*ROSE*
Obudziłam się po ósmej, dzisiaj pójdę trochę później do pracy. Mam o tyle wygodnie, że pracuję nielegalnie, czyli bez umowy i przychodzę sobie o której chcę. Samuelowi to nie przeszkadza płaci od godziny i w sumie siedzę tam tyle ile się da żeby jak najwięcej zarobić.
Zeszłam na dół, pogoda dzisiaj była przepiękna, promienie oświetlały każdy kąt. Zaczęłam robić tosty i po piętnastu minutach zszedł Loczek.
-Dzień dobry!-przywitał się radośnie i wszedł do kuchni po kawę. -Widzę, że wracamy do cichych dni...
-Rose?-odwróciliśmy się do Michela, który stał centralnie za mną. -Boże...-widziałam smutek w jego oczach, gdy zobaczył mój policzek. Uniósł dłonie żeby złapać moją twarz, ale ostatecznie się powstrzymał.
-To nic takiego...
-Dlaczego tam poszłaś?
-Chcę ci pomóc. -byliśmy za blisko siebie przez co musiałam zadrzeć głowę w górę, a on w dół.
-Powiedz, że oni nic ci nie zrobili...
-Ma ogromną ranę na policzku, to nazywasz nic? -wtrącił się Loczek, ale nawet na niego nie spojrzałam.
-Nie, oddałam im pieniądze, ale Mich tak nie może być, musisz się ogarnąć i...
-Przepraszam. -przerwał mi i szybko wyszedł z domu. -Yh.. -wybiegłam za nim, ale widziałam tylko jak pobiegł w stronę przystanku.
-Rose, nie możesz się z nim zadawać, on cię w to wciągnie. Patrzyłam w stronę, którą pobiegł i wzięłam głęboki oddech.
-Zawieziesz mnie do pracy? -spytałam, bo niestety mój kierowca uciekł. Martwię się o niego, chcę mu pomóc, jakoś wyciągnąć z tego bagna, ale on nie daje mi szansy, nie mogę być z nim dwa cztery na dobę i pilnować.
-Jasne.
-Dzięki, pójdę się ogarnąć.
-Może coś zjedz?
-Zjem w pracy.
Pobiegłam na górę gdzie się umyłam, pomalowałam i przebrałam.
Dziwne, gdy zeszłam Will był już ubrany, tak długo mi to zajęło? Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu mojej matki. Nie wiem kto go tego nauczył, ale zawsze otwiera kobietom drzwi. To jest urocze. Czasem zastanawiam się czy mojej matce się nie nudzi, cały dzień spędza z Georgem, pracują w jednym szpitalu, w domu są razem, znaczy w domu... Nigdy ich nie ma w domu, chodzą na każdy film, który pojawi się w kinie, wszystkie sztuki teatralne, występy w operze, wystawy w muzeach, cholera...
-Dostałem się na architekturę. -Will odezwał się dopiero, gdy zatrzymaliśmy się pod moim miejscem pracy.
Na śmierć zapomniałam, Will idzie już do collegeu!
-To wspaniale.-uśmiechnęłam się.
-No, nie muszę się wyprowadzać do akademika, mam pół godziny drogi.
-Na prawdę gratuluję.
-Rozmawiałem też z Susan. -spojrzał na mnie już mniej radośnie. -Chce cię przenieść do prywatnej szkoły.
-To nie ma sensu, wracam do Cardiff.
-Rose...-zacisną powieki i machnął głową.
-Taka jest moja decyzja.
-Przed sądem powiem wszystko żebyś mieszkała z nami.
-Nawet jeśli cię znienawidzę? -uniosłam brwi. Zdziwił mnie tym.
-Nawet jeśli. Wiem, że jeżeli tam pojedziesz zamkniesz się w pokoju i odizolujesz od świata. Nie chce tego.
-Will, czy to czego ja chce nie jest ważne?
-Oczywiście, że jest, ale się mylisz.
-Przepraszam, muszę już iść.
-Przyjechać po ciebie?
-Michael przyjedzie.
-Nie ma mowy, o której kończysz?
-Powiedziałam coś. -otworzyłam drzwi i wyszłam.
Wiedziałam, że tak będzie, wszyscy oceniają nas po naszym zachowaniu, ale nikt nie pyta dlaczego tak jest. Przecież ludzie nie potrzebują żeby ktoś wytykał im błędy, tylko pomocy. Michael to dobry facet mimo swojego uzależnienia. Po prostu pogubił się i ciężko wybrać mu tą dobrą drogę.
-Dobry szefie! -krzyknęłam i weszłam do szatni.
-Rose, czy ty do cholery chociaż raz nie możesz przyjść na umówiona godzinę!?-krzyknął gdy zakładałam różowo biały fartuszek.
-Szefie zawsze przychodzę o siódmej. -przekręciłam oczami.
-Dzisiaj nie. -złożył ręce na pierś i oparł o ścianę.
-Przepraszam coś mi wypadło.
-Nie obchodzi mnie to. Jeżeli to się powtórzy zerwiemy umowę.
-My nie mamy umowy. -związałam włosy.
-Szacunku dla pracodawcy!-ruszyłam za bar a mój nie mający innych spraw szef za mną.
-Szacun szefie. -machnęłam ręką, a potem przyczepiłam sobie plakietkę z moim imieniem. Wzięłam notes oraz długopis i ruszyłam do pierwszego stolika. Zapisałam wszystkie zamówienia i wróciłam za bar. Nawet nie wiem jak nazwać moje miejsce pracy, niby to jogurtownia, ale jest tu wszystko, kanapki, trochę fast foodów, wieczorem piwo, bo często ludzie przychodzą tu oglądać mecz.
-Dzień dobry Frank, zamówienie. -położyłam kartkę z zamówieniami na okienku między barem a kuchnią, nalałam do kubeczków jogurty oraz napoje, a gdy wszystko było gotowe poroznosiłam jedzenie do stolików.
Nasz kucharz jest starym capem, znaczy ma 36 lat ale to i tak stary cap. Nigdy się nie odzywa, chyba, że chce mnie podkablować szefowi.
Szef czepia się o wszystko, ale tylko tak z zasady, to spoko facet. Ogólnie to ja napierdzielam za czterech, robię te głupie jogurty, biegam od stolika do stolika, a na koniec dnia sprzątam. Często też siedzę tu cały dzień, bo dobrze zarabiam. Usłyszałam dźwię dzwonka, który wisiał nad drzwiami. Odwróciłam się do drzwi żeby zobaczyć kto wszedł i od razu mina mi zrzedła gdy zobaczyłam mordę Devriesa. Ubrany był w czarne poszarpane na kolanach spodnie, koszulkę pewnie z wulgarnym napisem i różowego snapa odwróconego do tyłu. Zazwyczaj w ubiorze ma jakiś element, który zwraca uwagę.
-W końcu cię mam, chcę pogadać. -usiadł na krzesełku barowym i położył ręce na blacie. Zmarszczyłam brwi, pewnie Will powiedział mu gdzie pracuję...nie mam zamiaru z nim gadać.
-Nie mamy o czym.
-Rose, ty tu pracujesz, nie chcę żeby twoi znajomi przychodzili tu na pogaduszki. -przerwał nam szef.
-W takim razie poproszę jogurt.
-Słyszałaś Rose, podaj mu jogurt. -mężczyzna ruchem głowy wskazał na maszynę.
-Truskawkowy, czekoladowy, waniliowy, bananowy, jagodowy, miętowy, straciatella. -wystrzeliłam jak z procy.
-Co? -zmarszczył brwi.
-Chcesz czekoladowy.
Zrobiłam mu ten jogurt i postawiłam przed nim.
-Możesz zająć stolik.
-Dziękuję, wygodnie mi tu. -rozsiadł się i wsadził słomkę do ust. Nie chciałam z nim rozmawiać, więc poszłam posprzątać po osobach które już wyszły. Gdy wróciłam, szef nadal stał oparty o bar, a Devries grzebał w swoim telefonie.
-Chcę się tylko spotkać.-powiedział brunet gdy wypił swój jogurt.
-Nie ma mowy.
-Rose mówiłem, że to nie jest miejsce na spotkania towarzyskie.-skarcił mnie szef.
-W takim razie poproszę to samo. -chłopak rzucił pieniądze na blat. Przekręciłam oczami i zrobiłam mu ten cholerny jogurt po raz drugi. Oczywiście resztę wrzuciłam do słoiczka z napisem "tips".
-Proszę. -postawiłam przed nim tekturowy kubeczek ze słomka i poszłam obsłużyć stolik. -Frank zamówienie.-położyłam karteczkę.
Widziałam, że Devries pił swój jogurt wolniej, chyba nie stać go na kolejny. Przez godzinę miałam spory ruch ze względu na czas lunchu, pracowników z pobliskich firm przychodzą tu na kanapki wielkości yorka czy raczej kobiety na sałatki z pseudo kurczakiem. Bóg jeden wie co Frank wrzuca do tych sałatek. Gdy godzina naszego szczytu się skończyła mogłam trochę odetchnąć przy kawie.
-Odejmę ci ją od pensji. -narzekał szef.
-Odejmij.
-Odejmę. -założył ręce na piersi.
-I tak tego nie zrobisz, bo zapomnisz szefie. -upiłam łyka. Szef tylko spiorunował mnie wzrokiem i poszedł na zaplecze.
Mój szef to szczupły mężczyzna z około metrem siedemdziesiąt pięć. Jego włosy już siwieją i zawsze chodzi w brzydkich koszulach w kratę i jasnych spodniach. Udaje surowego, ale jeszcze nigdy nie spełnił swoich gróźb, dla niego liczą się pieniądze, za mnie nie musi odprowadzać podatków, noi chyba dobry pracownik ze mnie.
-Wredny szef?
-Da się znieść. -odpowiedziałam myjąc blat.
-Rose... Myślałem, że już miedzy nami jest dobrze, no wiesz po tej nocy, gdy weszłaś do mnie oknem... -zaśmiał się, ale widząc moją minę przestał.
-To źle myślałeś. Nic nie jest dobrze. Przyszłam z uprzejmości. Myślisz, że ci wybaczę po tym wszystkim co mi zrobiłeś? -spojrzałam na niego, a on jak zawsze zrobił te smutne oczy.
-Ja nie chciałem, wiem, że byłem chujem, ale ja się zmieniłem, na prawdę mi zależy.
-Pokazałeś moje zdjęcia w internecie, zniszczyłeś...
-Nie, posłuchaj. Jennifer pożyczyła ode mnie telefon, chciała zadzwonić do mamy czy coś i wzięła to zdjęcia.
-Nie miałeś prawa go robić! -krzyknęłam a do moich oczu napłynęły łzy. To przez niego wszystko się stało.
-Rose żałuję!
-I bardzo dobrze. Wyjdź z lokalu. -patrzyliśmy na siebie i musiałam bardzo się starać by nie zacząć płakać.
-Mam tylko nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. -odwrócił głowę i wyszedł.
-Śnisz.
Wszyscy klienci na nas patrzyli. Odłożyłam szmatkę która miałam w dłoni i poszłam na zaplecze.
-Muszę zadzwonić do Michaela. -rzuciłam do szefa, który stał przy drzwiach i pewnie podsłuchiwał. Nie robił żadnych uwag, bo chyba widział, że byłam zdenerwowana i w sumie znał Michaela, z którym często pił piwo, gdy po mnie przychodził.
-Co tam słychać Rose?
-Był tu Leondre.
-Wszystko w porządku? -spytał z troską w głosie.
-Nie. -pokręciłam głowa. -Nienawidzę go, mam ochotę wybić mu zęby ...zasadzić drzewo i sprzedawać zęby dla szczerbatych, nienawidzę go.
-Zębowe drzewo? Brzmi super. -zaśmiałam się. Zawsze potrafi poprawić mi humor.
-Przestań, nie chce się śmiać, chcę wrócić do mojego pokoju i płakać cały dzień w łóżku. Możesz po mnie przyjść?
-Chcesz się śmiać Rosie! Chcesz się śmiać z jego powybijanych zębów i zębowego drzewa. A w twoim brzydkim pokoju nie chcesz nawet płakać, jest tak brzydki, że można tam jedynie strzelić sobie w łeb. Ty chcesz być teraz w tej jebanej pracy i robić te jebane jogurty! Rozumiesz?!
-Mich proszę, przyjdź po mnie i zabierz mnie do domu. -prawie płakałam błagając go o to.
-Przyjdę, ale nie wrócisz do domu. Nigdy już nie będziesz płakać w tym brzydkim pokoju. Jesteś silna i byle dupek nie będzie manipulował twoim życiem. Porozmawiamy i obiecuję, że będzie lepiej.
-Nie możesz mi tego obiecać.
-Masz rację, ty sobie to obiecaj Rosie.
-Po prostu przyjdź, proszę.
-Obiecaj.
Chwilę zastanawiałam się czy to ma sens. Przecież wiem, że tak nie będzie. Nigdy nie będzie lepiej. Jestem już naznaczona.
-Rose to ma sens jeżeli sama to sobie obiecasz. -powiedział jakby czytał mi w myślach.
-Rose twoje pieprzone życie będzie cholernie wspaniałe. -powiedziałam w końcu sama w to nie wierząc.
-Amen, będę za kilka minut.
Wróciłam za bar i przejęłam robotę od Samuela który nawet nie potrafił nalać jogurt do kubeczka. Wielka mi sztuka zrobić kółeczka dłonią.
-Wszystko okay?
-Tak, Michael zaraz przyjdzie.
-Jeżeli chcesz możesz wrócić do domu.
-On mi nie pozwoli. -wzięłam karteczkę z zamówieniem i zaniosłam napoje do stolika numer pięć.
Czarnowłosy faktycznie przyszedł po kilku minutach. Podszedł jakiś smutny i usiadł przy barze przyglądając mi się.
-Strasznie cię za to przepraszam. -powiedział ze skrucha, a ja przypomniałam sobie o ranie na moim policzku.
-To nie twoja wina.
-Przestań, dobrze wiem, że to przeze mnie.
-Eh, po prostu mi obiecaj, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy.
-Obiecuję. -uśmiechnął się lekko.
-A ty obiecaj, że już nigdy nie wpakujesz się w kłopoty.
-Przynajmniej specjalnie. -sprostowałam.-Obiecuję.
-Okay, to daj mi piwo i powiedz na chuj przychodził tu Leondre . -rzucił na bar banknot.-A i mam dla ciebie pieniądze.
-Skąd wziąłeś je tak szybko? -zmarszczyłam brwi.
-Starzy nadal przelewają pieniądze na moje stare konto, po tych latach sporo się uzbierało i niestety musiałem je wziąć.
-A okay.
-To dasz mi to piwo? -uniósł brwi.
-Dowodzik proszę.
-Co?
-Głuchy jesteś? -oparłam łokcie na blacie, brodę na dłoniach. I uśmiechnęłam się słodko.
-Przecież wiesz, że zawsze zostawiam go na stole w kuchni.
-Oh zawsze się tak mówi, nie ma dowodu nie ma piwka, przykro mi.
-Rosieee... -Gdy jestem w pracy nie jesteśmy na ty.
-Sam sobie wezmę. -przeskoczył blat i nalał sobie piwa.
-O Michael! -z zaplecza wyszedł mój szef. O nie.
-Siema szefie Rose. -chłopak podał mu dłoń i wrócił na swoje miejsce.
-Byłbym wdzięczny gdybyś tak nie robił. Rose daj mi piwa.
-Samuel, co tam u twoich córek?
-Cindy ma jutro występ w szkole baletowej, jestem z niej taki dumny.
Co ja bym dała żeby usłyszeć to od moich rodziców.
-To chyba powinieneś ją teraz wspierać... Co?
-Masz rację, Rose zamkniesz lokal? -odwrócił się do mnie.
-Jasne szefie.
Samuel dał mi klucze, wziął kurtkę i wyszedł.
-To opowiadaj. -rozkazał czarnowłosy upijając łyka swojego piwa. -Przeprosił mnie.
-Tyle?
-Próbował się tłumaczyć, że to Jennifer wzięła jego telefon i to ona zrobiła ten profil, ale tak czy siak nie powinien robić mi tego zdjęcia.
-Kto to Jennifer?
-Z nią najpierw mnie zdradził.
-Laska chłopaka który się o ciebie założył.
-Tak. Kurde nienawidzę go, ale...
-Nie stop, żadne ale, powinnaś mu wybaczyć jeżeli jesteś pewna, że mówi prawdę i tyle. Żadnych uczuć, kompletnie cię zniszczył, zobacz co z tobą zrobił.
-To tylko i wyłącznie moja wina. -spuściłam wzrok. -Wiedziałam jaki jest.
- O nie, znowu wracamy do punktu wyjścia, znów się obwiniasz tak jak przez cały wasz związek. -uderzył mnie palcem wskazującym w ramię. -Nic nie było twoją winą, zaufałaś mu, bo myślałaś, że jest dobrym człowiekiem, a on to wykorzystał. Zniszczył ci psychikę, rozkochał a potem kazał myśleć, że jesteś nikim. Rose jesteś wspaniała, możesz wszystko, tylko musisz w to uwierzyć. -dotknął mojej dłoni, ale szybko ją zabrał. -Przepraszam.
-Nie szkodzi.
-Rozmawiałem z kolegą, jutro przyniesie mi te leki.
-W końcu, ledwo żyje.
-Ale tylko jedno opakowanie, nie wiem czy uda mu się więcej, są dość mocne.
-Wystarczy. Dzięki.
-Masz tu pieniądze.- wcisnął mi w dłoń banknoty.
-Dziękuję panie Lancaster, interesy z panem to czysta przyjemność. -wsadziłam je do tylnej kieszeni jeansów.
Do siedemnastej był luz, a potem aż do dwudziestej nie było momentu gdy stałam. W pół do dziesiątej zaczęłam już sprzątać, bo wtedy już zazwyczaj nie mamy klientów. Piętnaście po udało nam się wyjść z lokalu. Michael jak zawsze odprowadził mnie do domu i wrócił do siebie. Powiedziałam ciche "cześć" mamie i Georgeowi, którzy oglądali jakieś film a potem pobiegłam do swojego pokoju.
***
Dziś jest pierwszy dzień roku szkolnego, jestem już w tym mieście rok.
Pieprzony rok.
Rozprawa sądowa jednak się odbędzie i na samą myśl mam mdłości.
Co jeśli coś pójdzie nie tak i będę musiała zostać tu kolejny rok? Nie widzę tego.
Z łóżka wstałam tak niechętnie jak jeszcze nigdy, prawie w ogóle nie spałam i cała się trzęsę na samą myśl.
Musiałam w końcu wstać się umyć. Zrobiłam makijaż ten co zawsze i założyłam mundurek, który wczoraj przysłała szkoła. Pf, szkoła dla bogatych dzieci. Dorośli myślą, że tam młodzież jest dobrze wychowana, gówno prawda, jest pewnie jeszcze gorzej niż w zwykłej szkole. Liczą się tak pieniądze i wygląd.
Nie podobało mi się że w mundurku była spódniczka, więc po prostu założyłam czarne rurki z dziurą na kolanie, która jest przez to, że Mich kiedyś podstawił mi nogę i upadłam na chodnik.
Moja szkoła jest na drugim końcu miasta i codziennie będzie mnie ktoś woził i przywoził do domu, co jest ogromnym plusem.
Gdy byłam już gotowa, wzięłam torbę i zeszłam na dół.
-Dzień dobry, uśmiechnęła się mama.
-Możemy już jechać? -poszłam na korytarz żeby założyć buty.
-A śniadanie? -nie odpowiedziałam, bo wyszłam już do samochodu.
Usiadłam i zapięłam pasy, włączyłam jeszcze radio, żeby nie było tej niezręcznej ciszy.
Mama przyszła po chwili i usiadła za kierownicą.
Droga była niemiłosiernie długa, ale w końcu dotarłam.
-Mam nadzieję, że w nowej szkole będziesz czuła się lepiej i...zostaniesz z nami. -spojrzała na mnie z troską.
-Ta. -burknęłam tylko i wyszłam.
Szkoła była wielka, a na dziedzińcu było mnóstwo osób, które przez mundurki wyglądały tak samo.
Poprawiłam torbę na ramieniu, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę wejścia. Wszyscy się witali i przytulali po tych dwóch miesiącach rozłąki.
Weszłam do budynku, wszystko wyglądało o wiele lepiej niż w moich starych szkołach. Uczniowie kierowali się w jedną stronę, więc wtopiłam się w tłum.
Weszliśmy do jakiegoś forum, gdzie była scena i mnóstwo krzeseł. Trochę jak kino.
Zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie na ostatnim krzesełku. Nikt nie siedział obok mnie, kilka miejsc dalej usiadły jakieś pierwszaki.
Odbył się apel, na którym dyrektorka mówiła o tym jaki ten rok szkolny będzie wspaniały.
No super, a co.
W tym roku poznamy wielu znajomych! Przyswoimy nową wiedzę! Będzie super, wspaniale, niesamowicie!
No też tak kurwa myślę, szkoła jest przecież cholernie fajna, nie?
W końcu ten głupi apel się skończył i wszyscy zaczęli się przepychać do wyjścia, ahh ta kultura bogatych dzieciaków.
Układ sal był dość prosty, ale i tak weszłam do sali ostatnia.
Oczywiście wszyscy patrzyli na mnie.
-Dzień dobry, miałam problem ze znalezieniem sali. -od razu się wytłumaczyłam.
-Nie szkodzi, możesz usiąść. -szybko zeskanowałam salę wzrokiem, znajdująca jedyne miejsce na końcu sali. Podeszłam do ławki, w której siedziała dziewczyna z burzą loków.
A.K., to ta dziewczyna, o której mówił mi kiedyś Will.
Na miłą to ona nie wygląda, cholera...
Podniosła na mnie wzrok i prychnęła.
Coś czuję, że się zaprzyjaźnimy.
Usiadłam na krzesełku i odsunęłam się na koniec blatu.
Czułam, że jak zajmę jej połówkę czy coś to mnie zabije swoim wzrokiem.
Owszem była bardzo ładna, ale miała Bitch Face, który od razu sugerował, że nie jest miłą dziewczyną.
Nauczycielka wyczytała obecność, a przy mojej koleżance z ławki zachowała się trochę dziwnie.
-A... Kate Lancaster.
Jak można pomylić imię ucznia, którego uczy się już dwa lata? Można no.
Mówiła nam o tym, jak ten rok będzie fajny bla bla bla, przeraziłam się, gdy zaczęła mówić o wycieczce.
No nie... Znowu?
Na jutro mamy przynieść pieniądze, bo za dwa dni jedziemy.
Dwie noce z normalnymi ludźmi, mam się śmiać czy płakać?
Po wszystkim mogliśmy iść do domu.
Wyszłam z sali pierwsza. Usiadłam na ławce przed szkołą i zadzwoniłam do Michaela żeby po mnie przyjechał.
Dzień minął spokojnie, do wieczora byłam u Micha, zamówiliśmy pizze, on musiał zrobić kilka projektów a ja oglądałam seriale.
Tak często tu jestem, że czuję się jak w domu, w sumie nawet lepiej niż w domu.
Po dwudziestej odwiózł mnie do domu. Will spytał jak było w szkole, powiedziałam, że dobrze, spytałam jak u niego, powiedział, że dobrze i poszłam do swojego pokoju.
***
Kolejny pieprzony dzień roku szkolnego, ubrałam się tak samo jak wczoraj a do szkoły znów zawiozła mnie mama. Szybko znalazłam salę i moje miejsce obok koleżanki.
Pachniała papierosami i jakimiś dobrymi perfumami. Powiedziałam nawet cześć, ale odpowiedziała mi cisza.
Nie zależy mi na znajomości z nią, ale kulturę mam.
Lekcje były nudne jak flaki z olejem i musiałam się mocno starać żeby nie zasnąć.
Długa przerwa, tego czego najbardziej się obawiałam, weszłam na stołówkę i wyszukałam wzrokiem bar. Była kilometrowa kolejna, ale co mogę zrobić, stałam tam ponad pięć minut, a gdy nadeszła moja kolej przejrzałam jedzenie i wybrałam sałatkę i sok pomarańczowy.
Miejsce...musiałam znaleźć takie żeby się nie narazić jakiejś elicie czy coś. Jeden stolik był w połowie pusty, więc usiadłam na wolnej połówce. Siedziały przy nim tak zwane kujony, które miały rozłożone książki na stoliku.
Żeby czuć się mniej niezręcznie wyjęłam telefon i przeglądałam wszystko co się da. Co jakiś czas spoglądałam na ludzi, żeby się mniej więcej zorientować. W oczy od razu rzuciła mi się szkolna elita i Bóg najwyraźniej chciał mnie ukarać, bo cała elita jest z mojej klasy, jak powiem, czy zrobię coś nie tak mam przejebane.
Wypatrzyłam też A.K. siedziała przy stoliku z jednym chłopakiem. Ona wygadała na jedną z dziewczyn z elity, a on na gościa od komputera. Miał włosy w kucyku i okulary typu kujonki. Był nawet trochę przystojny.
Zjadłam moją sałatkę akurat gdy zadzwonił dzwonek. Wróciłam na lekcje, gdy wchodziłam do sali, w drzwiach zostałam potrącona z bara przez A.K. Uroczo...
Resztę dnia spędziłam tak jak wczoraj, a w domu spakowałam się na jutrzejszą wycieczkę.
***
Musiałam wstać o szóstej, przez co spałam trochę ponad trzy godziny.
Ogarnęłam się, wzięłam swoją walizkę i zeszłam na dół.
Oczywiście mama mnie podwiozła i chwilę stałam przed autokarem wypełnionym uczniów.
To będzie wspaniały czas...
Weszłam do pojazdu i zajęłam jedyne wolne miejsce tuż za nauczycielkami, nawet nikt się nie dosiadł. I dobrze w sumie, chce to odbębnić i wrócić do domu. Masakrą będą pokoje.
***
Dostałam pokój z trzema przyjaciółkami, a ja byłam ta czwarta, którą ma się w dupie.
Zeszłam na obiad do stołówki, szycieczka była dość droga więc obiad był dobry, prawie jak w restauracji.
Byliśmy w tym samym ośrodku co w tamtej szkole.
Będę pamiętać żeby nie wchodzić do lasu.
Po obiedzie mieliśmy czas wolny i wszyscy wyszli na dwór. Usiadłam na schodach przed ośrodkiem i słuchałam muzyki.
Z budynku wyszła dziewczyna, którą wczoraj widziałam wyzywał chłopak z mojej klasy i zaczęła iść w stronę pomostu.
Kiedy przechodziła obok boiska, chłopcy zatrzymali grę i zaczęli do niej coś krzyczeć, wyjęłam słuchawki i przysłuchiwałam się. Wyzywali ją tak jak mnie kiedyś, a na ich czele stał przewodniczący elity Martin Fox, przystojny dupek.
Przegiął pałę gdy podszedł do niej i bezwstydnie popchnął wywołując śmiech kolegów.
Nie Rose, to nie twoja sprawa.
Ugh, nie mogę.
Wstała i szybko podeszłam do nogi, stał do mnie tyłem więc popchniecie go nie było wyczynem. Odwrócił się oburzony i spojrzał na mnie wrogo, a potem uśmiechną.
-Nowa... Coś nie tak? -podszedł bliżej, za blisko.
-Ty cholerny dupku, nie wstyd ci wyżywać się na dziewczynie?! -znów go popchnęłam, ale tylko dlatego żeby się odsunął.
-Ło ło ło, ci do tego?!
-Myślisz, że to zabawne? Daj ci to do samooceny?! Wyśmiewaj się z równych sobie!
-Myślisz o sobie?-zaśmiał się chamsko.
Pojebało go? Oczywiście, że nie mówiłam o sobie.
-Fox, znalazłeś nową ofiarę?-odwróciłam się na bok, żeby zobaczyć A.K., z uśmiechem na twarzy.
Oh mam przejebane.
-Nowa się burzy. -powiedział i znów spojrzał na mnie. -Kochanie, możemy załatwić to inaczej. -stwierdził i od razu położył dłoń na moich pośladkach.
Moje ciało przeszedł dreszcze obrzydzenia.
Nie zastanawiałam się i wymierzyłam mu cios pięścią w twarz. Chłopaka odrzuciło i zakrył nos dłonią.
-Ty suko!-szybko się pozbierał i rzucił się w moją stronę zaczął mnie szarpać, próbowałam się jakoś bronić, ale był silniejszy.
-Ty chuju! -usłyszałam, a potem A.K. rzuciła się na niego, a jej już nie dał rady. Odkładała go pięściami wszędzie gdzie się dało, a ja pod wpływem chwili zaczęłam jej pomagać.-Matka cię nie nauczyła szacunku do kobiet! -chłopak już nie wytrzymał chyba ataku z naszej strony i upadł.
Dotknął mojego tyłka i myślałam tylko o tym, żeby go zabić. To jest chore.
Usiadłam na nim okrakiem i wymierzyłam mu jeszcze kilka ciosów w twarz zanim zostałam odciągnięta.
-Nowa ogarnij się, nauczycielka tu idzie. -uprzedziła mnie A.K. puściła mnie a ja popraiłam ubrania.
-Czy wy jesteście normalni?! Co tu się dzieję?! -wykrzyczała nauczycielka i pomogła wstać Martinowi.
-One mnie pobiły! -wskazał na nas palcem i wytarł krew cieknącą z nosa.
-Bo jesteś pieprzonym dupkiem. -oznajmiła spokojnie A.K.-Należało ci się.
-Wy dwie do mnie! -wskazała na nas palcem. -A ty chodź, idziemy do pielęgniarki. -wzięła chłopaka za ramię i ruszyli do budynku.
-Rose, dziękuję. -podeszła do mnie dziewczyna, z której wyśmiewał się ten dupek. -Jestem Anabell.-wyciągnęła do mnie rękę
-Nie ma za co, ale nie szukam przyjaciół. -powiedziałam trochę za chamsko i odwróciłam się w stronę ośrodka.
Poszłam tak jak mi kazano do pokoju nauczycielek, nikogo nie było więc stałam przed drzwiami, a po chwili przyszła A.K.
-Gratuluję nowa. -zaśmiała się.
-Ta, żeby było czego. Nie musiałaś się mieszać.
-Fox to chuj, już dawno chciałam mu dowalić.
-Jasne. -powiedziałam zbywając ją.
-Nie podziękujesz mi?-uniosła brwi.
-Nie prosiłam cię o pomoc...
-Nixton, czuję że się dogadamy. -zaśmiała się, ale mi nie było do śmiechu, bo przyszła nauczycielka.
-Nie będę robić kazania, ty Kate słyszałaś je chyba już milion razy, więc nie mam już więcej słów. Zadzwoniłam do waszych rodziców, idźcie się pakować.
O nie... Znowu?
Odwróciłam się na pięciu i poszłam do swojego pokoju.
Uf jak dobrze, że się nie rozpakowałam.
Po dziesięciu minutach siedziałam w tym samym miejscu co rok temu. Wszyscy pojechali do jakiegoś muzeum czy coś. W sumie to trochę się cieszę, że mogę jechać do domu, ale z drugiej strony mama będzie wściekła .
Po chwili przyszła A.K., która usiadła tak jak ja na walizce.
Siedziałyśmy w ciszy, może i mi pomogła, ale ja nie szukam tu znajomych, a poza tym A.K. to suka, nie obrażam jej po prostu taki ma charakter.
Przed wejściem zatrzymał się biały samochód mojej mamy, a z niego wysiadł Georg. Tak jak rok temu dziękowałam bogu.
-Serio Rose? Znowu? -uniósł ręce. George to fajny facet.
-Ej to nie była moja wina, przyrzekam. -wstałam i zaczęłam się tłumaczyć.
-Słuchaj, już pierwszego tygodnia bijesz chłopców...-próbował się nie śmiać, ale słabo mu to wychodziło. -Poważnie, tak nie może być. -spoważniał.-W tej szkole miało być wszystko w porządku.
On miał rację, nie było mi wstyd za swoje zachowanie, tylko za to, że robię my problemy. Nie jest moim ojcem, a musi jeździć i wstydzić się za mnie.
-Przepraszam. Możemy jechać. -spuściłam wzrok i wzięłam swoją walizkę.
-Co on ci takiego zrobił? -westchnął.
-To nic takiego...
-Musisz mi powiedzieć jeżeli mam cię bronić przed Susan. -spojrzałam na niego i zobaczyłam ten sam uśmiech, który ma Will.
-Oh ten chłopak to po prostu dupek, wyśmiewał się z dziewczyny...
-I musiałaś go bić? Przecież oni wyciągnął jakieś konsekwencje...
-Nieważne, możemy już jechać.
George spojrzał na mnie, potem wziął moją walizkę i włożył ją do bagażnika.
***
Gdy mama wróciła do domu miałam mega awanturę. Skrzyczała mnie nie dając mi dojść do słowa więc poszłam do swojego pokoju.
Słyszałam jak Will przyszedł do domu, bo krzyknął na cały dom.
"Siema moja super rodzinko!".
Przez chwilę była cisza, potem usłyszałam śmiech a potem kroki na schodach.
Zapukał i wszedł do mojego pokoju.
-Zazwyczaj jest tak, że ktoś puka, drugi ktoś pozwala wejść i dopiero wtedy ten pierwszy wchodzi.
-Znowu cię wywalili? -spytał rozbawiony, ale z mojej strony spotkał się z surowym spojrzeniem.
-Wyjdź stąd.
-Dobrze, sorry. Tak na poważnie, nie rób tego więcej, bo Robert będzie miał haka na nas.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że ja chce wrócić do Cardiff?
-Nie, nie chcesz.
-Tak, chce.
-Rose błagam.
-Zostaw mnie w spokoju.
-Rose...
-Wyjdź stąd!
Nie chciałam krzyczeć, ale też nie miałam siły się z nim sprzeczać.
Will spojrzał na mnie smutno, a potem ze spuszczoną głową wyszedł.
Nie wiem co się stało, widzę, że Will się martwi o mnie, chce poprawić nasze kontakty, żeby było jak dawniej, ale ja tego nie chcę.
Nie chcę się znów do niego przywiązywać, stwierdzę, że chce jednak tu zostać ze względu na Willa, potem znów się przekonam, że nie mogę zostać w tym mieście.
To pogmatwane. Po prostu chcę go ignorować, żeby potem nie żałować, że go zostawiam.
Skoro jutro mam wolne to mogę jechać poznać mojego biologicznego ojca. W ostatnim czasie w ogóle o tym nie myślałam, chyba za bardzo w to nie wierzę i boję się.
Zadzwoniłam do Michaela i umówiliśmy się na dziesiąta, obiecał, że tym razem nic nie odwali.
To już ostatnie dni w tym mieście.
****
Simson!
Co tam? Jak rozdział się podobał?
Ostatnio było niedużo komentarzy ;/
WIELKI DZIĘKI ALICJI, KTÓRA POPRAWIŁA PIERWSZĄ CZĘŚĆ ROZDZIAŁU.<333
Znalazłam dzisiaj czas i jak obiecałam rozdział jest dłuższy.
Ogólnie to jestem chora i muszę na jutro być jak nowa ;/
No nie wiem, coś ciekawego u was? Jakieś ploteczki?XD
Pozdrawiam
-Kate xx
Pierwsza! Zabieram się za czytanie<3
OdpowiedzUsuńNa poczatek to życzę Ci zdrowia, ja wróciłam z biwaku ze znajomymi kilka godzin temu i cały czas uważałam na chorobę, bo jutro ważny dzień😎
UsuńRodział mega, ale tak bardzo chce aby Rose pogodziła się z Will'em, żeby Lenehan dowiedział się prawdy o Rose i Leo, by było mu głupio, ale wszystko się ułożyło..
Na poczatek to życzę Ci zdrowia, ja wróciłam z biwaku ze znajomymi kilka godzin temu i cały czas uważałam na chorobę, bo jutro ważny dzień😎
UsuńRodział mega, ale tak bardzo chce aby Rose pogodziła się z Will'em, żeby Lenehan dowiedział się prawdy o Rose i Leo, by było mu głupio, ale wszystko się ułożyło..
Pierwsza! Zabieram się za czytanie<3
OdpowiedzUsuńJa ci dziewczyno walnę za tą Rosie XD ona ma się poprawić i zostać z Willem ok. Tyle do powiedzenia xD nie no kochu tego ff
OdpowiedzUsuńKocham to ff i wgl, ale nie zrozum mnie źle, ten rozdział był taki troche nudny. No nic sie takiego "wow" nie działo. To nie hejt, i licze że następny będzie troche ciekawszy :/ no to tyle, to do następnego
OdpowiedzUsuńNie traktuję tego jak hejtu, zawsze liczę na szczerą opinie.
UsuńPostanawiam poprawę xD
-K xx
Czekam na nexta 😍😍 mam nadzieje że też będzie taki długi jak ten tu xD ogólnie to bardzo fajny rozdział ale kurde ta Rose jest Pojebana zmieniła się w chuj a nie powinna , powinna powiedzieć wszystko willowi a pogodzić się z Leo i by było ideolo 👑👑🐳
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam 😀😊
UsuńHaha w końcu ja to napisałam 😂😂 #skromności 💞✨
UsuńEloo
OdpowiedzUsuńRose ma nie wyjeżdżać okk
Bo jak tak to będziesz miała ode mnie ochrzan XDD
Zdrowia kochana :**
Jogurtownia what XDD
Nigdy nie byłam w jogurtowni więc ten
I Rose ma być z Charlie'm
Kiedy następny? :3
No to zdrówka, i powodzenia w sql :D
~13 :D :**
Rodział świetny heh,co z tego ze poprawiając go czytałam tylko błędy i niektóre zdania XD i przeczytalam sobie jeszcze raz cały rozdział. Heheszki 😂😂😂
OdpowiedzUsuńSuper!!! Przeczytalam wszystkie rozdziały w jeden wieczór :D Nie przestawaj pisac:*
OdpowiedzUsuńJezu weź coś zrób, bo to co się dzieje to... brak słów. Zaczynało się tak pięknie a teraz takie pyk i wszystko poszło nwm gdzie.
OdpowiedzUsuń