięłam torbę i bez słowa wyszłam.
Mam to w dupie idę piechotą.
Szłam uboczem drogi kopiąc po kolei wszystkie kamienie, aż usłyszałam klakson, drogę zajechał mi czarny samochód Georgea, a za kierownicą siedział Loczek.
-Zamawiała pani taksówkę z seksownym taksówkarzem? -spytał niskim głosem uprzednio uchylając szybę.
-Will na prawdę nie mam humory na żarty.
-No trudno, wsiadaj.
-Wolałabym się przejść.
-Mam użyć siły? -spojrzałam na jego poważną minę i wsiadłam do samochodu.
Zapięłam pasy i ruszyliśmy. Loczek jak zawsze nucił jakąś piosenkę pod nosem, co mnie dziwiło nie pytał się o moje samopoczucie.
Po chwili dowiedziałam się dlaczego, zamiast zatrzymać się przed szkołą jechaliśmy dalej.
-Williamie matka mnie zabiję... Cofaj.
-William... Jak oficjalnie. Rosalie to tylko jedna lekcja, wypijemy kawę i pójdziemy na lekcje.
Już się nie sprzeciwiałam, bo wiem, że to nic nie da.
Zajechaliśmy do przytulnej kawiarni, w której kiedyś byłam z Charliem.
Zamówiłam małą z mlekiem, nigdy jakoś nie przepadałam za kawą, więc będę piła ją z przymusu, a Loczek żyjący na kawie i papierosach wziął dużą czarną.
Jak on może to pić?
Dziwny typ.
-Na Susan się tak wkurwiłaś? -wkońcu zaczął temat, na który w tym momencie nie miał zamiaru, ani ochoty rozmawiać.
-Nie.
-Rose.
-Nie.
-Myślisz, że jestem kurwa tępy? -spojrzał na mnie zdenerwowany.
-Wiesz, że nie lubię, gdy ktoś przeklina.-upomniałam go.
-Jesteśmy jak rodzeństwo, możesz mi mówić wszystko.
-Eh...Matka woli ciebie ode mnie, a ojciec ma mnie gdzieś, zadowolony? W sumie matka od dawna ma mnie w dupie, ale mój ojciec? Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że tak mnie potraktuje.
-Dobrze wiesz, że to nie tak. -Loczek potarł dłonią moją dłoń.
-A jak? Gdy przychodzimy ze szkoły pytania lecą tylko do ciebie, a mnie ignoruje, a ojciec nawet nie ma czasu porozmawiać. Na prawdę nie chcę się nad sobą użalać, ale...kurde.
-Może po porostu porozmawiaj z nimi.
-Zwariowałeś? Powiedzą, że mi się wydaję i tyle. Nie ma sensu...
-I co? Będziesz chodziła wkurwiona na cały świat?
-Will.
-Przepraszam, zdenerwowana.
-Jutro już mi przejdzie.
-Jak uważasz, ale jeżeli coś... Możesz na mnie liczyć.
-Wiem, dziękuję. -uśmiechnęłam się i wzięłam się za picie mojej kawy.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, pytał się jak z Leo, a ja co miałam mu odpowiedzieć? Oczywiście zapewniłam go, że wszystko dobrze i lepiej być nie mogło.
Byliśmy w szkole pięć minut przed drugą lekcją, dla nas pierwszą. Wzięłam potrzebne książki i skierowałam się na schody. Szłam ze spuszczoną głową i zastanawiałam się co zrobi, gdy mnie zobaczy, i w sumie co ja zrobię, bo to też było pod znakiem zapytania.
Zakręciłam na schody i na kogoś wpadłam, na szczęście ten ktoś przytrzymał mnie, co było dziwne- mocno trzymał mnie w talii.
-Przepraszam... -burknęłam chcą jak najszybciej odsunąć się od nieznajomego. W sumie "nieznajomego", bo jego zapach był mi bardzo dobrze znany.
Tak ja Rose Nixton rozpoznaje ludzi po zapachu. Jak pies. A co.
Nie no, po prostu jego perfumy były jednymi z najpiękniejszych jakie czułam, męskie, a zarazem jakby to powiedzieć...eleganckie. Po prostu dla mnie perfumy męskie kojarzą się z jakimiś mocnymi zapachami gryzącymi w nozdrza, a te były delikatne, dopiero, gdy jesteś z kimś blisko je czujesz, a nie z kilometra dalej.
-Moja ulubiona koleżanka. -chłopak mnie mocno przytulił i już zorientowałam się kto to jest. Wysoki, chudy jak patyk, noi jedne z najlepszych perfum.
-Mój ulubiony blondyn. -wtuliłam się w niego.
-Odsuń się od niej. -warknął trzeci głos. Głos pełen gniewu, agresji i pretensji. To głos mojego chłopaka.
Powoli odsuneliśmy się od siebie z Charliem, ale chłopak nadal obejmował mnie ramieniem. -Możesz nas zostawić?
-Will, jest pod salą. -poinformowałam blondyna, a on ruszył w tamtą stronę.
Patrzyliśmy na siebie, ale jego wzrok był pusty i oschły w przeciwieństwie do mojego.
-Co ja takiego zrobiłam? -zapytałam, gdy już nie wytrzymałam ciszy.
-Nic.
-Więc dlaczego taki jesteś? Przez cały tydzień się nie odzywałeś.
-Może miałem powód?-uniósł brwi.
-Powód? -zapytałam trochę głośniej. -Chciałam się tylko spotkać, porozmawiać, a ty się na mnie wydarłeś, nawet nie powiedziałeś mi o trasie.
-Słuchaj. -podszedł bliżej i złapał mnie za nadgarstek.-Jeżeli ci nie odpowiada, to możesz ze mną zerwać.-warknął i puścił mój nadgarstek.
-Leo... Nie o to chodzi.
-Więc może powinnaś się bardziej starać?
On chyba sobie żartuje. Mam się bardziej starać?
Lustrowałam jego twarz i szukałam jakiejś małej oznaki, która mówiłaby, że to nieśmieszny żart. NIC. Tylko złość.
Nie wytrzymałam i odwróciłam serio na pięcie.
Teraz to ja będę miała go w dupie.
Szybko szłam przez korytarz chcąc jak najszybciej wyjść z tego budynku. Słyszałam jak mnie woła, ale w tym momencie miałam wszystko gdzieś, chciałam się położyć, zasnąć i zapomnieć o tym dupku.
Pech chciał, że po drodze wpadłam na Will'a i Charlie'go.
-O Rose, co się stało...?
Zignorowałam Loczka i przepchnęłam się przez nich.
-Rose! -dogonił mnie i pociągnął za nadgarstek.
-Czego?! -odwróciłam się i ze łzami w oczach spojrzałam na niego. Widziałam, że się o mnie martwi, ale będę się żalić osobie, która ostrzegała mnie przed Leo.
-Spokojnie, co się dzieje?
-Nic. Zostaw mnie.
Dzięki bogu, Will pozwolił mi pójść bez zadawania pytań.
***
Obudził mnie, jak często to się zdarzało, dym papierosowy. Ta Will chodzący komin.
Po tym dramatycznym wyjściu ze szkoły nie miałam siły włóczyć się po mieście i po prostu wróciłam do domu. Nie był to zły pomysł, bo powiedziałam mamie, że źle się poczułam na co beznamiętnie odpowiedziała 'to się połóż'.
Thanks mum.
Tak też zrobiłam i co dziwne od razu zasnęłam, bez zbędnych płaczy i myślenia co dalej. Po prostu zasnęłam.
Chyba jestem już zmęczona swoim życiem. Moja psychika nie wytrzymuje martwienia się o wszystko i woli się resetować podczas snu. Na szczęście... Bo już nie daję rady z natłokiem niepotrzebnych myśli.
Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowy nawet z Will'em, a może szczególnie z nim... Nie wiem. Po prostu udawałam, że śpię.
Moje zdolności aktorskie ograniczają się do grania śpiącej debilki. Nie zadebiutuje w świecie filmu.
Ciekawe co robi Leo? Martwi się? Jest smutny?
Spadaj Rossalindo!
Tak nazwałam swoje alter ego Rossalinda.
Pewnie siedzi gdzieś na imprezie owinięty jakaś blondynką i świetnie się bawi, bo taki jest.
Skończ już!
Loczek w końcu zamknął okno i czekałam, aż wyjdzie, ale on nie wyszedł. Poniósł kołdrę i położył się pod nią, a potem owiną ręce wokół mojej talii.
Wstrzymałam oddech i nadal udawałam, że śpię. To by było głupie, gdybym nagle się obudziła i kazała mu zabrać łapy.
-Wiesz, że jak człowiek śpi to oddycha.-szepnął i krótko się zaśmiał.
Dobra jednak jestem głupia.
Zacisnęłam powieki zzażenowania.
-Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?
-Will proszę, źle się czuję. -w sumie to nie skłamałam, bo czułam się źle psychicznie.
Wyplątałam się z jego uścisku i podeszłam do małego fotela na którym leżała bluza. Założyłam ją na siebie i chciałam wyjść, ale przypomniałam sobie, że to mój pokój, więc stałam w miejscu i patrzyłam na niego.
Powoli usiadł na łóżku i odgarnął swoje loczki. Patrzyliśmy chwilę na siebie a potem on spuścił głowę i wyszedł.
Myślałam, że mam spokój, ale nie dali mi odpocząć i przyszła mama z wiadomością, że niedługo wychodzimy i mam się ubrać.
Ogarnęłam się w pół godziny i wszyscy wsiedliśmy do samochodu.
Yeey ta cisza w małej puszce!
Co jakiś czas mama i George rozmawiali, a ja z moim bratem mieliśmy oczy wlepione w szyby.
Moją uwagę przyciągnęła dziewczyna z burzą długich loków na głowie. Stała obok ławki w parku ze znajomymi. Śmiesznie wyglądali ona drobna dziewczyna około 160, a oni dobrze zbudowani facecie 190. Oblewali się wodą z butelki, głośno śmiali, ogólnie dobrze bawili ignorując gardzące spojrzenia przechodniów.
-A.K.-powiedział nagle Loczek.
-Co?
-A.K. tak na nią mówią, uczyła się u nas dwa lata temu, ale ją wrzucili. -wytłumaczył.
-Za co? -spytałam obojętnie.
-Nie wiem dokładnie, ponoć za to jak odzywała się do nauczycieli, ale kto by wyrzucił za takie coś.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i wróciłam wzrokiem do szyby.
Co jakiś czas mama i George rozmawiali, a ja z moim bratem mieliśmy oczy wlepione w szyby.
Moją uwagę przyciągnęła dziewczyna z burzą długich loków na głowie. Stała obok ławki w parku ze znajomymi. Śmiesznie wyglądali ona drobna dziewczyna około 160, a oni dobrze zbudowani facecie 190. Oblewali się wodą z butelki, głośno śmiali, ogólnie dobrze bawili ignorując gardzące spojrzenia przechodniów.
-A.K.-powiedział nagle Loczek.
-Co?
-A.K. tak na nią mówią, uczyła się u nas dwa lata temu, ale ją wrzucili. -wytłumaczył.
-Za co? -spytałam obojętnie.
-Nie wiem dokładnie, ponoć za to jak odzywała się do nauczycieli, ale kto by wyrzucił za takie coś.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i wróciłam wzrokiem do szyby.
-Zawsze była dziwna, do nikogo się nie odzywała chyba, że z pretensjami. -dodał, a George zatrzymał się przed knajpa z sushi.
Jedliśmy w tej samej ciszy, która była w samochodzie, no oprócz Georgea i mamy oni ciągle o czymś rozmawiali.
-Mamy nowinę. -zaczęła zadowolona Susan patrząc to na mnie to na Loczka.
-Ja i Susan.
Jezu jak ja nie lubię jak jakaś para mówi tym trybem "raz on raz ona", nie może powiedzieć to jedno z nich.
-Mamy wynajętą sale na październik.
-Jaką salę? -spytałam nieświadoma pakując jedzenie do buzi.
-Jak to jaką, na wesele! -uniosła się zadowolona.
Myślałam, że się uduszę, przez jedzenie, które utknęło mi w przełyku. Zaczęłam kaszleć, Loczek uderzył mnie w plecy i na szczęście przeżyłam.
-Mamo, ślub?
-Przecież się zaręczyliśmy.-pomachała mi pierścionkiem przed twarzą.
Miałam nadzieję, że pierścionek jej starczy i będzie sobie z nim chodzić do końca życia.
-No to ten. -brunet podrapał się po głowie. -Super, nie? -uderzył mnie ramieniem, a ja na niego spojrzałam.
-No...super. -uśmiechnęłam się sztucznie.
Nie to, że nie chcę żeby była z Georgem, ale będę na ślubie swojej matki, będę pomagała wybierać jej suknię, kwiaty, kapelę i do października będę zalewana pytaniami czy obrusy powinny być białe czy raczej ecru.
Nie wyobrażam sobie tego.
A poza tym, kurcze to dziwne, że mama będzie miała innego męża, niż mój ojciec, noi jeszcze będę na tym ślubie.
Ogólnie to cały wieczór miną mi na słuchaniu o weselu. To nic, że zostało pół roku już wszystko jest ustalone.
Gdy wróciliśmy poszłam pod prysznic zmyć brudy dzisiejszego dnia.
Siedziałam chwilę na mediach społecznościowych, a potem po prostu leżałam słuchając muzyki.
Mimo, że muzyka nie była głośna nie obyło się bez wisku mojej mamy "Wyłącz to, bo wyrzucę głośniki przez okno!!!". I tak nie posłuchałam, dla Will'a nigdy nie zwraca uwagi.
Owinęłam się w kokon i nuciłam pod nosem melodię, gdy poczułam czyjeś ramiona owijające się wokół mnie. Szybko się odwróciłam do tej osoby.
-Co ty tu robisz? -usiadłam i wyłączyłam muzykę.
-Przeszedłem do swojej dziewczyny. To dziwne?-spojrzał na mnie rozbawiony.
Tak bardzo śmieszne.
-Myślałam, że nie zasługuje na ciebie...- uniosłam brwi
-Oh przestań dramatyzować...
-Mam przestać, co? Leo staram się, ignoruje twoje humorki, ale nie chcę już tak dłużej...
-Mamy nowinę. -zaczęła zadowolona Susan patrząc to na mnie to na Loczka.
-Ja i Susan.
Jezu jak ja nie lubię jak jakaś para mówi tym trybem "raz on raz ona", nie może powiedzieć to jedno z nich.
-Mamy wynajętą sale na październik.
-Jaką salę? -spytałam nieświadoma pakując jedzenie do buzi.
-Jak to jaką, na wesele! -uniosła się zadowolona.
Myślałam, że się uduszę, przez jedzenie, które utknęło mi w przełyku. Zaczęłam kaszleć, Loczek uderzył mnie w plecy i na szczęście przeżyłam.
-Mamo, ślub?
-Przecież się zaręczyliśmy.-pomachała mi pierścionkiem przed twarzą.
Miałam nadzieję, że pierścionek jej starczy i będzie sobie z nim chodzić do końca życia.
-No to ten. -brunet podrapał się po głowie. -Super, nie? -uderzył mnie ramieniem, a ja na niego spojrzałam.
-No...super. -uśmiechnęłam się sztucznie.
Nie to, że nie chcę żeby była z Georgem, ale będę na ślubie swojej matki, będę pomagała wybierać jej suknię, kwiaty, kapelę i do października będę zalewana pytaniami czy obrusy powinny być białe czy raczej ecru.
Nie wyobrażam sobie tego.
A poza tym, kurcze to dziwne, że mama będzie miała innego męża, niż mój ojciec, noi jeszcze będę na tym ślubie.
Ogólnie to cały wieczór miną mi na słuchaniu o weselu. To nic, że zostało pół roku już wszystko jest ustalone.
Gdy wróciliśmy poszłam pod prysznic zmyć brudy dzisiejszego dnia.
Siedziałam chwilę na mediach społecznościowych, a potem po prostu leżałam słuchając muzyki.
Mimo, że muzyka nie była głośna nie obyło się bez wisku mojej mamy "Wyłącz to, bo wyrzucę głośniki przez okno!!!". I tak nie posłuchałam, dla Will'a nigdy nie zwraca uwagi.
Owinęłam się w kokon i nuciłam pod nosem melodię, gdy poczułam czyjeś ramiona owijające się wokół mnie. Szybko się odwróciłam do tej osoby.
-Co ty tu robisz? -usiadłam i wyłączyłam muzykę.
-Przeszedłem do swojej dziewczyny. To dziwne?-spojrzał na mnie rozbawiony.
Tak bardzo śmieszne.
-Myślałam, że nie zasługuje na ciebie...- uniosłam brwi
-Oh przestań dramatyzować...
-Mam przestać, co? Leo staram się, ignoruje twoje humorki, ale nie chcę już tak dłużej...
______________________________________
tamtamtam taaaammmm.
Jezu ten rozdział był tak nudny, że nawet nie chciało mi się go poprawiać XD z tego co pamiętam to kolejny jest chyba ciekawszy i pojawi się jak podejmę się poprawiania go. Ciężka robota, mówię wam XD
Jak tam wakejszyn?
Znacie to uczucie, gdy nie ma twojej mamy i nie wymyśla ci to nowych zadań? Ja już znam. Żyć nie umierać.
Dobra no to rozdział...nie wiem dlaczego ale teraz tak wieje nudą a mam tak fajne pomysły na ciąg dalszy...
Myślicie, że w następnym rozdziale Rose zerwie z Leo?
Noi prawdopodobie już pod następnym rozdziale będzie link do mojego aska.
no to tyle
Miłego dnia
-Kate xx
Nienawidzę go! Wiesz co ? Kiedyś, gdzieś, wspominałam, że mam słabą psychikę, w sensie jestem bardzo wrażliwa i niestety czytając ten rozdział ta cecha dała się we znaki. Boże... Dlaczego on jej to robi ? Kaśka wytlumacz, dlaczego ? Te wszystkie hamskie odzywki, to ze nie powiedział jej nawet o trasie... Ok nie musiał jej od razu proponować wyjazdu, ale mógł przynajmniej uświadomić jej ze wyjeżdża a nie naściemniać Charliemu, ze to ona nie chciala. Sądziłam, ze się ogarnie i przeprosi ja w szkole, ale temu juz szajba odbija. Pieprzony zazdrośnik, a jak przyjdzie co do czego mówi ze to ona za malo się stara... Słucham?! Nosz kurfa...Sprawiłaś, że znienawidziłam Leondre w tym ff... A teraz jakby nigdy nic przychodzi i co ? I myśli ze po niej to spływa ? Przecież to wszystko co ona dla niego zrobiła, wybaczyła mu zdrade, wyła modląc się żeby nie trafił do wiezienia, ze wszystkich sił starała się go wesprzec... Jebany Devries... Traktuje ją jak jakąś diewke (zeby nie uzyc innego slowa, domysl sie) na posyłki. Żeby miał się do kogo przytulic, z kimś się polizać a jak się mu sie juz znudzi ma w dupie. Wzruszylam się ok. A ten rozdział nie wymaga żadnych poprawek, jest po prostu jednym z najlepszych i bardzo emocjonalnych. Uwielbiam ciebie i tego bloga z tej strony. Wątek z rodzicami Rose powala. Widac ze ma ich juz tylko w papierach... Loczek i Charlie są jej jedynym oparciem i to jest piekne... Chciałabym mieć takich przyjaciół na prawde... Jesteś cudowna i dziekuje za ten rozdział ❤ ilysm
OdpowiedzUsuńBoże...Słońce, dziękuję ci za ten komentarz, cieszę się że ktoś czyta i rozumie o co chodzi. Nie wiem, jakoś tak wzruszył mnie twój komentarz, jakoś tak
UsuńTak Leo to dupek nad dupkami, ale uwierz to jeszcze nic :)
Kc
-K xx
Kiedy next???
UsuńJprdl jaki Leo 😂😂😂 Biedna Rose 😢😂 Ogolnie to szyyyybko dawaj next i nie musisz go poprawiać 😘 Jezuu no masakra. Przyjebany jest ten chłopak 😂 Ciągle przeżywam zachowanie bruneta 😝 No i proszę niech oni będą razem. Kocham to połączenie 😭😭😍😍😍
OdpowiedzUsuńRose + przyjebany chłopak 👍 już się robi xD
Usuń-K xx
On dostał okres czy co kurwa?
OdpowiedzUsuńNapierdolić mu? Tak tego potrzebuje? Jebany dupek.
Cudnie.
Hahahaha kocham ten komentarz rili xD
Usuń-K xx
Pieprz się Leo. Jesteś chamem. Rosę źle robi. Jak to Charlie ujął ' powinna się szanować'. Lata za Leo jak pies, a on zachowuje się jakby robił jej łaskę :') Albo z kim jesteś, albo nie. Jeżeli jue chce się ciągnąć związku to się tego nie robi. Dodatkowo myśle, że nasz uroczy Lenehan czuje coś dobRosie. On traktował by ją naprawdę dobrze, byłaby szczęśliwa. Ale cholera, my kobiety ciągniemy do tych chamskich dupków a potem żałujemy. Rozdział świetny, czekam niecierpliwie na kolejny i mocno przepraszam za brak komentarzy ostatnio. Mam tyle na głowie, że nie nadąrzam. Dodatkowo jeszcze pracuje. Jednak poprawię się, obiecuje. Do następnego x - Majka
OdpowiedzUsuńPs. Dostałam się na ratowniczo-medyczny!
MAJKA ZŁOTA RADA XD
UsuńDziękuję za komentarz, naprawdę nie masz za co przepraszać :))
Gratuluję przyszły ratowniku medyczny, czy coś xD
-K xx
Leo ty głupi koczkodanie!!Normalnie znajdę cię i ci głowę urwę mimo, że cię kocham. Dobra nie zrobię tego, ale jak się nie zmienisz to obiecuję, że znajdę Rose idealnego kandydata na chłopaka. Ahh ten Will...Kocham go. W sumie nie ma osoby, której nie kocham z tego opowiadania. Oj Charlie, Charlie ty niegrzeczny łobuziku. Ogólnie ten związek jest chory. Tylko Rose się stara, a Leo ten orangutan to co?!! Mówi, że ją kocha, nawet Loczek w to wierzy, a potem zachowuje się jakby wcale tak nie było. O mam pomysł dlaczego się tak zachowuje! Jest gejem i Rose jest jego przykrywką!! Wiem to głupie, ale to pierwsze co przyszło mi do głowy odnośnie jego zachowania. Podsumowując rozdział świetny, a nie nudny. Tak w ogóle dziękuję, że odpowiedziałaś na moje LBA. Do nexta mam nadzieję, że jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńŁO CIE PANIE
OdpowiedzUsuńCO SIE DZIEJE?
ROSSALINDO, NIE ZRYWAJ Z LELEŁEM
Ten pocałunek z Charliem, omfg 😍😍😍
Moim zdaniem, Charlie mówiąc o chłopaku, który ją szanuje, mówił o sobie XD
No bo patrz, jest dla niej miły, szanuję ją, rozbawia i wog
A Leo? Jakieś kurde humorki, nie wiadomo co, zachowuje się jak baba w ciąży, albo nawet gorzej
Wzielabym mu kasztanem w ryj
Dobra, idę tworzyć
Twoja idolka
Masło
Co gadasz... Nudny? Zajebisty. Prawie się poryczałam. Czekam na next!
OdpowiedzUsuń