W tę noc spałem spokojnie. Obudziłem się z chęcią do wszystkiego przysięgam, mógłbym góry przenosić. Chociaż... Przed snem dużo myślałem i stwierdziłem, że Rose nie może mieszkać z tym typem. Czy to nie dziwne, że utrzymuje ją bezinteresownie?
Wątpliwe.
Ten dzień będzie trudny, muszę jechać po Rose.
Wyciągnę ją chodź by siłą z domu tego typa.
Ogarnąłem się i zszedłem na dół wypić herbatę.
W kuchni siedziała już Susan z moim ojcem.
-Cześć Will, błagam powiedz, że Rose coś jeszcze pisała. Rozmawiałeś z nią?- od razu wystrzeliła z pytaniami.
-Tak właściwie... -podrapałem się po karku. -To za chwilę po nią jadę.
Oboje spojrzeli na mnie jakbym powiedział nie wiadomo co.
-Co?
-No tak. Tylko nie krzycz. -poprosiłem. -Wczoraj się ze mną spotkała, miałem nikomu nic nie mówić, ale ona mieszka u jakiegoś gościa, to nie jest normalne, prawda?
-Will do cholery, dlaczego mi nic nie powiedziałeś?!
-Bo byś pojechała ze mną, a ja chciałem z nią porozmawiać! -krzyknąłem, ale tylko dlatego żeby jej dorównać.
-No to chyba oczywiste!
-Dobra, uspokójcie się. -wtrącił się mój ojciec. -Co z nią?
-Jest...dziwna. Kompletnie wykończona psychicznie.-spojrzałem na kubek. -Muszę jechać. -wstałem od stołu.
-Will, ona chce wrócić? -zatrzymała mnie jeszcze Susan.
-Nie, nie obchodzi mnie to.
Wziąłem kluczyki i pojechałem pod ten blok.
Siedziałem chwilę i na samą myśl jak ona zareaguje przeszły mnie ciary.
W końcu wysiadłem i wszedłem na klatkę schodową, na drugim piętrze były trzy mieszkania.
No to niech będą te. Cholera, otworzyła mi jakaś babka z ręcznikiem na głowie. Stara i pomarszczona, kocham kobiety...
-Em, dzień dobry, szukam... Michaela.
Kobieta zmarszczyła brwi.
-Idź stąd, ty patologiczny przestępco! -zaczęła wymachiwać rękoma i zatrzasnęła drzwi.
Okay, to było miłe.
Dobra teraz te drzwi, kulturalnie zapukałem, ale tym razem nikt nie otworzył.
Mam nadzieję, że to te drzwi, noi miałem rację. Otworzył mi Michael we własnej osobie, był bez koszulki.
Ugh, kurwa jak się dowiem, że on i Rose...coś, nie ręczę za siebie.
Zmarszczył brwi jakby mnie nie poznał, a potem je uniósł.
-Ja do Rose. -burknąłem i przepchnąłem się przez jego rękę, którą opierał o framugę.
Rozejrzałem się po mieszkaniu i wszedłem do salonu skąd usłyszałem telewizor.
Na kanapie siedziała Rose pod kocem i jadła płatki z mlekiem, a w telewizji leciał "London Spy".
Odwróciła głowę w moją stronę, jej mina od razu się zmieniła.
-Will?! Co ty tutaj robisz?! To nie jest mój dom, żebyś mógł przychodzić kiedy chcesz! -wydarła się uprzednio odstawiając miskę i wstając.
Zobaczyłem kilka siniaków na jej rękach i mój wzrok właśnie na nich się zatrzymał.
-Nie no, luz. To twój przyjaciel.-wtrącił się Michael, a ja podniosłem na niego wzrok.
-Ty chory pojebie!- rzuciłem się w jego stronę i złapałem za jego koszulkę.
-Will zwariowałeś?! Puszczaj go!- teraz już blondynka zaczęła mnie odciągać, ale dopiero, gdy uderzyła mnie w ramię odsunąłem się i to wcale nie dlatego, że mnie bolało, nie chciałem żeby była na mnie zła.
-Przemyślałem to. Pakuj się. -rozkazałem i spojrzałem na chwilę w podłogę.
-Nie ma mowy, wyjdź stąd. Powiedziałeś, że nie będziesz mnie namawiał!
-Powiedziałem to za nim zdążyłem się zastanowić dlaczego ten gość cię utrzymuję i za nim zobaczyłem siniaki na twoim rękach. -powiedziałem spokojnie, próbując unormować oddech.
Byłem tak cholernie zły...
-Michael nic mi nie zrobił!
-Błagam... Powiedz jeszcze, że się uderzyłaś w szafkę... Pakuj swoje rzeczy. -założyłem ręce na klatce piersiowej.
-Nigdzie nie idę. -usiadła na kanapie i powtórzyła mój gest.
-Może ja was zostawię... -chłopak chciał wyjść z pokoju, ale Rose się odezwała.
-Nie, Will już wychodzi.
-Jeżeli wyjdę bez ciebie to wrócę z policją. -nie miałem już argumentów, więc musiałem ją zaszantażować i było mi z tym kurewsko źle.
-Co? -powiedziała do mnie, ale spojrzała na Michaela.
-Przykro mi Rose, ale nie pozwolę ci tu zostać. -podszedłem i chciałem dotknąć jej ramienia, żeby pokazać, że ją wspieram, ale ona wybiegła z pomieszczenia.
-Stary... Obyś tego nie żałował. -chłopak położył dłonie na biodrach i wypuścił powietrze z płuc.
-Bez obaw. -warknąłem i wyszedłem na balkon zapalić papierosa.
Najbardziej się wkurwiłem na samego siebie, nie potrafiłem jej wytłumaczyć tego, że jak wróci to będzie to dla niej lepsze, tylko musiałem ją zaszantażować. Po tym co przeszła powinienem być delikatniejszy, a ja się na nią wydarłem.
Jestem cholernym idiotą.
Wyrzuciłem peta i wszedłem do środka, nie zamknąłem nawet balkonu, bo usłyszałem szepty, powoli skierowałem się w ich stronę, ale gdy uchyliłem drzwi do pokoju obok od razu ucichli.
Rose klęczała na ziemi pakując walizkę, a chłopak kucał obok niej. Spojrzał na mnie, a potem wstał i zaczął zbierać jej rzeczy z całego pokoju.
Rose zapięła zamek od walizki i wstała.
-Pamiętaj, że możesz przychodzić tu kiedy chcesz. -powiedział, gdy już wychodziliśmy i wcisnął jej coś do kieszeni.
-Dziękuję. Za wszystko. -uśmiechnęła się do niego, a ja nie mogłem na to patrzeć i popchnąłem ją lekko, by już poszła.
Chciałem zabrać od niej walizkę, ale nie pozwoliła mi na to.
-Daruj sobie. -warknęła i zaczęła ściągać ją ze schodów, robiąc tym ogromny hałas.
-Rose, zrozum...
-Nie zrozumiem.-"krzyknęła" szeptem.
Jak to chujowo mieć sąsiadów, z którymi dzielisz schody.
-To moje życie, a ty się wpieprzasz.
-Bo się martwię, tak trudno to zrozumieć? -akurat pokonaliśmy pierwsze piętro i się do mnie odwróciła.
-Pilnuj swojego tyłka.-warknęła i znów zaczęła ciągnąć walizkę po schodach.
Z kim ja w ogóle rozmawiam? To nie jest dawna Rose.
Zatkało mnie.
Ona mnie nienawidzi. Nienawidzi za to, że chcę dla niej jak najlepiej.
Nie pozwoliła mi nawet zapakować swojej walizki do bagażnika, a gdy otworzyłem jej drzwi, ona to zignorowała i usiadła na tylnym siedzeniu.
Wziąłem głęboki oddech i wsiadłem do auta.
***
Ogólnie to sytuacja wygląda tak, że odkąd przyjechaliśmy, czyli od pięciu godzin, Rose siedzi u siebie w pokoju.
Susan się cieszyła jak nigdy, gdy ją zobaczyła a Rose tylko palnęła "Błagam, nie udawaj, że ci na mnie zależy" i tyle ją widzieliśmy.
Już wszystkich włącznie z policją poinformowaliśmy, że wróciła do domu i teraz siedzimy na kanapie i z ojcem pocieszamy Susan.
Usłyszeliśmy dzwonek i byłem święcie przekonany, że to Leo skończył nagrywanie i przyszedł zobaczyć Rose i w sumie, gdy otworzyłem drzwi stał tam Leo, ale nie sam.
Na chuj przyszedł ten czarny typ?!
-Cześć Leo. -podałem mu rękę. -A ty po co przyszedłeś? Rose nie ma w domu.
Leo stał i patrzył to na mnie to na niego.
-Nie rób mnie w chuja, sama napisała, żebym po nią przyszedł. -był nienaturalnie spokojny, jakby był na lekach uspakajających.
-Spieprzaj i nie pokazuj się tu więcej, widziałem siniaki na jej rękach!
-Ty ją biłeś?! -wtrącił się Leo. Michael tylko prychnął i podszedł patrząc na niego z góry.
-Akurat TY nie powinieneś się wypowiadać. -powiedział już zły, Leondre chyba się przestraszył, bo spuścił wzrok.
-Co tu się dzieję? -odwróciłem się i zobaczyłem Rose, była ubrana...ładnie, niestety wory pod oczami,mimo makijażu były widoczne. Najpierw rozejrzała się po podwórku, a potem spojrzała na nas.
Wątpliwe.
Ten dzień będzie trudny, muszę jechać po Rose.
Wyciągnę ją chodź by siłą z domu tego typa.
Ogarnąłem się i zszedłem na dół wypić herbatę.
W kuchni siedziała już Susan z moim ojcem.
-Cześć Will, błagam powiedz, że Rose coś jeszcze pisała. Rozmawiałeś z nią?- od razu wystrzeliła z pytaniami.
-Tak właściwie... -podrapałem się po karku. -To za chwilę po nią jadę.
Oboje spojrzeli na mnie jakbym powiedział nie wiadomo co.
-Co?
-No tak. Tylko nie krzycz. -poprosiłem. -Wczoraj się ze mną spotkała, miałem nikomu nic nie mówić, ale ona mieszka u jakiegoś gościa, to nie jest normalne, prawda?
-Will do cholery, dlaczego mi nic nie powiedziałeś?!
-Bo byś pojechała ze mną, a ja chciałem z nią porozmawiać! -krzyknąłem, ale tylko dlatego żeby jej dorównać.
-No to chyba oczywiste!
-Dobra, uspokójcie się. -wtrącił się mój ojciec. -Co z nią?
-Jest...dziwna. Kompletnie wykończona psychicznie.-spojrzałem na kubek. -Muszę jechać. -wstałem od stołu.
-Will, ona chce wrócić? -zatrzymała mnie jeszcze Susan.
-Nie, nie obchodzi mnie to.
Wziąłem kluczyki i pojechałem pod ten blok.
Siedziałem chwilę i na samą myśl jak ona zareaguje przeszły mnie ciary.
W końcu wysiadłem i wszedłem na klatkę schodową, na drugim piętrze były trzy mieszkania.
No to niech będą te. Cholera, otworzyła mi jakaś babka z ręcznikiem na głowie. Stara i pomarszczona, kocham kobiety...
-Em, dzień dobry, szukam... Michaela.
Kobieta zmarszczyła brwi.
-Idź stąd, ty patologiczny przestępco! -zaczęła wymachiwać rękoma i zatrzasnęła drzwi.
Okay, to było miłe.
Dobra teraz te drzwi, kulturalnie zapukałem, ale tym razem nikt nie otworzył.
Mam nadzieję, że to te drzwi, noi miałem rację. Otworzył mi Michael we własnej osobie, był bez koszulki.
Ugh, kurwa jak się dowiem, że on i Rose...coś, nie ręczę za siebie.
Zmarszczył brwi jakby mnie nie poznał, a potem je uniósł.
-Ja do Rose. -burknąłem i przepchnąłem się przez jego rękę, którą opierał o framugę.
Rozejrzałem się po mieszkaniu i wszedłem do salonu skąd usłyszałem telewizor.
Na kanapie siedziała Rose pod kocem i jadła płatki z mlekiem, a w telewizji leciał "London Spy".
Odwróciła głowę w moją stronę, jej mina od razu się zmieniła.
-Will?! Co ty tutaj robisz?! To nie jest mój dom, żebyś mógł przychodzić kiedy chcesz! -wydarła się uprzednio odstawiając miskę i wstając.
Zobaczyłem kilka siniaków na jej rękach i mój wzrok właśnie na nich się zatrzymał.
-Nie no, luz. To twój przyjaciel.-wtrącił się Michael, a ja podniosłem na niego wzrok.
-Ty chory pojebie!- rzuciłem się w jego stronę i złapałem za jego koszulkę.
-Will zwariowałeś?! Puszczaj go!- teraz już blondynka zaczęła mnie odciągać, ale dopiero, gdy uderzyła mnie w ramię odsunąłem się i to wcale nie dlatego, że mnie bolało, nie chciałem żeby była na mnie zła.
-Przemyślałem to. Pakuj się. -rozkazałem i spojrzałem na chwilę w podłogę.
-Nie ma mowy, wyjdź stąd. Powiedziałeś, że nie będziesz mnie namawiał!
-Powiedziałem to za nim zdążyłem się zastanowić dlaczego ten gość cię utrzymuję i za nim zobaczyłem siniaki na twoim rękach. -powiedziałem spokojnie, próbując unormować oddech.
Byłem tak cholernie zły...
-Michael nic mi nie zrobił!
-Błagam... Powiedz jeszcze, że się uderzyłaś w szafkę... Pakuj swoje rzeczy. -założyłem ręce na klatce piersiowej.
-Nigdzie nie idę. -usiadła na kanapie i powtórzyła mój gest.
-Może ja was zostawię... -chłopak chciał wyjść z pokoju, ale Rose się odezwała.
-Nie, Will już wychodzi.
-Jeżeli wyjdę bez ciebie to wrócę z policją. -nie miałem już argumentów, więc musiałem ją zaszantażować i było mi z tym kurewsko źle.
-Co? -powiedziała do mnie, ale spojrzała na Michaela.
-Przykro mi Rose, ale nie pozwolę ci tu zostać. -podszedłem i chciałem dotknąć jej ramienia, żeby pokazać, że ją wspieram, ale ona wybiegła z pomieszczenia.
-Stary... Obyś tego nie żałował. -chłopak położył dłonie na biodrach i wypuścił powietrze z płuc.
-Bez obaw. -warknąłem i wyszedłem na balkon zapalić papierosa.
Najbardziej się wkurwiłem na samego siebie, nie potrafiłem jej wytłumaczyć tego, że jak wróci to będzie to dla niej lepsze, tylko musiałem ją zaszantażować. Po tym co przeszła powinienem być delikatniejszy, a ja się na nią wydarłem.
Jestem cholernym idiotą.
Wyrzuciłem peta i wszedłem do środka, nie zamknąłem nawet balkonu, bo usłyszałem szepty, powoli skierowałem się w ich stronę, ale gdy uchyliłem drzwi do pokoju obok od razu ucichli.
Rose klęczała na ziemi pakując walizkę, a chłopak kucał obok niej. Spojrzał na mnie, a potem wstał i zaczął zbierać jej rzeczy z całego pokoju.
Rose zapięła zamek od walizki i wstała.
-Pamiętaj, że możesz przychodzić tu kiedy chcesz. -powiedział, gdy już wychodziliśmy i wcisnął jej coś do kieszeni.
-Dziękuję. Za wszystko. -uśmiechnęła się do niego, a ja nie mogłem na to patrzeć i popchnąłem ją lekko, by już poszła.
Chciałem zabrać od niej walizkę, ale nie pozwoliła mi na to.
-Daruj sobie. -warknęła i zaczęła ściągać ją ze schodów, robiąc tym ogromny hałas.
-Rose, zrozum...
-Nie zrozumiem.-"krzyknęła" szeptem.
Jak to chujowo mieć sąsiadów, z którymi dzielisz schody.
-To moje życie, a ty się wpieprzasz.
-Bo się martwię, tak trudno to zrozumieć? -akurat pokonaliśmy pierwsze piętro i się do mnie odwróciła.
-Pilnuj swojego tyłka.-warknęła i znów zaczęła ciągnąć walizkę po schodach.
Z kim ja w ogóle rozmawiam? To nie jest dawna Rose.
Zatkało mnie.
Ona mnie nienawidzi. Nienawidzi za to, że chcę dla niej jak najlepiej.
Nie pozwoliła mi nawet zapakować swojej walizki do bagażnika, a gdy otworzyłem jej drzwi, ona to zignorowała i usiadła na tylnym siedzeniu.
Wziąłem głęboki oddech i wsiadłem do auta.
***
Ogólnie to sytuacja wygląda tak, że odkąd przyjechaliśmy, czyli od pięciu godzin, Rose siedzi u siebie w pokoju.
Susan się cieszyła jak nigdy, gdy ją zobaczyła a Rose tylko palnęła "Błagam, nie udawaj, że ci na mnie zależy" i tyle ją widzieliśmy.
Już wszystkich włącznie z policją poinformowaliśmy, że wróciła do domu i teraz siedzimy na kanapie i z ojcem pocieszamy Susan.
Usłyszeliśmy dzwonek i byłem święcie przekonany, że to Leo skończył nagrywanie i przyszedł zobaczyć Rose i w sumie, gdy otworzyłem drzwi stał tam Leo, ale nie sam.
Na chuj przyszedł ten czarny typ?!
-Cześć Leo. -podałem mu rękę. -A ty po co przyszedłeś? Rose nie ma w domu.
Leo stał i patrzył to na mnie to na niego.
-Nie rób mnie w chuja, sama napisała, żebym po nią przyszedł. -był nienaturalnie spokojny, jakby był na lekach uspakajających.
-Spieprzaj i nie pokazuj się tu więcej, widziałem siniaki na jej rękach!
-Ty ją biłeś?! -wtrącił się Leo. Michael tylko prychnął i podszedł patrząc na niego z góry.
-Akurat TY nie powinieneś się wypowiadać. -powiedział już zły, Leondre chyba się przestraszył, bo spuścił wzrok.
-Co tu się dzieję? -odwróciłem się i zobaczyłem Rose, była ubrana...ładnie, niestety wory pod oczami,mimo makijażu były widoczne. Najpierw rozejrzała się po podwórku, a potem spojrzała na nas.
-Tylko rozmawiamy, idziemy? Ten facet ma tylko godzinę.
-Mhm.-chciała iść, ale złapałem ją za nadgarstek.
-Jaki facet?!
Wkurwia mnie, że nic nie wiem.
Michael, że tak powiem delikatnie (odepchnięciem mnie) zasugerował żebym ją puścił, więc to zrobiłem.
-Nie twoja sprawa. -powiedziała patrząc na swoje wysokie buty i wyszła na podwórko, a za nią Michael.
-Mam ochotę go rozjebać jakimś pociągiem. -stwierdziłem patrząc jak odchodzą.
-Czemu...ona z nim? I od kiedy jest blondynką?
-Nie mam pojęcia, ale muszę zapalić. -weszliśmy do domu, poinformowaliśmy Susan gdzie wyszła Rose i poszliśmy do jej pokoju.
To chamskie, bo ona nienawidzi gdy ktoś "narusza jej prywatność", ale z mojego okna widać taras, a jak ojciec się dowie, że palę to mnie zabije.
Usiedliśmy na parapecie i zapaliliśmy po jednym papierosie.
Odpowiedziałem Leo o wszystkim co stało się wczoraj i dzisiaj, a potem wziąłem laptopa Rose.
-Zastanawiam się... -zaczął brunet. -O jakiego gościa chodzi. Gdzie oni poszli?
-Nie mam pojęcia, mam nadzieję, że nie o to, o czym myślę.
-Rose by tego nie zrobiła.
-Wiem, ale z tym całym Michaelem jest coś nie tak. Utrzymywał ją przez kilka dni i nie przeszkadzało mu to za bardzo, a na rękach miała siniaki, nie sądzisz, że to dziwne?
Chłopak na chwilę się zamyślił, co było dziwne i nic nie odpowiedział.
-Czy ty coś wiesz?-spytałem prosto z mostu.
-Nie, co ty, po prostu się o nią martwię. -kiwnął głową w stronę komputera. -Założyła hasło.
-Myślisz, że coś ukrywa?
-Jestem pewien, że coś ukrywa.
***
Dzień spędziłem z Leo, a gdy on wyszedł usiadłem na schodkach przed domem i czekałem na Rose, którą przyprowadził oczywiście Michael. Podziękowała mu i weszła na posiadłość.
-Gdzie byłaś? -spytałem gasząc papierosa, wstałem i wyrzuciłem go za bramę.
-Nigdzie. -spuściła wzrok, lekko się chwiała na swoich szpilkach.
-Ty piłaś?! -dogoniłem ją, gdy weszła do domu.
-Nie.
-Czy my możemy normalnie porozmawiać?!
-Ty nie rozmawiasz, ty krzyczysz. -powiedziała obojętnie i ruszyła w stronę swojego pokoju.
-Dobra, przepraszam, poniosło mnie. Może chcesz coś... -zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju. -Do jedzenia.-dokończyłem.
Ona jest tak cholernie trudna.
***
Wstałem około dziewiątej, ta noc nie była taka spokojna, bo pytań było coraz więcej, a ja się wkurwiałem, że nie znam na nie odpowiedzi.
Zszedłem na dół, miałem nadzieję, że porozmawiam z Susan i obmyślimy jakiś plan co do Rose, przecież nie może unikać nas do końca życia.
Niestety w jadalni nikogo nie było, pustka. Pewnie są w pracy.
No dobra, więc ja zrobię śniadanie.
To w sumie dobry plan, przez żołądek do serca kobiety, nie? Rose jest kobietą przecież.
Omlet będzie ok. Zrobiłem dwa omlety, herbaty i poszedłem do pokoju Rose. Oczywiście zapukałem i oczywiście nikt nie odpowiedział, więc je otworzyłem. Wszedłem w głąb i jedyne co zobaczyłem to idealną czystość, nawet łóżko było idealnie pościelone.
Błagam kurwa, jeżeli jeszcze raz uciekła to...kurwa wynajmę chyba ochroniarza.
Zostawiłem tacę na jej łóżku i zbiegłem na dół po telefon.
Znów to samo, nie odbiera, ale sygnał jest.
Zadzwoniłem do Susan i od niej dowiedziałem się, że po Rose dziś rano przyjechał Michael.
O chuj chodzi.
***
*ROSE*
Do domu wróciłam po dwudziestej drugiej, na szczęście odwiózł mnie Michael, przed domem stał tylko samochód mojej mamy, wiec albo nie ma tej dwójki albo Willa. I wyszło na to, że nie ma tej dwójki, bo Loczek siedział na schodkach paląc swojego ukochanego papierosa.
-Gdzie byłaś? -spytał nie zbyt miłym tonem, gdy otworzyłam bramkę.
-Nigdzie.
Ta ucieczka, to jak się zachowuję, to wcale nie chodzi o niego. Po prostu wszystko co się stało, sprawiło, że brzydzę się samej siebie i jedyne kontakty na jakie sobie pozwalam to z Michaelem, mimo tego co robi, dał mi dach nad głową i wyciągnął do mnie pomocną dłoń.
-Martwię się o ciebie cały dzień, chyba zasługuje na jakieś wyjaśnienie. -wstał, gdy podeszłam, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc spuściłam wzrok i weszłam do domu. -Rose, błagam powiedz mi cokolwiek, bo boję się, że coś jest nie tak. Kurwa, ja wiem, że coś jest nie tak. Coś się dzieje i cholernie się o ciebie martwię. -mówił do tyłu mojej głowy. Jego głos był taki błagalny... on prosi mnie, żeby mi pomóc.
Do czego ja doprowadziłam?
Wzięłam głęboki wdech, żeby się nie rozpłakać.
-Nie martw się o mnie.- tyle udało mi się powiedzieć zanim pierwsza łza spłynęła po moim policzku i uciekłam do pokoju.
***
*LEO*
Jestem tak kurewsko zły na siebie, że mam ochotę przebić sobie płuco i umierać powoli i boleśnie, bo tylko na to zasługuje.
Jak ja w ogóle mogłem podnieść rękę na Rose?
Powinni mi uciąć tą rękę.
To co się z nią stało to moja wina. Gdybyśmy się nie pokłócili, gdybym nie poniósł tej cholernej ręki, gdybym nie robił jej tych jebanych zdjęć wszystko byłoby dobrze.
Dlaczego muszę być tak tępym dupkiem?
Kocham ją nad życie i sam nie wiem dlaczego taki dla niej byłem, bo mógłbym wskoczyć dla niej w ogień.
Przysięgam zrobiłbym wszystko, żeby nic się nie wydarzyło i żebym mógł leżeć teraz z nią i rozmawiać o wszystkich głupich rzeczach, które tak naprawdę nie mają znaczenia.
Najgorsze jest udawanie, że jestem niewinny, a przecież to wszystko moja wina, ale co? Miałbym się przyznać?
Przez ten czas, gdy mieszkała u tego typa i myślałem, że naprawdę sobie coś zrobiła. Nie mógłbym sobie z tym poradzić, zabiłbym się, gdyby nie wróciła.
Teraz, gdy wróciła, teoretycznie mógłbym widywać ją codziennie, niestety w praktyce jest zupełnie inaczej. Rose nie ma w domu, a gdy jest, ja mam jakieś nagrania czy inne gówna. Nawet, gdy trafiam na nią w domu, to ona nie opuszcza swojego pokoju. Will powiedział, że tak jest cały czas.
Gdy zobaczyłem ją pierwszy raz od jej ucieczki serce podeszło mi do gardła, dziwne uczucie. Bałem się, ale cholernie cieszyłem, mimo, że zmieniła kolor włosów, który mi osobiście się nigdy nie podobał, i miała podkrążone oczy jakby nie spała przez tydzień, dla mnie była piękna, a uczucie, którym ją darze uderzyło ze zdwojoną siłą.
To miał być koniec martwienia się o nią, tak myślałem, ale niestety. Wychodzi na całe dnie z tym Michaelem, on po nią przyjeżdża, odwozi ją, ale zobaczyłem, że witają i żegnają się tylko uśmiechem, co mnie cieszy, bo to znaczy, że są tylko znajomymi.
No właśnie o co chodzi?
Nie są razem i nie wyglądają jakby zamierzali, a utrzymywał ją przez niby tylko kilka dni, ale nie miał problemu z tym żeby u niego została na dłużej.
Zastanawiające.
Myślę, że on wie. Wie o tym co jej zrobiłem.
Will mówił, że widział siniaki na jej rękach, jeżeli on ją uderzył to przysięgam, że zabije go gołymi rękoma.
Wracając, nie mam pojęcia gdzie ona chodzi całymi dniami. Nie mam pojęcia co to za typ. I nie mam pojęcia czego oczekuję od Rose.
Nic kurwa nie wiem i to jest najgorsze. Niewiedza. Cholerna niewiedza i wymyślanie tysięcy historyjek o co może chodzić.
Siedzieliśmy we trójkę u Turnerów- ja, Charlie i Will. Oczywiście graliśmy na konsoli w salonie.
Dawno nie było takiego momentu, gdy byliśmy wszyscy trzej...brakuje tylko Rose.
Właściwie to zjawiła się po 22, spojrzała tylko na nas, tak jak my na nią i poszła na górę.
-Rose może coś zjesz? -spytał Will, gdy była w połowie schodów.
-Nie jestem głodna. -odpowiedziała zanim zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
-Skaczesz nad nią jak nad królową.
-Wal się Charlie.
-Spójrz, ona tylko wzbudza w was żal i poczucie winy, ma was w dupie. A wy dwaj idioci dajecie się nabrać na jej gierki.
-Gierki? Zobacz co ona przeszła.-wtrąciłem się.
-No okay, fakt to było okrutne, ale wcześniej zerwała z tobą bez powodu. Pamiętasz? Pamiętasz jak się czułeś? Jak mi płakałeś?
Już się zamknąłem, to trochę poniżające dla mnie.
-A ty, Will? Traktujesz ją jak siostrę, zrobiłbyś dla niej wszystko, a ona ma to gdzieś. Jest zimną suką.
Charlie jej nienawidzi, mimo, że kiedyś byli przyjaciółmi.
Gdyby tylko znał całą prawdę o mnie i Rose...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Jak podobał się rozdział? Piszcie w komentarzach co myślicie o tym wszystkim. O co chodzi z Michaelem, gdzie Rose znika całymi dniami i kto zrobił ten profil na portalu?
Oczywiście jeżeli macie jakieś inne spekulacje, chętnie poczytam :))
Wakacje dobiegają końca i cholera...nie chcę nawet myśleć, że będę musiała wstawać o 6.
Dla tych co idą do nowej szkoły powiem tylko tyle, żeby się nie bali nowego środowiska. Serio nie ma czego, jeżeli będziecie sympatyczni, otwarci na innych to gwarantuje, że was polubią.
Noooo, ROZDZIAŁ BĘDZIE 1WRZEŚNIA HEHE XD
wiecie tak żeby wam umilić czas czy coś tam. Pewnie będzie więcej Devriesa i ogólnie myślę, że się spodoba.
Niech te ostatnie dni się kurde nie kończą
-Kate xx