czwartek, 26 maja 2016

16.I Watch us go round and round each time.

WAŻNA NOTKA.
*dwa tygodnie później*
Jest piątek, byłam w szkole, dostałam kolejną pałę z chemii, widziałam pożerających się Jack'a i Jennifer (tak, wrócili do siebie, nie mam pojęcia dlaczego, bo nie rozmawiam już z Jack'iem), byłam na obiedzie 'rodzinnym', a teraz siedzę na łóżku z książkami z tej głupiej chemii. Nic nie rozumiem.
To niesprawiedliwe, Will w ogóle się nie uczy, ma dobre oceny, ja uczę się codziennie, a i tak ledwo daję radę.
Mój 'braciszek' zostawił mnie samą i poszedł na imprezę, mama ma wolny weekend i z George'm pojechali do ciotki.
Moja nauka wyglądała mniej więcej tak: przeczytam pierwsze zdanie z tematu, ale chwila zrobię herbatę, wracam i znów zaczynam czytać te niezrozumiałe wyrazy, hmmm może bym kupiła nowe buty... Tak, wszystko mnie rozprasza.
Wzięłam się w garść i zaczęłam czytać, tak na prawdę, i znów mi coś przerwało, telefon... Leo!!!
Z uśmiechem odebrałam.
-Hejka Devries!
-Tylko nie Devries...
-Co tam słychać? Jak tam nagrywanie? Jezuu, jak ja dawano cię nie widziałam....
-Jak miło słyszeć, że się za mną stęskniłaś. U mnie wszystko okej, przepraszam, że nie pisałem, ale od rana do wieczora byłem zawalony robotą... Co robisz?
-Uczę się chemii... A przynajmniej próbuje. Kurczę, co to jest Amalgamat?
-Będę za pięć minut Rosie!
-usłyszałam radosny głos chłopaka i odłożyłam telefon.
Kurde, muszę się ubrać... Spodenki, które ledwo zakrywają mój tyłek, przy nim to zły pomysł.




Rozczesałam włosy i wytarłam tusz, który osypał mi się pod oczy. Sprzątnęłam skarpetki i stanik, które walały się po pokoju i usłyszałam dzwonek. 
Na prawdę się cieszyłam, że przyszedł. Nie widziałam go tydzień i cholernie tęskniłam. Przywiązałam się. W ciągu tego czasu pokłóciliśmy się tylko kilka razy i to o jakieś błahostki, które tak na prawdę nie miały znaczenia. Jeśli chodzi o naszą dziwną przyjaźń, to zmieniło się niewiele, wiem, że nie chcę od niego niczego więcej, niż przyjaźni, a mimo to nadal pozwalam mu się całować.
Nasza relacja jest popieprzona.
Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi.
-Rose! -zobaczyłam uśmiechniętego bruneta.
-Leo! Właź... -otworzyłam szerzej drzwi i przepuściłam go, chłopak pocałował mnie w policzek i wszedł. -Ej, bez takich.
-Co? Stęskniłem się.
-Słodki jesteś. Chcesz coś do picia? -weszliśmy do kuchni.
-Zrobię sobie herbatę. -nastawił wodę i usiadł na wysepce. -To co tam słychać?
-Nie za fajnie... Kolejna jedynka z chemii... Jak tak dalej pójdzie to nie zdam. -spuściłam głowę. Leo zeskoczył z wysepki i poszedł do mnie.
-Hej. -złapał mnie za dłonie. -Pomogę ci i zdasz przynajmniej z czwórką. -uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Ta, rób tą herbatę i chodź na górę. -odwróciłam się i poszłam do swojego pokoju.
Walnęłam się na łóżko i przytuliłam do poduszki.
-Co, idziesz spać Cukiereczku? -przyszedł chłopak i odstawił kubek z parującym napojem na szafkę, usiadł na moich plecach i przytulił się do nich.
-Nie pozwalaj sobie. -prychnęłam i próbowałam go zepchnąć, niestety z marnym skutkiem.
-Zabierz te zimne ręce!-zaczął mnie łaskotać.
Nienawidzę tego, nie dość, że wszędzie mnie dotyka to jeszcze nie mogę się bronić. Zaczęłam piszczeć, śmiać idę, krzyczeć i odpychać go.
-Puszczaj! -krzyknęłam i kopnęłam go. Brunet automatycznie zwinął się w kulke. Trafiłam z krocze.-Leondre przepraszam, ja nie chciałam... -zaczęłam, gdy chłopak się nie ruszał.
-Kurwa... Nie mogłaś chociaż trochę wyżej w brzuch... -przewrócił się na plecy, trzymając się za, no... jajka, a powieki zacisną.
-Oj przepraszam... Nie chciałam.-spojrzałam na niego i wybuchłam śmiechem.
-To nie śmieszne Rose... Mogłem stracić płodność. -spojrzał na mnie z powagą.
-No tak, tak... Przynieść lodu? -powstrzymałam się od śmiechu.
-Nie, ale możesz pomasować. -uśmiechnął się łobuzersko i wskazał palcem na swoje krocze.
-Zbok. -stwierdziłam z przymrużonymi powiekami.
-Słodka jesteś, gdy się peszysz. -zaśmiał się, objął mnie ręką w talii i przytulił do siebie.
-Lepiej wytłumacz mi tą chemię. -odsunęłam się i oboje usiedliśmy.
Tłumaczył mi to prawie godzinę, jego twarz mówiła tyle co 'B
oże co za tępa idiotka', taa... Ale hej! Udało mi się! Po ponad godzinie potrafiłam rozwiązać już każde zadanie. 
-Jezuu Leondre, dzięki! Nie wiem jakim cudem mnie tego nauczyłeś! -powiedziałam zadowolona i mocno go przytuliłam, po chwili chciałam się odsunąć, ale chłopka mnie przytrzymał.
-Jeszcze trochę. -zaśmiałam się. 

Przestałam się śmiać, gdy mój pokój oświetliło jasne światło.
-O nie. Widziałeś? -odsunęłam się od niego.
-No, będzie burza. -stwierdził i znów za błyskało.
-O nie, muszę zadzwonić po Will'a.
-Po co?
-Nie będę siedziała sama w czasie burzy, mama z George'm wyjechali na weekend.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Loczka, usłyszałam kilka sygnałów, a potem pocztę głosową
-Jezuu, ten głupek pewnie leży gdzieś pijany...
-Boisz się? Wiesz, jak chcesz mogę zostać.
-Nie, co ty. Lepiej już idź. -wstaliśmy z łóżka i odprowadziłam chłopaka do drzwi.
-Jesteś pewna?
-Tak, może tylko pobłyska i przestanie.
-Okej, jak coś to dzwoń. Pa
-Cześć.-chłopak mnie przytulił i wyszedł.
Było ciemno jak cholera, co jakiś czas błyskało, a po chwili zaczęło grzmieć. Upewniłam się, że wszystkie drzwi i okna są zamknięte, a potem pobiegłam do swojego pokoju, zakluczyłam drzwi i usiadłam na łóżku. Światło zostawiłam włączone i otuliłam się kołdrą.
Grzmoty były coraz głośniejsze, a ja trzęsłam się jak galareta.
Najgorszy moment przyszedł wtedy gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam czy ja go na prawdę słyszałam, czy to tylko moja wyobraźnia. Myślałam, że się rozpłaczę.
-Rose, za dużo filmów, stanowczo za dużo. -powtarzałam sobie.
Usłyszałam jeszcze kilka dzwonków, które doprowadziły mnie praktycznie do łez, a potem telefon. Myślałam, że to Will, spojrzałam na wyświetlacz: 'El Leondres'. 

Dzięki Bogu.
-Boże Leo, ktoś się dobija do moich drzwi, weź jak to jakiś morderca?! -usłyszałam tylko śmiech.
-Cukiereczku, to ja. Możesz mi otworzyć?
-Co? Zwariowałeś? Zgasiłam wszędzie światło, nie wyjdę z pokoju.
-Rosie nie bój się, nic ci się nie stanie. Zejdź i otwórz drzwi. -mówił spokojnie.
-Leondre, nie zejdę.-powiedziałam wyraźnie.
-Rose obiecuję, że nic ci się nie stanie, oprócz ciebie nikogo nie ma w domu.
-Tego nie wiesz. Leo przepraszam, ale nie.
-Zrobimy tak, zaśpiewam ci, a ty szybko zejdziesz i otworzysz mi drzwi.
-Ugh, okej! Ale błagam zaśpiewaj mi coś wesołego.
-Okej. Ostrzegam, nie mam takiego głosu jak Charlie.
-Dobra, śpiewaj...
-Mammy finger...
-zaczął, a ja wybuchłam śmiechem. -Hej, nie śmiej się!
-Przepraszam, dobrze ci idzie.
-
Mommy finger, where are you?
Here I am, here I am. How do you do?
Brother finger, Brother finger, where are you?
Here I am, here I am. How do you do?
Powoli otworzyłam drzwi od pokoju, cały czas trzymając słuchawkę przy uchu, rozejrzałam się i jak strzała pobiegłam do drzwi frontowych i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam uśmiechniętego Devriesa i rzuciłam się mu w ramiona.
-Boże, ja tu prawie na zawał padłam.
-Uwielbiam, kiedy z własnej inicjatywy się do mnie przytulasz.
-Wchodź. -wciągnęłam go do środka.
Gdy tylko wszedł do domu, błysnęło, usłyszeliśmy głośny grzmot i luną deszcz.
-Aż tak się boisz? -zaśmiał się, gdy drgnęłam.
-Większość horrorów się zaczyna od burzy.
-Zostanę na noc. -oznajmił, złapał mnie w talii i poszliśmy do mojego pokoju.
-Leo... -odchrząknęłam.-Pójdziesz ze mną do łazienki? -zapytałam cicho, a on uśmiechał się jak głupi.
-Mmm. -podszedł i położył dłonie na moich biodrach. -Bardzo chętnie. -powiedział do mojego ucha.
-Nie napalaj się tak. Musisz sprawdzić czy w lustrze nie ma żadnej dziewczynki. -odepchnęłam go.
-Dziewczynki? -uniósł brwi. -Za dużo filmów oglądasz. -zaśmiał się. Wzięłam z szafy ciuchy i przytuleni przeszliśmy przez, korytarz, który oświetlały błyskawice.
Chłopak wszedł do łazienki.
-Czysto, możesz wejść. -zaśmiał się.
Wypchnęłam go z pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Wzięłam najszybszy prysznic w moim życiu, umyłam zęby, zmyłam makijaż i ubrałam się.
-Leo jesteś tam?
-Tak, możesz wyjść... -otworzyłam drzwi i powoli wyszłam. -Teraz ja muszę się umyć. -uśmiechnął się, patrzył na mnie jakby widział mnie pierwszy raz. No tak, bez makijażu widzi się mnie nie codziennie.
-O nie.
-Zajmie mi to pięć minut. Przeżyjesz.
-No dobra... A masz jakieś ciuchy do spania?
-Tak, w plecaku.
Poszliśmy do mojego pokoju, gdzie był plecak bruneta, nawet go nie zauważyłam. 
Devries poszedł się umyć, a ja siedziałam pod kołdrą i modliłam się żeby już przyszedł. Przez grzmoty, czułam jakby dom się trząsł.
W końcu przyszedł. W dresach. Bez bluzki. W samych dresach. Bez tej cholernej bluzki.

Od razu wlepiłam oczy w jego klatkę piersiową. Widać było zarysy mięśni, nie był jakoś napakowany, ale moim zdaniem idealny. Największym jego atutem jest karnacja, która razem z jego brązowymi włosami i grzywką, z której blond farba się zmyła i pozostał kolor pododny do siwego, wygląda idealnie.
Idealnie? Pojebało cię, to Devries.
-Żyjesz?- zaśmiał się, prawdopodobnie, dlatego, że przyłapał mnie na pożeraniu jego osoby. Jakie prawdopodobie? On doskonale wiedział jak to na mnie zadziała

-Leo załóż bluzkę. - starałam się na niego nie patrzeć.
-Daj spokój, będzie mi za gorąco.
-Leo, ja śpię w bluzce, ty też dasz radę.
-Możesz spać bez. -poruszył brwiami.
-Ubieraj się.
Chłopak niechętnie założył bluzkę, zgasił światło i położył się na moim łóżku.
-Myślałam, że będziesz spał w pokoju Will'a.- odsunęłam się jak najdalej.
-Nie zaśniesz sama... Daj spokój przecież cię nie zgwałcę. -zaśmiał się.
-Z tobą nic nie wiadomo.
Ułożyłam się wygodnie i spojrzałam na chłopaka, który leżał z zamkniętymi oczami. Jak on może tak
 spokojnie leżeć, kiedy za oknem grzmi jak cholera. 
-Chodź tu do mnie. -szepnął nie otwierając oczu i przyciągnął do siebie. Wtuliłam twarz w jego tors i zamknęłam oczy. Skupiłam się na rytmicznym biciu jego serca. Myślałam, że zasną, ale jego rękę wysunęła się pod moją bluzkę i kciukiem kręcił kółeczka na moim biodrze.
-Leo przestań to łaskocze.
Chłopak tylko się odsunął i zrobił dziubek. -Leo...
-Jeden malutki buziaczek. -otworzył oczy i uśmiechnął się.
-Jeden, malutki. -szepnęłam i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Chciałam się odsunąć  ale brunet położył dłoń na moim policzku i musnął moje wargi. Zaczęliśmy pogłębiać pocałunek.



Był taki...delikatny, zmysłowy... W końcu się od siebie oderwaliśmy. Leo położył się na boku i przytulił mnie do swojego torsu. 
Bicie jego serca przyśpieszyło. Czy to ja tak na niego działam?
-Dobranoc Skarbie. -szepnął i pocałował mnie w czoło.
-Dobranoc.
Skupiona na biciu jego serca zasnęłam.




_______________________________________
Siemson!
Jak rozdział? Ok?
Kolejny pewnie w niedzielę, następną oczywiście.
Wpadłam na taki pomysł, że pod rozdziałami mogłyby być jakieś dłuższe notki. Nie mam jeszcze konkretnego pomysłu, dotyczyłyby dosłownie wszystkiego, może fandomu, może BAM albo po prostu tematów, problemów z życia codziennego.
Jeżeli chcecie coś takiego, to możecie proponować tematy w komentarzu lub wyślijcie na snapa: xxkasixxd 
Myślę, że byłoby to fajne, poznałybyście moje zdanie, ja- wasze i no. SPOKO OGÓLNIE xD Co myślicie?
WIELKIE DZIĘKI WSZYSTKIM, KTÓRZY CZYTAJĄ I KOMENTUJĄ, TO CO PISZĘ. JESTEŚCIE NAJLEPSI, I W OGÓLE TEN BLOG JEST DLA MNIE MEGA WAŻNY, JEST TAKĄ ODSKOCZNIĄ OD MONOTONII ŻYCIA- SZKOŁA, DOM, SZKOŁA, DOM I NO, DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA WSZYSTKO, CO DLA MNIE ROBICIE. KTOŚ POMYŚLI: "NO PISZE BLOGA I CO? TO TAKIE NIESAMOWITE?" WŁAŚNIE, ŻE TAK. NIE DOŚĆ, ŻE TO DLA MNIE CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ, TO JESZCZE POZNAŁAM TAK WSPANIAŁYCH LUDZI, NA KTÓRYCH MOGĘ LICZYĆ...
DZIĘKUJĘ WAM I PAMIĘTAJCIE, ŻE JA TEŻ JESTEM DLA WAS.
Także ten, Dziękuję <33
Ps.:Znalazłam pracę na czerwiec, możecie być ze mnie dumni xD
-Kate xx

sobota, 21 maja 2016

15."I can't fight you any more."

Charlie odprowadził mnie do domu. Staliśmy pod moim domem. Tak, moim domem. Domem w Cardiff. A tak właściwie pod blokiem. Słońce już dawno zaszło, a na niebie wisiał piękny, okrągły księżyc, którego światło padało na twarz blondyna. Każda rysa jego twarzy była idealnie widoczna.
Nieśmiało złapał mnie za dłoń, kątem oka widziałam, że mi się przygląda, ale ja nadal uparcie kierowałam swój wzrok w chodnik.
W ciszy minęliśmy wszystkie klatki bloku i zatrzymaliśmy się pod moją.
Staliśmy naprzeciwko siebie patrząc w swoje oczy.
Ich głęboki niebieski kolor przyprawiał mnie o przyjemny dreszcz.
W końcu dotknął opuszkami palców mojej twarzy. Zakreślił linię od mojej skroni do kącika ust. Patrzyliśmy przez długą chwilę na siebie, a potem Charlie złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Było tak idealnie... Ale blondyn się odsunął i znów zaczął patrzeć w moje oczy. Było to dziwne, zaczęłam się krępować, więc wbiłam wzrok w swoje byty... Różowe superstary...które chciałam sobie ostatnio kupić?
-Co kurwa? 
Nagle się obudziłam w swoim łóżku.
-Cholera.- schowałam twarz w poduszkę.
-No...- usłyszałam czyjś głos i szybko usiadłam. Na łóżku siedział Will i jadł...kisiel?
-Co ty tu robisz? Miałeś nie wchodzić do mojego pokoju bez pukania...
-Przyszedłem cię obudzić, ale śmieszna jesteś, gdy śpisz...-zaśmiał się.
Głupek.
-Wynocha!- zaczęłam go kopać, a gdy wyszedł opadłam na łóżko.
Stop.
Dlaczego Charlie?
Wczoraj. Devries. Nasz pocałunek...Więc dlaczego kurwa Charlie?!
To jakiś głupi żart. Charlie jest...super, tak super. Super przyjaciel.
Leondre to jest no kurczę... też przyjaciel. Może trochę inny, bo pozwalam mu się całować, ale w sumie co z tego? Przecież on taki jest, całuje się z każdą...
Stop. Czy ja właśnie zostałam tą każdą?
O nie...
Tak namotał mi w głowie, że nawet nie zauważyłam, co robił.
Zdobywał mnie.
Pieprz się Devries! 
Wygram tę grę.
Na dzień dzisiejszy wyzbywam się mojej nieśmiałości!
Wstałam z łóżka i włączyłam muzykę.
Iggy Azalea - Team
Wzięłam rzeczy, które leżały na samym końcu mojej szafy i pobiegłam do łazienki.
Zrobiłam makijaż do którego, tak jak wczoraj, dodałam czerwoną, matową szminkę.
Ubrałam się, wzięłam torbę i zeszłam na dół, gdzie wszyscy siedzieli.

-Cześć.- przywitałam się i wzięłam jabłko.- Idziemy?- zwróciłam się do Loczka, który bacznie mi się przyglądał.
-Przebierz się.
-Zostaw ją Will, idźcie, bo się spóźnicie.- chłopak nie chciał się kłócić, wziął kluczki i wyszliśmy przed dom.
Nie odzywaliśmy się przez całą drogę. Gdy dotarliśmy do szkoły, chłopak powiedział krótkie 'cześć' i poszedł w swoją stronę. 
Stałam przy swojej szafce i wypakowywałam książki. 
Muszę coś zrobić, żeby Devies był zazdrosny, tylko co? 
-Rose...? Cześć. -odwróciłam się w stronę, gdzie stał Jeremy-kupel Leo z naszej klasy. 
Dzięki ci losie! 
-O hej. -zamknęłam szafkę. 
-Świetnie wyglądasz... Leondre jest w szkole? 
-Nie, znaczy nie wiem. 
-Okay, idziemy? -wskazał głową w stronę korytarza. 
-Jasne. -uśmiechnęłam się i razem poszliśmy do sali. Wszystkie oczy były skierowane na mnie. 
Mimo lekkiego dyskomfortu, z wysoko uniesioną głową ruszyłam do swojej ławki. 
-Skoro, nie ma Devries'a, to mogę?
Zgodziłam się, w sumie lubię Jeremy'ego. Jako jeden z nielicznych nie wierzy w plotki rozpuszczane przez Jennifer i normalnie ze mną rozmawia. 
A może to dlatego, że jest przyjacielem Devries'a? Nie wiem sama. 
Lekcja się zaczęła i po 5 minutach przyszedł Leondre. Spojrzał w naszą stronę, a potem usiadł w jakiejś ławce. 
***
Wyszłam z sali z moim nowym kolegą z ławki i zatrzymał nas Devries. 
-Co ty masz na sobie?! -warknął i pociągnął mnie za ramię. -Zaraz przyjdziemy. -poinformował Jeremy'ego, który poszedł do następnej sali. 
-O co ci chodzi?
-Widać twój brzuch. Załóż to. -szybko zdjął swoją bluzę i mi ją podał.
-Nie, nie jestem jedyną dziewczyna w takiej bluzce.
-Na pewno nie będziesz kolejną! Zakładaj tą bluzę! 
-Nie. -powiedziałam trochę zdezorientowana. 
Devries się zdenerwował i sam nałożył na mnie czarną bluzę. 
-I zmyj to z ust. -zmarszczyłam brwi. -Jesteś w szkole, taki strój i makijaż są nieodpowiednie. -dodał szybko. 
-Leo...-nie zdążyłam nic powiedzieć, bo chłopak odszedł zostawiając mnie w osłupieniu. 
Myślałam, że może będzie zazdrosny o Jeremy'ego, co będzie dowodzić tego, że jestem dla niego kimś więcej. A on nakrzyczał na mnie, ubrał i kazał zmyć makijaż, który różnił się jedynie szminką od tego, który robię zawsze. 
Poprawiłam włosy i poszłam na następną lekcję.  
Weszłam do sali jako ostatnia, przeprosiłam za spóźnienie i... W mojej ławce siedział Jack. 
Rozejrzałam się i nigdzie nie było Jennifer. 
Powoli podeszłam i zajęłam swoje miejsce. 
-Cześć. -przywitał się a ja wydusiłam uśmiech. -Rose chciałbym z tobą porozmawiać. 
O tym, że jesteś chuje? Jasne kolego. 
-Dlaczego? -tyle udało mi się wydusić. 
-O tym wszystkim. Możemy na długiej przerwie? 
Po to żeby dowiedział się Will? On chyba żartuje. 
-Wolałabym nie. 
-Masz rację, dziś o 4 w kawiarni? Tej niedaleko parku? -zgodziłam się i resztę lekcji spędziliśmy w ciszy. 
***
Devries przez kolejne dwie lekcje nie odezwał się ani razu, a ja siedziałam sama. 
Zaczęłam żałować tej 'kłótni' chociaż nawet nie wiem o co poszło. Nie był zazdrosny tak jak chciałam, nie podobał mu się mój dzisiejszy wizerunek, ta opcja też by była fajna, więc trzeba szukać trzeciej opcji, która jak na razie pozostaje dla mnie tajemnicą.
Na długiej przerwie kompletnie nie wiedziałam gdzie mam iść. Na stołówkę- siedzieć z Charlie'm i Will'em, którzy zobaczą mnie w bluzie Devries'a, od razu zaczną swoje gadki pod tytułem "Leondre nie jest dla ciebie", a i jeszcze siedzi tam chłopak, który znów ma okres i nie odzywa się do mnie.
Stanowczo odmawiam.
Poszłam do biblioteki, gdzie odrobiłam lekcje, Will dzwonił i pisał, ale ignorowałam to.
***
Już przyszedł czas na spotkanie z Jack'iem, nie miałam  ochoty go widzieć, ale z drugiej strony jestem ciekawa co ma mi do powiedzenia. 
Założyłam okulary przeciwsłoneczne i chciałam zejść na dół, ale Will- agent, gdy tylko mnie usłyszał wyszedł ze swojej bazy.
-Gdzie królewna idzie?- oparł się o framugę.
-Musi księcia szukać.- zażartowałam, ale chyba słabo mi wyszło, bo patrzył na mnie tym swoim surowym wzrokiem.
-Devries?
-Żartujesz? Nie odzywamy się do siebie.
-Okay, to gdzie idziesz?
-Do drogerii, chcesz iść ze mną?
-Nie, Charlie przyjdzie.
-Miłej zabawy.
-A obiad?
-Zjem na mieście.
***
Weszłam do kawiarni i wyszukałam wzrokiem Jack'a, który uśmiechnął się na mój widok.
Szkoda, że ja nie jestem tak pozytywnie nastawiona.
-Hej. -dosiadłam się do niego. 
-Cześć, zamówiłem pizze i napoje. 
-Tak długo będziemy rozmawiać? 
-Chciałem być miły. -spuścił wzrok. 
Co on taki niewinny?
Mimo wszystko, uważam, że zareagowałam trochę chamsko.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się. -To o co chodzi? 
-O nas. 
-Jakie nas? -zmarszczyłam brwi. 
-Znaczy... O relację między nami. Sama widzisz, że nie jest najlepiej. 
-Nie udawaj, że nie wiesz dlaczego. 
-Tak i nie przeprosiłem cię jeszcze. Kurczę Rosalie na prawdę mi przykro, że tak to wyszło. 
-Tak, mi też przykro. 
-Zachowałem się jak skończony dupek, ale to wszystko dlatego, że zgodziłem się na ten zakład zanim cię poznałem. Żałowałem, że się w to wpakowałem, bo gdy cię poznałem na prawdę cię polubiłem. Wiedziałem, że nie zasługujesz na to wszystko, ale nie miałem już wyjścia. 
-Zawsze jest jakieś wyjście. -przerwałam mu. 
-Masz rację. Na prawdę przepraszam... 
Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że musiałam odpuścić. 
-Dobra... Ja nie jestem pamiętna... -machnęłam ręką.
-Na prawdę? 
-Tak, nie mogę cię nienawidzić całe życie.
-Uf nawet nie wiesz jak się cieszę. 
Kelnerka przyniosła nam jedzenie za co podziękowaliśmy. 
-Przepraszam cię też za Jennifer.
-Nie przepraszaj za nią, ma swój rozum i wie co robi. Dobrze, że ty się ogarnąłeś. 
-Yhm. Już nie jesteśmy razem... 
Nie rozumiałam dlaczego zaczął ten temat, ale kiwnęłam na znak, że rozumiem. 
-Coś się stało?
-Często się kłóciliśmy, nie jest tak wyrozumiała jak ty. -uśmiechnął się. 
Tak, nie lubię kłótni, zawsze staram się załagodzić sprzeczkę. 
Zaczęliśmy jeść pizze, którą zamówił chłopak. 
-A ty i Leo? 
-Ja i Leo?- uniosłam brwi- To przyjaciel Will'a więc spędzam z nim dużo czasu. 
Zjedliśmy pizze i poszliśmy w swoje strony. Muszę przyznać, że było miło i rozmawiało nam się lepiej, niż wtedy, gdy byliśmy razem. 
Miałam dwa nieodebrane połączenia od Devries'a.
Ciekawe czego chciał.
Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. 
Gdy weszłam do domu usłyszałam dwa głosy -Leo i Will. Siedzieli na kanapie i grali na konsoli, obaj spojrzeli na mnie. 
-I jak zakupy? -spytał Loczek szukając wzrokiem tych torb, które powinnam mieć. 
-Nie było nic ciekawego.-skłamałam.
Patrzyłam na Devries'a, którego mina była wręcz gardząca. 
Pierdol się głupku. 
-Mhm. -Will głupio się zaśmiał a ja poszłam na górę. -Jadłaś?!-usłyszałam jeszcze, ale trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. 
Jak on mnie denerwuje.
Nie może powiedzieć o co chodzi, tylko obraża się jak dziecko?
Przecież mówił, że chcę się przyjaźnić, to po co te sceny? 
Wzięłam jego bluzę, którą dał mi dziś w szkole i zaciągnęłam się jej zapachem. 
Boże...skąd on ma takie perfumy? 
Wzięłam czystą bieliznę oraz piżamę i poszłam pod prysznic. 
***
Siedziałam w jadalni i piłam herbatę razem z moją nową rodziną. Dziś już założyłam ubrania zalewające każdą część mojego ciała: jasną bluzę i porwane jeansy. 
Leondre ani nie był zazdrosny, że inni chłopcy zwracają na mnie uwagę, ani nie podobał się mu mój wczorajszy wizerunek. 



***
Weszłam do sali od razu podbiegł do mnie Jack, a wszyscy na nas spojrzeli.
Co? Czy to dziwne? Pff. 
-Cześć Rosalie. 
-Hej, co tam? 
-A... 
-Zostaw ją. -przerwał mu Devries. 
-Rozmawiamy... 
-Miał się do ciebie nie zbliżać.
-Devries....
-Nie mów do mnie Devries.-warknął. -Chodź. -pociągnął mnie za ramię i pociągnął na korytarz. 
-Au! Puść mnie! -wyrwałam się. 
-Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieję?! -podchodził do mnie coraz bliżej, a ja się odsuwałam, aż uderzyłam plecami o szafki. 
-Ty mi powiedz. Nagle przestałeś się do mnie odzywać... 
-A co mam robić?! Lecisz na dwa fronty dziewczyno! 
-Że co proszę?!-prychnęłam. 
-Tak już trzy. Całujesz mnie, potem wystawiasz mnie dla Charlie'go, teraz nagle odnawiasz znajomość z Jack'iem!
-Leondre co ty mówisz? -uspokoiłam się. 
-Wczoraj też byłaś z Charlie'm, prawda? 
-Nie... -spuściłam wzrok. 
-Rosie, nie okłamuj mnie, proszę... -podniósł mój podbródek. 
-Na prawdę, byłam z Charlie'm przedwczoraj, ale nawet nie pytał mnie o zdanie. Will mi oznajmił, że przyjdzie Charlie i tyle. 
-A wczoraj? 
Cholera, co ja mam mu powiedzieć. 
Nie dam rady kłamać mu prosto w oczy. 
-Byłam z Jack'iem. -spuściłam głowę. 
-Co kurwa?! 
-Tak, chciał porozmawiać, więc się z nim spotkałam. 
-Po tym co ci zrobił?!
-Pogodziliśmy się. 
-Ja pierdziele. -wypuścił powietrze z ust. -Rose serio? Zgłupiałaś?
-Nie mogę nienawidzić go całe życie. 
-Możesz i powinnaś. Po prostu nie rozmawiaj z nim. 
-Leondre.... 
-Nie Rose, chcę się z tobą przyjaźnić, ale jeżeli masz zamiar odnawiać stare znajomości to ja się z tego wypisuję. 
Co miałam zrobić? Zależy mi na naszej znajomości. 
Bez słowa przytuliłam się do chłopaka i znów poczułam ten piękny zapach. 
Brunet pocałował mnie w głowę. 
-Chodźmy do sali.-poprosiłam. Pocałował mnie jeszcze w policzek i weszliśmy do sali. 
Usiedliśmy w mojej ławce. 
-Wyjdziemy gdzieś po szkole? -zaproponował i złapał mnie za dłoń, którą wyrwałam. -No co? 
-Jesteśmy przyjaciółmi. -wyjaśniłam, a on się zaśmiał. -No możemy, jakiś pomysł? 
-Zjemy coś, a potem co? 
-Nie wiem, może tak pospacerujemy... 
-Mhm. 
Przyszła nauczycielka i skupiliśmy się na lekcji. 
***
Z naszego spaceru nic nie wyszło i po prostu usiedliśmy na ławce.
-Może chcesz coś zjeść... Skarbie? -uśmiechnął się łobuzersko i objął mnie ramieniem. 
-Spadaj... -próbowałam go odepchnąć, ale się nie dał.
-KFC? 
-Nie, jedliśmy godzinę temu.  
-Godzinę i 43 minuty. 
-Jeszcze słowo i sobie pójdę. 
-Ok.
-Ok. -chciałam wstać i od razu zostałam przyciągnięta przez bruneta, na którego kolanach wylądowałam. -Ej nie pozwalaj sobie!
-Bo co? -uśmiechnął się. 
-Przestań. -przekręciłam oczami. 
-Bo co? -zbliżył swoją twarz. 
-Leo ostrzegam. -gdy tylko skończyłam mówić, chłopak wbił się w moje usta. 

Jak zawsze był zachłanny, kończąc nasz pocałunek delikatnie musnął moją wargę i uśmiechnął w moje usta. Kciukiem głaskał mój policzek, co powodowało, że nie miałam ochoty kończyć tej chwili. Jeszcze raz mnie pocałował i otworzyliśmy oczy. 
-Leo muszę iść. -oderwałam wzrok od jego czekoladowych tęczówek i wstałam. 
-Teraz? 
-Już jest późno.
-Wcale nie. Możemy idź do mnie jeżeli chcesz. -stanął obok mnie. 
-Nie, muszę odrobić lekcje, mama już pewnie dzwoniła...
-Rosie, kurczę... O co ci chodzi?
-O to, że jesteśmy przyjaciółmi, a jak się zachowujemy? 
-Nie rozumiem. Obiecałem, że nie zrobię niczego, co ci się nie podoba i nie słyszałem sprzeciwu. -uśmiechnął się łobuzersko. -Wręcz przeciwnie, tobie się to podoba. 
-Boże... Głupek. -zaśmialiśmy się. -Nie, Leo, serio. Koniec. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele tak nie robią. 
-Jak nie robią? -przybliżył się i położył dłonie na moich biodrach. 
Przysięgam, że jak ten głupi uśmieszek nie zniknie z jego głupiej mordy, to...
-Nie robią-TAK. Nie całują się i nie przytulają i w ogóle... -mówiłam i żywo gestykulowałam, aż mi przerwano. 
-Zaprzeczasz sama sobie. 
-Ja zaprzeczam? Dziecko. -złapałam za jego poliki. -Ja doskonale wiem czego chcę. 
-Tak? Więc, chcesz mnie pocałować? -
Cholerny Devries. 
Spuściłam wzrok. 
-Nie. 
-O nie nie nie kochana. Spójrz mi w oczy. -uniósł mój podbródek, ale szybko wyrwałam się z jego objęć. 
-Spadaj... Do jutra. -burknęłam i odeszłam, odpowiedział mi śmiech chłopaka. 
Cholerny, głupek Devries. 
_____________________________________________________________
Siemson!
Jak rozdział?
Moim zdaniem chyba ok.
Jeśli chodzi o kolejny to nie mam pojęcia kiedy będzie. Nie mam czasu na nic, po szkole wracam padnięta i marzę tylko o tym, by położyć się spać, a jeszcze przyjechała moja przyjaciółka, więc no.
Jeżeli mi się uda, to napiszę go na niedzielę.
A i jeszcze taka rzecz, błaga nie piszcie miliona komentarzy "kiedy next?" XD zazwyczaj odpisuję jednej osobie, więc wystarczy spojrzeć trochę w górę xD :))
No to tyle 
Miłego tygodnia :))
-Kate xx




wtorek, 10 maja 2016

14."I beg you to cross the line. Don't say no."

Will włączył wczoraj jakiś okropny film akcji, który był tak zagmatwany, że nawet nie chciało mi się myśleć nad fabułą. Jedynym plusem był przystojny sąsiad głównego bohatera, którego widziałam przez kilka sekund wypowiadającego ze stoickim spokojem jakże fascynujące słowa "Ludzie... Spierdalamy". I tak przez cały film czekałam aż znów się pojawi, niestety się zawiodłam. 
Był jeszcze jeden całkiem przystojny aktor, który na Film webie miał rolę, cytuję :'chłopak drugi'. 
Przeciągnęłam się, zabrałam ciuchy i poszłam do łazienki. 




Zrobiłam wszystkie poranne czynności a do mojego rutynowego makijażu dodałam czerwoną, matową szminkę, którą potem wrzuciłam do torby. Spakowałam rzeczy i zeszłam na śniadanie. Nikogo już nie było, gołąbeczki w pracy, a Will już w szkole. Zjadłam tosty, które zostawił Loczek i wypiłam herbatę z cytryną.
Usłyszałam pukanie, więc bez zastanowienia krzyknęłam 'Proszę', a ten ktoś wszedł do domu.
Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że to Devries. Dlaczego? Z dwóch powodów, pierwszy jest taki, że go polubiłam, drugi: bo doszło do tego, że boję się sama przekroczyć próg szkoły.
Gdy tylko pomyślę, że miałabym spotkać się sam na sam z Jennifer, Juli lub Jack'iem, skręca mnie od środka. Nienawidzę ich komentarzy za każdym razem gdy mnie widzą, nawet ich spojrzenia powodują, że się krępuje i mam ochotę uciec. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest.
Gdy jest Leo, czuję się pewniej.
Jak na życzenie do salonu wszedł brunet i gdy tylko mnie zobaczył szeroko się uśmiechnął.
-O dzień dobry, smacznego.
-Hej, dziękuję.
Chłopak przeszedł przez pomieszczenie i usiadł ze mną przy stole.
-Dzwoniłeś? -spytałam i ugryzłam mojego tosta.
-Nie, tak pomyślałem, że przyjdę po ciebie. -mówił patrząc się na moje usta, a potem zwilżył językiem dolną wargę. -Nie pomagasz...
Zmarszczyłam brwi.
-Albo zmyj to z ust, albo w końcu nie wytrzymam i cię pocałuje. -uśmiechnął się łobuzersko.
Patrzyłam na niego jakby powiedział, że właśnie zabił całą moją rodzinę. Ledwo przełknęłam tosta i upiłam łyk herbaty.
-Musisz wytrzymać.-powiedziałam w końcu na co chłopak wybuchł śmiechem.
-Rosie, mam pomysł.
-Mam się bać? -spytałam i odniosłam kubek i talerz do zmywarki, a gdy się odwróciłam by wrócić do stołu, wpadłam na bruneta. Spuściłam wzrok i chciałam go wyminąć, ale przytrzymał mnie w talii.
-Może dziś zostaniemy w domu? -powiedział to przykładając usta do mojego czoła.
-Leo... Odsuń się. -powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Możesz powtórzyć?-zaśmiał się i podniósł mój podbródek. Najpierw spojrzałam na jego uśmiechnięte usta, potem nos i w końcu musiałam dotrzeć do oczu.
O nie, za blisko.
Wpadłam w panikę, mój oddech przyspieszył, a serce waliło jak oszalałe.
-Odsuń się. -powtórzyłam równie cicho i na ten moment przymknęłam powieki, żeby tylko na niego nie patrzeć.
Leo położył dłoń na mojej twarzy i kciukiem pogładził policzek.
-Powiedz to jeszcze raz, patrząc mi w oczy. -powiedział powoli.
Co zrobiłam?
Nic, zupełnie nic. Stałam jak idiotka i patrzyłam w te jego cudowne oczy, które stawiły, że zapomniałam jak się mówi.
Jak ja go nienawidzę.
Brunet z szerokim uśmiechem zaczął zbliżać się do mojej twarzy.
O cholera.
-Nie chcę. -szepnęłam z zaciśniętymi powiekami.
-Co? -otworzyłam oczy i widziałam jak Leondre zmarszczył brwi.
-Obiecałeś... Obiecałeś, że nie zrobisz niczego, czego nie chcę. A ja nie chcę.
Chłopaka wypuścił głośno powietrze z ust, oparł dłonie po obu stronach moich bioder na blacie i schował twarz w moje włosy.
-To była moja pierwsza i ostatnia obietnica. -znów na mnie spojrzał i zaśmialiśmy się.
-Serio się odsuń, musimy iść do szkoły... - odepchnnęlam go lekko i poszłam założyć buty.
-Zostańmy dziś w domu...-chłopak przyszedł za mną i wydął dolną wargę.
Wygląda uroczo.
Boże Rose, co ty pieprzysz? To przecież Leo.
-Nie... Ostatnio jak uciekłam z Charlie'm mama była wściekła...
-Oj przestań, masz 17 lat, to najlepszy wiek do uciekanie ze szkoły....-wybuchliśmy śmiechem.
-Nie ma mowy.
-No proszę... Będę smutny.-spojrzał na mnie i...ugh.
-No dobrze... -zdjęłam buty. -Ale mama wraca około 9.
-Pójdziemy na miasto coś zjeść, a potem do mnie, co ty na to? -uśmiechnął się szeroko.
-O nie, znów muszę założyć buty...
-Możesz chwilę odpocząć. -zaśmiał się.
Założyliśmy buty, zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy...no gdzie mógł mnie zabrać największy żarłok na świecie? Oczywiście, że na śmieciowe jedzenie do KFC.
Usiadłam na kanapach, a Leondre poszedł po jedzenie.
Było kilka osób z naszej szkoły, więc wzięłam telefon i udawałam, że coś na nim robię.
Nie tylko my wybraliśmy się na wagary.
Za sobą słyszałam śmiechy, siedziała tam grupka chłopców z naszej szkoły.
Miałam wrażenie, że to ze mnie się śmieją i czułam, że moje policzki robią się czerwone.
Modliłam się żeby Leo już wrócił, noi faktycznie ktoś się dosiadł, ale był to blondyn z zielonymi oczami.
Spojrzałam na niego krzywo.
-Cześć, jestem Daniel. -wyciągnął dłoń w moją stronę, którą uścisnęłam.
-Rosalie.
-Wiem.
-Znamy się?
-Nie, ale moi znajomi kojarzą cię ze szkoły.
Spojrzałam za siebie, gdzie siedzieli znajomi Daniel'a.
No tak, ta roześmiana grupka.
Wszyscy trzej uśmiechneli się szeroko, co wyglądało komicznie, a ja posłałam im uśmiech.
-Może byś się dosiadła do nas?
-Em, właściwie nie jestem tu sama.
-Tak jest tu ze mną. -nagle za blondynem pojawił się Devries.
-Devries?
-Hanson?
Hanson? O mój boże. Śmiałam się w duchu.
-Nixton? -Leo zaśmiał się na moje słowa.
-O stary! -blondyn wstał i przybił piątkę mojemu znajomemu. -Dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie?
-Jakoś leci. -odstawił tace z górą jedzenia.
-Poznałem już twoją dziewczynę.-Daniel uśmiechnął się do mnie.
-My..nie jesteśmy razem. Leo to mój znajomy.-wytłumaczyłam.
-Tak? Może dosiądziecie się do nas? -znów zadał mi to pytanie.
Pomyślałam, że skoro to znajomy Devries'a, to czemu nie.
Wstałam zabierając swoją torbę i ruszyłam do stolika chłopców i przedstawiłam się.
Tommy, Ed, Jake, wszyscy mieli brązowe włosy, tylko inaczej ułożone.
Zajęłam miejsce między Devries'em i Daniel'em.
Dziwnie się czułam, ja i pięcioro chłopców. Nie moje klimaty.
Leo rozmawiał z trójcą z naszej szkoły, a ja z Daniel'em. Wypytywał mnie o wszystko, czułam się jak na przesłuchaniu, a ja nie lubię mówić o sobie.
Postanowiłam to przerwać, więc wsłuchałam się w rozmowę pozostałych znajomych.
W pewnym momencie Daniel "przypadkowo" dotknął mojej dłoni, od razu ją zabrałam.
-Masz strasznie zimne dłonie, chcesz bluzę? -zaproponował i zaczął ją zdejmować.
Wcale nie było mi zimno, ale głupio było mi odmówić.
Poczułam mocne kopniecie i z krzywą miną spojrzałam na Devries'a, który patrzył na mnie niby zwykłym wzrokiem, a jednak w jego oczach widziałam lekki gniew.
-Nie, dziękuję jest mi ciepło. -uśmiechnęłam się do blondyna. 
-Zjedz coś jeszcze. -zaproponował Leo i objął mnie ramieniem.
Pierwsze co chciałam zrobić, to je zrzucić ale postanowiłam nie robić scen.
-Dzięki, nie jestem głodna. -i znów spotkałam się z tym dziwnym wzrokiem Devries'a.
O co mu chodzi?
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a potem Leo stwierdził, że idziemy do niego, więc pożegnaliśmy się i wyszliśmy z restauracji.
-Chcesz coś jeszcze do jedzenia? -złapał mnie za dłoń...a ja splotłam nasze palce.
-Przecież przed chwilą jedliśmy.
-Ja jadłem. Ty flirtowałaś z Daniel'em.
-Po pierwsze nie flirtowałam, tylko rozmawiałam.
-Jasne. Rose nie musisz się już odchudzać.
-Ja się nie odchudzam, w domu jadłam tosty, a teraz kupiłeś tyle jedzenia, że nikt by tego nie zjadł...dobra ty zjadłeś.
-Rose, ty prawie nic nie zjadłaś!
-Na prawdę chcesz się kłócić o to kto ma większy żołądek? -zaśmialiśmy się.
-Nie kłócę się tylko...Nie chcę żebyś się głodziła.

Ja się głodzę? Fajnie wiedzieć.
-Leo, jeszcze jedno słowo o głodzeniu się i będziesz mógł szukać sobie innej przyjaciółki.- chłopak nic nie odpowiedział i w ciszy szliśmy do jego domu.
***

Leo kazał mi czekać w jego pokoju, a sam poszedł na dół. Grzecznie usiadłam na łóżku i rozglądałam się dookoła. Byłam kilka razy zWill'em u Devries'a, ale nigdy w jego pokoju, zawsze siedzieliśmy w salonie. Pokój był...normalny, nic nadzwyczajnego, jasne ściany, ciemne meble i bałagan. Nie jest to dla mnie problem, mimo, że jestem raczej osobą schludnął, gdy wchodzę do pokoju Will'a atakuje mnie góra ciuchów i innych dziwnych rzeczy, więc się przyzwyczaiłam.
Czekałam na niego 12 minut, tak siedziałam z zegarkiem w ręku. Myślałam, że się przebiera, czy coś, ale przecież nawet nie wchodził do swojego pokoju, więc nie ma ciuchów. 
Po tych 12 minutach pojawił się z jakąś miską? 
-Miska? 
-Wypełniona sałatką. Sam robiłem. -uśmiechnął się i usiadł obok podając mi widelec. 
-Mówiłam, że nie jestem głodna.
-Oj przestań, wiem, że uwielbiasz sałatki. 
-Feta? 
-Niestety się skończyła, ale użyłem mozzarelli. 
-Nie lubię mozzarelli. 
-Rose, jeżeli tego nie zjesz to... 
-To co? Zabijesz mnie? 
-To sałatka się zmarnuje. -uśmiechnął się szeroko. -Masz. -wyciągnął w moją stronę widelec z nabitymi warzywami. 
-Myłeś chociaż ręce? 
-Oh jedz to! 
Noi zjadłam, poczułam mocny smak soli, który aż palił mnie w język. Za dużo. Stanowczo za dużo.
Przeżułam powoli, próbując się nie skrzywić. 
-Mmm pyszne! 
-A mama zabrania mi wchodzić do kuchni. -zaśmialiśmy się. 
-Masz, spróbuj. -nakarmilam go sałatką. Brunet nie ukrywał tego, że mu nie smakuje. 
-Mama miała rację. -wybuchłam śmiechem na jego słowa. -Chodź może zjemy coś innego. -pociągnął mnie za rękę. 
-Leo, ja na prawdę...
-Mam lody. 
-Okay.
Zeszliśmy na dół zabraliśmy lody i wróciliśmy do jego pokoju. 
Brunet położył się na nim a ja usiadłam po turecku. 
-Leondre?
-Skarbie? 
-Nie mów tak do mnie głupku. -uderzyłam go w ramię. 
-Uwielbiam, gdy się rumienisz... -cholerny Devries. -To co chciałaś?- wpakował sobie łyżkę lodów do buzi. 
-Twój ojciec... Powiesz mi co się stało? - spytałam niepewnie, patrząc na swoje ręce. Chwila ciszy ciągnęła się w nieskończoność. Bałam się spojrzeć w jego oczy, bałam się, że go zdenerwowałam. 
Usłyszałam jego głęboki wdech, odłożyłam łyżkę i położył się na plecach. 
Zrobiłam to samo, nasze głowy leżały obok siebie. 
-Nie wiem, co się stało z rodzicami. Przez kilka miesięcy nie układało się im, praktycznie nie rozmawiali, robili wszystko żeby tylko nie przebywać ze sobą w jednym pokoju. Pewnego dnia oznajmili, że mama się wyprowadza, tak po prostu. Dwa lata mieszkałem z ojcem, najgorsze dwa lata w moim życiu. Nie dość, że bałem się chodzić do szkoły, to jeszcze w domu nie było tej wspaniałej rodziny, którą kiedyś tworzylismy. W między czasie poznałem Charlie'go, przez internet. Pisał coś o jakimś duecie i tak dalej, ale nie chciałem mu wierzyć, no bo kto chciałby występować z głupim Devries'em, który jest pośmiewiskiem całej szkoły. Nie odpisywałem mu, ale los chciał inaczej. Okazało się, że mieszka w domu obok mojej mamy i raz gdy ją odwiedzałam spotkałem go. Chodził za mną, nie dawał spokoju, aż w końcu zgodziłem się z nim porozmawiać. I wszystko się tu zaczęło: kariera i problemy. Gdy wszystko się rozkręciło ojciec poprosił mnie o pożyczkę. Kurczę dałbym mu te pieniądze, ale były potrzebne na polepszenie koncertów. Ojciec się wkurzył  wyzwał mnie od niewdzięcznych gówniarzy, powiedział, że to wszystko mam dzięki niemu... Wyprowadziłem się do mamy, a Joey i Matilda zostali. Gdy kariera się zaczęła, moja rodzina rozpadła.-słuchałam go uważnie i nie mogłam w to uwierzyć. Leo zawsze mówił o swojej idealnej rodzinie, o tym, że po dniu w szkole, gdzie znęcano się nad nim, do domu wracał z uśmiechem. 
Nie mogę uwierzyć, że to ta sama osoba, z którą przyjaźniłam się prawie cztery lata temu. Tak bardzo się zmienił. 
Odwróciłam się tak,by leżeć obok niego i mocno go przytuliłam, co odwzajemnił. 
-Kiedyś zrozumie co stracił i będzie tego żałował. -szepnęłam.
Leondre przyciągnął mnie na siebie i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mieszkasz w Bristol. -powiedział cicho i pocałował mnie w głowę, raz, drugi a potem przewrócił nas i zawisł nade mną. 
Nie byłam pewna co się dzieję, czy to rzeczywistość. Wzięłam głęboki wdech, czekając na ciąg dalszy.
Odgarnął kosmyk moich włosów i zaczął się powoli zbliżać....ale zadzwonił mój telefon. 
Leondre zamknął oczy, a ja go odepchnęłam i odebrałam telefon. 
-Rosalie, gdzie ty jesteś, obiad już zimny?!
-Zaraz będę. -poinformowałam i rozłączyłam się. 
-Musisz iść? -chłopak złapał mnie za rękę i pogładził ją kciukiem. 
-Tak, nie chcę żeby mama dowiedziała się, że nie byłam w szkole. 
-Okay, to może wpadnę wieczorem? 
-Will... 
-To wpadnę do Will'a. -zrobił palcami cudzysłów i zaśmialiśmy się. 
-No dobrze, tylko masz mnie nie dotykać. 
Zeszliśmy na dół gdzie założyłam buty.
-To... Do później? 
-Do później Skarbie. -chciał odtworzyć drzwi, ale Leo łapiąc mnie w talii przyciągął do siebie i od razu wbił się w moje usta. Zachłannie muskal moje wargi, a ja nie zdążyłam zareagować. 
No właśnie, nie zdążyłam, czy nie chciałam? 
Przejechał językiem po mojej dolnej wardze i... Bum. 
-Leo, muszę iść. -odsunęłam się. 
-Przestałaś mówić 'nie'-uśmiechnął się.
-Głupek. Pa! -krzyknęłam już spod bramy. 
-Do później Skarbie! -nawet się uśmiechnęłam na jego słowa. 
W domu zjadłam z mamą, Georgem i Will'em, który patrzył na mnie jakbym popełniła zbrodnie. 
Doskonale wiedział, że zamiast iść do szkoły byłam z Leo. 
Nie zdążyłam zjeść ostatniego pomidora z mojego talerza, a Will zabrał mi go z przed nosa i odniósł do zmywarki. 
-Do mojego pokoju. -rozkazał. 
Cholera. 
Mama i George zerkali na nas skrycie. 
-No to ten, no... -wydusiłam i pobiegłam do pokoju Loczka. 
Obmyśliłam już plan: usiadłam na fotelu przy biurku, a Will usiądzie na łóżku, więc nie zacznie mnie bić. BANG! 
Po chwili przyszedł chłopak i nie usiadł na łóżku, tak jak myślałam, tylko podszedł do mnie uderzył otwartą dłonią w głowę. 
-Auu, głąbie! Stop przemocy w domu! -chciałam go kopnąć, ale zrobił krok w tył i zaraz znów mnie uderzył. 
-Muszę ci wybić Devries'a z tego durnego łba! 
-Głupi jesteś?!!-wstałam i pociągnęłam go za te głupie loki, nie był mi dłużny i również złapał za moje włosy. 
Skończyło się tak, że taczaliśmy się po dywanie, a ja kopnęłam go w twarz.
-Idiotka. -puścił mnie i złapał się za policzek. 
-Kobieta zawsze wygra. -uśmiechnęłam się poprawiając poplątane włosy. 
-Rose, ja mówię serio. Będziesz żałować tej znajomości. 
-Za mało wiesz żeby się wypowiadać... -powiedziałam do siebie. 
Oczywiście chodziło mi o znajomość Leo z przed prawie czterech lat. Nadal jest to nasza mała tajemnica. 
-Co? 
-Głupi jesteś i tyle. To mój kolega. 
-Chodzicie razem na miasto, uciekacie z lekcji...
-Jak znajomi. Czy ty serio wierzysz, że mogłoby coś między nami być? 
-Jesteś za delikatna na taką znajomość. 
-Przyjaźń to chyba nic złego... 
-Co do przyjaźni... Charlie przyjdzie do ciebie. 
-Co? -zmarszczylam brwi. 
-Gówno młoda. Ja idę dziś na randkę, Charlie nie ma co robić, więc przyjdzie do ciebie. 
-Po pierwsze: randka? Po drugie: dlaczego nie wyjdzie z Leo? Po trzecie:dlaczego ja? Po czwarte: Jaka dziewczyna by się z tobą umówiła?
-Ta randka to nic poważnego. Leondre od niego nie odbiera, a ty... No to ty. Ładna, miła... Idealna dla Charlie'go. -uśmiechnął się. 
-Nawet nie próbuj nas zesfatać. 
-Nie próbuje. Sam chciał. 
Cholera. 
-Dobra, napiszę do niego. -poszłam do swojego pokoju.
Do:/Charlie/
"Za pół godziny, weź rolki."
Od:/Charlie/
"Okay"
Napisałam do Leo, żeby nie przychodził, poprawiłam makijaż i włosy oraz przebrałam w wygonde ciuchy. 



Ledwo zdążyłam wyjąć rolki Will'a z garażu a blondyn już czekał pod domem. Pięć minut przed czasem, jedyny chłopak, który się nie spóźnia.
Spojrzałam na jego 'rolki'. które wcale nie były rolkami, bo to deskorolka.
-Hej.- uśmiechnęłam się i podjechałam do niego.
-Siema. Jak tam dzień minął.- spojrzał na mnie znacząco.
-Dzień jak co dzień. Nie mogłeś wziąć rolek?
-Niestety nie mam Słońce.
SłońceSłońceSłońce.
Uwielbiam jak tak do mnie mówi.
-Okay, mam nadzieję, że nadążysz.
-Mam lepszy pomysł. Skatepark.- uśmiechnął się szeroko i zaczęliśmy jechać w stronę tego miejsca.
Czemu on wygląda tak idealnie na tej desce?
Dojechaliśmy do celu, co mnie ucieszyło nikogo nie było.
Charlie zaczął się popisywać jakimiś dziwnymi rzeczami, które robił z tym kawałkiem drewna, a ja jeździłam po najmiejszych rampach modląc się żeby przeżyć.
Umiem jeździć na rolkach, ale tylko po równej nawierzchni, takie górki nie są dla mnie.
Śmialiśmy się trochę z siebie nawzajem a potem usiedliśmy na jednej z ramp.
-To jak tam dzień z Leo?-spytał obojętnie.
-Dobrze...Nic ciekawego.- Prawie.
-Mhmm.
-O co ci chodzi?!
-O to, że już rozmawialiśmy na ten temat. Nie mieszaj się w to.
-Dlaczego niby? Skoro jest taki zły, to dlaczego się z nim przyjaźnisz?
-Nie jest zły...Jest...eh po prostu dużo przeszedł i trochę się pogubił.
Wiem, coś o tym.
-Charlie ja to wszystko wiem, ale uwierz mi, ja i on...to dwie inne bajki.
-Właśnie...więc dlaczego ciągle z nim spotykasz?!
-Bo jestes dla mnie tak samo dobrym przyjacielem jak dla ciebie.
Lenehan nie miał już argumentów. Przegrał tą wymianę zdań.
-Dobra, Rose. Już się w to nie mieszam. Nie chcę się z tobą kłócić.
Przerwał tą napiętą atmosferę i mnie przytulił.

----------------------------------------------------
Siemson!
Uff jaki ciężki był ten rozdział.
W sobotę miałam już połowę tego rodziału, ale głupia ja postanowiłam go usunąć i napisać jeszcze raz. 
Nie ważne.
Ogólnie wymęczyłam każde słowo tego rozdziału xD
No to ten.
Mam nadzieję, że kolejny wyjdzie mi lepiej.
Do następnego!
-Kate xx
Ps: Przepraszam za błędy (sr Klaudia za każdy przecinek, którego nie postawiłam przed 'a'), ale po długiej przerwie wróciła szkoła i wracam do domu ledwo żywa. :))
Ps2: Mam żart XD
Co mówi matematyka do drwala?
*
*
*

*
*
*
ROMB.XDD

sobota, 7 maja 2016

13.I could be your knight in shining armour.//LBA PART THREE

Od poniedziałku do piątku tydzień był prze nudny. Lekcję spędziłam sama, a na przerwach jadłam swoje sałatki owocowe w towarzystwie Will'a i jego znajomych. Nie przepadam za nimi, rzucają się na każdą ładną dziewczynę, tylko Charlie jest inny. Niestety nie było go przez ten tydzień, razem z Leo mieli kilka koncertów. Dziś wieczorem z Will'em idziemy ich zobaczyć, jestem mega podekscytowana, słyszałam ich piosenki,ale nigdy na żywo. Ubrałam się i zrobiłam mocniejszy makijaż.



Mama pozwoliła nam wziąć swój samochód. Droga zajęła nam 30 minut.
Ochroniarz wprowadził nas do niedużego budynku, przynajmniej taki się wydawał, bo w środku okazał się wielki, dziesiątki drzwi i korytarzy, które były jak labirynt. 

Już było słychać krzyki fanek i grający support. 
Mężczyzna zaprowadził nas do jakiejś sali gdzie byli nasi znajomi.
-Fanom wstęp wzbroniony. -zaśmiał się Lenehan.
-Chcesz co możemy wyjść. -Will przybił im piątki.
Podeszłam do Charlie'go, który mocno mnie przytulił i Leo... Nie wiedziałam jak mam się zachować, więc powiedziałam ciche 'hej'.
Brunet uśmiechnął się i podszedł mnie przytulić. Miałam wrażenie, że trwa to za długo, a on nie wyrażał chęci odsunięcia się. 

Kurde co pomyśli sobie Will. 
Wbiłam palce w żebra chłopaka a on odsunął się z grymasem na twarzy.
Jak to Devries nie umiałby powstrzymać się od głupich tekstów czy objęcia mnie ramieniem, dlatego postanowiłam go nie prowokować i usiadłam na kanapie między Charlie'm i Will'em.
-Zaraz wracam, ojciec dzwoni... -z kanapy wstał Will.
Czemu los jest przeciwko mnie?!
No to chyba oczywiste, że Devries nie ukrywając uśmiechu usiadł obok.
Stanowczo za blisko.
Próbowałam jakoś się od niego odsunąć w stronę Charlie'go. Chociaż on, nie świadomie, ale jednak, jest po mojej stronie; mój kochany blondasek objął mnie ramieniem, przez co Devries od razu się odsunął.
Uff.
Z Charlie'm robiliśmy sobie jakieś głupie zdjęcia, a Devries patrzył na nas jakbyśmy mu całą rodzinę wystrzelali. 

Prędzej bym go zastrzeliła.
Zaśmiałam się, przez co zwróciłam uwagę chłopców, ale tylko pokręciłam głową.
Czy to dziwne, że śmieje się do siebie?
Bałam się, że zaraz zrobi mi awanturę, że mu przyjaciela zabieram. Z tym nic nie wiadomo.
Serio te, teraz już, małe, czarne oczka były straszne.
-Wiecznie ma jakieś problemy... -do pomieszczenia wszedł Will.
-Co znowu?
-Nie wiem... Robi awanturę o gówno.
-Emm gdzie jest toaleta? -zapytałam zwracając się bardziej do Lenehan'a.
-Chodź, zaprowadzę cię. -powiedział przemiłym głosem Devries.
W tym momencie chciałam powiedzieć, że jednak mi się nie chcę, ale to chyba byłoby głupie. Wstałam poprawiając ubrania. Brunet położył dłoń rękę na moich plecach, co od razu wywołało u mnie dreszcz, kierując mnie w stronę korytarza, gdy tylko do niego weszliśmy zrzuciłam rękę bruneta.
-Oj Rosie, Rosie. Zdecyduj się czego chcesz, najpierw mnie całujesz, a potem tulisz się do mojego przyjaciela.
-Miałeś mi tego nie wypominać.-warknęłam.
-Nic takiego nie mówiłem.
-To był ostatni raz, kiedy się całowaliśmy.
Brunet w mgnieniu oka przywarł mnie do ściany intensywnie patrząc w moje oczy.
-Czyżby?
-Ttak.
-Rose, sama w to nie wierzysz. -już nasze usta miały się złączyć, ale w ostatniej chwili zakryłam się dłonią.
-Muszę siku.
-Rose... Jeden malutki buziaczek.
-To już na mnie nie działa.
Chłopak zabrał moją dłoń z ust, więc położyłam drugą, którą z resztą też zabrał. Próbował mnie pocałować a ja machałam głową we wszystkie strony.
-Devries przestań!- zaczęłam się śmiać.
-No jeden malutki buziaczek.
-Nie. -szarpaliśmy się śmiejąc głośno. Po chwili usłyszeliśmy chrząkniecie, szybko odwróciłam się w stronę gdzie stał Charlie. 

Myślałam, że mi oczy z orbit wypadną.
Szczerze? Nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego, że już od początku mi się podobał?
Jest inny. Inny, niż Leo, inny niż Will i w ogóle inny od wszystkich chłopców jakich znam. 
Rose debilu, każdy człowiek jest inny.
No tak, ale on jest bardziej inny niż powinien, cokolwiek to znaczy.
Jest czuły, miły, przystojny...
Może po prostu mam nadzieję, że coś między nami będzie?
Taa, szczególnie, gdy zobaczył cię w takiej sytuacji z jego przyjacielem.
A noi dodajmy jeszcze, że rozmawiam, ze swoim alter ego.

Nie miał za przyjemnego wyrazu twarzy. Próbowałam odsunąć się jakoś od bruneta, ale on owinął ręce wokół mojej talii i nic sobie nie robił z obecności blondyna.
-Leondre musimy porozmawiać. -oznajmił poważnie i dopiero wtedy chłopak mnie puścił.
-To ja pójdę do Will'a.- spuściłam głowę i szybko, docelowo trafiłam do pomieszczenia gdzie był William.


*LEO*
-Co ty odpierdalasz? Rozmawialiśmy o tym. -Charlie podszedł do mnie bliżej.
-Nic...-próbowałem go jakoś zbyć, nie chce się z nim kłócić, to mój przyjaciel.
-Mówiłeś, że ją zostawisz w spokoju!
-Ciszej... Bo tak było, ale spójrz tylko na nią...
-Przecież to siostra Will'a! Jak ty to sobie wyobrażasz?! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić, nie zasłużyła sobie...
-Mówiłeś, że ci się nie podoba!
-Bo nie podoba, ale to moja przyjaciółka! Zabraniam ci się do niej przystawiać!
-Ha! Zabraniasz?! Słuchaj będę robił co chcę, jak chcę i kiedy chcę! A ty masz gówno do powiedzenia!
-Jeżeli przyjdzie do mnie z płaczem, nie ręczę za siebie. -blondyn odwrócił się na pięcie i wrócił do naszych znajomych.
Co on sobie wyobraża? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a on robi mi awanturę o jakąś laskę. No może nie byle jaką, ale jednak. Co mu do tego z jaką laską kręcę?  Moje życie moja sprawa.
Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić.
Poszedłem do pomieszczenia, gdzie wszyscy siedzieli. Tylko dziewczyna stała bawiąc się swoimi palcami, widać, że jest zdenerwowana.
-Rosalie może przyjdziesz dziś wieczorem do mnie? -uśmiechnąłem się patrząc na początku na Lenehan'a a potem na dziewczynę.
-Heh, po co? -zapytał Will nie odrywając wzroku od telefonu. Już miałem mu odpowiedzieć, coś, co by zdenerwowało Rose, która nie wykazywała chęci zgodzenia się na moją propozycję, ale jednak mnie wyprzedziła.
-Musimy zrobić referat do szkoły.-oznajmiła cicho. -Przyjdę. -zwróciła się do mnie. Objąłem ją i potarłem jej ramię. Blondyn zabijał mnie wzrokiem, a ja uśmiechnąłem się dumnie.
Jest moim przyjacielem, więc nie powinien się wtrącać w to co robię. Pokaże mu, że nawet on nie ma nade mną kontroli.
Chwilę potem byliśmy już na scenie, światła, dziewczyny krzyczące nasze imiona i spełniane marzenia. Kocham uczucie, które towarzyszy mi na scenie. To mój żywią.
Było niesamowicie jak zawsze, no może starałem się bardziej i miałem większy stres, bo oglądała mnie Rose. Byłem trochę zawiedziony, bo pod koniec koncertu już jej nie było, z resztą tak samo jak Will'a.
Zeszliśmy ze sceny.
-Gdzie oni są?
-Nie mam pojęcia.
Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie byli nasi znajomi. Rosalie siedziała w fotelu a Will przy niej kucał.
-Coś się stało?
-Rose zemdlała. -do pomieszczenia weszła mama Lenehan'a i podała dziewczynie butelkę wody.
-Wszystko w porządku? -podszedłem bliżej i przyglądałem się bladej twarzy Rose.
-Tak, było po prostu duszno... Ale już jest okej. -uśmiechnęła się lekko.
-Będziecie musieli zrobić ten referat u nas.-powiedział Will, taa referat...
-Pojadę od razu z wami. -oznajmiłem. 

Martwiłem się o nią.
Zabraliśmy swoje rzeczy, pożegnaliśmy się z Charlie'm i wyszliśmy z klubu. Objąłem brunetkę ramieniem i poszliśmy do auta. 

Była blada jak ściana, widać było, że źle się czuje.
Rose prosiła, żeby nic nie mówić jej mamie, więc od razu poszliśmy do jej pokoju. Will wyszedł do znajomych i zostaliśmy sami.
-Już wszystko okej?
-Tak, tak. To nic takiego. Lepiej powiedz co ty wyprawiasz?
Znów to pytanie.
-Chciałem spędzić z tobą czas jak z koleżanką, to ty skłamałaś, że mamy referat.
Dziewczyna przekręciła oczami.
-Dostaliśmy piątki. -położyła się na łóżku i otworzyła swojego laptopa. 


*ROSE*
Devries położył się obok mnie. Kątem oka widziałam, że z lekkim uśmiechem się mi przygląda, co było dla mnie dość krępujące. 

Po pewnym czasie, zaczął bawić się kosmykiem moich włosów.
-Co ty robisz?
-Nic. Piękna jesteś.-odpowiedział nie przerywając czynności.
-O mój boże... -wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
-Co?-chłopak położył się do na mnie przytulając do moich pleców. -Jennifer i Jack są razem?!
-No chyba tak. Ale jak?!
-Jesteś zazdrosna?
-O tego idiotę? Oszalałeś? -zaśmiałam się.-Złaź ze mnie. Przecież Jennifer gdy tylko cię widziała miała mokro w gaciach, a teraz... Jack?
-Wszystkie mają mokro jak mnie widzą.
-Co to się z tym światem dzieję... -pokręciłam głową.
-Mogę zrobić ci warkoczyka?
-Niee. 
Oczywiście Devries mnie nie posłuchał, usiadł na moich plecach i zaczął plątać mi włosy.
-Całkiem ładnie. -dotknęłam tego 'warkocza', który w ogóle nie przypominał warkocza.
-Myślę, że ładnie.
-Jak muzyka mi nie wyjdzie to zostanę fryzjerem. -zaśmiałam się.
-Mam nadzieję, że dostanę jakieś rabaty.
-Ta kupon, dziesiąta wizyta gratis. -zszedł ze mnie i usiadł obok.
-Głupek.Mam nadzieję, że jednak zostaniesz przy muzyce.-zaśmialiśmy się.
-Rose mogę cię o coś zapytać? -spojrzałam na niego i lekko kiwnęłam głową.-Tylko się nie obraź... Dlaczego zrobiłaś to z Jack'iem? -zmarszczyłam brwi. -Byliście ze sobą chyba tydzień... Zmusił cię do tego? -dodał z troską.
-Boże... Co?
-No wtedy jak byliśmy na imprezie powiedziałaś, że...
-
Devries, nie wiem co ci powiedziałam, ale najwyraźniej skłamałam.
-Czyli...?
-Nie chce z tobą o tym rozmawiać. -wróciłam do przeglądania stron internetowych.
Powiedziałam mu, że ja i Jack... Fuuu.
Brunet położył się obok, objął mnie i oparł brodę na moim ramieniu.
Już zaczęłam ignorować to co robi, chyba się przyzwyczaiłam.
-Może kawa? -zapytałam po chwili.
-Może randka? -uniósł z uśmiechem brwi.
-W kuchni? Jasne. -zaśmialiśmy się.
Zeszliśmy na dół, ja włączyłam ekspres, a Leo usiadł po turecku na wysepce kuchennej. Też zawsze tak robię.
Wyjęłam ciastka, a gdy kawa była już gotowa usiadłam naprzeciwko chłopaka.
-I co z twoim ojcem?
-Hmm?
-No kiedy chcesz tam wrócić? -zapytał przyglądając się ciastku. Tak, bardzo ciekawe te czekoladowe ciastko.
-Nie wiem. Powoli zaczyna mnie to denerwować. Mówi, że ciągle szuka a jakoś nie widać efektów. Myślałam, że potrwa to miesiąc max i będę mogła wrócić do Cardiff... Nie wiem, może on nie chce żebym z nim mieszkała...- upiłam łyk kawy.
-Nie mów tak. -Leondre potarł dłonią moje kolano. -Widziałem jak się cieszył, gdy wtedy przyjechałaś.-uśmiechnął się pokrzepiająco. -Nie sądzisz, że lepiej byłoby zostać w Bristol? Masz nową rodzinę...
-Tato jest moją rodziną. Chcę być tam. Nienawidzę tego miasta.
-Nienawidzisz mnie... -chłopak spuścił wzrok.
-Nie o to chodzi. Leondre rozumiem dlaczego mi to zrobiłeś. Nie miałeś wyjścia, gdybyś mnie nie wyzwał pobiliby cię.
-Noi co z tego?! -spojrzał na mnie. -Nie miałem prawa ci tego zrobić. Wtedy mieliśmy tylko siebie, zniszczyłem naszą przyjaźń, jedyne co miałem. -jego oczy się zaszkliły. Czy on na prawdę tak to przeżywa?- Nie chcę żebyś wracała do Cardiff. Chcę nadal się z tobą przyjaźnić.
-Leondre ja nie ufam ludziom. Nie potrafię być dobrą przyjaciółką.
-Tak ci się tylko wydaje. Gdybyś mi nie ufała nie rozmawialibyśmy teraz.
-Skończmy już temat...
-No dobrze... To jak, podobał ci się koncert?
-Tak, jesteście świetni, aż zemdlałam. -wybuchliśmy śmiechem.
-No nie dziwię się w sumie. Na swój widok sam ledwo trzymam się na nogach.
-Narcyz... Nie wiem co te wszystkie dziewczyny w tobie widzą...
-Ja też nie. Chociaż...może te moje piękne oczy. -mrugnął kilka razy.
-Mam ładniejsze!
-E-e.
-Ty masz jakieś takie brązowe prawie czarne, jak kupa, a ja niebieskie jak ocean.- znów wybuchliśmy śmiechem.
-Nie wierzę, że to powiedziałaś! I tak uważam, że moje są ładniejsze.
-Nie, ja mam takie czysto niebieskie.
-Niemożliwe. -położył dłoń na moim policzku. Chwilę się wpatrywał w moje oczy, a ja spoważniałam. -Masz rację twoje są ładniejsze. -powiedział
 prawie szeptem. Pogładził kciukiem mój policzek, a jego wzrok zjechał na usta. Odruchowo przegryzłam wargę. 
O nie Rose, zły nawyk, zły nawyk.
Brunet zaczął się niebezpiecznie zbliżać, a gdy był już za blisko spuściłam głowę i odsunęłam się na tyle ile mogłam na tej małej wysepce.
-Wiem co myślisz... -zaczął a ja odważyłam się na niego spojrzeć. -Nie jestem taki, jaki wszyscy myślą.
-Masz na myśli to, że nie znajdujesz sobie dziewczyny na tydzień, bawisz się nią, a potem masz w dupie? -zapytałam pewna siebie.
-Rose nie o to chodzi... -złapał mnie za dłoń. -Faktycznie tak było, ale kurczę... Nigdy nic im nie obiecywałem, wiedziały jaki jestem.
-No właśnie, taki jesteś.-wyrwałam swoją dłoń. -Nie chce być kolejną.
-I nie będziesz kolejną. Chcę tylko odnowić naszą przyjaźń. Obiecuję, że już nigdy nie zrobię czegoś czego nie będziesz chciała. -uniósł ręce.
-Obiecujesz?
-Tak. -pokiwał głową jak małe dziecko.
Resztę wieczoru spędziliśmy na luźnych rozmowach, muszę przyznać, że było miło.
Przenieśliśmy się do salonu, ja usiadłam na małym stoliku na kawę, a Devries rozłożył się na kanapie. Dziwne, że po takim czasie nadal mamy wspólne tematy.
Po dość długim czasie usłyszałam otwieranie drzwi i od razu spoważniałam, Devries usiadł prosto i przestał się śmiać, a do salonu wszedł Will z Charlie'm.
-Projekt zrobiony dzieci? -zapytał Will rzucając się na kanapę.
-O i co robicie? -Charlie spojrzał groźnie na Devries'a.
Szczerze? Nie wiem o co mu chodzi, ale wolałabym, żeby między mną, a nim nie było żadnych spięć.
-Nic, tak rozmawiamy.
-Zostaje na noc nie chce mi się wracać do domu. -oznajmił blondyn kładąc nogi na kanapie.
Leondre stwierdził, że musi już iść, więc zostaliśmy we trójkę. Opowiadali jakieś głupie historię związane z dziewczynami, a ja pękałam ze śmiechu.

***
-Roseee! Rusz dupę!- do mojego pokoju wszedł Will.
-Zrób mi śniadanie.-przeciągnęłam się i patrzyłam jak zapina koszulę.
-Chyba sobie żartujesz. -prychnął i wyszedł.
-Charliee! -krzyknęłam, a blondyn po chwili pojawił się w progu pokoju.
-Co chcesz Słońce? -usiadł na moim łóżku. 

Słońce...Uwielbiam, gdy tak do mnie mówi.
-Zrobisz mi jakąś kanapkę?- wydęłam dolną wargę.
-Musimy pogadać o Leo... Wiem jaki jest i nie chce żeby cię skrzywdził...
-Charlie polubiłam go, ale spokojnie, to tylko przyjaciel. Te wszystkie sytuację to... nie ważne. Rozmawiałam z nim na ten temat i obiecał, że już więcej mnie nie dotknie. -zaśmialiśmy się.
-Mądra dziewczyna. -pogłaskał moje włosy. -Dobra ty się ubieraj a ja zrobię nam śniadanie.
-Dziękuję!-krzyknęłam, gdy wychodził.
Ogarnęłam się i ubrałam.




Charlie jest taki kochany, że zrobił mi śniadanie. Miło z jego strony.
Zjedliśmy wspólnie i pojechaliśmy do szkoły zabierając po drodze Devries'a.
-Idziemy po szkole coś zjeść? -zapytał brunet, gdy weszliśmy do klasy. Miło z jego strony, że usiadł ze mną.
-No dobrze.-wypakowałam swoje rzeczy. Spojrzałam na Jack'a i Jennifer, którzy właśnie weszli do sali. Wyglądali na szczęśliwych.
-Nie myśl o nim. -uśmiechnął się i usiedliśmy w ławce.
-Nie myślę...
-Yhy, to przestań się na nich gapić. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet, on nie chciał z tobą być, byłaś tylko zakładem.
-No tak tylko zakładem... Pocieszyłeś mnie.
-Rose nie obrażaj się, przepraszam... -objął mnie i potarł moje ramię.
-Nie obrażam się, ale kurczę... mój pierwszy związek był głupim żartem.
-Będzie tego żałował. -uśmiechnął się tajemniczo, a do klasy weszła nauczycielka.
Devries całą lekcję siedział w telefonie a ja próbowałam zrozumieć co mówi nauczycielka chemii. Cholera, nie potrafię zrozumieć tych liczb, które wstawia w wiązania. Skąd one się biorą?!
Następna lekcja była godzina wychowawcza, czyli czas wolny.
Leo poszedł do toalety, a ja do klasy. Nie czułam się swobodnie, wiem, że nikt w klasie mnie nie lubi, jak idę z Devries'em to boją się nawet spojrzeć, a gdy jestem sama, czuję się ofiarą.
-Hej Rosalie! Co tam słychać? -
Jennifer uśmiechnęła się sztucznie, gdy przechodziłam obok jej ławki. Przytulała Jack'a tak mocno, jakby miał jej zaraz uciec. 
-Dobrze. -powiedziałam pod nosem. Chciałam już iść, ale zatrzymała mnie.
-Mam nadzieję, że nie jesteś zła o Jack'a?
Co ona do mnie ma? Czy to ją bawi?
-Coś się stało? -podszedł do nas Leondre i objął mnie ramieniem.
-Nie... -powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
-Jeff, dawno nie błagałaś mnie o spotkanie... Tydzień?  Nie, czekaj trzy dni. Tak, trzy dni. Oj Jackuś, Jackuś, twoja laska od początku roku do mnie wypisuje...ale spokojnie.-uniósł ręce. -Jej prawie pomarańczowa morda mnie nie pociąga, sam rozumiesz. -uśmiechnął się, a cała klasa wybuchła śmiechem oprócz mnie, Jennifer i Jack'a. -No nic, życzę szczęścia. -ponownie mnie objął i poszliśmy do naszej ławki.
-Wszystko okej? -zapytał cicho, a ja pokiwałam głową.
-Nie musiałeś jej obrażać.
-Nie pozwolę, żeby cię tak traktowała.-potarł mój policzek.
-Myślisz, że jak będziesz mnie bronił, to przestanie? Sama sobie poradzę.
-Właśnie widziałem jak sama sobie radzisz. -zdenerwował się. Usiadłam prosto i wyjęłam telefon.
Połowa lekcji minęła mi na przeglądaniu Instagrama.
Nie chcę żeby traktował mnie jak dziecko. Nie potrzebuje ochroniarza.
Devries w końcu się do mnie odwrócił, jedną rękę położył na oparciu krzesełka a drugą objął mnie w talii. Bez słowa się do mnie przytulił. Czułam jego ciepły oddech na szyi.
-Ej, przepraszam. -odsunął się i zrobił słodką minę.
-Nic się nie stało. Po prostu...to są moje sprawy i nie chcę żebyś się wtrącał.
-No dobrze, już nie będę.
-Rozmawiałam z Charlie'm... -spojrzałam na niego poważnie, trochę niepewnie. -Kazał mi na ciebie uważać.
-O mój boże....-chłopak przekręcił oczami. -Nie słuchaj go. Tak w ogó
le, mam pytanie. 
-No to słucham.
-Co myślisz o Charlie'm?-zmarszczyłam brwi, widząc moją reakcję dodał:- Zauważyłem, że strasznie się o ciebie martwi.
-Nie wiem... Znaczy nic. Kolega mojego przyszłego brata, który robi mi śniadanie. -zaśmiałam się. -Lubię go, jest... Inny.
-Dziwny? -uniósł brwi.
-Raczej wyjątkowy. -zauważyłam, że gdy to powiedziałam Leo zacisnął szczękę.-W sensie... Boże co ja mówię.... -pokręciłam głową. -Lubię go i tyle.
-Lubisz? No tak, Charlie to pieprzony romantyka jak mogłabyś go nie lubić...-fuknął i usiadł prosto.
-Hej? Devries, czy ty jesteś zazdrosny? -zaśmiałam się.
-Po nazwisku to po pysku. -myślałam, że wybuchnę ze śmiechu. Czy on jest zazdrosny? No tak przecież to Leondre Devries, każda dziewczyna jest jego.
-Devries.
-Nie mów tak do mnie.
-Devries.
-Nixton.
-Devries.
-Przestań.
-Devries.-zero reakcji. -Devries.- nadal nic.
Obraził się biedny.
Zrobiłam coś czego bym się po sobie nigdy nie spodziewała, podniosłam jego rękę i przytuliłam się do jego boku.
-O nie. Ty się do mnie przytuliłaś. Mogę zrobić zdjęcie? -zaśmiał się.
-Jeżeli ci to przeszkadza... -chciałam się odsunąć, ale brunet przytulił mnie mocniej.
-Chyba żartujesz. Już dzisiaj cię nie puszczę.
-Ej teraz ja ci zadam pytanie.
-Nie, nie podoba mi się Charlie.
-Nie o to mi chodzi geju... -zaśmiałam się. -Jennifer do ciebie pisała? Nie patrz się teraz na nią... -dziewczyna całą lekcję zabijała mnie wzrokiem. Devries oczywiście mnie nie posłuchał i spojrzał na nią. -Głupku miałeś nie patrzeć.
-Milion razy chyba. Nękała mnie wiadomościami aż ją zablokowałem. -zaśmialiśmy się.
-Nie lubię jej.-chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem a potem pocałował mnie w policzek. Automatycznie wytrzeczyłam oczy i chciałam usiąść prosto, ale chłopak mocno mnie trzymał.
-Co ty robisz?
-Nic, to tylko na złość Jennifer.
-Nie chcę robić jej na złość. Tylko... Mam nadzieję, że też jest tylko zakładem .-Leondre wybuchł śmiechem.
-Niemiła jesteś...-pokręcił głową.
-Ja? To ona robi wszystko by mnie zdenerwować.
Usłyszeliśmy dzwonek i poszliśmy na następną lekcję. 


*LEO*
-To co obiad? -zapytałem gdy wychodziliśmy ze szkoły.
-Tak, jestem strasznie głodna...
-Grubas... -skomentowałem, ale Rose nawet się nie uśmiechnęła.
Leondre idioto, kiedyś się z niej śmiali, że jest gruba. 

Przybiłem sobie mentalną piątkę...w twarz.
-Jezuu... Ona zaraz go zje. -powiedziała gdy przechodziliśmy obok liżących się Jennifer i Jack'a, dosłownie się lizali.
-Zazdrosna?
-Raczej zniesmaczona. -zaśmiałem się i poszliśmy do restauracji, która była niedaleko naszej szkoły.
Spędziliśmy ze sobą cały dzień.


*ROSE*
Leondre odprowadził mnie do domu, przytulił mnie i poszedł.
Odrobiłam lekcję, te 6 zadań z chemii były męczarnią, pomalowałam paznokcie i włączyłam muzykę.
Leo wcale nie jest taki zły, wręcz przeciwnie, potrafi mnie rozbawić, wysłuchać, a jego wieczny okres chyba się skończył, bo od końca godziny wychowawczej ani razu się nie obraził, dla niego to wyczyn.
-Mogę? -do mojego pokoju wszedł Loczek.
-Pewnie chodź, może obejrzymy film?
Chłopak od razu otworzył okno i odpalił papierosa.
-No może. Gdzie byłaś cały dzień?
-Z Leo na obiedzie.
-Z Leo na obiedzie... Mhmm. Tak długo?
-No trochę się zasiedzieliśmy... -zaśmiałam się.
-Rose wiesz jaki jest Leo. On nie jest dla ciebie.
-Will nie denerwuj mnie. Między nami nic nie ma. Po prostu się przyjaźnimy, dobrze mi się z nim rozmawia.
-Rose, on jest moim kumplem, wiem jak potrafi namieszać dziewczynie w głowie. Nawet się nie zorientujesz kiedy...
-Spokojnie, jestem na to odporna. Obejrzymy coś?-uśmiechnęłam się.
-Jasne. -chłopak odwzajemnił uśmiech i usiadł obok mnie. 


______________________________________________________________________

 Siemnon! 
Pierwsza sprawa to LBA.
Nominowała mnie Kaja, dziękuję bardzo :* (zapraszam na bloga koleżanki XD)
1. Kto obecnie jest najważniejszą osobą w Twoim życiu ?
Moja siostra :))


2. Czy posiadasz jeszcze jakieś pasje oprócz pisania ?
Kiedyś grałam w siatkówkę, piłkę nożną i ręczną, ale odkąd jestem w liceum przestałam trenować. :/


3. Kto lub co jest Twoją inspiracją ?


Nie mam zielonego pojęcia xD serio, moją inspiracją chyba jest życie. (#japoeta) Nie, serio. Zdarza się, że w moim blogu pojawiają się dialogi lub sytuację, które przeżyłam lub przeżył ktoś z mojego bliskiego otoczenia, a ja po prostu to trochę pod koloryzowałam. A tak, to nie mam pojęcia co jest moją inspiracją. XD


4. Z jakich portali społecznościowych korzystasz?

Facebook.

5. Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś w swoim życiu ?

Ostatnie dwa lata były szalone sooo xD, nie warto wspominać xD ale napisze jedną sytuację, która nie była szalona, ale dość śmieszna(przynajmniej dla mnie).
Czekałam na autobus i podeszła do mnie starsza kobieta. Powiedziała, że mnie kojarzy, więc zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że ja ją też. Zaczęłyśmy rozmawiać, i doszłyśmy do wniosku, że mieszkała w klatce obok i zna moich rodziców.
Żaliła się na swoich wnuków, wypytywała się o wszystkich, siostrę brata, a ja jej opowiadałam, że wszystko okay itd, do momentu, aż zapytała o moją drugą siostrę, której nie mam xD ostatecznie okazało się, że się w ogóle nie znamy, bo ona mieszka na innym osiedlu, znaczy no nie mieszka, tylko mieszkała 10 lat temu xD także ten xD
Dziwne było to, że dość dokładnie opisała moich rodziców XD także ten XD


6. Czego najbardziej bałaś się w dzieciństwie ? A może nie ma takiej rzeczy ?
Pana mieszkającego w starym domku przy ulicy, który kiedyś gonił mnie i moje koleżanki z nożem, bo jadłyśmy jego orzechy xD


7. Wolisz żarty o blondynkach czy o Jasiu ?
Nigdy nie lubiłam tych żartów, ale jak już mam wybierać to o Jasiu. 


8. Czy byłaś lub masz zamiar jechać na koncert swojego idola ? Jeśli tak to na jaki ?
Nie byłam, ale mam zamiar kiedyś pojechać.


9. Czy istnieją ludzie, którym jesteś w stanie wszystko wybaczyć ?
Wszystkim jestem w stanie wybaczyć wszystko. Niestety.


10. Jak wyobrażasz sobie obecne życie bez bloggera ? Czy łatwo byłoby Ci po prostu nie pisać ?
Ostatnio miałam krótką przerwę, w sumie nie taką krótką, patrząc na to, że wcześniej pisałam codziennie, i przekonałam się jak to jest. Wyszło to tak, że miałam trochę problemów osobistych i ostatnie o czym myślałam to pisanie. Na prawdę nie miałam ochoty pisać, nie miałam nawet ochoty myśleć o tym.
Ale gdy wszystko wróciło do normy, od razu nabrałam chęci do pisania, i stwierdziłam, że to mnie odpręża i wtedy przestaję myśleć o problemach.
Ciężko by mi było tak, nagle przestać i już nigdy do tego nie wrócić.


Nie nominuje nikogo!
Drugiej sprawy w sumie nie ma, więc jak wam się podobał rozdział? 
Mieszam trochę z Leo, podoba wam się to? Czy jego charakter was denerwuje? Czy może denerwuje, ale przez to podoba?
Jeżeli pod rozdziałem będzie milion komentarzy to dodam następny... nie no żart XD ale jeżeli będzie dużo komentarzy to rozdział będzie we wtorek!

Opowiem wam żart XD
Co robi 9,50 w portwelu?
~
~
~
~
~
~
~
Ledwo dycha XD
Dobra, nie ważne XD
A i Majka czekam na twój rozdział!
No to tyle
Kocham was
-Kate xx
PS: JA PIERDZIELE *,*