środa, 27 lipca 2016

21. His mistake is my mistake.

Siedziałam jak na szpilkach.
-Co się stało? -odwrócił się do mnie Jeremi, ale wzruszyłam tylko ramionami.
Wszyscy się na mnie patrzyli, szeptali, a wszystkie dźwięki były nie do zniesienia. Tykanie zegara, pstrykanie długopisem, stukanie palcem o ławkę.
Nie wytrzymałam, wstałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z sali.
Próbowałam wyjąć telefon z torby, ale moje ręce się tak trzęsły, że zajęło mi to dłuższą chwilę.
/Charlie/
Leo właśnie pojechał na komisariat, możesz mi powiedzieć co się dzieję?
Usiadłam pod ścianą i czułam łzy które napływają mi do oczu.
Co on znowu wymyślił?
/Charlie/
Gdzie jesteś?
Chciałam odpisać, ale ze schodów zbiegła blondy.
-Tutaj. -szepnęłam.
Szybko do mnie podszedł, więc wstałam.
-Co się stało?
-Nie wiem. Na lekcje weszli policjanci i go zabrali. Jezu...mówił ci coś?
-Nie, nie rozmawiałem z nim od wczoraj.
-Dzwonił do mnie w nocy, ale...był na imprezie.
-Pił? -lekko pokiwałam głową. -Zadzwonię do Victorii.-wyjął telefon.
-Gdzie jest Will?
-Nie przyszedł dziś do szkoły.
-Zadzwonię, żeby po nas przyjechał.
Mama bruneta nie odbierała, więc pierwszą moją myślą było, że już wszystko wie i jest razem z Leo.
***
Siedzieliśmy u nas w salonie i w trójkę myśleliśmy o co może chodzić.
Coraz gorsze myśli przebiegały przez moją głowę, coraz bardziej chciałam płakać z niewiedzy.
Po około dwóch godzinach wspólnego milczenia usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, spojrzeliśmy po sobie i w końcu Will poszedł otworzyć.
Po chwili wszedł do salonu z dwoma policjantami.
-Rose, panowie do ciebie.
O nie.
-Dzień dobry, Rosalie Nixton?
-Dzień dobry, tak. -wstałam z kanapy i poprawiłam ubranie.
-Musi pani pojechać z nami, w celu złożenia zeznań.
-Chodzi o Leo? Co on zrobił? -wtrącił się Charlie.
-Przykro mi, nie możemy nic na razie powiedzieć.
-Nie ma moich rodziców.
-Nie szkodzi, skontaktujemy się z nimi.
Spojrzałam na Will, który lekko kiwną głową, a potem założyłam byty i wyszłam w towarzystwie dwóch mundurowych.
Czułam się jak przestępca, szli nie więcej niż pół metra za mną, jeden z nich otworzył mi drzwi do radiowozu, a gdy usiadłam zobaczyłam, że nie ma klamek.
***
Szłam po schodach nowoczesnego budynku i czułam się coraz gorzej. Zrobiło mi się gorąco jak nigdy, dłonie pociły, a brzuch bolał z nerwów.
Wzięłam głęboki oddech i szybko je przeszłam.
Spojrzałam najpierw w lewy korytarz, a potem w prawy, gdzie zobaczyłam, mojego Leo.
Rzuciłam się w jego stronę.
-Leo!
Chłopak od razu spojrzał w moją stronę i zaczął biec.
-Rose. -mocno mnie przytulił. Nie mogłam nacieszyć się jego obecnością, bo nas rozłączono.
-Leo co się dzieje? -spytałam chłopaka, który próbował wyrywać się policjantom.
Sytuacja była tak przerażająca, że zaczęłam płakać. Nie panowałam nad sobą, nic nie wiedziałam i nie chciano mi dać chwili na rozmowę z moim chłopakiem.
-Skarbie, spokojnie, wszystko jest w porządku. Nie wierz im. -tyle zdążył powiedzieć, bo go zabrano.
Jeden z policjantów podał mi husteczke, wyglądał na max 30 lat, i uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Przykro mi taką mamy robotę. Jeżeli jest niewinny, to nie masz o co się martwić.
-Ja nic nie wiem, o co chodzi? -spytałam patrząc na niego prosząco.
-Za chwilę wszystkiego się dowiesz.
Mężczyzna zaprowadził mnie do pomieszczenia z numerem 209, nie zdążyłam przeczytać plakietki, bo od razu zapukał i wpuścił mnie do pokoju, zostawiając samą z jakimś innym mężczyzną.
Gdy weszłam automatycznie wstał.
Był ubrany w garniturowe spodnie, niebieską koszule i granatowy krawat. Szczupłej, wysokiej postury, wyglądał na około 40-50 lat, z siwą czupryną z przedziałkiem, zaczesaną na boki.
Kąciki jego ust były lekko wygięte w dół co sprawiło, że wyglądał na surowego, a przeszywający, gardzący wzrok wydał jego zuchwałość
-Rosalie Nixton?
-Dzień dobry.
-Usiądź proszę. Nazywam się John Cordon, jestem policjantem. -powiedział i widziałam, że się stara brzmieć jak najmilej, niestety mu to nie wyszło.
Usiadłam tak jak poprosił na krzesełku po drugiej stronie biurka na której były stosy papierów, które zaczął przeglądać.
-Może masz jakiś dowód? -uniósł wzrok.
Trzęsącymi się dłońmi złapałam moją torebkę, którą zabrałam z domu. Zaczęłam grzebać wśród książek szukając portfela, czułam na sobie surowy wzrok policjanta, w końcu podałam mu to o co prosił.
-Rosalie Nixton, lat 17, zamieszkała w Bristol?
-Tak. -potwierdziłam.
-Mieszka pani tylko z matką?-przejrzał swoje papiery.
-Możemy mi pan powiedzieć dlaczego tu jestem? O co chodzi z Leo?
-Mieszka pani tylko z matką? -powtórzył głośniej i spojrzał na mnie takim wzrokiem, że miałam ochotę uciec.
-Z jej narzeczonym i jego synem.
-Ojciec?
-Mieszałam z nim w Cardiff przez trzy lata, ale co to ma do rzeczy? -zdenerwowałam się.
-Rozumiem. Co robiłaś wczoraj wieczorem? -znów mnie zignorował.
Co za burak?! On może mnie ignorować, to ja też mam takie prawo.
Oparłam się wygodnie o krzesło i złożyłam nogę na nogę.
Pisał coś w tych swoich papierach, a gdy nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę podniósł wzrok.
-Co robiłaś wczoraj wieczorem?! -wrzasnął, a ja przymknęłam powieki i drgnęłam.
Dobra Rose, buntowanie nie jest dla ciebie.
-Uczyłam się.
-A potem?
-Poszłam spać.
-O której?
-22.
-Jesteś pewna?
-Tak.
-Kim jest dla ciebie Leondre Antonio Santino Devries?
-Chłopakiem. -Zawsze chciało mi się śmiać, gdy słyszałam jego pełne imię, ale teraz bez namysłu odpowiedziałam.
-Długo się znacie? -teraz się zawahałam.
-4 lata?
-Przecież mieszkałaś w Cardiff.
-Trzy lata, poznałam go jeszcze w podstawówce, wtedy mieszkałam tutaj.
-Musisz go dobrze znać?
-Tak mi się wydaje.
-Jaki jest? -zmarszczyłam brwi na jego pytanie.-Nerwowy, porywczy?
-Nie. -opowiedziałam po chwili, co było oczywiście kłamstwem. 
-Nie musisz kłamać, rozmawiałem z nim 3 godziny. -zapisał coś w papierach.
-Kłócicie się?
-Co to ma do rzeczy?
-Odpowiedz.
-Tak, jak każda para.
-Zdradził cię kiedyś?
Wtf?
-Proszę?
-Czy Leondre kiedykolwiek panią zdradził?...Nie kłam.
-Tak. -spuściłam wzrok.
-Kiedy?
-...
-Dobrze. Wczoraj w nocy dzwonił do ciebie?
-Dzisiaj w nocy, tak, to było około pierwszej w nocy.
-O czym rozmawialiście?
-O niczym szczególnym.
-Uwierz mi, że w jego przypadku każdy szczegół jest ważny.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Powiedział, że mnie kocha. Chciał do mnie przyjść, był... -przerwałam.
-Tak, wiem, pijany. Przyszedł?
-Nie, powiedziałam, żeby poszedł do domu, bo jest późno. -powiedziałam cicho.
-Mówił coś jeszcze?
-Nie.
-Powiedział coś co ci nie pasowało? Nie wiem, może zachowywał się dziwnie?
-Nie.
-Jesteś pewna?!
-Tak.
-Co zrobił potem?
-Nie wiem, rozłączyłam się, pewnie poszedł do domu.
-Widzieliście się jeszcze z rana, mówił coś?
-Nie.
-Rosalie nie kłam!
-Ja nie kłamie! -tym razem opowiedziałam mu krzykiem i zaczęłam płakać.
Zdenerwowałam się, nic nie wiem, jakiś policjant krzyczy na mnie oczekując ode mnie nie wiadomo czego.
-Rosalie... -powiedział łagodniej, podszedł do mnie i usiadł na rogu biurka. -Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz mi powiedzieć wszystko co wiesz.
-Ale ja nic nie wiem.
-Dobrze, może nie znasz całej prawdy. Już wiemy, że Leondre Devries pokłócił się na imprezie z Daniel'em Fals'em, -zdziwiłam się słysząc imię chłopaka, którego poznałam w kiedyś w KFC. Pisał nawet do mnie kilka razy, ale Leo zabraniał mi odpisywać -wiemy też, że Leondre był przez niego szantażowany. Daniel miał zdjęcia twojego chłopaka całującego się z jakąś dziewczyną. -zacisnęłam mocno powieki nie wiedząc w to co słyszę. Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.-Daniel groził, że jeżeli nie da mu pieniędzy to wyśle je do ciebie. Leondre również mu groził, trochę inaczej. Wiedziałaś o tym? -pokręciłam lekko głową. -Dziś rano znaleźliśmy ciało Daniela.
To niemożliwe. To nie może być prawda. Nie, Leondre nie mógł mu nic zrobić. Nie wierzę w to.
-Jeżeli wiesz coś o tym, nie tylko Leondre będzie miał problemy, ale ty również. -oznajmił.
Postawiłam nogi na krzesełku i wtuliłam twarz w kolana, zaniosłam się płaczem.
Mój chłopak jest oskarżony o morderstwo.
-Rosalie, wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz mi powiedzieć wszystko co wiesz. Leondre dzwonił do ciebie w nocy, co mówił?
-Że mnie kocha...
-Co jeszcze?!
-Nic nie mówił! Ja nic nie wiem!
-W takim razie zacznijmy od początku. -usiadł na swoim fotelu. -O której Leondre Antonio Santino Devries do ciebie dzwonił?
Noi zaczął od początku. Byłam przesłuchiwana jeszcze pół godziny, mężczyzna ciągle zadawał mi te same pytania, a ja odpowiadałam tylko 'tak' lub 'nie', nie byłam wstanie odpowiadać dłuższymi zdaniami, bo głos mi drżał. Przestałam płakać, ale poliki piekły mnie niesamowicie i przypuszczam, że wyglądałam okropnie.
Przypuszczam, że John nękałby mnie dłużej, aż powiedziałabym to co chciał usłyszeć, ale moja szanowna matka raczyła się zjawić, widząc w jakim jestem stanie zaczęła go starszych prokuratorem i mogłam już iść do domu.
W drodze do domu wypytywała mnie o co chodzi, ale nie chciałam jej o tym mówić, więc jechałyśmy w ciszy.
-Rose?! -usłyszałam Will'a, gdy tylko weszłam do domu, po chwili stał już z Charlie'm obok mnie. -Jezu co ci się stało?
-Co z Leo?
Ogarnęłam włosy i weszłam w głąb domu.
-Leo jest oskarżony o morderstwo. -powiedziałam, gdy była tyłem do nich, by nie zobaczyli moich łez, które znów zaczęły spływać.
-Cco? -zająkał się blondyn.
-Zaraz wam wszystko powiem. -poszłam szybko do łazienki, gdzie doprowadziłam się do porządku. Przynajmniej próbowałam, bo oczy nadal były czerwone.
Zeszłam do salonu, gdzie wszyscy siedzieli- mama, George, Will i Charlie.
Usiadłam obok Loczka, a mam podała mi herbatę.
-Jakie morderstwo? -spytała mama.
-Wczoraj był na imprezie, podobno pokłócił się z Daniel'em Fals'em. -spojrzałam na Charlie'go, z którego wzroku wyczytałam, że go zna... Znał. -Nie wiem, dlaczego, ale oni myślą, że Leo go zabił. -zaniosłam się płaczem, a Will postawił moją herbatę na stoliku i mnie przytulił.
-O co się kłócili?- blondynowi załamał się głos. 
-Nie wiem. -skłamałam.
-Rose, dlaczego cię tak długo trzymali?-Will odgarnął moje włosy z mokrych policzków.
-Ten policjant chciał żebym zeznała przeciwko Leo, ale ja przecież nic nie wiem. -wtuliłam twarz w koszulkę chłopaka. -Traktują go jak przestępce, nie pozwolili nam nawet porozmawiać.
-Dobrze Rose, chodź położysz się.-Will pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do mojego pokoju. Wyszedł i zamknął drzwi.
Zdjęłam spodnie oraz sweterek i położyłam się pod kołdrą.
Długo płakałam i to wcale nie dlatego że mnie zdradził, mój chłopak był oskarżony o morderstwo,  nie wierzę w to że zabił, ale to, że zadzwonił do mnie w nocy, był pobity, to jak się dziś zachowywał, jest za dużo niewiadomych dla mnie.
W końcu zmęczona płaczem i myśleniem zasnęłam.
***
Gdy się obudziłam było już ciemno, i poczułam zimny powiew.
Will.
-Znowu palisz.
-Prawie cała paczka już poszła. Jak się czujesz?
-Fizycznie, czy psychicznie? -usiadłam i spojrzałam na jego zatroskaną twarz. -Źle. Leondre tego nie zrobił.
-Wiem, więc dlaczego go nie wypuszczą?
-Nie wiem, Leo był dzisiaj pobity.
-Tak?
-Mhm, bił się z tym chłopakiem.
-Rose, jeżeli coś wiesz to powiedz. -zamknął okno i usiadł naprzeciwko mnie.
-Ja nic nie wiem. Leo dzwonił do mnie w nocy, mówił coś, że mnie kocha, że do mnie przyjdzie. Jezu, gdybym pozwoliła mu przyjść...
-Rose, to nie twoja wina, spokojnie. - widząc, że coraz bardziej się denerwuje, pogłaskał mnie po ramieniu.
-Powiedział, że uderzył się w szafkę. Dlaczego mnie okłamał?
Tak bardzo żałowałam, że nie mogę powiedzieć mu prawdy. Chciałam się wygadać, a byłam zmuszona trzymać wszystko w tajemnicy. Leo mnie zdradził, jakby to wyglądało? Jakby zareagował Will?
-Nie wiem, ale już niedługo wróci do domu.
-Gdzie Charlie?
-Jest z mamą u Victorii. Powiedziała, że jak będziesz mogła, żebyś do niej przyszła.
-Wie coś?
-Tyle co ty.
-Okay, to ja będę się zbierać. -wstałam, zapaliłam światło i podeszłam do szafy.
-Zawieść cię?
-Nie, spacer dobrze mi zrobi.
-Okay, więc pójdę z tobą.
Szybko się przebrałam i związałam włosy w koka.



W domu Devries'ów byliśmy dwanaście minut później. Zdjęłam buty i powoli weszła z Loczkiem do salonu.
-Dobry wieczór.
-Rose, cześć. -mama blondyna uśmiechnęła się smutno, co odwzajemniłam.
-Chłopcy możecie iść na górę? -poprosiła pani Victoria. Jej ton nie był miły, ale się nie dziwię, jej syn jest oskarżony o morderstwo.
Chłopcy niechętnie weszli po schodach i zostałyśmy we trzy.
-Chcesz coś do picia?
-Nie dziękuję.-usiadłam obok nich. -Błagam niech pani powie, że jutro Leo wróci do domu.
-Jeszcze nic nie wiadomo, ale Rosalie... ja wiem wszystko. -oznajmiła, a ja udawałam spokojną, chodź moje ciało momentalnie zalał pot. -Wiem, o szantażu, o zdjęciach i wiem też, że Leondre tego nie zrobił. Rozumiem, że zabolało cię to co zrobił, ale musisz mu pomóc.
-Wiem, że tego nie zrobił, ale jak mam mu pomóc? Nic mi nie powiedział.
-Jeżeli coś ci powiedział to musisz mu pomóc. Chcesz żeby trafił do poprawczaka, a potem więzienia?! -kobieta zdenerwowała się i uniosła głos, a ja nie miałam już siły. 
Czy ona nie rozumie, że nie interesuje mnie jego zdrada? 
-Milcząc zmarnujesz mu życie!
-Czy pani nie rozumie, że chcę mu pomóc, tylko nie wiem jak?! -tym razem to ja się uniosła. Podkuliłam nogi i zaczęłam płakać.
Jezu, jak ja chcę żeby to było nieporozumienie i Leo wrócił do domu, przytulił mnie i powiedział, że już jest wszystko dobrze.
-Przepraszam, jestem trochę zdenerwowana. Na komisariacie chcieli żebym zeznawała przeciwko niemu... -wytłumaczyłam się.
-Nie, to ja przepraszam. Ja już nie wiem co mam robić. -kobieta schowała twarz w dłonie.
-Niedługo wszystko się wyjaśni i Leondre wróci do domu. -pocieszyła nas pani Karen.
Siedziałyśmy w ciszy, dopóki nie przyszli chłopcy. Spojrzeli na każdą z nas pokolei.
-Rose, trochę się źle czuję, więc idę do domu. -oznajmił Will.
Spojrzałam na panią Victorie.
-Jeżeli pani chce to...
-Nie, jest już późno, pewnie jesteś zmęczona...
-Nie, na prawdę, jeżeli pani chcę to mogę jeszcze zostać.
-A mogłabyś? -kiwnęłam głową.
-Powiedz mamie, że wrócę późno.
-Okay, masz telefon w razie czego? -spojrzał na mnie. -Masz mój. -podał mi telefon.
Pożegnał się ze wszystkimi i poszedł do siebie.
Gdy tak siedzieliśmy było mi żal Charlie'go, tylko on nie znał całej prawdy.
Trochę rozmawialiśmy, trochę milczeliśmy, dużo milczeliśmy, myślę, że nikt z nas nie miał słów na tą sytuację.
Cieszyłam się, że mam przy sobie Charlie'go, mimo, że sam bardzo to przeżywa, przytulił mnie do siebie i pocieszał, gdy zaczynałam płakać.
Nie wiem nawet jak Leondre się teraz czuję, co robi... Niewiedza jest najgorsza.
Po pierwszej blondyn mnie wygonił, stwierdził, że muszę iść do domu się przespać, nie chciał przyjąć do wiadomości, że nie mam ochoty spać. Koniec końców odwiózł mnie do domu.
Tak jak myślałam, nie mogłam zasnąć, przewracałam się z boku na bok, aż w końcu zmęczenie wygrało i zasnęłam po 6.
***
Jest 13:23, cały dzień spędziłam w swoim pokoju, nie byłam w szkole, nie jadłam, myślałam tylko o tym jak się czuje Leondre, co robi i kiedy go zobaczę. Will tylko przyszedł z rana powiedzieć mi, że pani Victoria nadal nie wie co dalej.
14:55 nadal leżę w tym samym miejscu i tempo wpatruje się w sufit.
-Rose!- usłyszałam głos Will'a z dołu.-Rose zejdź na dół!
Nie miałam najmniejszej ochoty ruszać się z miejsca, przewróciłam się na bok.
-Rose kurwa, ktoś do ciebie!!- pierwsza myśl to Pani Victoria.
No nic, muszę wyjść z mojej groty.
Wyczołgałam się z pościeli i powoli wyszłam, stanęłam na przeciwko schodów i zobaczyłam brązowe roztrzepane włosy. Nie miałam czasu dłużej przyjrzeć się postaci, bo najszybciej jak potrafię zbiegłam po schodach i wpadłam w ramiona chłopaka, który mocno mnie przytulił.
-Cześć Skarbie.- szepnął mi do ucha.
-A ty nie chciałaś zejść.- zaśmiał się Charlie, którego nawet nie zauważyłam.
Odsunęłam się od bruneta i spojrzałam w jego smutne oczy.
-Możemy porozmawiać?- spytał. Ja cieszyłam się jak głupia, a jego ton głosu i twarz wyrażały tylko i wyłącznie smutek.
-Tak...- spuściłam wzrok, chłopak złapał mnie za dłoń i poprowadził do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a Leo położył bukiet kolorowych kwiatów na biurku.
To chyba ma być dla mnie.
Stanął na przeciwko mnie, dokładnie mi się przyjrzał, a potem skierował wzrok w dywan.
-Nic mi nie powiesz?
-Rose...Ja na prawdę nie chciałem, byłem pijany.-klęknął przede mną i złapał za dłonie. -Błagam nie możesz mnie zostawić. To się więcej nie powtórzy obiecuję...
-Leo, ty....go nie zabiłeś prawda? -spojrzałam na niego przestraszona. 
-Co?  Nie... -zamyślił się na chwilę i usiadł obok. -Ty wszystko wiesz...-Spuścił wzrok. 
Zrozumiałam o co chodzi. 
-O szantażu? Tak, wiem. -powiedziałam z wyrzutem, było mi smutno, ale w cale nie byłam na niego zła, bo za bardzo przejęłam się tą całą sytuacją.
-Przepraszam, ja nie chciałem żeby to wszystko tak wyszło. -nie chciałam go już słuchać więc po prostu wtuliłam się w niego. Widziałam, że odetchnął z ulgą i pocałował mnie w skroń. 
-Powiedz mi, co się tam stało? 
-Nic nie zrobiłem... 
-Wiem, wcale się nie uderzułeś w szafkę, biłeś się z nim. 
-Zrobił mi zdjęcie, wiesz jakie... Potem chciał pieniędzy, na początku mu je dałem, ale chciał więcej. Na tej imprezie kłóciliśmy się o to i wyszło jak wyszło, uderzyłem go on mnie i wyrzucili nas z klubu i tyle, więcej go nie widziałem.-przęłknęłam głośno ślinę. -Nie wierzysz mi? 
-Wiem, że nie mógłbyś tego zrobić. 
-Jakimś cudem sąsiad mnie widział i wypuścili mnie. 
Dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, ja bawiłam się palcami, a brunet patrzył na moją twarz, jakby chciał coś powiedzieć, ale się bał. 
-Zapomnijmy o tym. -powiedziałam po chwili. 
-Obiecuję, że to był ostatni raz. -chciał mnie pocałować, ale odwróciłam twarz i nastała ta niezręczna chwila. 
Nie wiem dlaczego to zrobiłam, nie kontrolowałam tego. 
Leondre położył się i przyciągnął mnie do siebie. 
-Tęskniłem za tobą, bałem się, że mnie zostawisz.-Spojrzałam na niego, te jego oczy. 
-Ja za tobą też. 
***
Obudziłam się w objęciach Leo. Miałam ułożoną dłoń na jego brzuchu, a brunet delikatnie gładził jej zewnętrzną część. 
Przeciągnęłam się tak, jak pozwolił mi na to uścisk chłopaka. 
-Przepraszam, chyba zasnęłam. -szepnęłam i spojrzałam na bruneta, którego kąciki ust uniosły się lekko do góry. 
-Nie szkodzi, lubię patrzeć jak śpisz. -pocałował mnie w czoło. 
-Która godzina? 
-16.14
-O matko, tak długo spałam?-usiadłam na łóżku. -Dlaczego jesteś smutny? -spoważniałam, gdy zobaczyłam jego minę. 
-Nie, jestem... Chodź coś zjemy. -wstał i wyszedł z pokoju. 
Wzięłam głęboki oddech, założyłam bluzę, która leżała na krzesełku i zeszłam za nim. 
W domu panowała głęboka cisza, która była wręcz denerwująca. 
Leondre stał tyłem do mnie i przygotowywał jakieś jedzenie. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców, dłonie powoli przesunęłam z jego brzucha, aż do klatki piersiowej, poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają i odłożył wszystko, co miał w rękach. Oparłam usta na jego ramieniu. 
-Jutro jest pogrzeb. -oznajmił, a ja przymknęłam powieki. 
No tak. To, że Leo tego nie zrobił nie znaczy, że ta sytuacja nie miała miejsca, właśnie takie miałam wrażenie. Jakby nic się nie stało. 
Odwrócił się do mnie i owinął rękę wokół mojej talii. 
-To o to chodzi? -złapałam jego twarz w dłonie. 
Widziałam, że coś go męczy, chciałam, żeby wiedział, że ma we mnie wsparcie. 
-Nie. -spuścił na chwilę wzrok. -Nie chcę żeby tak to wyglądało. Mówisz, że mi wybaczyłaś, ale wcale tak nie jest. Widzę, że masz do mnie wyrzuty, ale ja na prawdę nie chciałem. 
-To zabolało. Nawet nie wiesz jak bardzo. Od jakiegoś policjanta dowiedziałam się, że mnie zdradziłeś, mało tego, płaciłeś komuś, żebym się nie dowiedziała. Mimo to nie byłam na ciebie zła, bo tęsknota sprawiała, że chciałam tylko tego byś mnie przytulił. Nie widziałam cię jeden dzień i już umierałam z tęsknoty, nie miałam nawet ochoty wstać z łóżka. Wybaczyłam ci i chcę o tym zapomnieć, ale nie możesz mieć mi za złe tego, że poczułam się zraniona. 
-Masz rację, ale chce żeby było jak wcześniej, jakby nic się nie stało, bo... 
Szczerze? Chciałam usłyszeć, że mnie kocha i nie mówił tego tylko dlatego, że był pijany. -Zależy mi na tobie. -delikatnie pocałował mnie w usta. 
Wystarczy mi pewność, że nie jestem mu obojętna i coś do mnie czuje, nie musi to być wcale miłość, bo sama nie mogę powiedzieć, że go kocham. 
-Dokończę te kanapki i może gdzieś wyjdziemy? 
-Nie mam ochoty... -wydęłam dolną wargę. 
-Leń. -zaśmiał się. 
Zdecydowanie wolę, gdy jest uśmiechnięty. 
-To wcale nie o to chodzi... Nie malowałam się, nie myłam włosów, a moje paznokcie wołają o pomstę do nieba...-wykręciłam się. 
-Kobiety... -wrócił do robienia kanapek. 
Czuję się niekomfortowo, gdy jestem bez makijażu, a już szczególnie w jego towarzystwie. Doskonale wiem, że lubi dziewczyny w pełnym makijażu. Każda za którą się ogląda wygląda jak z okładki magazynu. 
-Mam super ekstra pomysł. 
-Jak zawsze.-stwierdził.
-Poproszę zieloną herbatę!-krzyknęłam i pobiegłam na górę. 
Wzięłam kilka rzeczy i pobiegłam do ogrodu. 
-Rosie, Skarbie dobrze się czujesz? 
Zignorowałam go. 
Heh i wszyscy myślą, że jestem leniwa. Durnie. 
Rozłożyłam koc na środku trawnika i czekałam na chłopaka. 
Przyszedł z górą kanapek na których warzywa miały nieokreślony kształt i były tak grubo pokrojone że spadały z kanapek. 
Uśmiechnęłam się, a on postawił tackę na kocu i usiadł obok mnie. 
-Będziemy się opalać nago? -poruszył śmiesznie brwiami i pociągnął za moją bluzę. 
-Głupek. -skomentowałam.
Słońca było ledwo co i do tego było jeszcze zimno. 
-Będziemy grać w karty. 
-Okay, kto przegra ten się rozbiera. -odpowiedziałam mu uderzeniem w ramie. -Au. 
-Ile możesz o tym myśleć... 
-Mam 17 lat, myślę tylko o tym. 
-Jesteś nie wyrzyty. 
-Żebyś wiedziała. -położył dłoń na moim kolanie i wybuchliśmy śmiechem. 
Graliśmy w karty niecałą godzinę, w końcu nam się znudziło i po prostu położyliśmy się na kocu. 
-Ej mam pomysł. -stwierdził brunet wpatrując się w niebieskie niebo, po którym powoli, ledwo zauważalnie przesuwały się białe jak wata cukrowa chmury. Odwrócił głowę przez co nasze nosy dzieliło kilka centymetrów. 
-Chodź. -wstał, a ja zaraz za nim. -Daj ręce. -chwycił mnie mocno za dłonie i zaczęliśmy się kręcić. 
Spojrzałam w niebo i zaczęłam się śmiać. Jeszcze jak byliśmy w klasach 1-3 robiliśmy tak, a potem chyba wyrośliśmy z tego. W sumie nie wiem, co miało to na celu, kiedyś chmury kręciły się dookoła, a po jakimś czasie obraz się rozmazywał i chmury stawały się jednym okręgiem. 
To było coś, przypomniały mi się stare czasu. 
Po niedługim czasie moja jedna noga wplątała się w drugą i upadłam ciągnąć za sobą chłopaka. 
Leżeliśmy na trawie śmiejąc się z własnej głupoty. W końcu przestaliśmy i po prostu wpatrywaliśmy się w niebo. 
-Leo... 
-Mhm?
-Nie chcę być dorosła... -wydęłam dolną wargę i spojrzałam na niego. Leo wyciągnął dłoń w moją stronę i pogładził mój policzek. 
-Nie jesteś dorosła. 
-Spójrz... Jeszcze półtorej roku i studia, praca... 
-Wolisz być tą dziewczynką sprzed czterech lat? 
-Oczywiście, że nie, ale nie wyobrażam sobie odpowiedzialnego życia. 
-Będziemy o tym myśleć po studiach, razem damy sobie radę, a teraz możemy być bezmyślnymi nastolatkami. -w ułamku sekundy przeturlał się odległość nas dzielącą i znalazł się nade mną. Chciał mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.
-Rose... 
-Chcę płatki cynamonowe. 
-A ja wakacje na Ibizie. -przekręcił oczami. -Ale nie każdy dostaję to co chce. -znów zbliżył swoje usta do moich. 
-Właściwie to moje płatki są w szafce, więc... -nie zdążyłam dokończyć, bo Leo zaczął mnie zachłannie całować. Uwielbiam się z nim drażnić, więc owinęłam nogi wokół niego i przyciągnęłam do siebie przez co opadł na mnie całym swoim ciałem.
-Umm, tak się bawimy. -uśmiechnął się łobuzersko i poruszył biodrami. 
-A ty dalej swoje... -tym razem to ja złączyłam nasze usta. 
-Kocham cię. -odsunął się minimalnie i powiedział patrząc mi w oczy. 
Moje całe ciało się spięło. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jego wzrok był tak nachalny i intensywny, że nie wytrzymałam i spojrzałam w bok.
Chłopak powoli zszedł ze mnie i oboje usiedliśmy obok siebie. 
Ta cholerna cisza. 
-Pójdę już. -momentalnie się podniósł i ruszył w stronę domu. 
-Leo! -wstałam i pobiegłam za nim, gdy go dogoniłam, chciałam zatrzymać i złapałam go za przedramię, ale zostałam odepchnięta. Straciłam równowagę i upadłam. Brunet wyszedł zostawiając mnie samą. 
Rose jesteś idiotką, nie mogłaś mu powiedzieć tego samego?! 
Ale w sumie, miałam kłamać? 
Siedziałam w tym samym miejscu jakieś 10 minut, aż przyszedł Will.
-Cześć... Co się stało? -momentalnie siedział już obok mnie. 
-Pokłóciliśmy się. Leo powiedział, że mnie kocha, a ja to zignorowałam, rozumiesz? 
-Tak. -objął mnie ramieniem. -Rozmawiałem z nim, wiesz? -spojrzał na mnie łagodnie. -Myliłem się, ty na prawdę jesteś dla niego wszystkim. -uśmiechnęłam się lekko do niego. 
-Mi też na nim zależy i to tak cholernie... Potrzebuje go, tu i teraz... Mogę ci coś powiedzieć? 
-Możesz mi mówić wszystko. 
-Boję się, że, gdy się kłócimy od idzie szukać innej... 
-Myślałem, że tak będzie, ale wiesz co? On non-stop dzwoni do Charlie'go. -zmarszczyłam brwi. 
-Co? 
-Jeżeli chodzi o ciebie wcale nie jest taki mocny, żali się Charlie'mu ze wszystkiego. -zaśmiał się. -Kiedyś mówił mu, że za dużo rozmawiasz z Jeremim. -tym razem oboje się zaśmialiśmy.- Charlie wie prawie wszystko o obawach Leo co do waszego związku i mam pewność, że nigdy nie miał zastrzeżeń co do ciebie, ale do siebie samego, myśli, że nie jest wystarczająco dobry dla ciebie. Żebyś widziała z jakim uśmiechem mówi o tobieNie martw się, mogę się złożyć, że jutro rano będzie stał pod naszymi drzwiami. 
-Może masz rację... 
-Zapamiętaj jedno, ja zawsze mam rację. A teraz idź się ogarnąć, wychodzimy. -oznajmił i pomógł mi wstać. 
-Gdzie? -zmarszczyłam brwi. 
Ostatnie czego chciałam to szlajać się z jego kolegami. 
-W dupe młoda. Masz pięć minut. -poszedł do kuchni. 
Postanowiłam się nie kłócić, bo i tak wiedziałam, że jak nie dobrowolnie to siłą mnie wyciągnie z domu, a wole już wyglądać jak człowiek. 
Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy i wysuszyłam je.
Oczywiście nie obyło się bez makijażu, ubrałam się i stwierdziłam, że jest ok. 

Szliśmy w stronę skateparku, Will i jego znajomi często tam przebywają, siedzą, palą i popisują się przed dziewczynami.  
Weszliśmy na zagrodzony siatką teren i przyjrzałam się towarzystwu, trzech chłopaków: blondyn i dwóch brunetów. 
Jeden z nich jest mój.
Trochę się zawahałam i zatrzymałam. 
-Chodź. -Popchnął mnie uśmiechnięty Will.
Patrzyłam w ich stronę: Charlie szturchną bruneta, który siedział z nogami spuszczonymi z rampy, a oczy miał skierowane w buty. Podniósł wzrok i momentalnie zeskoczył z obiekt i szybko do mnie podszedł.
Czekanie na niego wydawało się wiecznością, ale w końcu wpadłam w jego ramiona. 
-Zawsze ja muszę wszystko naprawiać. -parskną dumnie Will. 
Brunet odsunął się ode mnie. 
-Możesz już sobie iść. -spojrzał na mojego "brata", a ten z uniesionymi rękoma odszedł, zostawiając nas samych. 
-Tęskniłem już jak wyszedłem za próg twoich drzwi. -pocałował mnie szybko w usta. 
-Nie chcę się z tobą kłócić. -pogłaskałam jego policzek. 
-Może po prostu zapomnijmy o tym? 
-Nie, Leo czuję coś do ciebie, jesteś dla mnie cholernie ważny, ale nie powiem, tego zanim nie będę pewna. 
-Rozumiem, chciałbym to od ciebie usłyszeć, bo czuję się jak frajer, gdy wyznaję ci miłość, a ty to olewasz.
-Nie olewam, po prostu pierwszy raz ktoś powiedział, że mnie kocha, nie wiedziałam jak zareagować. -chłopak z uśmiechem mnie pocałował i poszliśmy do naszych znajomych. 
Usiedliśmy na rampie i nie wiem dlaczego, ale Charlie patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Jakby był na mnie zły. 
Ale co ja zrobiłam? 
-No Devries wiedziałem, że wylądujesz w kryminale, ale nie sądziłem, że tak szybko. -pokręcił głową Will. 
-To nie śmieszne.-skarciłam go, bo wiedziałam, że Leo wcale nie jest do śmiechu. W końcu jego znajomy nie żyje. 
________________________________________________
Siemson!
Rozdział? Jest!
Mam nadzieję, że się podobał :))
Co myślicie o zachowaniu Leo? 
Rose faktycznie się tym nie przejmuje? Dzisiaj postaram się jeszcze zrobić zaległe LBA, a kolejny rozdział jest już w sumie napisany, tylko nie wiem kiedy uda mi się go poprawić. 
Jedno pytanie, chcielibyście jakąś zakładkę z bohaterami,  czy mam zostawić to waszej wyobraźni? 
Miłego 
-Kate xx

11 komentarzy:

  1. AAA CUUDO ❤❤❤ Mega rozdział omg hahaha, oddaj trochę talentu do pisania XD a co do zakładki z bohaterami jestem za ❤
    Kckc i do następnego ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam całe twoje ff z chłopcami i nie mogę doczekać się kolejnych części. Twoje blogi są najlepszymi jakie czytałam i mówię naprawdę serio ;)
    Z niecierpliwością czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. BOŻE
    TAK
    ZAKŁADKA
    TAK
    JA
    CHCE
    WILL'A
    MOJE KOCHANIE
    DAWAJ MI SZYBCIUTKO TĄ ZAKŁADKĘ
    A co do rozdziału to ten
    LEŁO PRAWIE BYŁ W PIERDLU
    POKŁON DLA SĄSIADA
    Nie wiem o co cho Czarliemu, ale go kocham XD
    O o o, mam pomysł
    Weź mnie wciśnij do twojego ff
    I zrób tak żebym była dziewczyną Czarliego
    Tak
    To świetny pomysł
    Heeee
    Baj baj Kejt
    Twoja idolka
    Masło <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo żebym była dziewczyną Will'a
      Wybór należy do ciebie bejb

      Usuń
  4. ZAKŁADKA!

    ROZDZIAŁ CUDOWNY I UMIERAŁAM GDY LEO I MORDERSTWO

    TĘPY IDIOTA

    BLOG NIESAMOWITY!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo jejuu. Cri zawsze się powtarzam, ale MISTRZOSTWOO 😂😘😘 Kuurde jakie tu się rzeczy dzieją. Leo w kryminale? 😂 Dobra wyobraźnia 😄😘😘😘 I szczerze? Wole sama sobie wyobrazić jak wyglądają 😍😍 No i poprosze, jak najszybciej kolejny rozdział 😂😁💚💚💚💚

    OdpowiedzUsuń
  6. o cie florjan
    czyżby czarli znowu sie bujnął
    ciekawe no
    dawaj mi tu często dziadka pizze ja go kc rili
    płakałam przez pół rozdziału
    masz szczęscie ze mam całodziennego lenia i leze bez mejkapu smierdząc potem
    mmm smacznie
    wiem ze jestem niedojebem nie musisz tego pisać
    leło kriminalist soł macz
    ahahahah beka bo on łazi z tą pizdą pod okiem
    ogólnie to moje wyobrażenia co do bohaterów i ich wyglądu są czasem troche dziwne ale lubie to
    nie pytaj, serio i tak juz wystarczająco zjebałam ci psychike
    boże
    sama w to nie wierze
    no ale kit

    kc buzi hehe
    smierdząca potem zuz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja walę, chora na wora przysięgam xD
      Pizda pod okiem, duszę się, słowo pasterza, ty masz jakąś cegłę na mózg xD
      Kc Zuzka
      -K xx

      Usuń
  7. Super ❤❤❤ czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń