Nananananannana
Nowy bloga!!!!!!
http://timetobam.blogspot.com/
Jest już prolog!
Miłego dnia!
-Kate xx
piątek, 17 lutego 2017
piątek, 3 lutego 2017
Epilog.
Było wspaniale, Leondre dzwonił codziennie, a nawet dwa razy dziennie by się dowiedzieć co u mnie i opowiedzieć w jak wspaniałym miejscu aktualnie jest. Mówił, że mnie kocha i gdzie zabierze mnie na wakacje. Każdego dnia przekonywałam się jak bardzo go kocham, a tęsknota kuła mnie w serce.
Tak było.
Przez pierwszy miesiąc.
Nie ma żadnej miłości, nie będzie wakacji, bo przestał się odzywać. Z czasem dzwonienie zamieniło się w wiadomości, które przychodziły coraz rzadziej, raz dziennie, raz na tydzień, a potem w ogóle.
Nie ma miłości jest tylko tęsknota za tym co mogłoby być gdybyśmy utrzymywali kontakt.
Najgorsze było, gdy w urodziny piłam tanie wino z Avril i czekałam na głupią wiadomość od niego. Wystarczyłoby mi pieprzone sto lat, wiedziałabym, że o mnie pamięta, ale nie pamiętał.
Zapomniał o wszystkim, o obietnicach, które mi składał i o mnie. Teraz już wiem, że dla niego nic się nie liczy. Nie potrzebuje niczego na dłużej, nie dojrzał do miłości, a tym bardziej do związku.
Czy żałuję? Nie. Dzięki niemu wiem czym jest prawdziwa miłość, jak to jest kochać i widzieć w kimś cały swój świat. A także jak mogą boleć puste słowa. I już wiem na pewno, że nie chcę znów zaznać smaku tego uczucia.
Coś się we mnie pękło, zmieniło na zawsze, jestem innym człowiekiem, inaczej na wszystko patrzę.
To był mój błąd. Nie powinnam go do siebie dopuścić.
Tak było.
Przez pierwszy miesiąc.
Nie ma żadnej miłości, nie będzie wakacji, bo przestał się odzywać. Z czasem dzwonienie zamieniło się w wiadomości, które przychodziły coraz rzadziej, raz dziennie, raz na tydzień, a potem w ogóle.
Nie ma miłości jest tylko tęsknota za tym co mogłoby być gdybyśmy utrzymywali kontakt.
Najgorsze było, gdy w urodziny piłam tanie wino z Avril i czekałam na głupią wiadomość od niego. Wystarczyłoby mi pieprzone sto lat, wiedziałabym, że o mnie pamięta, ale nie pamiętał.
Zapomniał o wszystkim, o obietnicach, które mi składał i o mnie. Teraz już wiem, że dla niego nic się nie liczy. Nie potrzebuje niczego na dłużej, nie dojrzał do miłości, a tym bardziej do związku.
Czy żałuję? Nie. Dzięki niemu wiem czym jest prawdziwa miłość, jak to jest kochać i widzieć w kimś cały swój świat. A także jak mogą boleć puste słowa. I już wiem na pewno, że nie chcę znów zaznać smaku tego uczucia.
Coś się we mnie pękło, zmieniło na zawsze, jestem innym człowiekiem, inaczej na wszystko patrzę.
To był mój błąd. Nie powinnam go do siebie dopuścić.
Zniszczyłeś naszą miłość.
Zniszczyłeś moją wiarę w ludzi.
Zniszczyłeś mnie jako człowieka zdolnego do wielkich uczuć.
Na twoje pieprzone, porwane spodnie
Nienawidzę cię Leondre Devries.
Na twoje pieprzone, porwane spodnie
Nienawidzę cię Leondre Devries.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hura?!
Nie wiem czy mam się cieszyć, bo skończyłam już drugie ff, czy płakać, bo to już koniec.
Tu powinnam napisać kilka słów o tym jak próbowałam przekazać coś między wierszami, ale nie mogę nic napisać, bo dla mnie to nie jest koniec. Mam dalszą część tej historii w głowie i kto wie, może jeszcze pojawi się w postaci bloga.
Narazie nawet o tym nie myślę, bo obiecałam drugą część JNCMWŻS i zamierzam tego dotrzymać, z racji tego, że już dawno zaczęłam, to informacja o nowym blogu powinna się pojawić w ciągu tygodnia :)
Więc mogę jedynie wam podziękować, za to, że dotrwaliście ze mną do końca, za wsparcie i miłe słowa, komentarze, wyświetlenia...Gdym was nie miała prawdopodobie pisać skończyłabym w połowie mojego pierwszego bloga, a tu proszę, skończyłam już drugi i wcale nie zamierzam kończyć.
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO!
-Kate xx
czwartek, 2 lutego 2017
50.
Obudziłam się chwilę po szóstej przygnieciona przez chłopaka. Leżał na mnie połową ciała nie pozwalając mi ani drgnąć. Delikatnie wygrzebałam się z pod jego ciężaru i poszłam do toalety. Załatwiłam to co miałam i chciałam wrócić do łóżka. Swobodnie szłam korytarzem, ale zupełnie zapomniałam o mamie Leo, która teraz stała na schodach. Zacisnęłam wargi i zatrzymałam się obserwując jej reakcje. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, ale ona jak gdyby nigdy nic pokonała resztę schodów i stanęła naprzeciwko mnie. Próbowałam naciągnąć niżej materiał koszulki, ale to wcale nie pomogło.
-Dzień dobry. -wyjąkałam i przysięgam, że ona wcale nie ukrywała rozbawienia.
-Jak się spało?-spytała z wielkim uśmiechem.
-Przepraszam, że nie zapytaliśmy pani o zdanie, ale wróciliśmy późno, pani nie było i... -wylałam potok słów denerwując się jak nigdy.
-Nie szkodzi. -przerwała mi. -Na prawdę. Pewnie jesteś głodna, chodź zrobiłam naleśniki. -kiwnęła głową w stronę schodów.
-Em... Ja tylko... -co miałam jej powiedzieć? Że chcę założyć stanik i spodnie?
-Będę na dole. -uratowała sytuację i poszła do swojej sypialni, prawdopodobnie odłożyć ubrania, które trzymała złożone w rękach. Szybko wbiegłam do pokoju Leo, wyjęłam z jego szafy spodenki, które nie dość, że spadały mi z dupy to były mi do połowy łydek oraz stanik. Leondre spał, pomyślałam, że nie ma sensu go budzić. Pocałowałam go w skroń i zbiegłam na dół. Pani Victoria siedziała przy stole i piła kawę, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu.
Trzymałam spodnie i płonęłam ze wstydu kiedy zmierzyła mnie wzrokiem. Dziwne, że ciągle się uśmiechała, widząc mnie taką.
Powoli usiadłam naprzeciwko niej i przegryzłam wargę. Byłam ciekawa co powie i jaka będzie skala niezręczności, bo narazie to 13/10.
-Częstuj się. Mam nadzieję, że Leondre zaraz wstanie, bo wszystko wystygnie.
Uśmiechnęłam się, nałożyłam sobie naleśnika i zaczęłam smarować go dżemem. Zauważyłam, że obok mojego talerza stoi kubek parującej herbaty, więc założyłam, że to dla mnie. Nie mam zwyczaju jedzenia śniadania od razu po obudzeniu się, bo po prostu nie jestem głodna, ale raz, że nie wypadało odmówić, a dwa wolałam mieć zajętą buzię.
-Dziękuję.
Próbowałam jeść, ale pani Victoria patrzyła na mnie z takim uśmiechem jakby miała zaraz zanieść się śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
W końcu wybuchła.
-Przepraszam Rosie, ale tak się cieszę... Już myślałam, że nigdy nie będziecie razem, Leondre tak się przejął waszym rozstaniem i myślałam, że to już definitywnie. Na prawdę się cieszę. -ostatnie zdanie powiedziała już spokojniej, a ja odetchnęłam z ulgą. -Mam nadzieję, że wiesz...to już na poważnie.
-Em... Po prostu dużo się kłóciliśmy, bardzo się różnimy... Nie wiem na czym to polega, ale chyba dlatego go kocham. -gdy to powiedziałam jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a ja zorientowałam się co powiedziałam. Była to prawda, ale jak mogłam powiedzieć to jego mamie zaraz po tym jak do siebie wróciliśmy?
-Leondre zawsze był trudnym dzieckiem, kiedyś był zamknięty w sobie, a z wiekiem zaczął odreagować inaczej, imprezy, nauczyciele mówili, że jest bezczelny, egoistyczny, a nawet agresywny, ale uwierz mi, jeżeli o ciebie walczył to nie był to jego głupi wybryk.
-Niech pani w to nie wierzy, jest dobrym chłopakiem. -uśmiechnęłam na myśl o nim. Nie określiłabym go tak, wszystko co robi, robi dlatego, bo myśli, że to jest dobre. Nie zwraca uwagi na środki tylko na cel.
-Bardzo dobrze o tym wiem.
Przerwałyśmy, bo usłyszałyśmy otwieranie drzwi i zaraz zszedł Leo. Podszedł do mnie od tyłu, pocałował w policzek i objął ramionami moją szyję.
-Dzień dobry pięknym paniom.
-Dobry humor?
-Żebyś wiedziała mamo. -znów pocałował mój policzek i usiadł obok. Gdy przyszedł rozmowa zrobiła się luźniejsza, zjedliśmy i poszliśmy na górę, bo chciał ze mną porozmawiać. Przestraszyłam się, że to coś poważnego, bo był trochę nieswój.
-No więc o co chodzi. -usiadłam na łóżku, a on na ziemi przytulając się do moich nóg. Położył brodę na moich kolanach i patrzył na mnie spod rzęs. -Leondre zaczynam się bać. -zaśmiałam się nerwowo.
-Kiedyś mówiłem ci o trasie. -mówił bardzo spokojnie, a ja zmarszczyłam brwi. -Ameryka, Europa, Azja, to duża sprawa. -pogładził dłonią mój policzek, patrzyłam na niego i już wiedziałam o co chodzi.
-Miała trwać kilka miesięcy. -głośno przełknęłam ślinę. -Kiedy jedziecie?
-Jutro z rana. -powiedział po dłuższym milczeniu. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam wargi, żeby przyjąć jakoś tą wiadomość, ale nie potrafiłam wziąć tego na spokojnie.
Wstałam, zdjęłam bluzkę, spodnie i zaczęłam zakładać moją sukienkę.
-Poczekaj. -złapał mnie za dłoń, ale wyrwałam ją i zapięłam zamek od sukienki. -Proszę Rosie, co ja mam zrobić?
-Nic nie możesz zrobić. O to chodzi. -spojrzałam na niego. -Mogłeś wcześniej powiedzieć, że to nie ma sensu. -zabrałam buty i zbiegłam na dół dopiero tam je założyłam i wyszłam.
Właśnie teraz, gdy wszystko mogło być takie piękne, on jedzie w trasę. Jak on to sobie wyobraża? Będziemy ze sobą na odległość, przez te kilka miesięcy będziemy pisać do siebie wiadomości i to będzie nam wystarczać? Nie będzie mi wystarczać. Chcę mieć go tu blisko, chcę się z nim przytulać, całować, kłócić i chodzić na randki. Chcę żeby był obok, a nie gdzieś na końcu świata.
Nawet się nie zorientowałam gdy byłam już w domu, zdjęłam buty i weszłam w głąb, od razu zostałam obrzucona krzykami mamy, że nie mogę sobie tak po prostu wychodzić na noc, bo mieszkam pod jej dachem blablabla, zignorowałam i poszłam do siebie.
I co teraz? Nie chcę żeby jechał.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do kołdry.
-Dzień dobry. -wyjąkałam i przysięgam, że ona wcale nie ukrywała rozbawienia.
-Jak się spało?-spytała z wielkim uśmiechem.
-Przepraszam, że nie zapytaliśmy pani o zdanie, ale wróciliśmy późno, pani nie było i... -wylałam potok słów denerwując się jak nigdy.
-Nie szkodzi. -przerwała mi. -Na prawdę. Pewnie jesteś głodna, chodź zrobiłam naleśniki. -kiwnęła głową w stronę schodów.
-Em... Ja tylko... -co miałam jej powiedzieć? Że chcę założyć stanik i spodnie?
-Będę na dole. -uratowała sytuację i poszła do swojej sypialni, prawdopodobnie odłożyć ubrania, które trzymała złożone w rękach. Szybko wbiegłam do pokoju Leo, wyjęłam z jego szafy spodenki, które nie dość, że spadały mi z dupy to były mi do połowy łydek oraz stanik. Leondre spał, pomyślałam, że nie ma sensu go budzić. Pocałowałam go w skroń i zbiegłam na dół. Pani Victoria siedziała przy stole i piła kawę, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu.
Trzymałam spodnie i płonęłam ze wstydu kiedy zmierzyła mnie wzrokiem. Dziwne, że ciągle się uśmiechała, widząc mnie taką.
Powoli usiadłam naprzeciwko niej i przegryzłam wargę. Byłam ciekawa co powie i jaka będzie skala niezręczności, bo narazie to 13/10.
-Częstuj się. Mam nadzieję, że Leondre zaraz wstanie, bo wszystko wystygnie.
Uśmiechnęłam się, nałożyłam sobie naleśnika i zaczęłam smarować go dżemem. Zauważyłam, że obok mojego talerza stoi kubek parującej herbaty, więc założyłam, że to dla mnie. Nie mam zwyczaju jedzenia śniadania od razu po obudzeniu się, bo po prostu nie jestem głodna, ale raz, że nie wypadało odmówić, a dwa wolałam mieć zajętą buzię.
-Dziękuję.
Próbowałam jeść, ale pani Victoria patrzyła na mnie z takim uśmiechem jakby miała zaraz zanieść się śmiechem, a ja nie wiedziałam dlaczego.
W końcu wybuchła.
-Przepraszam Rosie, ale tak się cieszę... Już myślałam, że nigdy nie będziecie razem, Leondre tak się przejął waszym rozstaniem i myślałam, że to już definitywnie. Na prawdę się cieszę. -ostatnie zdanie powiedziała już spokojniej, a ja odetchnęłam z ulgą. -Mam nadzieję, że wiesz...to już na poważnie.
-Em... Po prostu dużo się kłóciliśmy, bardzo się różnimy... Nie wiem na czym to polega, ale chyba dlatego go kocham. -gdy to powiedziałam jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a ja zorientowałam się co powiedziałam. Była to prawda, ale jak mogłam powiedzieć to jego mamie zaraz po tym jak do siebie wróciliśmy?
-Leondre zawsze był trudnym dzieckiem, kiedyś był zamknięty w sobie, a z wiekiem zaczął odreagować inaczej, imprezy, nauczyciele mówili, że jest bezczelny, egoistyczny, a nawet agresywny, ale uwierz mi, jeżeli o ciebie walczył to nie był to jego głupi wybryk.
-Niech pani w to nie wierzy, jest dobrym chłopakiem. -uśmiechnęłam na myśl o nim. Nie określiłabym go tak, wszystko co robi, robi dlatego, bo myśli, że to jest dobre. Nie zwraca uwagi na środki tylko na cel.
-Bardzo dobrze o tym wiem.
Przerwałyśmy, bo usłyszałyśmy otwieranie drzwi i zaraz zszedł Leo. Podszedł do mnie od tyłu, pocałował w policzek i objął ramionami moją szyję.
-Dzień dobry pięknym paniom.
-Dobry humor?
-Żebyś wiedziała mamo. -znów pocałował mój policzek i usiadł obok. Gdy przyszedł rozmowa zrobiła się luźniejsza, zjedliśmy i poszliśmy na górę, bo chciał ze mną porozmawiać. Przestraszyłam się, że to coś poważnego, bo był trochę nieswój.
-No więc o co chodzi. -usiadłam na łóżku, a on na ziemi przytulając się do moich nóg. Położył brodę na moich kolanach i patrzył na mnie spod rzęs. -Leondre zaczynam się bać. -zaśmiałam się nerwowo.
-Kiedyś mówiłem ci o trasie. -mówił bardzo spokojnie, a ja zmarszczyłam brwi. -Ameryka, Europa, Azja, to duża sprawa. -pogładził dłonią mój policzek, patrzyłam na niego i już wiedziałam o co chodzi.
-Miała trwać kilka miesięcy. -głośno przełknęłam ślinę. -Kiedy jedziecie?
-Jutro z rana. -powiedział po dłuższym milczeniu. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam wargi, żeby przyjąć jakoś tą wiadomość, ale nie potrafiłam wziąć tego na spokojnie.
Wstałam, zdjęłam bluzkę, spodnie i zaczęłam zakładać moją sukienkę.
-Poczekaj. -złapał mnie za dłoń, ale wyrwałam ją i zapięłam zamek od sukienki. -Proszę Rosie, co ja mam zrobić?
-Nic nie możesz zrobić. O to chodzi. -spojrzałam na niego. -Mogłeś wcześniej powiedzieć, że to nie ma sensu. -zabrałam buty i zbiegłam na dół dopiero tam je założyłam i wyszłam.
Właśnie teraz, gdy wszystko mogło być takie piękne, on jedzie w trasę. Jak on to sobie wyobraża? Będziemy ze sobą na odległość, przez te kilka miesięcy będziemy pisać do siebie wiadomości i to będzie nam wystarczać? Nie będzie mi wystarczać. Chcę mieć go tu blisko, chcę się z nim przytulać, całować, kłócić i chodzić na randki. Chcę żeby był obok, a nie gdzieś na końcu świata.
Nawet się nie zorientowałam gdy byłam już w domu, zdjęłam buty i weszłam w głąb, od razu zostałam obrzucona krzykami mamy, że nie mogę sobie tak po prostu wychodzić na noc, bo mieszkam pod jej dachem blablabla, zignorowałam i poszłam do siebie.
I co teraz? Nie chcę żeby jechał.
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do kołdry.
Dlaczego wszystko musi być do bani? Znowu. Naprawdę się cieszę, że ma pasję i zawsze będę go wspierać, ale to musi się odbijać na nas? W najgorszym momencie. Mieliśmy pracować nad NAMI, było wiele błędów, złych sytuacji, niepotrzebnych słów...nie ufamy sobie w stu procentach i trzeba to naprawić, a jego wyjazd jeszcze bardziej nas od siebie oddali.
-Wszystko jest do dupy. -wstałam i poszłam wziąć długą kąpiel. Starałam sobie wyobrazić jak to będzie wyglądało, ale żadna z wymyślonych przeze mnie historii nie kończyła się dobrze.
Przebrałam się osuszyłam trochę włosy.
-Jak tam Rosie? -trafiłam na Willa na korytarzu.
-Powiem ci jedno... Życie jest do dupy. Nawet jeżeli myślisz, że jest super to nie jest. Jest do dupy.
-Przykro mi. -potarł moje ramię. -Masz gościa.
Byłam pewna, że to Leondre. Gdy weszłam do pokoju siedział na moim łóżku z wielkim bukietem kwiatów. Uśmiechnęłam się smutno, a on wstał.
-Kwiaty nic nie załatwią.
-Wiem, to są kwiaty za wczoraj. -szybko do niego podeszłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Nie chcę żebyś jechał. -zachlipałam.
-Nie mogę już tego odwołać.
-Nie chcę żebyś odwoływał. Poczekaj tu. -odsunęłam się. -Pójdę po jakiś wazon. Dziękuję.
Nalałam wody do wazonu, włożyłam kwiaty i postawiłam go na biurku.
-Hej, nie płacz. -złapał mnie za dłoń kiedy przechodziłam obok niego.
-Nie płaczę... Ja tylko... Jak ty to sobie wyobrażasz? -usiadłam po jego lewej stronie.
-Narazie będziemy rozmawiać przez telefon, będę tęsknił jak cholera i pewnie też będę płakał. -zaśmiałam się i przytuliłam do jego boku. -A jak wrócę będzie zajebiście. -pogłaskał moje włosy i pocałował w czoło. -Będzie wspaniale.
-Boję się, że powiesz w końcu, że to nie ma sensu.
-Rosalie, powiedz mi Skarbie, jak ja mógłbym tak powiedzieć? -przyciągnął mnie na swoje kolana. -Gdzie ja później znajdę taką drugą ciebie? Hm? To ja powinienem się bać, że ktoś będzie próbował mi cię zabrać. -pocałował mnie delikatnie w usta
-Ugh. Obiecaj, że będziesz codziennie dzwonił.
Leondre uśmiechnął się i położył na plecach, więc siedziałam na nim okrakiem.
-Obiecuję. -położył dłonie na moich udach. -Obiecuję, że będę dręczył cię telefonami pięć razy dziennie, a jeżeli przez dziesięć minut nie będziesz mi odpisywała, będę dzwonił do twojej mamy.
-Leondre mnie to nie bawi. Wiesz, że Avril będzie wiedziała o wszystkim co robicie. Jak się dowiem, że jakaś fanka nie trafiła ustami w twój policzek to... -nie zdążyłam dokończyć, bo pociągnął mnie za bluzkę i przytulił.
-To przyjedziesz i zabierzesz mnie do domu. Chyba specjalnie, którąś pocałuje.
-Ale wtedy możesz o mnie zapomnieć. -uśmiechnęłam się uwodzicielsko i musnęłam jego wargi. -Tym razem na zawsze. -znów zbliżyłam usta.-Tak?
Pokiwał głową i uchylił wargi, ale odsunęłam się. -Tak?
Patrzył na mnie wielkimi oczami i zamrugał kilka razy.
Patrzył na mnie wielkimi oczami i zamrugał kilka razy.
-Przysięgam na całą kolekcję filmów Harrego Pottera, na nasze pocałunki, na każdy kurwa raz kiedy płakałem za tobą jak bachor, pójście do BGT, każdy koncert, płytę i nagrodę, na moje porwane spodnie, twoją czerwoną pomadkę, na ten pieprzony domek na drzewie i każde twoje wybaczenie, przysięgam, że Kocham cię Rosalie Nixton najbardziej na całym świecie.
Patrzyliśmy sobie chwilę w oczy i nawet przeszło mi przez myśl, że chcę na niego patrzeć już zawsze, bo chociaż nie wiem ile razy będę wątpić to on zajmuję pierwsze miejsce w moim sercu.
***
***
Gdy obudziłam się z rana jego już nie było. Czułam tylko jego zapach, którym mogę cieszyć się tylko dzisiaj. Jutro, po jutrze, we czwartek, piątek, za miesiąc i za dwa, tego nie będzie.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem wszedł Will i od razu odsłonił okna.
-Pobudka śpiąca królewno. Życzysz sobie naleśników, jajecznicy, tostów, może kanapki?
-Wystarczą mi płatki. -Will uśmiechnął się i wyszedł.
Wzięłam do ręki telefon, żeby sprawdzić godzinę, była 6.40 i miałam jedną wiadomość.
"Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić. Jestem już na lotnisku, ale pewnie jak to przeczytasz będę w samolocie. Przekaż Avril, że Charlie uśmiechnął się do pani pracującej w Mc'u niech coś z tym zrobi. Proszę zapnij koszulę pod samą szyję i nie maluj się za bardzo, a właściwie w ogóle. Na twoją czerwoną szminkę, Kocham cię.xx"
Uśmiechnęłam się pod nosem i opadłam na łóżku.
-Kocham cię Leondre.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemson!
No już jest wielkie 50 i uwierzcie, mnie też to przeraża xd
No to tak, jutro wieczorem też się coś powinno pojawić, więc serdecznie zapraszam :)(
-Kate xx
Siemson!
No już jest wielkie 50 i uwierzcie, mnie też to przeraża xd
No to tak, jutro wieczorem też się coś powinno pojawić, więc serdecznie zapraszam :)(
-Kate xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)