sobota, 3 września 2016

28."I need you right now, so don't let me down."

"Potrzebuję Cię teraz,
Więc nie zawiedź mnie."
Obudziłam się, a właściwie zostałam obudzona przez dobijającego się do drzwi mojego pokoju Willa.
-Rose, musimy już jechać! Przepraszam za wczoraj, okay? Po prostu ehh, nie robisz tego dla mnie, robisz to dla Leo!
-Co ty pierdolisz? -otworzyłam drzwi i zobaczyłam Willa w czarnej koszuli i spodniach. -Zaspałam, jedź sam.
-Nie, Rose błagam, musisz jechać.
-Mało spałam jedź sam. -powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Zasnęłam przed dziewiątą, więc nie mam ochoty opuszczać mojego łóżka.
Siedziałam jakieś pięć minut i stwierdziłam, że nie mogę nie pójść. Przecież go znałam.
Szybko wybrałam strój, umyłam się, pomalowałam i ubrałam.





Zbiegłam na dół gdzie siedział George, to znaczy, że mama jest w pracy.
-Cześć. -przywitałam się.
-Dzień dobry.
-George?
-Tak? -spytał podnosząc nos z nad tabletu.
-Mógłbyś mnie zawieść do kaplicy?
-Mhm, jasne. -napił się kawy i szybko wstał.
***
Zdążyłam idealnie i stanęłam na końcu kaplicy. Było dość dużo ludzi, widziałam całą rodzinę Devriesów, Charliego, Willa, panią Karen.
Po modlitwach wszyscy zaczęli wychodzić, zrobiłam to samo i stanęłam gdzieś zboku. Kaplica była na cmentarzu więc wszyscy skierowali się w głąb niego.
Szłam gdzieś na końcu i gdy zatrzymaliśmy się, a urna była zakopywana zauważył mnie Will i ruchem głowy powiedział, żebym podeszła.
Więc przeszłam przez tłum, podeszłam do Devriesa od tyłu i przytuliłam się do jego boku, spojrzał na mnie i sam mnie przytulił. Gdy się odsunęłam zobaczyłam łzy w jego oczach.
Rozejrzałam się i zobaczyłam mężczyznę, który się we mnie wpatrywał. Stała przy nim Matilda więc od razu domyśliłam się, że to ich ojciec.
-Dziękuję, że przyszłaś. -szepnął brunet i pocałował mnie w głowę.
Po pogrzebie wszyscy skierowali się na parking przy cmentarzu.
-Rose, może byśmy... -zaczął Leo, a ja zaczęłam się bać. Na szczęście podszedł do nas Will.
-Rose, wracamy? Jeżeli chcesz Leo możesz jechać z nami. -chłopak wskazał palcem w stronę samochodu.
-Właściwie to za chwilę przyjedzie po mnie Michael. -rozejrzałam się i zauważyłam czarnowłosego, który opierał się o samochód i palił papierosa. -Już jest, przepraszam muszę iść. -szybko powiedziałam i poszłam w stronę czarnego bmw.
***
*WILL*

Susan ma nam coś do ogłoszenia, więc kolację zjemy późnej, gdy Rose przyjdzie z pracy. Tak, dowiedziałem się wczoraj od Susan, że Rose pracuje w jakimś barze.
Tak cholernie mi głupio, jak mogłem nawet pomyśleć, że ona coś z tym typem za pieniądze.
Jak mogłem tak pomyśleć o Rose?!
Myślałem, że po tym wieczorze u Leo będzie jakoś lepiej między nami, niestety spieprzyłem to.
Jeżeli Rose pracuje tyle ile jej nie ma w domu w ciągu dnia czyli cały dzień, bo od siódmej do dwudziestej drugiej. Już wiadomo dlaczego jest taka przemęczona. Tylko po co jej pieniądze? Z tego co wiem Susan i Robert nie żałują jej, a ona sama nigdy nie miała kosmicznych zachcianek, jak już to kosmetyki od czasu do czasu jakieś ciuchy. Myślę, że praca nie była jej potrzebna.
Rose przyszła dzisiaj wcześniej, tak jak prosiłem o to w wiadomości.
Przyszła po dwudziestej, gdy my już siedzieliśmy przy stole.
Przeprosiła za spóźnienie i usiadła obok mnie.
Nie pamiętam kiedy ostatnio jedliśmy wszyscy razem posiłek.
Rose odchrząknęła w połowie posiłku i wszyscy na nią spojrzeli. Miała nieodgadnioną minę, niby smutna, widać, że się czegoś bała.
-Muszę wam coś powiedzieć...w sumie to tobie mamo.
-Tak, znaczy... Zacznij.-Susan oparła brodę na dłoniach.
To był taki moment napięcia, bo nikt nie wiedział o co chodzi. Jestem chyba jakiś upośledzony, bo pomyślałem od razu o słowach "mamo jestem w ciąży", to by w sumie wyjaśniło po co jej pieniądze i ten Michael...
-Postanowiłam... -wzięła głęboko oddech. -Chcę poznać mojego biologicznego ojca.
Ja się w sumie ucieszyłem, że to nie ciąża, za to Susan oniemiała. Myślałem, że zaraz zemdleje, przysięgam, w ciągu ułamka sekundy zrobiła się blada jak ściana.
-Ale... Jak to? -wydusiła.
-Tak, to. Chyba mam prawo, wiedzieć kto jest moim ojcem, prawda? -Rose uniosła brwi. 


Co jej się nagle zebrało na tego ojca?
-No tak... W sumie to tak.
-Mogłabyś dać mi jakieś dane, imię, nazwisko, może znasz adres?
-Nie.-Susan spuściła wzrok, a w jej oku zaświeciła łza? -Znaczy... Jutro ci wszystko podam. -wzięła głęboki oddech i podniosła wzrok.
-To teraz ja może... Kilka dni temu dostałam pismo z sądu... Robert wniósł sprawę o prawo do wyłącznej opieki nad tobą. -powiedziała na jednym wdechu.
Rose na chwilę otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła.
Nie ma mowy nie oddam jej Robertowi. W życiu.
-Czy jest sens? Przecież za rok Rose kończy osiemnaście lat.
-Will to nie są nasze sprawy. Oczywiście myślę, że to jest nieracjonalne.
-Nie George, jesteśmy rodziną to są NASZE sprawy.
-Okay. -powiedziała blondynka, przyjmując to spokojnie do wiadomości. -Jeżeli o to chodzi... To w sumie sprawa nie jest konieczna, jeżeli on chce mogę wrócić do Cardiff.
Ona chyba sobie żartuje.
-Popieprzyło cie Rose?! -byłem tak zdenerwowany, że musiałem wstać.
-Will. -ojciec pociągnął mnie za rękaw.
-Źle ci tu?! Miałaś chłopaka, przyjaciół, mnie?! Czego ci jeszcze brakuje?!
-No właśnie miałam! -tym razem ona wstała, a stół znów się zatrząsł.-Teraz gówno mam i wolę gówno mieć w Cardiff niż tutaj! Chcę po prostu zamknąć się w moim pieprzonym ciemnym pokoju i siedzieć tam do końca pieprzonego życia! -takiej wkurzonej jej nigdy w życiu nie widziałem, zrobiła się cała czerwona i nawet zaczęła płakać.
-Rose...
-Żadne Rose!?! Wyprowadziłam się do Michaela to nie, wy musieliście mnie ściągnąć tu z powrotem!
-Bo to nie jest normalne, że śpisz z jakimś obcym gościem!
-Jakie śpisz, czy ty jesteś głupi?! Spał na kanapie, nigdy mnie nawet nie dotknął!
-Błagam...-machnąłem głowa.-Ty robisz ze mnie głupka, myślisz, że nie wiem co faceci mają w głowach?! On by cię nie wziął pod dach za darmo!
-Will posunąłeś się za daleko!-uniósł się ojciec i w sumie miał rację, nie miałem prawa tego mówić.
-Widocznie nie wszyscy są tacy jak ty. -powiedziała pod nosem po czym poszła do swojego pokoju. -Chcę tylko świętego spokoju. Czy o tak dużo proszę?-spojrzała na nas błagalnie ze łzami w oczach.
-Rozumiem Rose, że ostatnio dużo się wydarzyło, ale...
-Nie mamo, ty nic nie wiesz. -powiedziała cicho i poszła powoli do swojego pokoju.
-Susan, nie możesz pozwolić jej się wyprowadzić.-stwierdziłem i usiadłem przy stole.
-Ale jak ja mam ją przekonać? Chce jej pomóc, ale...cholera jak się wali to wszystko. Robert chce zabrać mi Rose, Rose chce poznać swojego ojca. Jak ja w ogóle mam jej pomóc?
-Ona nie chce pomocy w tym problem. Nie wiemy wszystkiego, jedyną osobą, która wie...-zamyśliłem się. -O kurna!
-William.
-Sorry tato, ale przecież ten Michael wie wszystko. Jeżeli Rose mówi, że nic jej nie zrobił i faktycznie tak jest to może serio chce jej pomóc. -wstałem i pobiegłem w stronę drzwi. -Tato wezmę twoje auto!
Pojechałem oczywiście do tego Michaela, ale ten chuj mi nie otworzył. Było to na tyle chamskie, że słyszałem telewizor i wiedziałem, że jest w domu.
Widocznie na niego nie mogę liczyć.
***
Z rana Susan zostawiła dane ojca Rose i pojechali zapraszać gości na wesele.
Wziąłem do ręki kartkę, Jordan Ferens, był też adres.
-To chyba moje.-stwierdziła Rose schodząc po schodach. 




-Tak sobie zerknąłem. -dziewczyna wyrwała mi kartkę. -Dwie godziny drogi...
Blondynka tylko wzruszyła ramionami.
-Zjedz coś. Pomyślałem, że może... Pójdę z wami do tego wesołego miasteczka i tak nie mam co robić.
-Michael idzie z nami.
-On?
-On. -w momencie kiedy to powiedziała zadzwonił dzwonek do drzwi. Odłożyła kartkę i poszła otworzyć, myślałem, że to Brook niestety był to ten idiota.
-Siema. -rzucił w moją stronę, ale nie fatygowałem się żeby mu odpowiedzieć.
-Jesteś głodny? -spytała, gdy chłopak przyszedł za nią do kuchni.
-Jeżeli chcesz mi zaoferować sałatkę, warzywa na parze czy warzywa w jakiejkolwiek innej postaci to NIE. -powiedział, a wręcz wyrecytował czarnowłosy, a Rose się zaśmiała.
Matko Bosko ona potrafi się śmiać.
Mimo, że go nie lubię, to lubię to jaka ona jest przy nim.
-Luz blues, jajka z bekonem?
-Poproszę, i jakbyś mogła kawę.
-Jasne.
Rose zaczęła przygotowywać danie, a on usiadł ze mną przy stole, no na drugim końcu.
Przyjrzał się kartce leżącej na stole, a potem wziął ją do ręki.
-Ktoś ci pozwolił? -spytałem przeżuwając tosta.
-Will zostaw go.
-Rose, jeżeli chcesz to jutro możemy tam jechać. -stwierdził przyglądając się adresowi. -Tylko zastanów się dobrze, czy chcesz go poznać.
O błagam, mam go po swojej stronie, trzeba to wykorzystać.
-Nie interesował się tobą siedemnaście lat. -dodałem.
-Muszę go poznać, ale nie będę cię ciągnęła tak dale...
-Przestań, żaden problem. -uśmiechnął się, gdy Rose postawiła przed nim jego śniadanie, a potem przyniosła sobie płatki z mlekiem.
-Jutro może być.
Szczerze? Jadłem jak najwolniej, żeby posłuchać ich rozmów i dowiedzieć się czegoś więcej o tym Michaelu.
-Wole jak jajko się leje, bekon jest trochę za suchy, noi... Przyprawiałaś to w ogóle?
-Dupek. -zaśmiała się.
Sam się do siebie uśmiechnąłem, widząc ją taką.
-Suuuu...
-Spróbuj dokończyć. -zagroziła mu.
-Suuuuuper dziewczyna oczywiście, a co ty myślałaś?
-Ym.-wytarła buzie. -Ojciec wniósł pozew.
-O rozwód?
-To nie śmieszne. -powiedziała poważnie.
-No czy ja się śmieje? Który ojciec?
-Michael!-znów się zaśmiała i kopnęła go pod stołem.
-Cholera, sorry. -skrzywił się.-Serio, o co chodzi?-tym razem całą uwagę przeznaczył jej.
-Chce pełnej opieki nade mną.
-Za rok skończysz osiemnaście lat.
-Mówiłem to samo. -wtrąciłem się.
-W sumie tego chciałaś. -stwierdził i wrócił do jedzenia.
Dziewczyna już nic nie odpowiedziała.
Faktycznie ona mu wszystko mówi, czyli on jest studnia jej tajemnic. Jak to chujowo brzmi. W każdym razie tylko on wszystko wie, więc muszę z nim pogadać.
Usłyszeliśmy pukanie, a potem ktoś wszedł do domu. Do salonu weszły mamy moich kumpli z córkami.
-Rosie! -podbiegła najmłodsza do blondynki i rzuciła się jej na szyję.
Michael wytarł usta serwetką i wstał.
-Dzień dobry, mam na imię Michael, jestem znajomym Rose. -kobiety patrzyły na niego spod byka, ale gdy podszedł i pocałował je w dłonie, zostały kupione.
Te kobiety to jednak są łatwe.
Po tym jak chwilę pouśmiechały się do niego wzięły Rose na stronę.
O jest sam mam szansę!
Matko jak to gejowsko brzmi...
-Ej stary, możemy pogadać?-podszedłem i powiedziałem tak cicho, żeby Rose nie słyszała.
-No mów.
-Wolałbym żeby Rose nie było.
-Jeżeli chcesz rozmawiać o niej to przykro mi ale nic nie powiem.
-Cholera... Jakim cudem ty z nią normalnie rozmawiasz, śmieje się, a gdy jest w domu, nic poza siedzeniem w pokoju nie robi.
-Nie powiem ci o co chodzi, po prostu nie naciskaj na nią.
-Pan jest chłopakiem Rosie?! -przerwała nam Brook patrząc w górę.
*ROSE*
Pani Victoria i Karen zostawiły mi trochę pieniędzy na te wszystkie karuzele i życzyły dobrej zabawy.
Podeszłam do wszystkich.
-Pan jest chłopakiem Rosie?! -krzyknęła Brook patrząc z dołu na ogromnego Michaela, jakby miał nie usłyszeć.
-Nie Brooke, on dzisiaj płaci. -zaśmiałam się razem z dziewczynami.
-Cześć Słońce, jestem Michael. -chłopak kucnął i pocałował dziewczynkę w dłoń, widać było, że się zawstydziła.
On to potrafi podejść każdą kobietę.
-A ty? -skierował się do siostry Devriesa.
-Matilda.
-O piękne imię.-uśmiechnął się szeroko, a ja uderzyłam go w ramię.
-Jadłyście śniadanie?
-Tak, ej Miche!
Chłopak spojrzał na dziewczynkę marszcząc brwi. Nienawidzi jak ktoś zdrabnia jego imię.
-Ej Brooke!
-Bo mnie nogi bolą, wiesz? -zaczęła dziewczynka, a chłopak przekręcił głowę. -Noi moja mama mi powiedziała, że to od chodzenia. -wytłumaczyła dziewczynka ładnie gestykulując rękoma, oczywiście zmyślała.
-A no faktycznie to jest problem... -czarno włosy podrapał się po głowie. -Chyba będę musiał nieść cię na barana.
-No chyba tak...
Michael wstał i uniósł dziewczynę na swoje ramiona.
-Wooow jaka ja jestem duża!
Uśmiechnęłam się pod nosem, prawie dwu metrowy chłopak ubrany na czarno z różową pięciolatką na ramionach.
-Idziemy?
-Tak, tak. -wzięłam torebkę i wyszłam z Matildą.
Muszę powiedzieć, że było fajnie... Nie ja muszę powiedzieć, że było zajebiście.
Wszyscy zachowywaliśmy się jak dzieci włącznie z tym starym koniem Michaelem. Dziewczyny były nim zachwycone, ganiały go, wspinały się po nim, a on je nosił, podnosił i wyrzucał w górę. Już nie przytulały mnie tak bardzo, bo był Miche. W sumie dobrze, bo nie musiałam chodzić na te wszystkie karuzele.
Wróciliśmy dopiero, gdy zaczęło robić się ciemno, Brook była tak zmęczona, że zasnęła na rękach Michela, a ja musiałam prowadzić Tilly, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
Najpierw odprowadziliśmy Brook i gdy Michael niósł ją do pokoju pani Karen z entuzjazmem dopytywała co to za chłopak i, że żałuję różnicy wieku miedzy nimi.
Charlie siedział i z miną srającego kota jechał nas wzrokiem. Cóż.
Gdy odprowadzałam Tilly poprosiłam Micha, żeby poczekał przed domem, bo...Leondre.
Na szczęście na dole była tylko pani Victoria, która mi podziękowała za doprowadzenie dziewczynki.
-Książę pozwolił ci wyjść?
-Przestań...
-Sorry, a tak w ogóle nie przejmujesz się tym wnioskiem ojca? -spytał, gdy już byłam obok niego i zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy.
-Nie, chcę mieszkać z ojcem, a dla matki nawet nie będzie się chciało iść do sądu więc pozwoli mi wrócić do Cardiff.
-Jesteś pewna?
-No jasne, nie zależy jej tak bardzo.
-Nie o to pytałem. Czy jesteś pewna, że chcesz tam wrócić? -spojrzeliśmy na siebie, a potem zamyśliłam się i spuściłam wzrok.
-Nie wiem, chyba tak. Nie wyobrażam sobie życia tutaj, nie wrócę do szkoły, dopóki będę tu mieszkać nie wyjdę spokojnie z domu.
-Przecież masz mnie, pomagam ci.
-Nie możesz wozić mnie za każdą zachcianka.
-Rosie, poradzisz sobie z tym, jesteś silna, ja ci pomogę, Will ci pomoże...
-A kto pomoże ci?
-Nie zmieniaj tematu.
-Jak możesz mi pomóc, skoro nie potrafisz pomóc samemu sobie.
-To jest co innego.
-Masz rację, u mnie jest problem z psychiką, a ty robisz to z własnej woli.
-Nigdy tego nie zrozumiesz. -machnął głową i zatrzymaliśmy się pod bramą domu Willa.
-To jedziemy jutro?
-Mhm, trochę się boję.
-Nie ma czego, będę tam z tobą. -uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Boję się, że się zawiodę.
-Wtedy docenisz Roberta. Muszę iść, mam jeszcze jeden projekt do zrobienia.
-Jasne, przepraszam, że tak długo cię zatrzymałam.
-E tam, poznałem moją przyszłą żonę.
-O matko, Brooke jest od ciebie siedemnaście lat młodsza ty głupi zboku! -zaczęliśmy się śmiać.
-Głupi zboku... Jak mówisz zbok to już wiadomo, że ten ktoś jest głupi.
-Wolę to podkreślić. Ej jak byłeś mały to jadłeś drożdże? -spytałam zadzierając głowę.
-No, trudna sytuacja w domu sama rozumiesz... -zaczęliśmy się śmiać.
-Dobra, leć już robić ten projekt.
-No to do jutra. -uśmiechnął się i poszedł do samochodu stojącego po drugiej stronie ulicy.
Weszłam do domu, wszyscy domownicy byli w salonie, od razu na mnie spojrzeli.
-Jak było? -rzuciła mam.
-Okay.
-Leci fajny film, może...
-Nie. -przerwałam jej. -Jestem zmęczona.
***
*WILL*

Rose od samego rana chodzi od lodówki do swojego pokoju i łazienki.
Miała dziś jechać do Swindon, ale jakoś ten Michael się nie zjawia, widać, że Rose jest zdenerwowana.
-Mogę z tobą jechać. -zaproponowałem mimo, że umówiłem się z chłopakami.
-Y-y. -mruknęła ze słuchawką przy uchu.
Rose chodziła w tą i we w tą dopóki nie przyszedł Leondre z Charliem wtedy poszła do swojego pokoju.
-Myślisz, że mi otworzy? -spytał Devries, gdy zaczęliśmy grać w Fifę.
-Nie ma nawet mowy, że otworzy, nikomu nie otwiera. A i nie mówiłem wam, znalazła pracę, dlatego nie ma jej całymi dniami w domu.
Obaj spojrzeli na mnie jak na ducha.
-Pracuję? Gdzie ją zatrudnili?
-W jakiejś jogurtowi.
-Łooo, starzy odcięli ją od pieniędzy?
-Nie, nie wiem właściwie po co są jej te pieniądze, ale jak chce to niech sobie pracuje.
-Gdzie dokładnie pracuje? -spytał brunet, przerywając grę.
-Nie wiem, nie powiedziała, ale jedyną jogurtownie jaką znam jest na Rees St.
-Fakt. -zamyślił się na chwilę.
-Oh skończcie już o niej gadać, rzygam już nią. -Charlie przycisnął poduszkę do twarzy.
Po pewnym czasie, a dokładnie po 18 ktoś zaczął uderzać w drzwi frontowe, nie, w sumie on napierdalał w te drzwi jak pojebany.
Spojrzeliśmy na siebie, a potem wstałem i otworzyłem drzwi przygotowany na opierdolenie tego kogoś, ale stał tam roześmiany Michael, znaczy przez chwilę się śmiał potem był poważny, a potem znów się śmiał.
-Ja... -spadł o stopień niżej. -Ja do Rose. -wyprostował się.
-E... Moment. -zmarszczyłem brwi i cofnąłem się w głąb domu. -Rose! Złaź tu w tej chwili! -wrzasnąłem i odwróciłem do chłopaków, którzy nie wiedzieli o co chodzi.
-Czego drzesz ryja?-królewna wyszła z pokoju, a ja szybko do niej podbiegłem.
-Z kim ty się zadałaś?! To jakiś ćpun!
-O czym ty mówisz?
-Michael to jebany ćpun!
-Weź...
-Przyszedł tu. -założyłem ręce na pierś, a Rose momentalnie zrobiła się blada.
Minęła mnie i pobiegła do drzwi, ja oczywiście za nią, ale zatrzymałem się na korytarzu.
Chłopak siedział już na schodach przed domem i wiązał buty.
-Michael.-dziewczyna usiadła obok niego.
-Muszę ci coś powiedzieć. -złapał ją za głowę i zaczął szeptać jej coś do ucha.
Przez dłuższą chwilę siedziała patrząc przed siebie, a chłopak złapał kosmyk jej włosów i zaczął coś tam plątać.
-Wstawaj. -rozkazała i pociągnęła go za koszulkę.
-Nie mogę tam wejść, jest dziura.-oznajmił stając przed wejście.
-Tu nic nie ma Michael.
-Nie wejdę tam.
-Mich zobacz jest kładka. Możemy po niej przejść. -przewróciła oczami.
-A faktycznie, nie zauważyłem. -podrapał się po głowie.
Droga po kładce była długa i męcząca. Okazało się, że ta kładka była aż do schodów.
Ten ćpun szedł aż do schodów wąskim krokiem, padał, śmiał się i tak ciągle.
Patrzyliśmy na niego, ale nie było to w żaden sposób zabawne, bo co jeśli on wciągnął w to Rose?
W końcu dotarł do schodów wtedy Rose złapała go za koszulkę i zaczęła ciągnąć do swojego pokoju. Widać, że była zażenowana sytuacją.
-Woow. -skomentował Charlie.
-Co tak stoisz każ mu spierdalać? -Leondre dosłownie zrobił się cały czerwony.
-Rose!
-Momencik!
-Rose kurwa!
-Już!-odkrzyczała piskliwym głosem i po chwili zeszła zamykając za sobą drzwi na klucz.
-On ma z tą wyjść. -oznajmiłem twardo, ale gdy podeszła zobaczyłem zaczerwienione oczy.
-Jeżeli on wyjdzie, ja wyjdę z nim. -stanęła ze mną twarzą w twarz. Zlustrowałem jej twarz i byłem pewien, że była gotowa to zrobić.
-Co się stało?
-Nic, po prostu muszę na chwilę wyjść i Will... -spuściła głowę. -Pożyczyłbyś mi trzydzieści funtów?
-Co?
-Proszę, obiecuję, że oddam na koniec miesiąca.
-Nie będę dawał dla niego pieniędzy.
-Proszę... Oddam ci wszystko. -zapewniła.
-Musisz mi obiecać, że nigdy tego nie weźmiesz.
-Obiecuję. -powiedziała szybko, a ja wyjąłem pieniądze i dałem jej.
Rose założyła kaptur i szybko wyszła z domu. Chciałem zapytać czy nie iść z nią, ale nie zdążyłem już.
-Stary, pojebało cię? Ona to przećpa.
-Powiedziała, że tego nie zrobi.
-Jej słowa są gówno warte.
-Zamknij się Lenehan.
Wróciliśmy do gry, ale nie mogłem się skupić zresztą tak jak Leondre.
Rose wróciła po około czterdziestu minutach. Zdjęła buty i chciała iść na górę, ale coś mi nie pasowało, była w kapturze, a włosami zakrywała twarz.
-Rose, proszę wróć. -podszedłem do schodów na których środku zatrzymała się blondynka.
Zdjęła kaptur i odwróciła się do mnie przodem. Na policzku miała ogromny czerwony ślad i niewielkie rozcięcie.
Podszedłem do niej i dotknąłem tego miejsca.
-To nic... -spuściła wzrok.
-Mówiłem... Ej Rose wszystkie ćpunki dają dupy? -zaśmiał się Lenehan, a po policzku Rose momentalnie spłynęła łza. Zaciąłem pięści i zbiegłem po schodach.
-Wypierdalaj. -warknąłem w stronę blondyna, którego brwi wystrzeliły do góry.
-Weź...
-Wypierdalajcie! Nie zmuszaj mnie żebym ci przywalił.
Nie czułem się źle, że wyrzucam moim przyjaciół, nikt nie ma prawa tak traktować Rose.
Charlie prychną, a brunet spojrzał smutno na dziewczynę, ale obaj wyszli
Znów spojrzałem na Rose, która była już zalana łzami.
-Przepraszam. -powiedziała cicho i usiadła w tym miejscu w którym stała. Podszedłem do niej i chciałem przytulić, ale odsunęła się.
-Co się tam stało? -spytałem po chwili, gdy się już trochę uspokoiła.
-Powiem ci, ale błagam nie obwiniaj Michaela. -oparła czoło na dłoniach.
-Mogę tylko obiecać, że nic mu nie zrobię.
-On ma problemy, już jak go poznałam ćpał, nie chodzi ciągle na haju, ale ma problemy z dilerami. Wziął od nich towar bez pokrycia, a dzisiaj przyszli odebrać pieniądze, dlatego przyszedł.
-To oni cię pobili.
-Pomyśleli, że jestem jego dziewczyna, więc chcieli, żeby Michael pamiętał, że oni nie mają oporów.
-Nie możesz się z nim zdawać.
-Will, ty nic nie rozumiesz. -pokręciła głową i znów po jej policzkach spłynęło kilka łez.
-Wiem, że nie pozwolę ci się narażać.
-To się więcej nie powtórzy. -szybko wstała. -Pójdę się ogarnąć.
Gdy Rose była w łazience zrobiłem dwie herbaty i usiadłem przy stole.
Dziewczyna po kilku minutach poszła do swojego pokoju, a potem zeszła na dół.
-Zostanie na noc, proszę nic nie mów mamie, jutro z rana idą do pracy nawet się nie zorientują.
-Dobra, to zamknij swój pokój i chodźmy do mojego. -wzięliśmy nasze herbaty i zrobiliśmy tak jak powiedziałem.
-Mogę jakiś koc i poduszkę?-spytała gdy byliśmy już u mnie.
-Przecież zmieścimy się na moim łóżku...-zmarszczyłem brwi.
Ostatnio jest jakaś dziwna, nie można jej nawet dotknąć, zauważyłem, że Michael też tego nie robi. Znaczy no są tylko przyjaciółmi, ale nawet tak po przyjacielsku się obejmuje ludzi, a oni nawet ręki sobie nie podają.
Chyba jestem przewrażliwiony.
-Nie, na ziemi będzie okay.
-Dobrze, to ja będę spał na ziemi. -zacząłem układać sobie łóżko.
-Nie..
-Zawsze mówiłaś, że mam wygodniejsze łóżko, więc ten jeden raz pozwolę ci na nim spać. -puściłem jej oczko, a ona uśmiechnęła się lekko. Obejrzeliśmy kilka filmów i poszliśmy spać.
***
Obudziłem się po czwartej i jak kurwa mogłem?
Wstałem by zapalić i spojrzałem na Rose, która również nie spała i robiła coś w swoim telefonie.
-Też się obudziłem. -stwierdziłem jakby tego nie zauważyła.
-W sumie to jeszcze nie zasnęłam. -wzruszyła ramiona, a ja otworzyłem okno i zapaliłem papierosa.
-Nie przejmuj się nim, pogadasz z nim i powiesz, żeby się ogarną z tym, nie będziesz obrywać za niego.
-Wiem, tak jakoś, zaraz pewnie zasnę. -odwróciła się na drugi bok i przykryła kołdrą po sam nos.
Wyrzuciłem peta do popielniczki, która zawsze stoi na parapecie po drugiej stronie okna i wróciłem do mojego łóżka.
Cisza była tak głęboka, że słyszałem nierówny oddech Rose, w końcu zasnąłem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
Podobał się? Jakieś przemyślenia? Piszcie wszystko w komentarzach.
Jak tam? Bo ja umieram. Stwierdziłam, że skoro mam wolne weekendy to mogę trochę zarobić i rozdawać ulotki. 5,5h chodzenia po galerii +0,5 za kasą(mam nadzieję, że mi dodatkowo zapłacą xd) =chodzie jak kaczka, gardło boli mnie od mówienia"proszę bardzo",będę miała na twarzy sztuczny uśmiech chyba przez tydzień, ale hej! w końcu przydał mi sie rosyjski: kilka osób pytało mnie o drogę, a jedna kobieta nie potrafiła włączyć wifi na swoim ajfonie xd.
Od teraz będę brała ulotki od każdego XD Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Ha, jasne...
Zadali mi już lekturę i mam zapowiedziany sprawdzian z historii. Super ekstra.
A jak tam wasz pierwszy dzień lekcji? Nowe klasy?
Mam nadzieję, że wszystko okay :))
Następny rozdział będzie jakoś za tydzień, jak dam radę.
JEŻELI CHCECIE BĘDZIE SUUUUUPER DŁUGI.
Pozdrawiam
-Kate xx

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Szkoła , jak szkoła ( no dupy nie urywa 😂😂 ) ale to najmniej ważne . Rozdział to cudo , ale daj mi więcej Leło , a Charlie'go zakop w ogródku. Ja i Charlie chyba się nie polubimy .

      Do następnego i mega dużo weny ❤

      Jeżeli ci się będzie nudzić czy coś to zapraszam do siebie https://onlyhopebarsandmelody.blogspot.com

      Usuń
  2. Jezu, jezu Kate
    Szalejesz laska XDD
    Tak w ogóle to najlepszy rozdział chyba w historii....
    Znaczy tak ja uważam no ale okej
    Ale wgl takie wooooo ().()
    Michael ćpun, Charlie huj, tylko Will się stara
    Biedna Rose :(
    Ale masz łeb,ja bym tego nie wymyśliła
    Kongratulejszyn 👏
    Czuje się okrutnie, bo nie skomentowałam tamtego rozdziału... No trudno, widzę że jakoś z tym żyjesz.
    Chcemy więcej takich genialnych rozdziałów *-*
    Kiedy następne idealne dzieło od Kate ? :******
    Gitara Nara i czekam XDD
    ~13 :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nexta jak byś mogła to by mogło być troszeczkę krócej niż tydzień ale np o jeden dzień by nie był w niedziele 😁😁 TAAKKKK NIECH BĘDZIE MEGA DŁUGI !!!!! Jedyne fanfiction które ma sens i które muszę do końca przeczytać xD pozdrawiam cieplutko 😏😏 hehe no i Czekam loszko z niecierpliwością 😋😂😂💪💪👑

    OdpowiedzUsuń
  4. weź mi kurde nic nie mów o szkole.
    nie chce być w klasie z idiotami ktorzy wyzywaja i wgle.
    Rozdział cudowny ale chxe więcej i szybciej XDDD
    rose w co ty się wpakowalas
    Charlie nie żyjesz juz

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuper rozdział i wspolczuje z powodu pracy 😅😅 Rose wreszcie pogadala z willem jjjeeejjj 😂 Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem i m pewne przysłania... ktoś ją zgwałcił, zostawił nagą na chodniku i znalazł ją Michael. Ja to mądra jestem. Rozdział super i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha 😂 wiesz.. po przeczytaniu wszystkich rozdziałów na Tw blogu jakoś nie dziwią mnie te Twoje teorie 😂😂

      Usuń
  7. Ojoj co to się zadziało! Jak ja lubię takiego Lenehana 😂 już widzę tą scenę jak dowiaduje o tym wszystkim i jak bardzo będzie mu wtedy wstyd ehh... Ale Leo nie lepszy. Zamiast siedzieć cicho mógłby się wysilić i stanąć w końcu w obronie Rose. Michael na haju wkracza do akcji ;)a Rose jak zwykle 'ta dobroduszna' woli załatwić wszystko sama. Wgl będąc już w temacie teorii to tego ff moja koncepcja jest następująca 😂 Ten Ferens okaże się być również ojcem Charlsa oooo ale wiesz to tylko takie moje urojenia haahha 😂 rozdział świetny :) do następnego xx

    OdpowiedzUsuń